1. Drapieżnik i ofiara

15.7K 529 287
                                    


   TYLKO UDOSTĘPNIAM. LINK DO ORYGINAŁU:  http://drarry.pl/forum/viewtopic.php?f=8&t=944 


  O ile korytarze Hogwartu były interesujące podczas dnia, to w nocy ich atmosfera wręcz zapierała dech w piersiach. Każda ściana migotała lekko od eterycznie osiadających śladów magii. Same cienie zdawały się kryć rzeczy, które w świetle byłyby całkowicie niedostrzegalne, oszukując zmysły i podsuwając wizje czegoś ukrywającego się w najciemniejszych zakamarkach. Dziś wieczorem można było przekonać się o tym na własnej skórze.
     Draco Malfoy nie zwracał uwagi na niesamowity nastrój panujący nocą w Hogwarcie. Opuścił lochy, skupiony na od dawna wyczekiwanej misji, która niosła ze sobą obietnicę jakże słodkiej zemsty. Wcześniej tego dnia, pod koniec lekcji eliksirów, udało mu się wykraść wypracowanie Pottera z jego torby. Było zadane na następny dzień i jeżeli Gryfon chciał mieć jakąkolwiek szansę, by zdać do następnej klasy, niedługo zacznie go szukać. Gdy tak się stanie, Draco będzie już gotowy. To było takie banalne. Tak proste, a jednak tak mistrzowsko wykonane. Teraz pozostało już tylko czekać.
     Starał się przeniknąć wzrokiem ciemności, oczekując jakiegokolwiek drgnięcia ze strony dużego portretu wiszącego spokojnie na ścianie. Sprawiał on wrażenie, jakby oddzielał wieżę Gryffindoru od reszty zamku. Wytężył słuch, jednak dotarło do niego jedynie ciche pochrapywanie Grubej Damy. Oprócz tego słyszał tylko bicie własnego serca.
     Skradając się dyskretnie, Draco wspierał się jedną ręką ściany, zachowując w dalszym ciągu pełną czujność. Nigdy jeszcze nie był w nic aż tak bardzo zaangażowany. Magiczny napój, który przyrządził dla siebie, zniwelował potrzebę snu. Mógł dzięki temu czekać całą noc, jeśli byłoby to konieczne, i nie poczuć najmniejszego zmęczenia. Bycie pupilkiem Snape'a miało wiele zalet, ale największą z nich był niewątpliwie dostęp do wszystkich składników, z których przyrządzano eliksiry. Pod koszulą ukrywał wyjątkowy medalion, który założył, mając na względzie rady ojca. Unieszkodliwiał on wszelkiego rodzaju zaklęcia tropiące, maskując jego obecność do czasu, aż on i Potter znajdą się poza terenami Hogwartu. Ponadto, jego własne zdolności i ostrożność powinny skutecznie chronić go przed zdemaskowaniem. Zjechał ręką w dół i potarł nią rękojeść sztyletu, wetkniętego w pochwę i dokładnie ukrytego pod szatą. Ostrze pokrywała trucizna paraliżująca, którą przyrządził wedle własnego przepisu. Ten wywar dał mu najwyższe oceny na SUM'ach, a teraz dzięki niemu zdobędzie również Pottera.
     Nagle coś zaskrzypiało, lecz Draco jedynie zamrugał. Rama portretu odchyliła się lekko od ściany z donośnym zgrzytem, przez co Gruba Dama poruszyła się, lecz nie obudziła. Powoli obraz wrócił z powrotem na swoje miejsce, nawet jeśli dla przeciętnego obserwatora mogło wydawać się, że nikt nie wyszedł z pokoju wspólnego. Uśmiech Draco poszerzył się. Więc Potter miał Pelerynę Niewidkę. Draco nie robiło to większej różnicy − w sumie fakt ten mógł być nawet pomocny. Potter będzie czuł się pewniej, przebywając w ukryciu. I naturalnie stanie się tym samym mniej czujny. Nieostrożną ofiarę zawsze łatwiej złapać.
     Draco słyszał szuranie butów po kamiennej posadzce i delikatny szelest materiału w powietrzu. Dobry łowca dokładnie wie kiedy i gdzie uderzyć. To ewolucja; przetrwają jedynie ci najsilniejsi – mający świadomość tego, w którym miejscu należy czekać, kiedy walczyć, w jakim momencie ruszyć i zadać ostateczny cios. Będzie go śledził, aż Harry znajdzie się w odpowiednim miejscu, a następnie przystąpi do ataku. Potter wyląduje w ten sposób na końcu łańcucha pokarmowego.
     W międzyczasie Harry szedł, cicho przeklinając w myślach. Gdy nie miał już pomysłów, powracał do najlepszych pozycji ze swojej mentalnej listy. Nie mógł uwierzyć, że gdzieś zapodział ten pergamin. Ze wszystkich głupich rzeczy, jakie mogły mu się przytrafić, musiało paść akurat na zadanie z eliksirów? I ze wszystkich przedmiotów oraz wszystkich możliwych momentów, dlaczego musiały to być eliksiry i to na dzień przed oddaniem prac? Co gorsza, było to pierwsze wypracowanie w tym roku.
     Mógł przysiąc, że włożył je do torby pod koniec zajęć, lecz dziś wieczorem, kiedy siedząc z Ronem przed kominkiem postanowili wyciągnąć książki, by zająć się pracą domową, odkrył, że pergamin zniknął. Napisanie tych czternastu cali zajęło mu cały tydzień i nie było sposobu, by mógł przepisać to wszystko w jedną noc. Hermiona mogłaby mu w tym pomóc, jednak zamiast tego zaczęła go pouczać, mówiąc, że stanie się bardziej odpowiedzialny, jeśli sam poszuka rozwiązania. Więc tak też zrobił. Rozpoczął polowanie na ten cholerny świstek papieru.
     Harry skręcił w bok na końcu korytarza i zaczął schodzić po schodach, praktycznie potykając się o pierwszy stopień. Dodał kilka nowych wyrazów do stale powiększającej się kolekcji przekleństw.
     Ciemność nigdy mu nie przeszkadzała. Przyzwyczaił się do niej po spędzeniu większości życia w ciasnej komórce, mając do dyspozycji wyłącznie żarówkę. Cienie, wypełniające w nocy korytarze, traktował jako coś znajomego. Miejsce, przez które mógł śmiało i swobodnie przejść. Mimo wszystko frustracja związana z wypracowaniem, a także irytacja spowodowana faktem, że nie może teraz wylegiwać się w swoim ciepłym łóżku, wprawiły go w nie najlepszy nastrój. Męczyło go dzisiaj niepokojące przeczucie, że coś kryje się w ciemnych zakamarkach. Tak, jakby towarzyszył mu czyjś oddech, wdzierając się na jego terytorium i naruszając jego przestrzeń.
     Przestań, powiedział sobie. Zeżre cię paranoja, jeśli tak dalej pójdzie. Mapa Huncwotów nikogo nie pokazuje. Nikogo tutaj nie ma. Wystarczy dostać się do lochów, znaleźć ten piekielny pergamin i wrócić z powrotem do łóżka.
     Całkowicie skupiony na swoim zadaniu i odkryciu kolejnego wulgaryzmu, który mógłby dodać do swojej stale przybierającej na sile wewnętrznej tyrady, ruszył schodami w dół, idąc przez rozlegle korytarze, by w końcu znaleźć się dokładnie naprzeciwko lochów. Nie było śladu Filcha, pani Norris, Irytka czy nawet Krwawego Barona. Harry'emu taki spokój bardzo przypadł do gustu, w tym również i Draco. Niewidzialny człowiek i jego cień.
     Malfoy podążał za Harrym w bezpiecznej odległości pięciu, może więcej metrów, bacznie obserwując każdy krok Pottera oraz chłonąc dźwięk jego przyspieszonego oddechu. Tropił go z wyczuciem i precyzją opracowaną niemal do perfekcji, skradając się na palcach.
     Harry nie potrafił odnaleźć się w lochach, podczas gdy Draco czuł się w nich jak ryba w wodzie. Znał na pamięć każdy kamień, cień i drzwi.
     W otoczeniu głuchej ciszy, Malfoy i Potter skręcili w korytarz prowadzący wprost do dormitoriów Ślizgonów, jednak kontynuowali dalszą wędrówkę w kierunku klasy eliksirów.
     Za salami Snape'a nie było jednak niczego, co chociaż częściowo mogłoby sugerować odbywające się tam zajęcia. Te korytarze opustoszały wieki temu, mimo to Draco miał nieodparte przeczucie, że rozsądnym wyjściem byłoby je zwiedzić. A wycieczka zaprowadziła go do zakurzonego, bo od dawna nieużywanego przejścia. W tamtym czasie jego śmiałe przedsięwzięcie można było w pewnym stopniu uznać za zwykłą stratę czasu. Dzisiaj ta wiedza miała zaprocentować.
     Odgłosy szurania, jakie wydawał Potter, ucichły, gdy chłopak zatrzymał się przed klasą Snape'a. Do uszu Draco dotarł szelest peleryny i metalowy zgrzyt klamki, kiedy Harry próbował otworzyć najwyraźniej zablokowane drzwi.
     To jasne, że będą zamknięte, kretynie.
     Inteligencja Harry'ego w mniemaniu Draco spadła z trzaskiem o kilka stopni w dół.
     Jednak ta chwila zawahania była tym, czego najbardziej potrzebował. Przemknął wzdłuż ściany po przeciwnej stronie korytarza, aż znalazł się dokładnie za Harrym. Więc to właśnie tak czuje się wąż, który po zwęszeniu swojej ofiary jest w pełni gotowy do ataku.
     Ojciec byłby dumny, gdyby go teraz zobaczył. W końcu, będąc czymś więcej niż tylko cierniem w łapie lwa, Draco miał zadać o wiele głębszy cios, dzięki któremu zostanie z honorem przyjęty w szeregi śmierciożerców. Starając się z całej siły nie zaczerpnąć powietrza, przez co mógłby stracić swoją szansę, stanął za plecami Harry'ego.
     Potter wyciągnął rękę i chwycił klamkę, a następnie za nią pociągnął. Nawet nie drgnęła. Szarpnął ponownie, nie przyjmując do wiadomości, że drzwi są zablokowane. Przerwał na moment, zirytowany, a następnie zaczął nerwowo przetrząsać szaty w poszukiwaniu różdżki. Rozległ się cichy szmer, a sekundę później coś chwyciło niespodziewanie za jego pelerynę i ściągnęło mu ją z głowy.
     Harry obrócił się, zszokowany, instynktownie osłaniając się rękami przed niebezpieczeństwem.
     — Malfoy! — wysyczał.
     — Nie powinieneś się tu kręcić w nocy, Potter. Ktoś może cię złapać — zadrwił Draco.
     — A ciebie to może nie dotyczy, co? — odgryzł się Harry. — Co ty tu, do cholery, w ogóle robisz?
     — Odrabiam małą pracę domową z eliksirów. — Draco sięgnął do kieszeni, by po chwili wyciągnąć z niej zmięty kawałek pergaminu. — Wygląda znajomo?
     W słabym świetle korytarza Harry rozpoznał w nim swoje chaotycznie napisane wypracowanie.
     Niemal jak ryba otwierał i zamykał usta, nie wydając przy tym żadnego dźwięku, co przy jego bezbrzeżnym zdumieniu nie było niczym niezwykłym. W końcu zdobył się na słabe:
     — Do czego ci ono potrzebne? Nie możesz marnować swojego czasu na nękanie kogoś innego?
     Malfoy zbliżył się nieznacznie, przyjmując najgroźniejszą pozę, na jaką mógł się zdobyć. Harry czuł na policzku jego gorący oddech. Odsunął się, uderzony nieprzyjemnym uczuciem dyskomfortu − większym nawet, niż zwyczajowe złe samopoczucie, które odczuwał zawsze w obecności Ślizgona. Następnie uderzył plecami o ścianę.
     Zdał sobie sprawę, że znajduje się w potrzasku, uwięziony pomiędzy murem a Malfoyem. Draco uśmiechnął się, a Harry z całą pewnością mógł stwierdzić, że był to najbardziej nieprzyjemny uśmiech, jaki kiedykolwiek w życiu widział. Nie licząc, rzecz jasna, Voldemorta.
     — Marnuję czas, Potter? — zapytał. W jego oczach pojawił się dziwny błysk. — Doprawdy? W takim razie najwyższa pora to zmienić.
     Harry może i miał odpowiednią ilość wolnej przestrzeni, by móc się wydostać, lecz definitywnie zabrakło mu na to czasu. Draco wystrzelił z prędkością błyskawicy. Potter dostrzegł błysk metalu w jego dłoni, po chwili czując, jak ostrze zatapia się w jego ramieniu.
     Był zbyt oszołomiony, by wrzasnąć, lecz starczyło mu sił na głośne sapnięcie. Żelazo zdawało się mrozić jego ciało niczym arktyczny lód.
     Malfoy przekręcił sztylet, szczerząc się złośliwie i wyciągnął go. Mimo to, mroźne wrażenie nie zniknęło. Co gorsza, najwyraźniej szybko się rozprzestrzeniało. Chłód pędził przez żyły Harry'ego, kierując się w dół do ramion, a następnie w stronę klatki piersiowej.
     — Co ty...?
     Igiełki lodu dosięgły w końcu szyi, zamrażając sformułowane w gardle słowa. Potter upadł na podłogę, gdy zdrętwiały także jego nogi.
     Draco stał nad nim, manifestując swoje zwycięstwo.
     — To specjalna mikstura mojej własnej produkcji, Potter. Przekracza raczej znacznie twoje umiejętności. Masz pecha, mogłeś bardziej uważać na eliksirach. Och, przy okazji: twoje wypracowanie jest koszmarne.
     Draco pochylił się i ich twarze dzieliły teraz zaledwie centymetry.
     — Nie martw się, Potter. Nie jest trująca. Czarny Pan byłby bardzo rozczarowany, gdybym zabrał mu przyjemność zabicia cię. Mówiłem przecież, że zapłacisz mi za wszystko.
     Harry próbował krzyczeć, gdy świat wokół niego stopniowo stawał się coraz bardziej zamazany. Jego puls zwolnił, odbijając mu się głuchym echem w uszach. Ledwie był w stanie zmuszać swoje płuca, by wypełniały się na nowo powietrzem. Bryla lodu skuła serce, ostro nim wstrząsając. Wraz z ostatnim, płytkim oddechem, Potter wpatrywał się w ciemność, która owijała się wokół niego ciasno niczym kokon, dusząc, a następnie całkowicie pochłaniając.
     Malfoy ujął jego nadgarstek i wyczuł puls. Uderzenia były słabe, oddzielone od siebie prawie dziesięcioma sekundami, ale jednak tam były. Pokiwał głową z satysfakcją, schował sztylet z powrotem do pochwy i wepchnął wypracowanie Pottera do kieszeni. Wziął Harry'ego pod ramiona i zaczął ciągnąć w kierunku sekretnego przejścia. Zaintrygował go fakt, że chłopak w rzeczywistości był tak lekki. Może nie będzie musiał lewitować go do końca tunelu. Z łatwością pociągnie drobnego Gryfona po ziemi, przez co ten zarobi parę siniaków. Taka wizja wydawała się całkiem kusząca.
     Draco poinformował wcześniej ojca o swoim planie, więc ten będzie czekał na niego przy wyjściu. Jeśli by zawiódł, niewątpliwie otrzymałby karę, jednak ryzyko było tego warte. Lucjusz powita go z dumą, a Czarny Pan we własnej osobie sowicie go wynagrodzi. Dokonał czynu, który wprawi w zazdrość wszystkich starszych rangą śmierciożerców. On, Draco Malfoy, złapał Harry'ego Pottera.

Zaćmienie || Drarry ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz