10. cz.2

3.8K 264 114
                                    

*~*~*

     Draco nie był pewien, kiedy to się stało, lecz gdzieś po drodze zrównał krok z Harrym i zaczął iść obok niego, zamiast za nim. Było to dziwne uczucie, jednak nie nieprzyjemne.
     Niepewny, co powiedzieć, zajął się obserwowaniem krajobrazu, częściowo, by mieć oko na śmierciożerców, którzy według Harry'ego już za nimi nie podążali, jednak głównie po to, by podziwiać wszystko dookoła. Pod pokrytym chmurami niebem rzeka nie migotała, była przejrzysta i spokojna, a delikatny dźwięk płynącej wody przypominał mu o jego ulubionej fontannie w ogrodach dworu. Obserwował krok Harry'ego i szybko nauczył się, w jaki sposób omijać cierniste krzewy. Co jakiś czas rozpoznawał jakąś użyteczną w eliksirach roślinę i dodawał ją do swojego wciąż rozrastającego się, mentalnego katalogu. Nie miał zamiaru ważyć eliksirów w lesie, lecz był to jakiś sposób, by zająć myśli. Nie do końca zgadzał się z tym, że otoczenie było piękne z szarym niebem i mglistym powietrzem, lecz nie było też nieprzyjemne. Na pewno o wiele lepsze, niż lochy Voldemorta.
     Zakładając oczywiście, że Voldemort nie będzie miał dla niego innej, bolesnej kary.
     Zatrzymali się w cieniu wielkiego dębu, by napić się wody i uzupełnić manierkę. Draco, pijąc, obserwował Harry'ego. Chłopak oparł się o pień z zamkniętymi oczami, a prawą rękę owinął wokół karku. Westchnął głęboko, po czym uchylił jedno oko, by zerknąć na Draco.
     — Zaczynasz się rozluźniać?
     Ślizgon przełknął ostatni łyk wody i skinął głową.
     — Myślę, że nie jest tak źle. To znaczy, oczywiście, wszystko się może zdarzyć. Możemy zostać zaatakowani przez wilkołaki albo jadowite gady, zamarznąć na śmierć lub umrzeć z głodu, jeśli skończy się nam jedzenie, ale jak na razie nie jest źle.
     Harry otworzył oboje oczu.
     — Jesteś cudownym, małym promykiem słońca, nieprawdaż?
     — Moja matka od zawsze powtarzała, że jestem światłem jej życia.
     Harry obdarzył go mało entuzjastycznym uśmiechem.
     — Jestem pewien, że potrzebowała okularów przeciwsłonecznych.
     — Jakich?
     — Nieważne — rzekł Harry, chichocząc lekko.
     Draco przewrócił oczami, zakręcając manierkę.
     — Jemioła.
     Harry spojrzał w górę.
     — Co?
     Draco wyszczerzył zęby.
     — Jemioła. Na pniu dębu. — Podniósł wzrok. — I na gałęziach. Potężny składnik eliksirów, zwiększa moc wielu z nich.
     Harry wpatrywał się w Draco przez moment, po czym przez jego twarz przebiegła mieszanka zdumienia i zadowolenia.
     — Zaczynasz zwracać uwagę na otoczenie?
     — Hej, nie mógłbym po raz kolejny pozwolić ci wygrać w to, w czym jestem najlepszy. Cholerny wiem-to-wszystko. Jesteś gorszy niż Granger.
     — Właściwie to ona naciskała na mnie, abym uczył się tych głupot.
     Harry zmrużył jedno oko, gdy uniósł wzrok, by spojrzeć na gałęzie zwisające ponad swoją głową.
     — Wiesz, mugole także mają swoje zastosowanie dla jemioły.
     — Naprawdę? — spytał Draco, dziwnie ciekaw tego, do czego mugole mogą wykorzystywać trującą, pasożytniczą roślinę.
     Harry przeniósł spojrzenie w dół na Draco, wyraźnie tłumiąc śmiech.
     — Zaufaj mi, w tym momencie nie chciałbyś wiedzieć.
     — Potter, jesteś wrzodem na dupie, wiesz o tym, prawda?
     — Absolutnie — odrzekł, pochylając głowę w udawanym szacunku.
     Draco westchnął dramatycznie, po czym rzucił szybkie spojrzenie w tył znad swojego ramienia.
