Harry się gapił. Stał nieruchomo w sięgającej kostek wodzie trzymając nadgarstki Draco, wpatrując się w jego umazaną brudem i krwią twarz oraz starając się przetworzyć w głowie usłyszane słowa. To nie mogła być prawda! Draco nie ukrywałby przed nim czegoś takiego. To wszystko było albo jakimś żartem, albo doświadczał właśnie halucynacji.
Czuł jednak nadgarstki Draco w swoim uścisku — to nie była halucynacja. A sądząc po przerażeniu w oczach chłopaka i napiętych mięśniach jego twarzy — nie żartował.
Umrę? Własne pytanie odbijało mu się echem w czaszce. Nie był nawet pewien, czy wypowiedział je na głos.
Draco odwzajemniał spojrzenie, najwyraźniej zmagając się z własnymi myślami. W końcu głowa Ślizgona opadła do przodu i oparła się na ramieniu Harry'ego. Coś ciepłego i mokrego przesiąkło mu przez koszulkę — Harry zdał sobie sprawę, że była to krew Draco, który odezwał się stłumionym głosem prosto do jego ucha.
Nie wiem, Harry. Nie wiem.
Słowa chłopaka rozbrzmiały mu w świadomości niczym brzęk tłuczonego szkła, a świat zawirował. Nie mógł w to uwierzyć. Miał ściśnięte gardło, a serce niespokojnie biło mu w piersi.
Trzy dni? Mam... mam tylko trzy dni? Nie... to niemożliwe. Voldemort mnie tu nie dosięgnie. Uciekliśmy. Jestem bezpieczny... Draco powiedziałby mi, gdyby coś było nie tak... nie wierzę w to... mój Boże... trzy dni...
Harry uwolnił nadgarstki Draco i zrobił jeden chwiejny krok w tył, a potem następny. Widział przez chwilę bezradność malującą się na twarzy Ślizgona, na której z krwią i błotem mieszały się teraz także łzy, zanim odwrócił się i zaczął iść. Ziemia kołysała mu się pod stopami, kiedy wychodził ze strumienia.
— Ma moją krew — mamrotał do siebie, starając się przetrawić to, czego się dowiedział. — Moją krew. Tylko tego potrzebuje do eliksiru. Ma moją krew. Trzy dni. Umrę za trzy dni...
Świat rozmazał mu się przed oczami. Opadł na kolana.
— Harry! — Rozległ się plusk, gdy Draco podążył za nim przez strumień, a po nim nastąpiły przytłumione kroki na suchej glebie.
— U-umrę — powtórzył. Wydawało mu się, jakby słowa nie pochodziły z jego ust. Nagle poczuł przejmujące zimno i pochylił się do przodu, kiedy przebiegła przez niego fala zawrotów głowy. Oparł się na rękach i pozostał na czworakach, nie będąc w stanie się ruszyć. Gdy ziemia zakołysała się pod nim, poczuł, jakby zaraz miał przewrócić się na bok.
Dłonie Draco znalazły się na jego ramionach, nie pozwalając mu się przechylić czy też rozpaść na kawałki — były jedyną rzeczą utrzymującą go w całości.
— Harry! Słyszysz mnie? Harry, powiedz coś!
— Ja... — Potrząsnął głową. Słyszał go, ale nie mógł wydobyć z siebie odpowiedzi. Najnowsza rewelacja była dla niego niemal fizycznym ciosem, który spowodował szok.
— Harry, usiądź i spójrz na mnie.
Bezpośrednie polecenie nie dotarło do jego umysłu, ale musiało dotrzeć do ciała. Z pomocą Draco usiadł na piętach i spojrzał w twarz chłopaka. Gdy tylko nawiązali kontakt wzrokowy, odrętwienie niemal go opuściło. Zauważył, jak napięte były ramiona Draco i jak bardzo drżały mu ręce mimo żelaznego uścisku. Draco się bał. A Harry był przerażony.
— Nie... Nie chcę umierać. — Nic innego nie zaprzątało mu myśli prócz podstawowego ludzkiego instynktu — instynktu przetrwania. Dzikie emocje utworzyły ciasny splot w gardle. Poczuł gorąco pod powiekami, jednak kiedy wydał z siebie szloch, nie pojawiły się żadne łzy. — Nie chcę umierać!
Jeśli to możliwe, Draco jeszcze głębiej zatopił palce w jego ciele.
— Nie umrzesz, Harry!
— Ale ty... właśnie powiedziałeś... Voldemort ma moją krew. My... nie możemy... go powstrzymać... powstrzymać tego...
— Coś wymyślimy! — Draco potrząsnął nim. — Albo Snape z Dumbledorem wymyślą! Właśnie dlatego wysłałem przed nami Biddy! Żeby mogła ich ostrzec i żeby mogli zacząć pracować nad rozwiązaniem!
Harry trząsł się z powodu własnych chaotycznych emocji, a drżenie dłoni Draco jeszcze pogłębiało ten stan. Wydobył z siebie zduszony śmiech.
— Więc to dlatego tak się spieszyłeś. Czemu nie powiedziałeś mi wcześniej? — Zanurzył twarz w dłoniach i wcisnął palce pod szkła okularów, by potrzeć oczy.
Poczuł, jak Draco nagle sztywnieje, a sekundę później uwalnia jego ramiona.
— Ja... nie mam dobrego wyjaśnienia. Nie miałem prawa tego przed tobą ukrywać. Ja... powinienem był powiedzieć ci wcześniej.
Harry wyjrzał przez palce. Draco pochylił się do przodu, opierając czoło na ręce. Wyglądał tak, jakby dźwigał na sobie ciężar całego świata. Jak on mógł wyglądać na tak przytłoczonego, kiedy to życie Harry'ego upływało z każdą mijającą sekundą?! Wirujące emocje zatrzymały się, gdy złość wzięła górę. Jedna część jego umysłu wiedziała, że Ślizgon był zdenerwowany i zdezorientowany, ale druga czuła wściekłość z powodu słabości chłopaka i ukrywania czegoś tak ważnego. Ludzie wiele razy taili przed nim różne rzeczy i kiedy tylko to robili, ktoś cierpiał. Umierał. I teraz to życie Harry'ego czekało następne w kolejce. Nagła furia spłynęła na niego falą.
— Masz, kurwa, rację! Powinieneś był powiedzieć mi wcześniej! — Zwinął dłonie w pięści, nie mając zamiaru go uderzyć — czuł po prostu zwyczajną potrzebę chwycenia czegoś; czegokolwiek. Poczuł jednak ukłucie zadowolenia, widząc, jak Draco odsuwa się odrobinę w odpowiedzi na gest i obrzuca nerwowym spojrzeniem pięści Harry'ego, zanim nawiązał z nim niepewny kontakt wzrokowy.
— Próbowałem ci powiedzieć... naprawdę próbowałem. Powstrzymałeś mnie, a nie chciałem ciągnąć tematu. Po prostu nie byłem w stanie się z tym zmierzyć i... Powinienem był powiedzieć ci wcześniej — powtórzył, tym razem słabiej. Odwrócił się.
— I dlaczego, do cholery, tego nie zrobiłeś? — warknął Harry. — Co za różnica, że powiedziałem, żebyś mi nie mówił? Powinieneś wiedzieć, że nie miałbym na myśli, żebyś nie mówił mi czegoś takiego! Mam gdzieś, czy to dobre wytłumaczenie, czy nie! Chcę wiedzieć, co za absurdalny pomysł narodził się pod tą twoją ślizgońską czaszką!
Draco starał się znów napotkać wzrok Harry'ego, ale jego głowa opadła do przodu.
— Ja... Chyba myślałem, że jest jeszcze czas; że wrócimy do Hogwartu, a Snape coś wymyśli. Jest w tym dobry. Ja... myślałem, że jeśli nie powiem ci od razu, nie będziesz się bał.
— Dobry plan — rzucił Harry ze złością. Część niego poczuła się źle, gdy Draco się wzdrygnął, ale inna część miała to gdzieś.
— Nie planowałem tego, Harry. — Draco jeszcze mocniej przycisnął dłonie do twarzy. Krew nadal ściekała mu z nosa na dolną wargę, a podrażnianie rany zdecydowanie nie pomagało jej się zasklepić; Draco jednak najwyraźniej na to nie zważał. — Nie planowałem niczego; a przynajmniej niczego, co wypaliło.
Brzmiał tak, jakby miał się zaraz rozpłakać, lecz Harry nie widział jego twarzy i w tym momencie naprawdę miał to wszystko gdzieś. Był zbyt zdenerwowany — albo wściekły, wystraszony, przerażony lub też wszystko naraz — by wiedzieć, jak zareagować, więc pozwolił Draco mówić.
— Planowałem użyć tego świstoklika, żeby dostać się do Hogwartu, ale Biddy nie mogła go znaleźć. Planowałem zabrać nas z lochów zanim Voldemort pobierze od ciebie krew, ale nie miałem pojęcia, że przyjdzie po ciebie tak wcześnie. Powinniśmy byli podążać w stronę Hogwartu tak szybko, jak to możliwe, ale ciągle zatrzymywały nas jakieś inne rzeczy. — Głęboki dreszcz wstrząsnął jego ramionami. — Miałem zamiar powiedzieć ci o tym od razu, kiedy tylko się stamtąd wydostaliśmy, ale byłeś taki słaby... a potem uciekaliśmy przed śmierciożercami i nie chciałem bardziej cię martwić. Sam też nie chciałem tego drążyć, ponieważ bałem się myśleć o tym, co mógł zrobić mojej... mojej matce... Nie mogłem o tym rozmawiać, bo rozmowa sprawiłaby, że stałoby się to realne. A potem... wszystko układało się tak dobrze. I nie chciałem... bałem się, że wszystko zepsuję. — Uderzył się pięścią w udo. — I zepsułem. To wszystko moja wina. Czekałem zbyt długo i możemy teraz nie wrócić na czas. — Uderzył się ponownie. — Może być za późno na cokolwiek, nawet, jeśli rzeczywiście wrócimy. I mój ojciec umrze, ty umrzesz, a Czarny Pan dosięgnie także mnie! A to wszystko moja wina! — Nagle Draco zaczął bić się pięściami po udach. — Jak mogłem do tego dopuścić?! To moja wina! Jestem tak cholernie głupi! Kurwa! Wszystko moja wina!
Działania Ślizgona wywołały w Harrym reakcję. Wciąż był zły na Draco, ale widok towarzysza bijącego samego siebie nie było czymś, co mógł znieść.
— Draco, przestań! W ten sposób w niczym nie pomożesz! — Po kilku bezowocnych próbach zdołał chwycić jego dłonie.
— Nic już nie pomoże! — krzyknął Draco, walcząc z uściskiem Harry'ego, lecz bez przekonania. — Nie rozumiesz?
Widok krzyczącego i szarpiącego się chłopaka sprawił, że Harry wrócił do zmysłów. Wziął głęboki oddech, starając się myśleć. Draco prawdopodobnie zaczynał właśnie wpadać w panikę, a przynajmniej jeden z nich musiał myśleć trzeźwo. Wciąż był jeszcze czas. Nadal mogli wymyślić jakieś wyjście z sytuacji.
— Cóż, wciąż możemy wrócić na czas, prawda? Mówiłeś mi to samo minutę temu. Po prostu wrócimy do Hogwartu, a Snape będzie miał antidotum i wszystko skończy się dobrze!
Harry czuł, jakby desperacko próbował pocieszyć samego siebie, ale miał nadzieję, że Draco potwierdzi jego słowa i doda mu tym otuchy; że da jakiś znak determinacji czy pewności, że Harry nie umrze. W tym momencie potrzebował usłyszeć takie słowa. Jednakże, gdy Draco nie udzielił natychmiastowej odpowiedzi, poczuł w żołądku bryłę lodu.
— Draco?
— Ja... po prostu mój... Nie wiem, jak długo jeszcze będziemy musieli iść, Harry. Mieliśmy przed sobą około setki mil w linii prostej. Ale nie szliśmy w linii prostej. No wiesz: góry, doliny, rzeki. A poza tym ciągle się zatrzymywaliśmy. Ja... nie mam pojęcia, ile nam zostało.
— Damy radę — rzekł Harry, starając się brzmieć na pewnego siebie, ale zawiódł. — Musimy po prostu zacząć iść i się nie zatrzymywać. Lub biec. Snape uwarzy antidotum i wszystko się skończy. — Draco znów nie odpowiedział. Serce Harry'ego zamarło. — Uwarzy, prawda?
Kiedy Draco w końcu nawiązał z nim kontakt wzrokowy, na jego twarzy wymalowany był wyraz największego smutku i bezradności, jaki Harry kiedykolwiek widział.
— Nie ma żadnego antidotum, Harry.
— Co?
Draco przełknął.
— Żadnego antidotum. Żadnego przeciwzaklęcia. Miałem w rękach książkę z oryginalnym przepisem na eliksir Zaćmienie Duszy. Mój ojciec kazał mi się go nauczyć, bo miałem asystować w warzeniu go dla Sam-Wiesz-Kogo. Zapamiętałem cały rozdział na ten temat, Harry. Nie było w nim nic na temat odwrócenia działania eliksiru. Jeśli wrócimy do Hogwartu na czas, możemy tylko mieć nadzieję, że Biddy przekazała Dumbledore'owi wiadomość i że Snape pracował nad możliwym antidotum lub przeciwzaklęciem podczas naszej wycieczki.
Harry pamiętał, jak uczył się w szkole jako dziecko na temat trzęsień ziemi i tego, w jaki sposób wstrząsy wtórne były często tak samo złe, a nawet gorsze, niż pierwszy wstrząs. Ta kolejna rewelacja zepchnęła na samą krawędź jego i tak nadwyrężone emocje. Świat wokół niego zamarł, a czuć mógł jedynie płytki oddech w piersi. Wszystko było rozmazane, jakby patrzył przez gęstą mgłę. Niemal nie dochodził do niego dźwięk własnego głosu; słyszał go jakby z ogromnego dystansu.
— Czy Snape wie coś na temat tego eliksiru? Wystarczająco, żeby mógł pracować nad przeciwzaklęciem albo antidotum?
— Snape zna każdy eliksir.
Draco próbował się uśmiechnąć, ale mięśnie twarzy go zawiodły. Harry był jedynie w stanie odpowiedzieć suchym szeptem:
— Dlaczego chciałbym ci wierzyć, ale nie mogę?
Draco zamarł na sekundę. Wziął do ust dolną wargę i przygryzł ją zębami, jakby powstrzymywał słowa, zanim nie upewni się, co chce dokładnie powiedzieć. W końcu pochylił się do przodu i położył stanowczo dłonie na ramionach Harry'ego.
— Obiecałem ci, że zamierzam zaprowadzić cię do domu. Mówiłem poważnie. Prawdopodobnie byłem bardziej poważny, niż kiedykolwiek wcześniej. I, cholera, Potter, nawet jeśli będę musiał odsprzedać duszę diabłu, odstawię cię do domu żywego i upewnię się, że będziesz żył wystarczająco długo, bym mógł w końcu pokonać cię w Quidditchu.
Harry poprzez odrętwienie zorientował się, że Draco starał się brzmieć zabawnie.
— Czy to miało sprawić, że poczuję się lepiej?
— Nie wiem... A zadziałało?
Harry otworzył usta, by coś odpowiedzieć, ale zabrakło mu słów. Trzeźwa myśl go opuściła, więc nie wiedział, jak zareagować, ale jeśli pozwoli sobie myśleć albo czuć, prawdopodobnie się załamie. Nie mógł myśleć, nie mógł czuć... ale mógł działać.
— Musimy ruszać. — Stanął na nogi. — Musimy ruszać, i to natychmiast.
Zaczął iść przed siebie w stronę lasu w kierunku, w którym Draco biegł jedynie parę chwil temu. W uszach słyszał odgłos bijącego serca. Szaleńcze poczucie celu, do którego zmierzał, nagle popchnęło go do przodu. Za sobą na trawie słyszał kroki Draco.
— Ach! Czekaj, Harry, już idę!
Draco zrównał się z nim, idąc dziwacznym krokiem i szedł przez chwilę, aż nagle zatrzymał się niespodziewanie.
— Harry?
— Co?
— Idziemy w dobrą stronę?
Harry rozszerzył oczy i szybko chwycił za różdżkę.
— Wskaż mi! — Czekał, aż różdżka skończy obracać się na jego dłoni. Warknął, widząc, co wskazała, i skierował się w lewą stronę.
— Tędy.
Draco nie skomentował. Kiwnął jedynie głową i rzucił miękko:
— Prowadź.
Podczas gdy Harry przedzierał się przez zarośla idąc tak szybko, jak mógł, by nie zacząć biec, myśli i emocje wirowały Draco w głowie. Nie mógł myśleć jasno, ale wcale nie musiał. Koniecznym było jedynie dotarcie do domu.
CZYTASZ
Zaćmienie || Drarry ✔️
FanfictionTYLKO UDOSTĘPNIAM. LINK DO ORYGINAŁU: http://drarry.pl/forum/viewtopic.php?f=8&t=944