Nie znalazł w kuchni Biddy; Harry pomyślał, że dobrze się złożyło. Był całkowicie pochłonięty Zgredkiem i tuzinem pozostałych skrzatów, które nie pozwoliły mu wyjść, dopóki nie zjadł tyle jedzenia, że dałby radę wykarmić nim cały ród Weasleyów. Gdy odpowiedział już na wszystkie pytania Zgredka i zjadł wystarczająco, by zadowolić skrzaty, czuł się zmęczony i boleśnie pełny. Przez krótki moment chciał po prostu wrócić do wieży, wspiąć się po schodach do dormitorium i opaść na swoje łóżko z czterema kolumienkami. Naprawdę myślał, że nigdy więcej go nie zobaczy. Po wielu nocach spędzonych na gołej ziemi, a przedtem tygodniu na podłodze lochów, samo uczucie miękkości materaca, pościeli i grubych poduszek będzie niebiańską odmianą. Jednakże nie mógł jeszcze tam pójść.
W połowie schodów prowadzących do głównego holu Harry zawrócił do korytarza na trzecim piętrze i udał się do skrzydła szpitalnego.
Gdy wszedł, w pomieszczeniu wciąż tliło się wątłe światło, a Pani Pomfrey siedziała na krześle obok łóżka Draco i czytała książkę. Wyglądała w połowie jak wartownik, a w połowie jak matka czuwająca nad chorym dzieckiem, co było dość dziwną kombinacją. Kiedy jego kroki sięgnęły jej uszu, uniosła gwałtownie głowę i Harry mógłby przysiąc, że ręka pielęgniarki powędrowała w stronę różdżki. Rozluźniła się, kiedy go rozpoznała.
— Panie Potter, mam nadzieję, że zjadł pan obfitą kolację.
Harry posłał jej spojrzenie pełne rozgoryczenia.
— Te skrzaty władowały we mnie tyle jedzenia, że dziwię się, że jestem w stanie chodzić.
— To dobrze. Powiedziałam im, żeby miały na ciebie oko i upewniły się, że zjadłeś wystarczająco dużo. — Odłożyła książkę na bok i przyjrzała mu się dokładnie. — Wyglądasz nieco mniej mizernie, niż kiedy cię pierwszy raz zobaczyłam, ale powinieneś już być w dormitorium. Krótka drzemka po południu nie wystarczy, byś odzyskał siły po wszystkim, przez co przeszedłeś.
— Jeszcze piętnaście minut do ciszy nocnej — wskazał Harry, podchodząc do łóżka Draco. — Poza tym chciałem sprawdzić, jak on się ma.
Pani Pomfrey stanęła tuż przy nim.
— Wciąż tak samo, ale nie spodziewaliśmy się niczego innego.
— Tak, wiem — wyszeptał Harry chrapliwie.
— Gorzej też nie jest.
— Czy ktoś prócz mnie przyszedł go zobaczyć? — spytał, próbując zmienić temat i mając nadzieję, że w jego głosie nie pobrzmiewała nerwowość.
— Nie, Harry. Przysięgam, że nie wydarzyło się nic podejrzanego. Nikt go nie odwiedzał. Czekaj, cofam to, miał jednego gościa: bardzo zrozpaczonego skrzata, który przedstawił się jako Biddy.
— Więc to tutaj była — skomentował nieobecnie. Ujął dłoń Draco i zaczął ją automatycznie masować, starając się wyglądać całkowicie normalnie. — Ma zimne dłonie. Czy mogłaby Pani jakoś temu zaradzić?
— Zaklęcie ogrzewające by pomogło, tak sądzę, i coś, co wspomogłoby cyrkulację. Poczekaj, odsuń się na moment.
Harry zrobił krok w tył, podczas gdy pielęgniarka wykonała serię skomplikowanych ruchów różdżką nad każdą z dłoni Draco i powtórzyła czynności nad całym jego ciałem. Wetknęła różdżkę do kieszeni fartucha i wyciągnęła rękę, by sprawdzić rezultat swoich zabiegów.
— Tak, teraz powinno być lepiej.
Harry ścisnął krótko palce chłopaka.
— Jest lepiej. Jak długo zaklęcia będą działać?
— Powinny utrzymać się przez dwadzieścia cztery godziny, ale rano sprawdzę raz jeszcze. — Zamilkła na moment. — Naprawdę się o niego martwisz, prawda?
— Tak. Jakieś wieści od profesora Dumbledore'a?
— Jeszcze nie, ale podejrzewam, że to ty będziesz pierwszą osobą, którą powiadomi o swoim powrocie.
Harry zastanowił się.
— A co ze Snapem... ee, profesorem Snapem? Jest opiekunem domu Draco. Gdzie on jest? Powiedziała Pani, że w zamku go nie ma.
— Profesor Snape wyjechał w tydzień po twoim zniknięciu. — Zdawała się zaniepokojona tym faktem.
Harry był zaskoczony tą wiadomością przez całe dwie sekundy. Czuł całkowitą pewność, że dokładnie wie, gdzie podział się Snape. Oczywiście jeśli mężczyzna był naprawdę lojalny w stosunku do Dumbledore'a, dlaczego w takim razie jeszcze nie wrócił? I co, w związku z tym, stało się z Voldemortem? Ale to był już kolejny problem.
— Co z lekcjami eliksirów? — spytał Harry, starając się wejść głębiej w temat.
— Profesor Dumbledore znalazł tymczasowe zastępstwo, ale wszystkich nas martwi nieobecność profesora Snape'a.
— Czy wiecie, gdzie on...
— Harry, wystarczy tego — wtrąciła Pani Pomfrey, efektywnie ucinając jego pytanie. — Możemy tylko mieć nadzieję, że profesor Snape wciąż żyje i ma się dobrze i że niedługo do nas wróci. Oby z dobrymi wieściami.
— Och, tak. Byłoby dobrze — odparł Harry posępnie.
Gdzie podziewał się Snape, kiedy to ten jeden raz Harry chciał go widzieć? Jeśli był lojalny w stosunku do Dumbledore'a, prawdopodobnie byłby w stanie pomóc Draco bardziej niż ktokolwiek inny. Być może zdołał opuścić małą imprezkę Voldemorta zanim wydarzenia przyjęły niespodziewany obrót, jednak w takim razie dlaczego jeszcze nie wrócił?
Harry potrząsnął głową do siebie i spojrzał ponownie na Draco.
— Myślę, że najlepiej będzie, jak wrócisz już do wieży. Jest późno i jestem pewna, że cisza nocna będzie dzisiaj dość restrykcyjna, biorąc pod uwagę twoje przybycie.
— Ale Draco...
— Obiecuję, że nic mu się nie stanie. Dziś w nocy nie jesteś w stanie mu pomóc, poza tym zdecydowanie potrzebujesz całonocnego odpoczynku. Jeśli chcesz, dam ci eliksir bezsennego snu. Możesz go potrzebować.
— Nie, dziękuję — odmówił szybko.
Wiedząc, że dalsza zwłoka nie ma sensu, Harry spojrzał w twarz Draco po raz ostatni tego wieczoru. Chłopak wyglądał tak spokojnie; wszystkie oznaki stresu i niepokoju zniknęły z jego twarzy, co nadawało mu niemal anielskiego charakteru. Gdyby Harry wyparł wszystko inne, mógłby przekonać samego siebie, że Draco po prostu rozkoszuje się wspaniałą drzemką. Jednak tak nie było, a Harry nie mógł przestać o tym myśleć. Doskonale zdawał sobie sprawę, jak rozpaczliwie naprawdę wyglądała sytuacja.
W końcu odwrócił się i wyszedł bez słowa ze skrzydła szpitalnego.
CZYTASZ
Zaćmienie || Drarry ✔️
FanfictionTYLKO UDOSTĘPNIAM. LINK DO ORYGINAŁU: http://drarry.pl/forum/viewtopic.php?f=8&t=944