     — Musimy ruszać. Nie marnujmy zbyt dużo czasu.
     Harry odchylił się i odsunął od pnia.
     — Spieszy nam się gdzieś?
     Pytanie było zwyczajne, lecz Draco poczuł, jak jego wnętrzności zamarzły na sekundę.
     — Nie — rzekł dosadnie. — Nie, po prostu chcę wrócić jak najszybciej.
     Harry skinął głową.
     — W tym miejscu nie będę się kłócił. — Wskazał głową kierunek marszu. — Gotowy?
     — Prowadź.
     Harry potrząsnął głową, ukłonił się nisko i wykonał zapraszający gest ręką.
     — Nalegam. Panie przodem.
     Draco zacisnął zęby.
     — Ten żart już dawno przestał być śmieszny, Potter.
     — Kto powiedział, że żartuję? — spytał Harry, przystając obok Draco.
     Ślizgon nie chciał dawać mu satysfakcji, obserwując go, więc idąc, wbijał wzrok w ziemię przed sobą, wracając do uzupełniania swojego katalogu. Było to odprężające, jednak wciąż nie mógł przestać irytować się z powodu nieodpowiedniego rozmieszczenia i wyglądu roślin.
     — Co będzie pierwszą rzeczą, którą zrobisz, jak wrócimy? — spytał nagle Harry.
     Zaskoczony tak zwyczajnym pytaniem, Draco odpowiedział gładko:
     — Wykąpię się.
     — Dobry plan.
     Draco pomyślał tęsknie o pięknej wannie w łazience prefektów i pozwolił sobie rozkoszować się tą wizją.
     — O tak. Długa, gorąca kąpiel. Wyszoruję każdy skrawek mojej skóry z tego brudu. Dzięki Merlinowi za tą wannę w łazience prefektów. Nie ruszę się stamtąd przez parę godzin. A może nawet dni. I te bąbelki. Myślę, że użyję każdego typu bąbelków, jaki mają.
     — Osobiście wybrałbym te purpurowe — rzucił Harry.
     — Tak, są... zaczekaj chwilę. — Posłał Harry'emu ostre spojrzenie. — Skąd, do diabła, wiesz cokolwiek na temat łazienki prefektów?
     Harry rozchylił usta, po czym poczerwieniał na twarzy i szybko odwrócił głowę.
     — Kto dał ci hasło, Harry? No dalej, wyduś to z siebie. — Draco uśmiechnął się szaleńczo. — Miałeś coś w rodzaju sekretnych randek w najbardziej osławionym pomieszczeniu do pieprzenia w Hogwarcie?
     Harry odwrócił się z powrotem w stronę Draco jeszcze bardziej czerwony, niż poprzednio.
     — Co do...?! Nie miałem żadnych „sekretnych randek"! To było... to było po...
     To było zbyt zabawne, widzieć Harry'ego Pottera czerwieniącego się niczym piwonia.
     — No więc kto dał ci hasło?
     — Cedric Diggory — wymamrotał Harry. — Ale to nie...
     — Pieprzyłeś Cedrica Diggory'ego? Nic dziwnego, że powiedziałeś, że nigdy nie miałeś dziewczyny!
     Harry wyglądał, jakby był bliski zadławieniu się swoim własnym językiem.
     — Ja... to... stanowczo nie pie... piep... Malfoy, przestań wkładać mi słowa w usta!
     — Co jeszcze miałeś w tych ustach?
     Kolor twarzy Harry'ego zmienił się nagle z czerwonego w purpurowy, a jego oczy błyszczały wściekle. Wyciągnął rękę i dał Draco kuksańca w bok. Chłopak potknął się o kilka kroków, wciąż się śmiejąc.
     — Wyluzuj, Potter! Musiałem wymierzyć całkiem blisko prawdy, skoro wywołało to taką reakcję.
     — Jesteś cholernym dupkiem, wiesz o tym? — Harry znów go popchnął.
     — Staram się, z całych sił.
     — Jesteś też tak niemożliwie daleko od prawdy, że to aż boli.
     Draco znów parsknął śmiechem.
     — Ja się jedynie odgrywam. Za ten komentarz na temat bondage.
     Harry zawarczał, po czym potrząsnął głową.
     — W porządku. Jesteśmy kwita.
     — Nie, nie jesteśmy. Ciągle chcę wiedzieć, co, do diabła, robiłeś w łazience prefektów.
     — Nie chcę o tym rozmawiać — rzekł Harry stanowczo. Usta Draco uchyliły się w wyrazie irytacji.
     — Harry, co, do cholery, jest z tobą nie tak? Ty możesz przesłuchiwać mnie na każdy temat, jaki sobie wymarzysz, ale kiedy to ja zadaję ci proste pytanie, zachowujesz się jakbyś strzegł najmroczniejszych sekretów wprost z Departamentu Tajemnic.
     Harry, idąc, kontynuował wpatrywanie się przed siebie.
     — Nadal nie powiedziałeś mi, co zaszło ostatniej nocy... co stało się w tej wizji, którą miałeś. Powiedziałbym, że to jest o wiele bardziej istotne niż to, co zdarzyło się prawie dwa lata temu w wannie prefektów.
     Zaskoczony nagłym zwrotem w rozmowie, Draco zdekoncentrował się akurat na czas, by znowu wejść w pokryty cierniem krzak. Warcząc, uwolnił nogawkę spodni po raz kolejny.
     — To tylko jedna, cholerna rzecz, Potter! Poza tym już ci powiedziałem, że po prostu najpierw sam muszę sobie to wszystko poukładać w głowie. To nie tak, jakbyś nie zdążył już rozerwać mojej psychiki kawałek po kawałku. Ale ty za każdym razem, kiedy zdecydujesz, że rozmowa zmierza w kierunku, który ci się w jakiś sposób nie podoba, zamykasz się w sobie niczym w najbardziej strzeżonej krypcie w Gringottcie!
     Harry chrząknął.
     — Naprawdę z nikim nie rozmawiasz?
     — Rozmawiam z wieloma ludźmi. Z tobą rozmawiam od więcej niż tygodnia.
     Draco zastanowił się, żując wewnętrzną stronę wargi.
     — Mówiłeś do mnie, Potter. Wiem, na czym polega różnica.
     Harry obrócił głowę w bok, by spojrzeć na Draco oczami płonącymi ciekawością.
     — Czyżby?
     — O nie. Nie znowu. Nie rozmawiamy teraz o mnie. Ty. Ty chcesz wiedzieć wszystko, ale nie jesteś w stanie odpowiedzieć na zwyczajne pytanie dopóki nie zdecydujesz, że jestem godzien cokolwiek wiedzieć, lub coś równie głupiego. Dlaczego jesteś tak strasznie tajemniczy?
     Harry zatrzymał się na chwilę. Jego oczy oraz głos, gdy przemówił, były zimne.
     — Może chcę być tajemniczy. Może tajemnice to wszystko, co znam. Nikt nic mi nie mówi, więc dlaczego powinienem zdradzać ludziom swoje tajemnice? Zdają się być jedynym, co mi pozostało. I kiedy tylko próbuję powiedzieć ludziom prawdę... — Uniósł lewą rękę, by Draco mógł dostrzec znajdujący się na niej napis. — ...nikt nie chce słuchać.
     Draco spojrzał na Harry'ego i poczuł nagłą falę smutku. Westchnął.
     — Może rozmawiasz z nieodpowiednimi ludźmi.
     Przez moment nic się nie zmieniało. Po chwili, napięcie i złość powoli ustąpiły z twarzy Harry'ego, a na ich miejscu pojawił się bolesny skurcz, który spowodował skręt w żołądku Draco. Głowa Harry'ego opadła, gdy chłopak spojrzał w ziemię.
     — Możesz myśleć, że to mało ważne, ale naprawdę tęsknię za Ronem i Hermioną.
     Draco wzruszył ramionami.
     — To ważne dla ciebie. Rozmawiasz z nimi o swoich tajemnicach?
     Harry spojrzał w górę.
     — Byli jedynymi ludźmi, z którymi w ogóle mogłem porozmawiać.
     Draco niemal czuł emocje promieniujące od Harry'ego. Sam nigdy tak naprawdę ze nikim nie tęsknił. Oczywiście kiedy miał dziewięć lat, a jego rodzice wyjechali na trzy tygodniowe wakacje, zostawiając go pod opieką ciotki, przyznał, że za nimi tęsknił. Jednak patrząc na wyraz twarzy Harry'ego w tym momencie wiedział, że nie ma pojęcia, co to tak naprawdę oznacza. Draco uciekał przed niebezpieczeństwem, mając nadzieję, że nie zmierzał w kierunku jeszcze większego niebezpieczeństwa. Harry wracał do Hogwartu do ludzi, którzy się o niego troszczą − Draco nie przesadzał, mówiąc, że bał się, czy jego współdomownicy nie będą szukać sposobu na to, by go zabić.
     Czuł się także zazdrosny z powodu Granger i Weasleya. Dokładnie tak, jak powiedział Harry tydzień wcześniej. „Ron i Hermiona to dwójka najlepszych czarodziejów, jakich miałem okazję poznać. Zginęliby za mnie, a ja zrobiłbym dla nich to samo. To jest lojalność, Malfoy, i czegoś takiego można cholernie zazdrościć." Po raz kolejny Cudowny Chłopiec miał rację. Lecz tym razem prawda, zamiast ogłuszać niczym tłuczek uderzający w głowę, pozostawiła jedynie nieprzyjemny ból w klatce piersiowej.
     Spojrzał na niemal tęskny, nieobecny wyraz twarzy drugiego chłopaka i westchnął. Zmusił się do lekkiego uśmiechu i powiedział:
     — Jestem pewien, że oni też za tobą tęsknią. Ale jeśli chcesz ich wkrótce zobaczyć, musimy ruszać. No chodź. — Wskazał głową kierunek marszu.
     Harry skinął głową, obrócił się i zaczął iść. Nie odwzajemnił spojrzenia Draco; zamiast tego skupił wzrok na ścieżce przed sobą. Nie był to ten sam rodzaj gniewnej ignorancji, którą okazywał wcześniej. Teraz zdawał się być po prostu zbyt zmęczony, by się sprzeczać i prawdopodobnie nieco przygnębiony.
     Jeśli potrzebuje kogoś, z kim mógłby pogadać, pomyślał Draco, kiedy znów zrównał krok z Harrym, czy nie zdaje sobie sprawy, że z chęcią bym go wysłuchał?
     Draco właśnie zastanawiał się, czy mu o tym nie powiedzieć, kiedy Harry odezwał się pierwszy.
     — Cedric dał mi hasło do łazienki, żebym mógł rozwiązać zagadkę potrzebną do wykonania drugiego zadania Turnieju Trójmagicznego.
     Draco spojrzał na Harry'ego, mając nadzieję odczytać coś z jego twarzy, lecz Harry wciąż uparcie patrzył przed siebie z tym samym, przygnębionym wyrazem.
     — Te złote jaja, które odebraliśmy smokom w pierwszym zadaniu... zawierały wskazówkę do drugiego zadania. Próbowałem ją rozwiązać, kiedy Cedric dał mi podpowiedź... powiedział mi, żebym wziął kąpiel z tym jajkiem.
     Draco obrócił głowę i spojrzał na Harry'ego, niemal potykając się o korzeń.
     — To wszystko? Takie zamieszanie wokół tak nieistotnej rzeczy? Harry, cała szkoła wiedziała o tych głupich jajkach! Pewnego wieczoru usłyszałem, jak jajko Diggory'ego skrzeczało w jakiejś pustej sali, kiedy próbował rozgryźć zagadkę. Czemu, do cholery, musiałeś robić wokół tego tyle zamieszania?
     Głos Harry'ego był bardzo cichy, gdy odpowiedział:
     — Nie lubię rozmawiać na temat Cedrica. Lub Turnieju Trójmagicznego.
     Pewien subtelny zwrot w tonie głosu Harry'ego zwrócił uwagę Draco. Jego oczy rozszerzyły się odrobinę.
     — Dlaczego?
     Głos Harry'ego ucichł jeszcze bardziej.
     — Ponieważ to wtedy wszystko stało się piekłem. — Uniósł wzrok i spojrzał wymownie na Draco z ukosa, jak gdyby starał się opowiedzieć resztę historii bez używania słów.
     W głowie Draco parę niejasnych faktów, o których wiedział, związanych z wydarzeniami z tamtego roku, zaczynało tworzyć spójną całość. Jego ojciec powiedział mu, że Turniej Trójmagiczny miał być szczególnie ważnym wydarzeniem, lecz jak zwykle nie zaszczycił Draco żadnymi szczegółowymi wyjaśnieniami. Nie musisz wiedzieć, dlaczego, Draco, i im mniej wiesz, tym lepiej na tym wyjdziesz. Z jego ojcem zawsze było tak samo − żadnych szczegółów. Poza tym, Draco tamtego roku miał wystarczająco dużo rozrywki, by nie zostawić sobie za dużo czasu na rozmyślanie o tym, co działo się wokół niego. I jak zwykle elementy układanki przemknęły mu przed nosem, niezauważone. Harry jako czwarty zawodnik. Jego zwycięstwo nad starszymi, bardziej doświadczonymi uczniami. Tajemniczy wypadek pod koniec turnieju, zbieżny w czasie z powrotem Czarnego Pana. To wszystko było zbyt blisko ze sobą powiązane.
     — To było ustawione, prawda?
     — Zostałem wykorzystany. Ciągle jestem wykorzystywany. Nawet ci po „mojej stronie" mnie wykorzystują. Dlaczego Voldemort miałby być wyjątkiem?
     Nie będąc do końca pewnym, jak zareagować, Draco zamrugał, po czym odpowiedział powoli:
     — Yy... tak. Przypuszczam, że to miłe być potrzebnym.
     Harry zaśmiał się w odpowiedzi. Był to szorstki, pozbawiony emocji dźwięk, który wywołał dreszcz wzdłuż kręgosłupa Draco.
     — „Zabij niepotrzebnego", tak powiedział. Rozbłysło zielone światło i kolejną rzeczą, którą zarejestrowałem, było martwe ciało Cedrica leżące obok mnie na ziemi. Cedric nie był „potrzebny". Ale jeśli wszystko przebiegłoby zgodnie z planem, dołączyłbym do niego parę minut później, także nie ma niczego specjalnego w byciu potrzebnym. Po prostu zostajesz zabity bardziej rozmyślnie.
     Draco nagle poczuł się niekomfortowo z powodu przebiegu tej dyskusji, a Harry zdawał się być doskonale tego świadom. Właściwie wydawał się być z tego zadowolony.
     — Ta blizna na moim ramieniu, o którą pytałeś... ta nad znamieniem pozostawionym przez kieł bazyliszka... Glizdogon mi to zrobił... i użył mojej krwi w rytuale, by wskrzesić ciało Voldemorta. Plan polegał na tym, by mnie wykorzystać, po czym powoli zabić na oczach wszystkich śmierciożerców, aby Voldemort mógł udowodnić, że jest silniejszy niż jakiś tam chłopiec. Chciał się mną bawić tak, jak kot bawi się myszą, zanim ją zabije. — Harry rzucił Draco spojrzenie z ukosa. — Teraz rozumiesz, dlaczego nie zwierzam się ludziom? — spytał cicho.
     — Cóż. — Draco zawahał się. — To było prawie rok temu. Mam na myśli, że twoje życie nie składa się tylko z Sam-Wiesz-Kogo, prawda? Że są inne rzeczy, o których możesz rozmawiać, które nie powodują, że zatrzaskujesz się w sobie niczym stalowa pułapka?
     Harry nagle wyciągnął rękę i zacisnął dłoń na ramieniu Draco, obracając go przodem do siebie, by spojrzeć mu w twarz. Jego oczy pod szkłami okularów ciskały wściekłe błyskawice; Ślizgon nie potrafił określić, czy Harry właśnie tracił nad sobą kontrolę, czy jeszcze nie. To go przeraziło.
     — Ty po prostu tego nie łapiesz, no nie? Voldemort naznaczył każdy moment mojego życia. Każdą cholerną rzecz, Draco. WSZYSTKO! Rozumiesz to?
     — Ja... Ja... tak, ja... ale... — Słowa zawiodły pod ostrym spojrzeniem Harry'ego. Zebrał w sobie całą odwagę, która jeszcze pozostała, starając się w jakiś sposób odczuć współczucie. — To nie tak, jakby nie wpłynął na moje życie... To znaczy, miałem mu służyć i zostałem w to wciągnięty zbyt wcześnie i utknąłem tu, bo...
     — Cholera, Draco! Myślisz, że przez cokolwiek teraz przechodzisz można porównać to z tym gównem, przez które ja musiałem przejść? Musiałem się z nim zmierzyć kiedy miałem czternaście lat! I gdyby nie szczęśliwy zbieg okoliczności, że nasze różdżki mają bliźniaczy rdzeń, on by wygrał!
     Draco poczuł się uwięziony pomiędzy kontrastującymi ze sobą uczuciami − strachem i irytacją. Strachem, że Harry zaraz wpadnie w szał oraz irytacją spowodowaną jego postawą mówiącą, że to on zawsze ma najgorzej ze wszystkich ludzi na świecie. Zamiast zareagować w związku z choćby jedną z tych myśli, Draco powiedział pierwszą rzecz, która wyraźnie ukazała się na powierzchni jego nadszarpniętego umysłu.
     — Bliźniaczy rdzeń...?
     — Później ci wytłumaczę. Ale uwierz mi, marzę, żeby mieć jakieś miłe wspomnienia, o których mógłbym rozmawiać. Jakiekolwiek. Ale nie mam. Chciałbym mieć normalne życie, ale nie mam. Chciałbym obudzić się pewnego ranka i mieć rodziców, chciałbym, aby moim największym zmartwieniem było zaliczenie egzaminów i znalezienie dziewczyny, ale to się nigdy nie stanie. I nie mam co do tego żadnego wyboru.
     Irytacja zaczęła przybierać na sile, ale wtedy Draco zdał sobie sprawę, że głos Harry'ego drży. Zamiast sprawiać wrażenie użalającego się nad sobą, egoistycznego Gryfona, Harry wyglądał na drobnego i przerażonego. Kokon, w którym skrył się odkąd tylko wylądował w lochach, zaczął się wreszcie rozwijać.
     Harry przełknął głośno.
     — Zaakceptowałem już, że moje życie nie należy do mnie, ale nie mam zamiaru oddać go w ręce Voldemorta. I może jestem idiotą, ale ufam, że nie zamierzasz odesłać mnie tam z powrotem.
     — Ja...
     Zanim Draco zdążył zareagować, Harry wyciągnął rękę i wyrwał sztylet zza jego paska. Draco krzyknął z zaskoczenia i uniósł ręce do góry w geście obronnym, przekonany, że Harry wreszcie naprawdę się załamał i właśnie ma zamiar go zaatakować. Jednak nie zrobił tego. Ślizgon wyjrzał zza uniesionych rąk, by spostrzec, że Harry trzyma sztylet z dala od niego, rękojeścią w jego stronę.
     — Weź go — rzekł stanowczo.
     Draco opuścił ręce w zaskoczeniu.
     — Co?
     Harry sięgnął, chwytając prawą dłoń Draco i wciskając mu w nią rękojeść sztyletu. Palce Draco automatycznie się zacisnęły, po czym Gryfon przyciągnął jego rękę tak, że czubek sztyletu skierowany był dokładnie w stronę gardła Harry'ego.
     — Zrób to. No dalej.
     — Harry... — Próbował opuścić rękę, ale Harry popchnął ją z powrotem w górę. — Harry... co ty, u diabła, wyprawiasz?
     — Udowadniam swoją tezę. — Harry spojrzał w dół na czubek sztyletu.
     — I co to za idiotyczna teza? — Draco niemal zawył, po raz kolejny starając się opuścić sztylet. Harry znów pociągnął jego rękę w górę i potrząsnął głową.
     — Po prostu to zrób. Już kiedyś mnie dźgnąłeś. Zrób to raz jeszcze. Właśnie teraz.
     Draco wlepiał wzrok poprzez długość swojego ramienia, a następnie w dół sztyletu, w wyeksponowaną szyję Harry'ego. Obrazy nakładały się na siebie, nieproszone, przesłaniając scenę rozgrywającą się na jego oczach. Ostrze Voldemorta wycelowane w jego własne gardło. Jego różdżka wycelowana w Harry'ego. Harry, drżący tuż przed nim od adrenaliny, zachęcający go do zrobienia niewypowiedzianego.
     Coś pomiędzy sapnięciem a szlochem wydobyło się z gardła Draco. W końcu zdobył się na krok w tył, zanim Harry zdążył go powstrzymać, opuścił sztylet i umieścił go na powrót w pochwie. Trząsł się tak bardzo, że niemal go upuścił. Kiedy podniósł wzrok, Harry odwzajemnił spojrzenie, taksując go wzrokiem.
     — Więc...? — zapytał Gryfon, pozwalając pytaniu zawisnąć w powietrzu.
     — Więc co? — odrzekł Draco drżącym tonem.
     — Powiedziałem ci, że prędzej sam odbiorę sobie życie, niż pozwolę Voldemortowi to zrobić.
     Draco rozszerzył oczy, gdy przypomniał sobie dalszą część słów Harry'ego.
     Wolałbym już raczej pozwolić ci mnie zabić.
     — Harry... Ja nie... To tylko... Nie mogę...
     — Ufałem, że mnie nie zabijesz i ufam także, że nie zamierzasz wysłać mnie tam z powrotem.
     Draco wydał z siebie cichy skowyt. Gryfon zbliżył się do niego o krok.
     — Pytanie brzmi... czy ufasz samemu sobie?
     Draco spróbował otworzyć usta, jednak nie mógł zrobić nawet tego. Z wargami zaciśniętymi kurczowo, odpowiedział jedynie skinieniem głowy.
     — Jesteś na tyle silny, żeby wrócić do domu?
     Ślizgon ponownie skinął głową. Twarz Harry'ego rozświetlił uśmiech ulgi, po czym sam westchnął głośno. A następnie zrobił coś, co zdumiało Draco jak nic do tej pory. Podszedł bliżej i zarzucił rękę na jego ramiona, jakby w pocieszającym geście, twarzą w twarz, czoła pochylone ku sobie. Wyraz jego twarzy był przyjazny, lecz śmiertelnie poważny.
     — Zatem wrócimy do domu.
     Draco odwzajemnił spojrzenie Harry'ego, czując się niekomfortowo z powodu nagłej bliskości chłopaka. Jednak z drugiej strony, jeśli Harry zdjąłby rękę, Ślizgon prawdopodobnie by upadł. Zamiast zburzyć powstałą między nimi barierę, Harry po prostu w nią wszedł, a myśli, które Draco dusił w sobie przez cały dzień, były tutaj, żywe i wystawione na jego widok.
     — Harry... w tej wizji... z Sam-Wiesz-Kim... Merlinie, to było okropne... Powiedział mi, że jeśli cię zwrócę... jeśli się poddam, pozwoli mi żyć... a jeśli nie, on... on...
     — Wiem, Draco. Tak właśnie działa Voldemort. Manipuluje ludźmi. Dlatego ja złożę kontrofertę. Ty nie pozwolisz mu mieć mnie, a ja nie pozwolę mu mieć ciebie. Czy to uczciwa wymiana?
     Draco zamarł. Harry musiał poczuć jego napięcie, gdyż natychmiast wykrzywił twarz.
     — Draco...?
     To nie tak, że nie chciał powiedzieć mu całej prawdy − raczej po prostu nie mógł się na to zdobyć. Jak miał powiedzieć Harry'emu, że być może nie będzie w stanie przeszkodzić Voldemortowi w dostaniu się do nich? Jakie były szanse na znalezienie przeciwzaklęcia na czas? Jednak z drugiej strony, jeśli odda Harry'ego w ręce Voldemorta, ten raczej nie będzie miał szans na przetrwanie. Odtwarzając w pamięci sytuację ze sztyletem, Draco wiedział, że nie mógłby znów skrzywdzić Harry'ego. Nie mógłby tak po prostu się poddać. Harry właściwie mu to uświadomił. Jeśli oddanie Harry'ego było gorsze, niż zabicie go własnymi rękami... nie było żadnej, cholernej szansy, żeby to zrobił. Jednak nie zmieniało to faktu, że Voldemort w pewnym sensie posiadał już Harry'ego.
     — Draco, on nas tutaj nie dosięgnie.
     Ślizgon wzdrygnął się, zdając sobie sprawę, jak bardzo mylne było to stwierdzenie, jednak Harry mówił dalej.
     — Może cię przestraszyć, ale nie jest w stanie cię skrzywdzić. Wstrzymał przeczesywanie lasu, ponieważ sądzi, że masz zamiar się poddać. Byłeś wystarczająco silny, by opuścić to miejsce i jesteś wystarczająco silny, by mu się teraz przeciwstawić.
     — Uciekłem — wyszeptał Draco. — ponieważ się bałem. Teraz też się boję.
     — Ja też.
     Draco uniósł brew. Harry uśmiechnął się.
     — Byłbym głupcem, gdybym się trochę nie bał.
     Draco zdołał wymusić uśmieszek.
     — Nie wyglądałeś na przestraszonego, kiedy pluskałeś się w tej rzece jak cholerny idiota.
     Harry zachichotał.
     — Sądzę, że jeśli już tutaj utknąłem, mogę równie dobrze czerpać z tego jak najwięcej. W końcu przekonam cię do wejścia do wody.
     Uśmiech Draco poszerzył się.
     — Nie sądzę, Potter.
     — Zobaczymy.
     Szeroki uśmiech Harry'ego stał się przebiegły, a Draco nie mógł oprzeć się rozbawieniu. Nie mógł się również oprzeć wrażeniu, że pomimo dziwaczności tego wszystkiego, nie czuł się niekomfortowo z powodu bliskości Harry'ego. Przeciwnie − było coś pocieszającego w jego obecności. Coś w nim, co powodowało, że Draco zaczynał czuć się silniejszym z Harrym, na którym może polegać. Coś, co powodowało, że nie chciał odchodzić. Szeroki uśmiech Draco zmienił się w delikatne wygięcie warg.
     — Zgoda.
     Harry odchylił się lekko i spojrzał na niego pytająco.
     — Co?
     — Zgadzam się na umowę. Nie pozwolę mu dostać się do ciebie. — Wzruszył ramionami. — Poza tym, co to za umowa, która traci na znaczeniu, gdy sytuacja się zmienia?
     Oczy Harry'ego rozjaśniły się, jednak jego twarz pozostała spokojna.
     — Jesteś pewny? Nie mam pojęcia, czego Voldemort zechce spróbować tym razem. Sytuacja może znowu się zmienić.
     Draco wziął głęboki, powolny oddech.
     — Zatem po prostu muszę być na to gotowy. Poza tym, jeśli ty musiałeś radzić sobie z Sam-Wiesz-Kim przez lata, ja powinienem być w stanie poradzić sobie chociaż z tego namiastką, prawda? Nie mogę pozwolić ci upokorzyć mnie po raz kolejny, no nie?
     Harry uśmiechnął się szeroko.
     — To się nigdy nie zmieni. — Odsunął się, w końcu zdejmując rękę z ramienia Draco. — Sezon Quidditcha zaczyna się za trzy tygodnie i mam zamiar nadrobić przegapienie ostatniego.
     Miejsce na ramieniu Draco, gdzie Harry trzymał rękę, stało się dziwnie zimne, a Ślizgon zorientował się, że tęskni za kontaktem. Temat Quidditcha wciąż wisiał w powietrzu, więc Draco skrzyżował ręce na piersi i pochylił głowę.
     — Zobaczymy, Potter — wycedził, kładąc nacisk na nazwisko dla lepszego efektu.
     — Brzmi jak wyzwanie — rzekł Harry rozmyślnie, naśladując pozę Draco.
     — Zgadłeś.
     — Ale jeśli chcemy podjąć to wyzwanie, lepiej postarajmy się wrócić na czas. — Wskazał głową w dół strumienia. — Idziemy. Starajmy się nadrobić drogi, póki jeszcze jest jasno. Sądzę, że chmury też zaczynają się zbierać.
     Draco opuścił ręce i spojrzał w górę. Harry miał rację. Chmury zaczynały robić się coraz ciemniejsze, a nie mogło być później niż popołudnie.
     — Super — wymamrotał. — Zmokniemy.
     — Może — odrzekł Harry, zaczynając iść. — A może nie.
     Draco ruszył, idąc obok niego.
     — A powiedz mi, gdzie znajdziemy tutaj jakieś schronienie?
     Harry uśmiechnął się ponownie.
     — Hermiona nauczyła mnie czaru odpychającego wodę, używając go na moich okularach podczas meczu. Właściwie, jak o tym pomyślę, nauczyła mnie większości użytecznych rzeczy, które wiem. Myślę, że to zaklęcie powinno zadziałać też na innych rzeczach. Mogę spróbować rzucić je na płaszcz.
     Draco zaczynał uśmiechać się na myśl o przenośnym, wodoodpornym schronieniu, kiedy uderzyła go inna myśl.
     — ZACZEKAJ CHWILĘ! Znasz czar odpychający wodę i nie pomyślałeś, żeby powiedzieć mi o nim przed tym, zanim przedzieraliśmy się przez rzekę? Moje stopy były lodowate i mokre na NIC?!
     Harry wyszczerzył nieśmiało zęby.
     — Ups.

Zaćmienie || Drarry ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz