Rozległy teren rozciągał się nieskończenie pod zachmurzonym niebem. Powietrze było nieruchome i zatęchłe; Draco czuł, jakby jego kleista konsystencja przyczepiała się do niego i spowalniała, czyniąc ruchy — z kontuzjowaną kostką i o lasce — jeszcze bardziej mozolnymi. Krajobraz na szczęście chwilowo stał się mniej górzysty — Draco poczuł wdzięczność za pasma łąk i porośnięte drzewami mokradła, które urozmaicały ciężką drogę przez góry. Zresztą szybkość nie była już priorytetem, przypomniał sobie. Stała się nim obserwacja.
Harry znalazł krzak głogu w zaroślach, a Draco włożył ostrożnie ciernie do kieszeni wypełnionej już innymi składnikami. Od tego czasu poszukiwania stały się bezowocne aż do późnego popołudnia. Draco czuł sfrustrowanie, a Harry przejawiał oznaki zdenerwowania. Więcej niż zdenerwowania. Ślizgon kilka razy starał się wciągnąć go w lekką rozmowę, ale bez skutku — Harry nie był w stanie rozproszyć mrocznych myśli, które z pewnością przepływały mu przez głowę, a każdy jego ruch doskonale odzwierciedlał ten stan.
Podczas gdy Draco szedł, utykając, Harry nie miał żadnego wytłumaczenia — poza czystym wyczerpaniem — na sposób, w jaki jego tenisówki z każdym krokiem zahaczały o ziemię. Opuszczona głowa mogła sugerować, że rozgląda się za barwinkiem, jednak Draco podejrzewał, że opadła mu z tego samego powodu, co ramiona. Pod oczami miał głębokie cienie, a ręce zwisały po bokach ciała. Jedynymi oznakami świadczącymi o tym, że nie dolegało mu zwykłe zmęczenie, były ściągnięte wargi i mocno zaciśnięta szczęka. Draco zastanawiał się, czy sam miał identyczny wyraz twarzy.
Harry od czasu do czasu krzyczał z ekscytacji, myśląc, że zauważył małe, niebieskie kwiatki, by przyjrzeć się bliżej i odkryć, że pomylił je z czymś innym, bądź też po prostu myślał życzeniowo. To jedynie powodowało rozczarowanie, które rozrastało się w nim coraz mocniej.
Po trzeciej takiej pomyłce Draco wiedział, że czas na przerwę — choćby tylko po to, by na moment rozproszyć uwagę Harry'ego.
— Harry, chcesz się zatrzymać i coś przekąsić?
Chłopak nie podniósł wzroku, lecz odpowiedział pytaniem.
— Jesteś głodny?
Draco westchnął, wiedząc, że istniał tylko jeden sposób, by zmusić Harry'ego do zatrzymania się.
— Tak, trochę.
— W takim razie dobrze.
Harry nie marnował czasu i wyłowił gruszkę z torby, po czym przesunął pakunek w stronę Draco, wciąż nie nawiązując z nim kontaktu wzrokowego. Draco chciał przyjąć torbę, jednak zatrzymał się w pół ruchu. Nie mógł znieść przedłużającej się ciszy, ale wiedział, że rozmowa o niczym nie popchnie ich w żaden sposób do przodu. Wyłowił jabłko, rozsiadł się i postanowił iść na całość.
— O czym myślisz?
Harry jedynie wzruszył ramionami, co spowodowało, że frustracja Draco osiągnęła szczyt.
— Harry, nie możesz zachowywać się w ten sposób. Masz zamiar się do mnie odezwać, czy złożymy przysięgę milczenia na resztę wycieczki?
Chłopak siedział przez dłuższy moment, wpatrując się w przestrzeń i przeżuwając kęs gruszki. Przełknął i odczekał kolejną chwilę, zanim się odezwał.
— Chyba nie ma za bardzo o czym rozmawiać.
Draco zmarszczył brwi.
— Jest o czym rozmawiać i doskonale o tym wiesz. O czym byś mówił, gdyby Granger i Weasley byli tutaj zamiast mnie? Powiedziałeś, że im ufasz, prawda?
Draco spodziewał się jakiejś reakcji — albo stanowczego „oczywiście, są moimi przyjaciółmi!" lub też „nie wiesz, o czym z nimi rozmawiam, i nie udawaj, że rozumiesz". Byłby usatysfakcjonowany nawet pełnym emocji wybuchem, jak to bardzo za nimi tęsknił. Nie spodziewał się dziwnie wykręconych warg czy też zmarszczonych brwi.
Draco przekręcił się w miejscu niekomfortowo.
— Prawda?
— Ostatnio nie za bardzo — odrzekł Harry ponuro. — Byli jedynymi ludźmi, z którymi tak naprawdę mogłem porozmawiać, ale po tym, co stało się w Ministerstwie poprzedniej wiosny, nie miałem ochoty na jakiekolwiek rozmowy. Z kimkolwiek. Przez długi czas wszyscy myśleli, że zwariowałem, i mimo że Ron i Hermiona powiedzieli, że wcale nie myślą, że tak jest... Po prostu nie chciałem rozmawiać o tym wszystkim, co się działo. Po takiej ilości gówna zwyczajnie nie pozostaje już nic do powiedzenia.
Zrozumienie powoli spływało na Draco.
— Nie wiesz wtedyco powiedzieć, tak?
— Mniej więcej. — Harry wziął kolejny kęs gruszki, a przełykając przybrał bardziej komfortową dla siebie pozycję. Draco potraktował to jako dobry znak świadczący o tym, że może chłopak będzie bardziej chętny do rozmowy. Czekał więc, aż ten kontynuuje. — Nie chciałem już nikogo dołować — zaczął. — Nie miałem nigdy dobrych wieści, zresztą i tak nikt mi nie wierzył. Im więcej mówiłem, tym więcej przysparzało mi to kłopotów. Zatraciłem się w GD, ale ty nagle wszystko zniszczyłeś. Nie chowam urazy... tak jakby. A po tym, jak wszystko rozpieprzyło się tam, w Ministerstwie, ja po prostu... nie miałem nic do powiedzenia. To zabawne, ale właściwie rozmawiałem z tobą więcej przez te dwa tygodnie, niż z kimkolwiek innym od poprzedniej wiosny. Wciąż, tak czy inaczej, jestem zmęczony złymi wieściami.
Ja też, Harry. Ja też.
— Cóż, to było wtedy, a teraz jest teraz. Więc... gdyby twoi przyjaciele tutaj byli, o czym byś z nimi rozmawiał?
Harry wyglądał na zdziwionego.
— Jeden z nich tutaj jest.
Draco przewrócił oczami w próżnej próbie odwrócenia uwagi od czerwieni, która — o czym był przekonany — rozlewała się właśnie po jego policzkach.
— Potter, jesteś taki przewidywalny.
— Przewidywalny? Ja?
— Zawsze byłeś. — Draco wyszczerzył zęby w uśmiechu. — W tym momencie na przykład desperacko myślisz, co by tu zrobić, żeby mnie zaskoczyć i udowodnić, że się mylę, ale nic nie przychodzi ci do głowy, prawda?
Harry wyglądał tak, jakby właśnie połknął całą cytrynę.
— Wiesz co? Pewnego dnia zamierzam zrobić coś kompletnie przypadkowego i zaskoczę cię.
Uśmiech Draco poszerzył się.
— Czekam z niecierpliwością. Czy będą miały z tym coś wspólnego spódniczka z trawy, biustonosz z kokosa i taca Mai Tai?
Teraz Harry wyglądał, jakby zaczął się tą cytryną krztusić.
— C... co?
Szeroki uśmiech Draco zmniejszył się.
— Chciałem tylko zobaczyć wyraz twojej twarzy. I patrz, zdaje się, że w końcu udało mi się rozproszyć twoją uwagę.
Szok na twarzy Harry'ego szybko zmienił się w pochmurny wyraz, jednak na policzkach pozostał wyraźny cień rumieńców.
— W porządku. W porządku. Chcesz, żebym mówił? Dobra! Po pierwsze powinieneś wiedzieć, że w ciągu tych dwóch tygodni powiedziałem ci o rzeczach, o których nawet nie wspominałem Ronowi i Hermionie. Nie bądź taki zaskoczony. Sądzę, że gdyby tu teraz byli, mówiłbym jeszcze mniej. Nie potrafię tego wytłumaczyć i nie jestem z tego dumny. Skoro tak bardzo musisz wiedzieć, o czym myślałem przez cały dzień, odpowiedź brzmi: o niczym. Nie mogę myśleć o Hogwarcie, bo to tylko sprawia, że czuję większą tęsknotę. Nie myślę o twoim planie, bo prawie w ogóle go nie rozumiem, przez co jestem jeszcze bardziej zdenerwowany. I niemal nie myślałem o Ronie i Hermionie, bo za każdym razem, kiedy to robię, zastanawiam się, czy kiedykolwiek ich jeszcze zobaczę!
Harry gwałtownie przerwał monolog i wyglądał, jakby brakowało mu powietrza. Draco zapatrzył się na niego, nie do końca pewien, co na to odpowiedzieć. Po chwili Harry uspokoił się, przygryzł delikatnie wargę, po czym westchnął cierpiętniczo.
— Tak czy inaczej chciałbym, żeby tu byli. Hermiona mogłaby pracować z tobą nad tą twoją teorią — i nie patrz tak. Dobrze wiesz, że byłaby bardzo pomocna.
— Przepraszam — wymamrotał Draco. — Przyzwyczajenie. Masz rację.
Harry skinął głową.
— Dwa wielkie umysły są lepsze niż jeden. Założę się, że dodatkowa opinia sprawiłaby, że sam poczułbyś się lepiej.
Zawoalowany komplement nie umknął uwadze Draco, jednak instynktownie nie chciał być porównywany z mugolakiem ani też wysłuchiwać, że mogłaby przydać mu się pomoc jednego z nich, nawet jeśli prawdopodobnie właśnie tak było.
— Taa. Wiem. To prawda.
Harry wykrzywił usta w słabym uśmiechu.
— W porządku. Swoją drogą, Hermiona naprawdę świetnie radzi sobie podczas kryzysowych sytuacji. Potrafi wymyślić wyjście z każdej opresji. Mnóstwo razy uratowała mi skórę. Gdyby nie ona, prawdopodobnie już od dawna byłbym martwy. A Ron... ha, gdyby Ron tu był, prawdopodobnie byłbym tak zajęty powstrzymywaniem go od zabicia cię, że nie miałbym czasu, żeby przejmować się umieraniem. Już to sobie wyobrażam: „Harry, jak ty możesz w ogóle z nim siedzieć! To Draco-cholerny-Malfoy! Fretka! On tylko wypatruje okazji, żeby cię przekląć!" Stałby się tak czerwony, że jego piegi wydawałyby się na tym tle niemal białe. Że... Draco, co z tobą?
Nieprzyjemne uczucie rozlało się we wnętrznościach Draco, niemal jak podczas podróży Świstoklikiem. Starał się nie myśleć o tym za wiele, ale po raz kolejny uderzyło go, że stał pomiędzy dwoma zaciekle walczącymi ze sobą stronami. W domu nie był już dłużej mile widziany, a w Hogwarcie zdecydowanie nie mógł liczyć na ciepłe przyjęcie. W tym momencie jego jedynym łącznikiem ze światem był Harry, ale to oczywiste, że nawet jego przyjaciele po tym wszystkim prawdopodobnie chcieliby widzieć go martwym.
Potrząsając głową, ugryzł ostatni kęs jabłka i odrzucił niejadalną część, po czym podciągnął się na nogi przy pomocy kija.
— Ruszajmy dalej.
Harry wyglądał na zbitego z tropu, ale szybko sam wstał i podążył za Draco, kończąc jeść gruszkę.
— Zobaczę ich jeszcze — wymamrotał do siebie między kęsami. — Muszę. Oczywiście, że tak. — Przełknął i zaczął znowu: — Będzie zupełnie inaczej z tobą i z nimi. Zastanawiam się, czy w ogóle wiedzą, co się stało, albo czy rozumieją, że to ty zaplanowałeś naszą ucieczkę. Albo jak... Draco, jesteś pewien, że wszystko z tobą dobrze?
Draco zdążył się już zatrzymać. Chciał iść, by powstrzymać myśli od kłębienia się w jego głowie, ale zamiast tego owe myśli powstrzymały go od kontynuowania podróży.
— Skoro chciałem usłyszeć od ciebie prawdę — rzekł, niemal mamrocząc pod nosem — zakładam, że powinienem zrobić to samo.
— Co?
Draco rzucił Harry'emu spojrzenie z ukosa, które pozwoliło mu ujrzeć dezorientację wymalowaną na jego twarzy. Potrząsnął głową.
— Starałem się o tym nie myśleć, ale Harry — co twoi przyjaciele mi zrobią, kiedy wrócimy?
— Moi przyjaciele... zrobią... hę?
Draco zacisnął zęby. On naprawdę nie jest tego świadomy?
— Mówiłem ci już, jak zareagują Ślizgoni, ale to nie tak, że będę mógł liczyć na jakąkolwiek pomoc od tej drugiej strony. Weasley przeklnie mnie na samym wstępie. Granger — nie wiem — podczas snu upuści na mnie naprawdę ciężką książkę z biblioteki! Cokolwiek zamierzają, nie będzie to ani trochę przyjemne i nikt nie będzie ich za to winił! A jeśli brać pod uwagę najgorsze, kiedy tylko ze mną skończą, na pewno zostanę aresztowany na miejscu!
Jeśli to możliwe, Harry zdawał się jeszcze bardziej zdezorientowany.
— Skąd wzięły ci się takie myśli?
— To znaczy, że ty o tym nie myślałeś?
Harry zmarszczył brwi.
— Nie, tak naprawdę to nie.
— Przezorność nie jest twoją mocną stroną, prawda?
— Hej, przestań. — Harry chwycił Draco i obrócił go w miejscu twarzą do siebie. — Może o tym nie myślałem, bo nie sądzę, że to będzie stanowiło problem?
— Może nie widzisz problemu, bo o tym nie myślałeś. Po prostu... wysłuchaj mnie. — Draco wykręcił ramię z uścisku Harry'ego i zaczął powoli iść, używając prowizorycznej laski jako oparcia zarówno emocjonalnego, jak i fizycznego. — Wytłumaczyłem ci już, że mój dom prawie na pewno się mnie wyrzeknie, ale... martwiłem się... zastanawiałem... co właściwie zamierzam zrobić, kiedy dotrzemy? Kto będzie mnie chciał?
Co dziwne, Harry wyglądał na zranionego.
— Ja...
— Wiem, co chcesz powiedzieć, Harry... i nie myśl, że nie jestem za to wdzięczny... ale czy nie mówiłeś przed chwilą, że gdyby Ron tu był, musiałbyś powstrzymywać go przed zaatakowaniem mnie?
— Cóż, powiedziałem tak, ale nie...
— Właśnie to miałeś na myśli — przerwał mu Draco ponuro. — I masz rację — zabiją mnie, jeśli tylko zdołają dobrać mi się do skóry.
— Nie, kiedy im wszystko wytłumaczę! Kiedy tylko zrozumieją, co zrobiłeś, żebyśmy dotarli tak daleko, i co zrobiłeś dla mnie, będzie dobrze.
Draco spojrzał na niego z desperacją.
— Ale zdołasz ich przekonać zanim mnie zabiją, czy będziesz musiał oczyścić moje imię pośmiertnie?
Harry wyglądał tak, jakby był bliski rozpętania kłótni, ale zdusił w sobie cokolwiek, co chciał powiedzieć, marszcząc brwi.
— Czy możemy proszę przestać mówić o śmierci?
— Och. Przepraszam — odrzekł Draco, jednak ton jego głosu tylko nieznacznie wskazywał na skruchę. Harry nachmurzył się.
— Cóż, w takim razie jeśli chcesz rozmawiać o śmierci, kiedy już jesteśmy przy tym temacie...
Draco nagle zapragnął po prostu dać za wygraną.
— Myślałem, że nie chcesz o tym rozmawiać.
— Jest coś, nad czym się zastanawiałem.
Malfoy uniósł brew z rezerwą.
— Okej...
— Proszę, nie zrozum tego źle.
— Och, kiedy mówisz w ten sposób, czuję się o wiele lepiej — warknął. Kiedy Harry na niego spojrzał, odrzucił głowę do tyłu w geście porażki.
— Żartuję. Dawaj. Jestem pewien, że zdołam sobie z tym poradzić.
Harry przytaknął i zawahał się, tak jakby naprawdę nie był pewny, czy chce wyrazić swoje myśli. W końcu podjął decyzję i skierował wzrok na Draco z nieczytelnym wyrazem twarzy.
— Zastanawiałem się nad tym przez jakiś czas. Wiem, że teraz już nie, ale czy ty kiedykolwiek... Tak, to nie do końca najmilsze pytanie, ale muszę wiedzieć... czy ty naprawdę kiedyś chciałeś mnie zabić?
Pytanie spłynęło na niego niczym kubeł zimnej wody. Wciągnął gwałtownie powietrze.
— Ja... myślałem, że tak. I chciałem... cię zranić — przyznał niechętnie. — Chciałem, żebyś cierpiał. Żebyś zapłacił.
— Ale czy...? — Harry pozwolił, by pytanie zawisło ciężko w powietrzu.
— Nie — odrzekł Draco z przekonaniem, które zaskoczyło nawet jego samego. Złagodził ton, spojrzał Harry'emu w oczy i powtórzył: — Nie, nie chciałem.
Harry wyglądał na usatysfakcjonowanego; nie szczęśliwego, ale tak, jakby zaakceptował odpowiedź. Draco zrelaksował się odrobinę, po czym Gryfon odezwał się znowu:
— O czym myślałeś, kiedy mnie zaatakowałeś?
Draco wzdrygnął się.
— Harry, jak możesz tak łatwo o tym mówić? — Gryfon wzruszył ramionami. — Jasne. Chcesz wiedzieć, o czym myślałem?
— Po to zapytałem.
— Zamiana ról jest chyba całkiem fair — rzekł Draco ponuro. — Prawda jest taka... że nie myślałem. Cóż, nie do końca. Skupiałem się na prozaicznych rzeczach. Bądź cicho. Czekaj na odpowiedni moment. I nie myśl.
— Czemu?
— Nie odpuścisz, co?
Harry potrząsnął głową, a Draco jęknął.
— Nie myślałem, ponieważ gdybym tylko zaczął, mógłbym po królewsku wszystko spieprzyć. Kiedy myślisz, popełniasz błędy. W tym momencie i tak nie musiałem już tego robić. Swoje już obmyśliłem. Spędziłem całe wakacje, planując. Nie pozostało nic innego, jak.... po prostu to zrobić.
— Całe wakacje? — spytał Harry.
Draco przytaknął.
— O tak. Właściwie wszystko zaczęło się jeszcze przed wakacjami. Spędziłem ostatnie tygodnie szkoły obmyślając zemstę, chciałem coś zrobić. Wróciłem do domu i w następnym tygodniu ojciec wydostał się z Azkabanu. Zacząłem go zamęczać pytaniami, czy mógłbym pożyczyć jedno z jego zaklętych świecidełek, by użyć go na tobie, ale odpowiedział, że nie ma miejsca na moje idiotyczne gierki w samym środku wojny. Powiedział, że Czarny Pan wpadłby we wściekłość, jeśli zrobiłbym ci nieplanowaną krzywdę zanim sam zdąży cię dopaść i żebym przestał zawracać mu głowę tak głupimi pomysłami.
Draco przymknął na moment oczy, gdy przypominał sobie wydarzenia, które doprowadziły go do punktu, w którym znajdował się teraz. Był wtedy taki zadowolony z siebie. Taki dumny. To wspomnienie sprawiło, że poczuł się lekko niekomfortowo.
Otworzył oczy i ujrzał wpatrującego się w niego Harry'ego, który samym wzrokiem zachęcał go, by mówił dalej. Draco westchnął i kontynuował.
— Siedziałem więc cicho przez kilka dni. Po jakimś czasie, pewnego wieczoru, podsłuchałem, jak ciotka Bellatrix mówi, że Czarny Pan chce wyciągnąć cię z Hogwartu, ponieważ to jedyne miejsce, w którym może cię dosięgnąć. Wtedy wpadłem na pomysł. Przebywałem w murach Hogwartu; to ja mogłem to zrobić. Błagałem więc ojca. Nieustannie. Rozważał to, ale moja matka nie chciała mi pozwolić. Rzadko otwarcie przeciwstawiała się ojcu i prawie nigdy nie widywałem jej targanej emocjami, jednak wtedy krzyczała, wrzeszczała i prawie rozbiła jeden z kieliszków, które dostała od ojca na urodziny. Nie miałem pojęcia, dlaczego była aż tak przeciwna. Może z tego samego powodu, dla którego nie chciała posłać mnie do Durmstrangu; w tym przypadku też nigdy nie dowiedziałem się, co nią kierowało. W każdym razie czekałem. Pewnej nocy, kiedy ciotka Bella znów przyszła z wizytą, spytałem ojca po raz kolejny w jej obecności. Ciotka sądziła, że to genialne. Prawdopodobnie sama powiedziała o tym Czarnemu Panu, ponieważ następnego dnia ojciec oznajmił, że mam pozwolenie. Nie wiem, czy był zadowolony z tego pomysłu, czy nie — chyba po prostu uważał, że nie dam rady. Oczywiście kiedy w końcu to zrobiłem, był ze mnie dumny. Naprawdę dumny, po raz pierwszy odkąd pamiętam. Z kolei matka była wściekła. Nie rozmawiała z nim. Ze mną mówiła mniej, niż zwykle. Wciąż nie rozumiem, dlaczego... Myślałem, że też będzie dumna.
Harry w odpowiedzi odchylił się do tyłu i wydał niski, mruczący odgłos. Draco nagle przyjął postawę obronną.
— Co?
— Dokonuję tylko pewnych obserwacji.
Draco posłał mu ponure spojrzenie.
— Och, więc teraz bawisz się w psychoanalityka?
Harry zmarszczył brwi i potrząsnął gwałtownie głową.
— Nie! Wcale nie. Ja tylko... dowiaduję się o tobie czegoś nowego. To interesujące.
— Och, wspaniale! Cóż, cieszę się, że mogę dostarczyć ci rozrywki.
— Nie to miałem na myśli! Chodzi o to... lubię dowiadywać się o tobie nowych rzeczy. To wszystko. — Kiwnął głową. — Proszę, dokończ swoją historię.
Draco chciał odmówić, ale Harry wyglądał na autentycznie zaciekawionego. To było coś, o czym nigdy wcześniej nie mówił, a sam pomysł wyjawienia tych rzeczy spowodował, że poczuł się nagi. Jednak zdążył już odsłonić przed Harrym tak wiele, że mógł równie dobrze uraczyć go dalszą częścią historii.
— Z pewnością zdążyłeś już wywnioskować, że moi rodzice nie byli ciepłymi, przyjemnymi ludźmi. Nauczyłem się nie oczekiwać jakichkolwiek oznak uczucia. Myślę, że było tak głównie dlatego, że mój ojciec pragnął przygotować mnie do służby Czarnemu Panu... a ciepło rodzicielskie nie za bardzo sprzyja takiej karierze, jak sam wiesz. Jednak czy okazywali mi uczucia, czy nie, wciąż poszukiwałem ich uwagi i byłem gotów zrobić wszystko, co konieczne, by ją otrzymać. To, co do tego czasu robiłem, by im zaimponować, cóż... chyba ciągle nie było tym, czego oczekiwali. Lecz wtedy, gdy dorwałem ciebie, mój ojciec naprawdę wydawał się ze mnie dumny, mimo że matka wciąż się do mnie nie odzywała. W tym czasie nie zastanawiałem się nad tym zbyt wiele, ale teraz naprawdę żałuję, że nie porozmawiałem z nią zanim... zanim odszedłem.
— Twoi rodzice... nigdy właściwie tak o nich nie myślałem.
— Jak?
— Jak o rodzicach. — Harry brzmiał na dziwnie zawstydzonego. Draco prychnął.
— Cóż, z tego, co wiem, twoje spotkania z moim ojcem nigdy nie dały ci powodu, by myśleć o nim w pozytywny sposób. — Zwiesił głowę. — Martwię się o nich.
Oczy Harry'ego nagle się rozszerzyły.
— Boże, zapomniałem. Powiedziałeś... powiedziałeś, że Voldemort... — uciął. Draco wzruszył ramionami.
— Miałeś na głowie własne problemy, ale ja martwię się i o ciebie, i o nich. Nie wiem, co on zrobił, albo co zamierza z nimi zrobić. Nie wiem nawet, czy to wszystko to jedynie sztuczka, która ma mnie przestraszyć. — Jego głos drżał. — Czy on mógłby ich zabić, Harry? Żeby się do mnie dostać?
— Ja... chciałbym powiedzieć: nie...
— Nie owijaj w bawełnę. Po prostu to powiedz.
— Nic nie jest pewne, gdy chodzi o Voldemorta.
Bolało, jednak Draco musiał to usłyszeć. Słowa Harry'ego pozostawiły po sobie ciężką bryłę w żołądku i pustkę w piersi, ale mógł sobie z tym poradzić. Musiał sobie z tym poradzić.
— Nie mogę ich uratować, prawda?
Harry znieruchomiał, a na jego twarz wypłynął szok pomieszany ze zrozumieniem.
— To dlatego byłeś gotów zaryzykować odwrót! — Draco był w stanie jedynie kiwnąć głową. — Dlaczego nic nie powiedziałeś?
— Nie mogłem. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Już i tak miałeś wystarczająco dużo problemów.
— Draco... mówisz o swoich rodzicach. Mogę ich nienawidzić, ale zrozumiałbym; a przynajmniej lepiej, niż twój samobójczy „ujawnię się i zobaczę, co się stanie, bez żadnego dobrego powodu" plan. Czy ty... czy chcesz wrócić?
To było właśnie istotą problemu, ostatnim murem do pokonania: dręczące go myśli i wątpliwości. Potrzebował ubrać swoje dylematy w słowa; potrzebował wyrzucić to z siebie na zewnątrz tak, by Harry usłyszał. Jeśli mógłby powiedzieć wszystko na głos, mógłby też to pokonać. Zaczął powoli, z namysłem, ostrożnie rozważając fakty.
— Czarny Pan powiedział, że i tak mnie zabije... ale jeśli wrócę, oszczędzi moich rodziców. Powiedział, że już zabił moją matkę... ale teraz grozi, że zabije ojca. Jeśli nie wrócę, z tobą u boku, zrobi to. Pomyślałem, że jeśli mimo to się poddam, bez ciebie, mógłbym mu powiedzieć, że próbowałem cię ściągnąć, ale mnie pokonałeś. Pogruchotana kostka posłużyłaby jako dowód. W ten sposób ty wciąż mógłbyś próbować dostać się do Hogwartu, a ja miałbym szansę uratować rodziców. — Wstrzymał oddech na kilka sekund. — Ja... chcę wrócić... ale chcę zostać z tobą. Więc...
— Więc pozwoliłeś mi podjąć decyzję za ciebie. — Draco skinął pokornie głową. — Nie, Draco. Nie mogę być odpowiedzialny za to, co się stanie tobie albo — mimo mojego do nich stosunku — twoim rodzicom. Nie mogę podjąć decyzji, czy zostaniesz, czy nie.
— Wiem, więc już to zrobiłem.
— I?
— Wciąż tu jestem, prawda? — Czekał, aż Harry wymamrotał coś, co brzmiało jak „tak, tak sądzę." — A mój ojciec... jest silny. Umie o siebie zadbać. W końcu wydostał się z Azkabanu, no nie? A matka... zaopiekuje się nią. Wszystko będzie dobrze. Prawda?
Harry zawahał się, co trwało trochę zbyt długo. Kiedy zauważył, że ramiona Draco gwałtownie opadły, rozszerzył oczy.
— Draco, jestem pewny, że twoi rodzice...
— Przestań. Powiedziałem ci, żebyś nie owijał w bawełnę. Nie rób tego. I tak nie powinienem cię o to pytać.
— Zapytam znowu: chcesz dla nich wrócić?
Draco pozwolił, by głowa opadła mu do przodu.
— Co się stanie, jeśli wrócę? Już ci powiedziałem. Ty umrzesz. Ja umrę. Moja matka i tak może być już martwa. Ona jako jedyna od początku nie chciała, żebym się w to mieszał, i spójrz, do czego doszło. Dlaczego jej nie posłuchałem?
Harry posłał mu pół-uśmieszek.
— Od kiedy ty słuchasz kogokolwiek?
Draco powtórzył grymas.
— Celna uwaga. — Nachmurzył się ponownie. — Jakie miałem szanse? To znaczy, tak szczerze: moja matka miała rację. Wiele osób próbowało już wyciągnąć cię ze szkoły. Ojciec powiedział, że większość została powstrzymana przez ludzi Dumbledore'a, zanim w ogóle znaleźli się w okolicy Hogwartu. Tylko jednemu się udało i nawet on został złapany prawie natychmiast. Nigdy naprawdę nie rozważałem możliwości, że mi się nie uda, ale co, jeśli tak by się stało?
— Yy... wtedy nie byłoby nas tutaj.
Ślizgon wziął powolny oddech, czując przebłysk bólu w pustce powstałej wcześniej w klatce piersiowej.
— Draco?
Chwycił Harry'ego za rękaw i zatrzymał się, wpatrując się zdecydowanie w jego twarz.
— Co się dzieje, kiedy ktoś zawiedzie w oczach Czarnego Pana?
Czekał, aż dostrzegł falę zrozumienia przepływającą przez twarz Gryfona. Następnie przytaknął i uwolnił jego rękaw.
— Byłem tak skupiony na tym, by cię dopaść, że nigdy tak naprawdę nie brałem pod uwagę ryzyka. Nie liczyło się. Udało mi się dorwać ciebie, ale zawiodłem, zanim zdołałem zakończyć „misję". Byłem porażką dla Czarnego Pana i zdrajcą. Dobrze wiesz, co on robi ze zdrajcami. Więc teraz mam nową misję — swoją własną — ale nawet, jeśli uda mi się dostarczyć nas do domu żywych, spowoduje to jedynie, że stanę się dla niego jeszcze większą porażką. Stawia mnie to jeszcze dalej od punktu, w którym powinienem się teraz znajdować — będę kompletną antytezą tego, czym powinienem być. Czy to ma jakiś sens?
— Tak.
— Po prostu jeśli... kiedy dotrzemy na miejsce... och, do diabła, znajdę się w wielkim niebezpieczeństwie ze strony twoich przyjaciół w Hogwarcie, ze strony Ministerstwa, ale największe niebezpieczeństwo czeka mnie ze strony Czarnego Pana. On mnie znajdzie. Jestem pewien, że w tym momencie jest na mnie wściekły tak samo mocno, jak na ciebie. Nie widzisz tego, Harry? Obie strony będą chciały mojej głowy podanej na tacy. Nie mam schronienia po żadnej ze stron. Żadnych stref bezpieczeństwa. Jestem naznaczony. Nie mogę sobie nawet wyobrazić, co się stanie, jeśli jutro zawiodę. Ale nawet jeśli się uda, Sam-Wiesz-Kto tym bardziej będzie chciał mnie zabić. Wiesz, że nie powstrzyma się przed niczym.
— Cóż... — Harry zamyślił się. — Wkrótce będziesz w Hogwarcie. Nie sądzę, żeby Voldemort był w stanie dosięgnąć cię przez mury Hogwartu — nie pod okiem Dumbledore'a.
— Harry, byłem w stanie...
— Nie zaczynaj. Tak, dopadłeś mnie. Ale wiesz, zastanawiałem się... Dumbledore jest dość spostrzegawczy. Wiem, że sądzisz, że nie jest w stanie wszystkiego kontrolować, ale jeśli by tak było, dlaczego Voldemort miałby się go obawiać? I wymyśliłem, że może... tylko może... cały twój plan się powiódł, ponieważ Dumbledore wcale nie myślał o tobie jak najgorzej. Zwykle nie myli się co do ludzi. Może myślał, że tak naprawdę nie zrobiłbyś niczego złego.
Draco prychnął.
— Czy to nie dowodzi, że wcale nie jest najlepszy w ocenianiu ludzi?
— W razie, gdybyś zapomniał, niedawno ze mną uciekłeś. — Draco zdołał jedynie wzruszyć ramionami. — Poza tym, ty dopadłeś mnie... ale kogo mieliby wysłać za tobą? Crabbe'a i Goyle'a? Naprawdę sądzisz, że tacy jak oni są w stanie podejść ciebie?
Draco przechylił głowę w bok z lekkim uśmiechem.
— Wiesz... to właściwie sprawiło, że poczułem się trochę lepiej. Nie bardzo, ale trochę.
— Miło to słyszeć.
Korzystając z okazji, Draco postanowił przejść na lżejszy temat. Zaczął iść i odezwał się lekkim tonem:
— Wiesz, co jest zabawne? Naprawdę zaczynam tęsknić za Gregiem i Vincem.
Harry musiał załapać intencję Draco, ponieważ szybko przełączył się na ten sam zwyczajny ton.
— Dlaczego miałoby to być zabawne? To znaczy powiedziałeś, że właściwie byli twoimi przyjaciółmi z konieczności, ale czy nie byli nimi już od wczesnej młodości?
— Byli.
— W takim razie to całkowicie normalne, że za nimi tęsknisz. — Harry poklepał go po ramieniu. — I kto wie? Może będziesz w stanie przemówić im do rozumu, kiedy wrócimy. Przez całe życie miałeś na nich ogromny wpływ, prawda? Może zdołasz ich przekonać.
Draco wzruszył ramionami, ale akurat zajął się pokonywaniem niewielkiego wąwozu, więc mógł odwlec na moment odpowiedź. Po chwili jednak poczuł naglące spojrzenie Harry'ego, domagającego się odpowiedzi. Westchnął.
— Nie wiem. Chyba zawsze sądziłem, że jesteśmy przyjaciółmi, bo nasi rodzice obracali się w tych samych kręgach towarzyskich. Tak jakby... brałem za pewnik, że zawsze dla mnie będą. Teraz jestem już poza tym kręgiem.
— Ale na pewno przez cały ten czas, który ze sobą spędziliście, staliście się kimś więcej niż znajomymi?
Chciał w to wierzyć, jednak wiedział lepiej. Tak czy inaczej, nadal dzielił kilka miłych wspomnień ze swoimi ulubionymi matołami.
— Wiesz, kiedy byliśmy młodsi, jeszcze przed Hogwartem, Vincent przyszedł zapłakany do dworu. Jego ojciec powiedział mu, żeby „wynosił się z jego domu" i że jest „bezużytecznym charłakiem". Do ósmego roku życia nie okazywał żadnych śladów magicznych zdolności, a ojciec obchodził się z nim szorstko, dopóki ostatecznie nie ujrzał na własne oczy listu z Hogwartu. Tego dnia tak jakby wziąłem go pod swoje skrzydła i zacząłem uczyć kilku z moich ulubionych zaklęć, używając w tym celu różdżki, którą mój dziadek ofiarował mi za plecami ojca. Sprawiło to, że stał się bardziej pewny siebie i myślał, że może pewnego dnia jego ojciec mógłby nawet być z niego dumny. Był tak bardzo oddany — zrobiłby dla mnie wszystko.
Harry nie odezwał się, a Draco był wdzięczny, że mógł bez przeszkód zanurzyć się we wspomnieniach.
— Gregory jest tym bystrzejszym. Czasem może nawet sprawiać wrażenie przebiegłego, kiedy akurat nie jest zajęty szukaniem czegoś, co mógłby zjeść. Podejrzewam, że jeszcze przed końcem roku zacznie umawiać się z Eleonorą Bulstrode, młodszą siostrą Millie. Nie chciałbym widzieć ich dzieci.
Harry w odpowiedzi zachichotał, a Draco uśmiechnął się.
— Ron i Hermiona pewnie skończą tak samo — rzekł Gryfon. — Oczywiście, jeśli zdołają zorientować się w sytuacji w tym samym czasie.
Draco tym razem wybuchnął śmiechem.
— Wszyscy wiedzą o tej dwójce. To oczywiste. Nawet ja mogę stwierdzić, że kłócili się jak stare małżeństwo. Smutne, naprawdę. Te dzieci będą mieć okropne włosy...
— Draco! — przerwał mu Harry, ale Ślizgon był pewny, że nawet w jego głowie musiał pojawić się obraz szczebiocącej gromadki dzieci — wszystkie z napuszonymi, rudymi włosami. — A co z tobą? Czy stara, droga Pansy Parkinson nie ma żadnych szans na wieczne, małżeńskie szczęście?
Na tę myśl coś przewróciło się Draco w żołądku.
— Już ci tłumaczyłem, Potter, że musiałem znosić jej mizdrzenie się, bo dzięki temu ojciec był zadowolony. Poza tym im bardziej ją odpychałem, tym mocniej się do mnie kleiła. Nie mogłem nawet zachęcić Vincenta do tej mopsicy.
— Nigdy mi nie powiesz, z kim chciałbyś się umawiać, prawda?
Draco spojrzał na Harry'ego, kontrolując wyraz twarzy.
— Pozwól, że ujmę to w ten sposób: nie ma w Hogwarcie dziewcząt, którymi byłbym zainteresowany.
— Cóż, może mógłbyś zmienić Crabbe'a w dziewczynę — rzucił Harry.
Draco prawie potknął się o własne stopy i zatrzymał.
— Nie wiem, czy wyobrażanie sobie tego sprawia, że chce mi się płakać, czy wymiotować.
— Cóż, jeśli zamierzasz wymiotować, celuj proszę w innym kierunku.
Draco zmarszczył brwi i odpowiedział:
— Twoje współczucie jest zdumiewające. Poza tym, jeśli Vincent byłby dziewczyną, Gregory całkiem zapomniałby o Eleonorze.
— Hmm, zawsze sądziłem, że ci dwaj są ze sobą dość blisko — powiedział Harry. Zaskoczony takimi słowami pochodzącymi z jego ust, Draco uniósł brew.
— Wiesz co? Raz znalazłem ich śpiących razem w ciasnej komórce, bez szat.
— Naprawdę? — spytał Harry sceptycznie.
— Taa. Dla mnie też to było strasznie dziwne. Przez cały wieczór śmiesznie się zachowywali, a potem nagle gdzieś razem pobiegli. W końcu znalazłem ich w komórce. Zbudzenie ich zajęło mi wieczność. Całe twarze umazane mieli polewą do ciasta.
Przez moment Harry stał z oniemiałą miną, a sekundę później opadł na najbliższe drzewo, śmiejąc się tak głośno, że łzy napłynęły mu do kącików oczu.
— O mój... całkiem zapomniałem... powinienem o tym pomyśleć... hahaha!
Draco stał, gapiąc się i zastanawiając, czy Harry w końcu zwariował.
— Yy, Harry?
— To najśmieszniejsza... Nie mogę uwierzyć, że ciągle byli... ha!
— Czy mógłbyś, z łaski swojej, wyjaśnić mi ten niezmiernie śmieszny żart, bo zdaje się, że coś przeoczyłem — powiedział Draco z nutką niecierpliwości. Po kolejnej serii niekontrolowanego śmiechu Harry ucichł, pochylił się do przodu i stanął na nogach.
— Długa historia — odrzekł w pośpiechu, wciąż z trudem łapiąc powietrze. Spojrzał w dół, tak jakby dostrzegł coś kątem oka. — Spójrz! Barwinek!
Ułamek sekundy zajęło Draco zorientowanie się, że Harry nie stosował jedynie taktyki odwracającej uwagę — naprawdę znalazł roślinę. Natychmiast ciekawość Draco co do powodu nagłego wybuchu Harry'ego zastąpiona została falą euforii. Ukląkł tak szybko, jak potrafił, i zaczął ostrożnie zbierać niewielkie niebieskie kwiatki wraz z łodyżkami.
— Zostały tylko dwa składniki — rzekł cicho Harry, kiedy wyciągał roślinę z ziemi. — Tylko dwa — spojrzał w górę na Draco. — Naprawdę może się udać, prawda?
Draco odwrócił wzrok od Harry'ego i skierował go na kwiatki, które dzierżył w dłoni, po czym znów na Harry'ego. Przywdziewając najbardziej zdeterminowany uśmiech, na jaki go było stać, skinął głową.
— Tak, może.
Gdy wyciągał z kieszeni chusteczkę, w którą mógł zawinąć barwinka, wciąż kierował spojrzenie w stronę drugiego chłopaka. Dobrze było widzieć, że ten znów się uśmiecha. To o jego szczęście zaczynał coraz bardziej zabiegać i to jego chciał teraz oglądać. Kiedy tylko kwiatki zostały wciśnięte do kieszeni i obaj znów ruszyli przed siebie, Draco szturchnął lekko Harry'ego łokciem.
— Więc, Potter, powiedz mi, co, do diabła, zrobiłeś Vincentowi i Gregory'emu?
— Ee...
CZYTASZ
Zaćmienie || Drarry ✔️
FanfictionTYLKO UDOSTĘPNIAM. LINK DO ORYGINAŁU: http://drarry.pl/forum/viewtopic.php?f=8&t=944