13. cz.3

3.1K 227 79
                                    

*~*~*

Z dramatycznym westchnieniem obrócił się w stronę otwartej łąki...
...i oddech ugrzązł mu w gardle.

*~*~*

Na całej powierzchni łąki, ponad czubkami traw, unosiły się małe światełka; każde z nich nie większe od jego dłoni. Poruszały się w nieokreślonej konfiguracji i zdawały się tańczyć w rytm niesłyszalnej muzyki. Sama łąka wyglądała tak, jakby błyszczała od magii; opalizowała na perłowo-niebiesko, a księżyc i gwiazdy w porównaniu z tym światłem wypadały bardzo blado.
Draco siedział w miejscu, unieruchomiony widokiem. Z trudem docierało do niego, że wciąż ma ściśnięte gardło. Gdyby nie pozostałości bólu głowy, które odczuwał, byłby całkowicie przekonany, że śni. To było piękne. To było nieziemskie. To było...
- To jest to, o czym opowiadała ci twoja opiekunka, prawda? - odezwał się Harry tuż obok. - Wróżki. Kręgi wróżek. One istnieją.
Draco poświęcił ułamek sekundy, by zerknąć na Harry'ego, którego twarz była lekko rozjaśniona przez jasnoniebieskie światło. Nadal obserwował łąkę ze zgrozą w oczach, z lekko uchylonymi ustami i szeroko otwartymi oczami, tak jakby desperacko próbował wchłonąć jak najwięcej tego widoku. Draco podejrzewał, że jego własny wyraz twarzy prezentował się podobnie. Obrócił się z powrotem w stronę łąki i wyszeptał:
- Taa.
To jedyne, co był w stanie wymyślić.
Tuż przed nim wróżki kontynuowały swój nieziemski taniec. Reszta świata przestała istnieć. Nie było zagrożenia. Nie było rzek, węży, dołów, śmierciożerców czy Voldemorta. Nawet to, że został bezczelnie zbudzony ze spokojnego snu zostało całkowicie zapomniane. Istniała trawa, lekka bryza, ziemia pod nim, gwiazdy i księżyc nad nim, a wszystko to jedynie rekwizyty dla dziwnego, acz pięknego przedstawienia, które rozgrywało się tylko dla jego oczu.
Jego... i Harry'ego. Światła migotały na twarzy Gryfona, a uwaga Draco przenosiła się z jednego niesamowitego widoku na drugi. Przyłapał Harry'ego na wpatrywaniu się w niego kilka razy w ciągu paru dni, a teraz sam robił to samo, lecz nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że się gapi.
- Piękne - wyszeptał Harry.
- Taa - powtórzył Draco.
Harry spojrzał z ukosa na towarzysza z przebiegłym uśmieszkiem na twarzy.
- Więc... zakładam, że wybaczasz mi to, że cię obudziłem?
Dziwna iskra w oku Harry'ego sprawiła, że odpowiedź zamarła Draco na ustach i ten, zamiast jej udzielić, pokiwał tylko głową. Gryfon skinął w wyrazie zrozumienia i znów skierował wzrok w stronę łąki, a Draco mógł wreszcie oddychać normalnie. Cokolwiek czuł, zdecydowanie nie było to normalne. Nie umiał określić, czy było to bardziej bolesne, czy przyjemne, lecz dziwne ciepło osiadło mu w piersi powodując, że serce biło trochę zbyt szybko, a oddech stał się nieco zbyt płytki.
Draco spojrzał z powrotem na wróżki.
To wszystko przez nie. Matilda zawsze powtarzała, że ich magia sprawia, że ludzie czują się jak w transie. To wszystko.
Draco właśnie zaczynał przekonywać o tym samego siebie, kiedy Harry nagle się zaśmiał.
- O co chodzi?
Harry zaśmiał się znowu.
- Słyszysz to?
Draco przechylił głowę.
- Co?
Ale Harry nie odpowiedział. Zanim Draco zdążył zareagować, Gryfon w mgnieniu oka rzucił się do przodu, pędząc dziko przez łąkę.
- Harry! - Draco siedział przez moment w szoku, zanim zdał sobie sprawę, że powinien podążyć za nim. Jeśli Harry za bardzo się oddali, Delokalizator stanie się bezużyteczny. Zerwał się na nogi i zaczął biec, ignorując ostatnie ślady słabości pozostawione przez jad węża.
- Co ty wyprawiasz?! - wykrzyknął w biegu, desperacko starając się dogonić chłopaka. - Oszalałeś?
Harry mknął przez trawy dziwnym zygzakiem, wrzeszcząc i śmiejąc się, z rękami rozpostartymi na boki niczym skrzydła. Przez ułamek sekundy wydawało się, jakby rzeczywiście miał zamiar odlecieć. Wróżki, zamiast uciec w popłochu, zdawały się wyczuć, co robi Harry, i przyłączyły się do jego szaleństwa, wirując wokół niego i podążając za nim.
Draco zatrzymał się nagle pośrodku łąki, oddychając ciężko i obserwując z niedowierzaniem, jak Harry przecina polanę szerokimi, spiralnymi łukami, z wirującymi, świetlistymi wróżkami siedzącymi mu na ogonie. Wyglądało to tak, jakby Harry był jednym z nich - jakby do nich należał - niczym czysto magiczna istota. Draco, obserwując jego ekscesy, natychmiast zapomniał o wszystkim innym. Obrót, sprint i kolejny obrót; dokładnie tak, jakby latał. Po chwili Ślizgon zdał sobie sprawę, że Harry naprawdę unosi się w powietrzu; przynajmniej w jego wyobraźni. Ruchy chłopaka przypominały manewry szukającego - nawet będąc na ziemi miał w sobie mnóstwo gracji. Nie wyglądał jak wymizerowany uchodźca, którym w rzeczywistości był.
Nagle Gryfon zaczął biec prosto na Draco. Zanim ten zdążył zareagować, Harry chwycił go za ręce i po chwili wirowali razem, kręcąc się wokół wspólnego środka ciężkości. Pogrążony w ciemności świat, okalający twarz Harry'ego, rozmazał się, a wróżki zmieniły w smugi niebieskiego światła. Gryfon śmiał się otwarcie, odrzucając głowę w tył i pozwalając, by ruch go porwał, a Draco zdał sobie sprawę, że sam również się śmieje. Jego dłonie zacisnęły się mocno na dłoniach Harry'ego i mógł poczuć, jak chłopak oddaje uścisk, nie pozwalając mu się uwolnić i zamykając ich w wirze światła i cieni.
Każde zmartwienie i każda troska wyparowały. Nie istniało nic poza światłem, ziemią pod stopami, gwieździstym niebem ponad ich głowami... i Harrym. Draco czuł się szczęśliwszy, niż kiedykolwiek w życiu.
W końcu, po niemal wieczności i zdecydowanie zbyt wcześnie, Harry zwolnił i obaj opadli miękko na trawę.
Draco leżał nieruchomo na plecach, podczas gdy świat wirował wokół niego. Powietrze przepływało mu przez płuca w przyspieszonym tempie, gdy łapał oddech - paliło, ale czuł się wspaniale; czuł, że żyje. Ponad nimi wróżki kontynuowały swój taniec jak gdyby nigdy nic, krążąc dookoła chłopców leżących w centrum ich kręgu. Draco czuł tuż obok ciepło ramienia Gryfona, niemal dotykającego jego własne, i słyszał szybki oddech chłopaka.
- To było... - zaczął Harry. - To było...
- Absolutnie niesamowite - dokończył Draco za niego.
Tym razem to Harry odpowiedział krótkim:
- Taa.
Draco usłyszał szelest traw po prawej stronie, po czym nagle dostrzegł rękę, która pojawiła się tuż przed jego twarzą. Chwycił dłoń Harry'ego i pozwolił, by ten podciągnął go do pozycji siedzącej. Wciąż zdezorientowany tym, co właśnie zaszło, Draco rozejrzał się; trawy zdążyły już całkowicie wyschnąć po padającym poprzedniego dnia deszczu i stały na baczność, sięgając wyżej niż czubki głów Harry'ego i Draco, tworząc dla nich ustronne gniazdo z roślin i światła. Gdy Ślizgon przeniósł swoją uwagę na towarzysza, jego serce ponownie na sekundę zamarło.
Nawet w niebieskawym świetle widział, że twarz Harry'ego jest zaczerwieniona. Chłopak odrzucił do tyłu włosy, które sterczały teraz dziko we wszystkich kierunkach. Jednak najbardziej przyciągające wzrok, nawet w słabym świetle, były jego oczy, które niemal błyszczały intensywnością. Uśmiechał się do Draco szeroko z rozchylonymi ustami, starając się złapać w płuca tyle powietrza, na ile mógł.
- Nie mogę uwierzyć... to jest takie...
- Harry, nie mów - przerwał mu Draco. - Nie mów nic, ten jeden raz. Już powiedziałeś to, co chciałeś powiedzieć. Po prostu się tym ciesz.
Harry przytaknął i odwrócił wzrok, wpatrując się z niebywałą uwagą w światła ponad nimi. Pozwoliło to Draco bez przeszkód go obserwować. Ciężko było uwierzyć, że to ta sama twarz spoglądała wyzywająco na Voldemorta. Gdzieś pod tą powłoką istniała osoba, która wciąż onieśmielała Draco. Potężny Harry Potter, robiący rzeczy, jakich Draco nigdy nie byłby w stanie zrobić; który był od niego o wiele silniejszy, któremu Draco zazdrościł i którego skrycie podziwiał. Jednak Harry Potter w tym momencie nie istniał. Teraz był tylko Harry. Harry, który uratował mu życie. Harry, który stał głupkowato w wodzie, podczas gdy Draco ze spokojem przyzwał rybę na obiad. Harry, który dla Draco ryzykował otrucie samego siebie. Harry, którego twarz niemal zdawała się promieniować własną magią, co powodowało, że Draco zapomniał o wróżkach.
Byli tak blisko, zauważył Draco. Ich twarze znajdowały się nie więcej, niż kilka centymetrów od siebie, a ich nogi się stykały. Tak blisko... i czuł się z tym tak dobrze; być może dlatego, że już zdążyli się do siebie zbliżyć. Są pewne rzeczy, przez które nie da się przejść nie formując z drugą osobą ścisłej więzi, a otarcie się o śmierć jest zdecydowanie jedną z tych rzeczy. Kilka podobnych incydentów i... cóż... Draco nagle poczuł się całkowicie pewien, że jego przyjaźń z Harrym jest zupełnie inna niż jakakolwiek, którą mógłby w przyszłości mieć. Tutaj, z dala od wszystkiego, co znają, kilometry od cywilizacji, Draco czuł się mniej samotny niż kiedykolwiek przedtem w całym swoim życiu; tutaj, siedząc ramię w ramię pośrodku kręgu wróżek z Harrym Potterem.
I Draco wiedział, że nie chciałby być w tym miejscu z kimkolwiek innym.
Powoli, niepewny, dlaczego w ogóle to robi, wyciągnął rękę i delikatnie położył ją na nodze Harry'ego. Gryfon spojrzał w dół z wciąż szeroko otwartymi oczami, jednak tym razem z zaskoczenia. Draco, nagle zażenowany, odciągnął rękę, jednak Harry sięgnął po nią i pochwycił. Ich złączone dłonie unosiły się między nimi w powietrzu.
- W porządku - odezwał się Harry z łagodnym, choć nieczytelnym wyrazem twarzy. - Rozumiem.
Nie, nie rozumiesz, pomyślał Draco płaczliwie, ponieważ ja sam tego nie łapię. W odpowiedzi kiwnął tylko głową.
Harry uśmiechnął się i puścił jego dłoń. Draco pozwolił, by wisiała przez moment w powietrzu, zanim opadła mu na kolana. Spojrzał na nią i nagle beztroskie szczęście, które czuł chwilę wcześniej, zostało zastąpione przez nieprzyjemne uczucie. Dlaczego, do cholery, to zrobił? Po co to było? Zachował się kompletnie niedorzecznie.
- Przepraszam - wymamrotał do swoich kolan.
Harry nie odzywał się przez moment, a Draco nabrał pewności, że chłopak musi właśnie rozważać to, co przed chwilą zaszło. Prawdopodobnie jest zdezorientowany, zirytowany, albo nawet zły. Pewnie właśnie...
Ujął ponownie dłoń Draco, ściskając ją prawą ręką i obejmując lewą.
- Powiedziałem, że w porządku. To wszystko jest po prostu bardzo dziwne i tyle. Ale jednocześnie też niesamowite. Jest coś takiego w tym miejscu... jestem pewien, że też możesz to poczuć. Wiesz, co mam na myśli. I wiem... wiem, że też nie chciałbym być tutaj z kimkolwiek innym.
Nie puszczając dłoni Draco, Harry przechylił głowę na bok, a szeroki uśmiech wykwitł ponownie na jego twarzy.
- Słuchaj! Słyszysz to? Musisz to stąd słyszeć!
- Słyszeć co? - spytał Draco, całkowicie wytrącony z równowagi, gdy padło to samo pytanie, które zadał mu Harry tuż przed tym, jak rzucił się przed siebie w sam środek kręgu.
- Po prostu słuchaj.
- Ale...
- Po prostu słuchaj.
Więc Draco słuchał. Sekundy przeciągały się, a jego dłoń wciąż znajdowała się w uścisku Harry'ego. Wsłuchiwał się w szum wiatru w trawie i szelest liści. Przekręcił się niespokojnie. Rozlegał się szum skrzydeł jakiegoś nocnego ptaka i ciche brzęczenie owadów. Kręcił się, wiercił, wytężał słuch, ale nie dotarło do niego nic nadzwyczajnego.
- Harry, nie słyszę niczego. Nie ma...
- Za bardzo się starasz. Po prostu się zrelaksuj. To tu jest. Jest wszędzie wokół.
- Harry...
Gryfon znów uścisnął jego dłoń.
- Zrelaksuj się.
Starając się nie myśleć o tym, jak głupio się czuł, Draco wziął głęboki oddech i zamknął oczy. Przez chwilę nic się nie zmieniło. Następnie, kiedy tylko jego umysł zaczął odpływać, wyłapał dźwięk; przez moment bardzo słaby, jednak z czasem stawał się coraz głośniejszy i wyraźniejszy.
Brzmiał jak lekkie, melodyjne dzwonienie. Dźwięk ten zdawał się przenikać ciało i Draco sapnął ze zdumienia. Otworzył oczy, jednak dzwonienie nie ustało. Teraz był w stanie zobaczyć, że wróżki rzeczywiście poruszały się w rytmie muzyki; muzyki, która istniała w jego głowie, a Draco poczuł, że powinien do nich dołączyć i tańczyć, latać. Teraz wiedział doskonale, dlaczego Harry wtedy zerwał się i pobiegł.
Ślizgon spojrzał z powrotem na twarz Harry'ego. Gryfon po raz kolejny wpatrywał się we wróżki błyszczącymi oczami. Podczas gdy Draco go obserwował, lśnienie w oczach chłopaka zgromadziło się w kącikach, po czym dwie łzy spłynęły mu w dół po policzkach. Szeroki uśmiech nie zniknął jednak z jego twarzy. Pomimo tych wszystkich cierpień i rozczarowań, przez które musiał przejść w ciągu całego swojego życia, pod tą twardą powłoką wciąż krył w sobie jakiś rodzaj niewinności, której Draco nigdy by się po nim nie spodziewał. Dzięki temu wydała mu się ona jeszcze bardziej niesamowita.
I piękna.
I Draco pragnął go chronić.
Co jedynie przypomniało mu, że nie mógł.
Odwrócił wzrok od twarzy Harry'ego i spojrzał w górę. Na niebie, ponad tańczącymi wróżkami, gwiazdy migotały słabo, a księżyc...
Księżyc, którego było wyraźnie więcej niż połowa, nagle zaczął wyglądać przerażająco. Pośrodku pola, tam, gdzie jeszcze chwilę temu Draco czuł się tak bezpiecznie, nagle spostrzegł, że jest okropnie wyeksponowany. Wyszarpnął dłoń z uścisku Harry'ego, owinął się ramionami i zadrżał.
- Hej... w porządku? - Harry przyglądał mu się z nagłym zmartwieniem na twarzy. - To jad?
- Nie, wszystko w porządku. Naprawdę - odpowiedział słabo. - Po prostu jest trochę zimno. To wszystko.
Harry zacisnął usta w cienką linię.
- Chcesz wrócić do namiotu?
Draco zastanowił się. Propozycja brzmiała kusząco i naprawdę czuł się tu nago, ale nie mógł wyrazić Harry'emu swojej irracjonalnej obawy.
- Nie, po prostu... to nieważne.
Harry ocenił Draco spojrzeniem, przechylił głowę w zamyśleniu, po czym wyciągnął różdżkę.
- Accio peleryna i torba!
Chwilę później ich rozłożony na szybko obóz stanął na nowo pośrodku łąki. Namiot z Peleryny Niewidki został zdemontowany, a sama Peleryna użyta jedynie jako okrycie położone na cieplejszy płaszcz. Nie będzie już więcej padać tej nocy. Draco owinął się swoją połową ich prowizorycznego koca i rozłożył drugą połowę Harry'emu.
- Dzięki - rzucił Draco cicho, poprawiając swoją część okrycia.
- Żaden problem. Mimo wszystko i tak musimy się trochę przespać - Westchnął. - Jesteś pewien, że wszystko gra?
- Mam ci palnąć w łeb? Powiedziałem już, że w porządku.
Harry uśmiechnął się ponuro, a Draco poczuł ostre ukłucie winy. Włożył dłoń do kieszeni i przebiegł palcami po nacięciach na kawałku drewna. Dziesięć. I do tego zapomniał zrobić kolejne, zanim położyli się spać poprzedniej nocy. Nawet uspokajające działanie wróżek, działające na jego umysł niczym balsam, nie potrafiło stłumić poczucia ponurej rzeczywistości. Czas przeciekał im przez palce i nie miał zielonego pojęcia, ile drogi jeszcze przed nimi zostało. Nie powinien zabawiać się w takim momencie. Istniały ważniejsze rzeczy. Powinni odpoczywać, by móc szybciej podróżować. Czas uciekał.
Znów skierował wzrok na księżyc, który cały czas groźnie spoglądał na niego z góry. Nie było możliwości, by Harry nie wyczuł drżenia, które po raz kolejny przebiegło przez ciało Draco. Jego przypuszczenie potwierdziło się, gdy chłopak wsunął się obok niego pod okrycie.
- Draco, połóż się i odpocznij. Nie powinienem cię tak budzić... po ukąszeniu i tym wszystkim powinieneś się wyspać.
Draco prychnął.
- Harry, tu nie chodzi o węża. Twoje antidotum zadziałało naprawdę dobrze; lepiej, niż bym się spodziewał po eliksirze z zastępczym składnikiem. I cieszę się, że mnie obudziłeś... Za nic nie chciałbym tego przegapić. Ja... po prostu myślałem o innych rzeczach. O domu. No wiesz.
Harry uśmiechnął się współczująco.
- W porządku, rozumiem. Przetrwaliśmy już tak dużo i z każdym krokiem jesteśmy coraz bliżej. Dotrzemy w swoim czasie, a wtedy położysz się w miłym, ciepłym łóżku i wszystko będzie w porządku. Wciąż sobie to powtarzam.
Draco przytaknął, ale nie ufał swojemu głosowi. Wypuścił drżąco powietrze, podciągnął płaszcz aż do brody i położył się, odwracając plecami do Harry'ego. Za nim drugi chłopak zmienił pozycję, ale do niego nie dołączył. Nagle jego ręka wylądowała na ramieniu Draco.
- Wiesz, jeśli byś czegoś potrzebował... czegokolwiek... po prostu daj mi znać. Wysłucham cię.
Draco był w stanie jedynie skinąć głową.
Harry wziął głęboki oddech i moment później Draco poczuł plecy chłopaka przyciśnięte do własnych. Wrażenie było pocieszające, jednak nadal czuł się tak bardzo odseparowany... Starał się zasnąć, lecz światła wróżek tańczyły mu przed oczami, które wciąż miał szeroko otwarte. Starał się wyłapać dźwięk delikatnych dzwoneczków, mając nadzieję, że kojąca muzyka mu pomoże, jednak nie usłyszał nic poza ciszą. Chciało mu się płakać.
Oddech Harry'ego stopniowo stawał się coraz wolniejszy i wkrótce Draco był pewny, że chłopak szybko zasnął, błogo nieświadomy zagrożenia, które nad nim wisiało, tego, co gnębiło Ślizgona ani sytuacji, w jakiej ten się znalazł. To nie fair! To, że Draco czuł się tak, jakby jego wnętrzności zostały związane w supeł, podczas gdy Harry smacznie spał; to, że Harry podświadomie słyszał słodką muzykę kręgu wróżek, podczas gdy wewnętrzny niepokój Draco pozostawiał mu w uszach jedynie ciszę; to, że Draco leżał tuż obok osoby, o której mógłby szczerze powiedzieć, że jest mu najbliższa na świecie, a jednak nadal czuł się okropnie samotny i wyizolowany.
Draco obrócił się na drugi bok twarzą do pleców Harry'ego i wyciągnął rękę, by szturchnąć go w ramię. Jego palce unosiły się w powietrzu tuż nad szyją chłopaka, gdy zawahał się i zrezygnował z zamierzenia. Wycofał rękę i owinął się ciasno ramionami, przygryzając język w odpowiedzi na nagłe, niewytłumaczalne poczucie wstydu. Nie mógł obudzić Harry'ego. Co mu powie? Co mógł mu powiedzieć? I dlaczego w ogóle miał zamiar go obudzić?
Nie chciał popsuć mu tej nocy. Jak wielu ludzi kiedykolwiek spędziło noc w prawdziwym kręgu wróżek? To było nazbyt niesamowite i Draco czuł, że nie byłby w stanie sobie wybaczyć, gdyby obudził Harry'ego tylko po to, by przedyskutować coś, co może zostać przedyskutowane później. Albo, w przypadku osobistych obaw Draco, wcale.
Teraz, kiedy trans wywołany magią wróżek minął, Ślizgon zdał sobie sprawę - wraz z nagłym przypływem zażenowania - jak niedorzecznie się zachowywał. Trzymać dłoń Harry'ego? Dotykać jego nogi? Nie chciał tego robić, prawda?
Zamknął oczy i westchnął głęboko. Nie był pewny, czego chciał i nawet nie wiedział do końca, co robił, ale tak czy inaczej nigdy nie powinno do tego dojść. Zresztą istniało wiele innych rzeczy, których nigdy nie powinien był zrobić, a moment, w którym wreszcie będzie musiał zmierzyć się z konsekwencjami swoich błędów, zbliżał się nieuchronnie.
W końcu Draco zapadł w niespokojny sen, twarzą zwrócony do pleców Harry'ego i z mdlącym uczuciem żalu w klatce piersiowej.

Zaćmienie || Drarry ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz