2. Lekcje na temat Władzy

8K 432 109
                                    


Zbudowałem ściany.
Mocną i potężną fortecę,
Której nikt nie jest w stanie zburzyć.
Nie potrzebuję przyjaźni; ona rodzi ból.
Lekceważę miłość i śmiech.
Jestem skałą.
Jestem wyspą.
(~Simon i Garfunkel)

     Draco był w lochach znajdujących się pod rezydencją Malfoyów tylko parę razy w życiu, a pierwszy raz, gdy miał osiem lat. Jego ojciec zdecydował, że jest wystarczająco dorosły, by zabrać go na uroczysty obchód po tym miejscu, podczas którego opowiadał mu o aurorach i szlamach torturowanych tam w czasach świetności Czarnego Pana. Właśnie wtedy Draco otrzymał swoją pierwszą lekcję na temat władzy — czym ona tak właściwie jest i dlaczego ma tak duże znaczenie; że jest potęgą, dzięki której można kontrolować ludzi, władać życiem i śmiercią. Draco dostrzegł i zaczął rozumieć te zależności. W tych właśnie lochach Lucjusz Malfoy decydował o losach swych ofiar. W tych samych lochach jego syn zaczął pojmować wartość, jaką jest władza.
     Za drugim razem wizyta nie była już taka przyjemna. Wykład w dalszym ciągu dotyczył aspektów władzy, jednak morał, który z niego płynął, był zupełnie inny. Tym razem Draco doświadczył lekcji będąc po drugiej stronie więziennych krat. Miał jedenaście lat, kiedy próbował dostać się do pracowni ojca, planując wykraść kilka rzeczy ze schowka pod podłogą, podczas gdy jego rodzice zabawiali gości na jednym z powszechnie znanych i niezmiernie poważanych przyjęć organizowanych w ich domu. Chciał przynieść coś — cokolwiek — do szkoły, by popisać się przed kolegami i poszerzyć własne wpływy i władzę. Wiedział, że nie powinien sprzeciwiać się ojcu, ale pokusa była zbyt silna. Oczywiście uruchomił zaklęcia ochronne, a jego ojciec natychmiast znalazł się na dole.
     Lucjusz Malfoy nie był ani pełen współczucia, ani też mściwy, kiedy zakuwał Draco w kajdany zwisające ze ściany. Draco nie sprzeciwiał się. Tylko słabi ludzie okazują emocje. To była kara i uczciwa zapłata za to, co zrobił; obaj o tym wiedzieli. Kiedy ojciec zamykał na noc drzwi celi, wypowiedział jedynie te słowa: „Nie zdobędziesz władzy w ten sposób, Draco. Musisz na nią zapracować. Teraz będziesz musiał zapłacić za to, co zrobiłeś”. Kiedy drzwi do podziemi zamknęły się z trzaskiem, zostawiając go samego ze swoimi myślami, Draco w końcu pękł. Gdy wydostał się z zasięgu czyjegokolwiek wzroku, łzy zaczęły spływać strumieniami po jego twarzy. Ojciec, który był dla niego zarówno przyjacielem, jak i wrogiem, który łączył w sobie przebiegłość oraz chciwość, postanowił udzielić mu lekcji, na którą było zdecydowanie za wcześnie. To przeżycie sprawiło, że następnego ranka Draco czuł się znacznie silniejszy, co prawdopodobnie było celem jego ojca. W ten sposób pokazał mu jak to jest, kiedy ktoś ma nad kimś władzę.
     Teraz, po tych wszystkich latach, patrząc poprzez kraty tej samej celi na ciemnowłosą postać leżącą na podłodze, Draco poczuł to nieuchwytne wrażenie zwane władzą. Tym razem w pełni na wszystko zapracował.
     Pozwolił sobie na niewielki uśmiech, kiedy jego ojciec zamykał drzwi celi.
     Lucjusz odwrócił się do niego w iście teatralnym geście, dostrzegając ten słaby grymas. Prawdopodobnie teraz po raz pierwszy naprawdę widział swojego syna i analizował go w myślach. Draco rzeczywiście wyciągnął dobre wnioski ze swojej lekcji i teraz przyniósł dodatkowy zaszczyt rodzinie Malfoyów. Chłopak był wartościowym dzieckiem, silnym dziedzicem. Twarz Lucjusza nieświadomie stała się odbiciem pełnego zadowolenia uśmieszku syna.
     — Draco, Czarny Pan będzie niezmiernie zadowolony. Nie do końca wierzył w to, że twój plan się powiedzie, ale ty doskonale sobie poradziłeś. W prosty, acz przebiegły sposób. Sam Salazar Slytherin byłby z ciebie dumny. — Wyciągnął rękę — Czy mogę zobaczyć ten sztylet?
     — Tak, ojcze. — Draco miał świadomość, że był to bardziej rozkaz, niżeli prośba, dlatego też posłusznie wyciągnął ostrze i skierował rękojeść w stronę ojca. Doskonale wiedział, kiedy ma prawo się odezwać, a kiedy powinien trzymać język za zębami. Stał więc w miejscu, posłusznie zachowując milczenie, podczas gdy Lucjusz oglądał niewielki nóż. Nadal pokrywała go warstwa zaschniętej krwi.
     Lucjusz zaczął ostrożnie obracać broń w odzianych w rękawiczki dłoniach.
     — Niezwykle imponujące — wymruczał do siebie po dokonaniu oględzin. — Kto by pomyślał, że po tych wszystkich próbach to właśnie dzięki niemu doprowadzimy do upadku nieuchwytnego Harry'ego Pottera. — Przesunął opuszkami po płaskiej powierzchni ostrza. Kilka plamek krwi osiadło na rękawiczce. W zamyśleniu potarł kciukiem o palec wskazujący, pozwalając grudkom spaść na podłogę. — I to… ta sprawa, o którą Czarny Pan tak długo zabiegał... tym razem doprowadzimy ją do końca. — Oddał synowi sztylet. — Muszę skontaktować się z moim Panem i poinformować go o twoim sukcesie. Jeżeli będzie tak zadowolony, jak przypuszczam, to wkrótce dostąpisz zaszczytu tytułowania go w ten sam sposób. — Spojrzał przelotnie na chłopca leżącego w celi. — Zostań tutaj i miej na niego oko. Potter może i wygląda na bezbronnego, ale przez całe życie był przecież niesamowitym farciarzem. Nie możemy ryzykować.
     Draco pogratulował sobie w duchu. To była największa pochwała, jaką kiedykolwiek otrzymał od swojego ojca. Na dodatek w pełni na nią zasłużył. Ojciec był dziś z niego dumny i okazał to, zachowując się nadzwyczaj godnie i z klasą. Nawet, jeżeli w grę wchodziły pozytywne odczucia, Malfoyowie nigdy nie zniżali się do trywialnego okazywania emocji. Były oznaką słabości, podobnie jak łzy. Jak drobny chłopiec leżący w celi.
     Draco odwrócił się i oparł o ścianę, stojąc w ten sposób tuż obok krat, skąd miał dobry widok na Pottera. Gryfon leżał niezdarnie na jednym boku dokładnie w takiej samej pozycji, w jakiej Draco ułożył go na początku. Miał cerę bledszą niż zazwyczaj, a jego usta nabrały nienaturalnie sinej barwy. Draco zmrużył oczy i zaczął śledzić słabe ruchy klatki piersiowej Pottera. Chłopak wciąż żył. Bladość była jedynie skutkiem ubocznym trucizny i wkrótce powinna minąć.
     Mając zamknięte oczy i będąc pogrążonym w błogiej nieświadomości, Potter wyglądał bardzo spokojnie. Delikatne linie i łagodne krzywizny dowodziły jego młodości i naiwności, zadając kłam wszelkim okropnościom, jakich doznał w swoim życiu. Bez okularów twarz Pottera zmieniła swoje oblicze. Tak jakby zdjęto z niego maskę, przemieniając Chłopca, Który Przeżył w niewinnego młodzieńca. Draco przyglądał mu się, w jakiś niewytłumaczalny sposób urzeczony tym faktem. Zdał sobie sprawę, że przez moment praktycznie zapomniał o tym, iż ma do czynienia z wrogiem.
     Potrząsnął głową, by pozbyć się niechcianych myśli. Przecież twarz, na którą patrzył, należała do chłopaka, który odrzucił jego wyciągniętą dłoń pierwszego dnia szkoły, wybierając w zamian towarzystwo mętów czarodziejskiej społeczności. To właśnie na tej twarzy w czasie rozgrywek Quidditcha wielokrotnie pojawiały się triumfalne uśmieszki, kiedy Draco zmuszony był opuścić boisko z pustymi rękami. Ta twarz zdobiła okładki „Proroka Codziennego” i tygodnika „Czarownica” w okresie, gdy imię Harry’ego Pottera było na ustach każdego czarodzieja i czarownicy w całej Wielkiej Brytanii, a może i nawet na całym świecie. Twarz ta prześladowała go zdecydowanie zbyt długo.
     Teraz to oblicze słabości, wmawiał sobie stanowczo Draco. Potter był za kratami, a on na zewnątrz, obserwując go. Znienawidzony Gryfon był nieprzytomny, wtrącony do celi znajdującej się w podziemiach rezydencji Malfoyów i zdany na litość najmłodszego z nich.
     Władza nad życiem i śmiercią odurzała, wręcz uzależniała. Najwyraźniej im mocniej nienawidzisz wroga, tym intensywniejsze są twoje odczucia. Miał tyle do powiedzenia Potterowi — teraz nadarzyła się doskonała okazja, by to zrobić. Ten nie pobiegnie przecież do Dumbledore'a. Nie ma przy nim również jego szlamowatych, wielbiących mugoli przyjaciół, którzy mogliby mu pomóc. W tej chwili był całkiem sam.
     Draco śledził praktycznie niezauważalny rytm, w którym Potter oddychał, z uwagą rejestrując nawet najmniejsze anomalie. Nikt inny nie dostrzegłby zapewne pierwszego, maleńkiego drgnięcia powieki, poruszenia kończyn czy drżenia dolnej wargi. Niemal jak na zwolnionym filmie twarz Harry'ego ściągnęła się w wyrazie straszliwego bólu. Draco pochylił się do przodu, chcąc lepiej mu się przyjrzeć. Trucizna przestawała działać.

Zaćmienie || Drarry ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz