9. Polowanie

5.2K 256 223
                                    

Harry zbudził się powoli z bardzo dziwnego snu. Gonił go Voldemort, lecz zamiast miotać zaklęciami, starał się go dopaść rzucając kamieniami i gałęziami. Blizna Harry’ego piekła zajadle i nie mógł przez to widzieć prawidłowo. W końcu gałąź uderzyła go mocno w kolano, a nogi ugięły się pod nim.
     Gdy upadał, słyszał triumfalny śmiech Voldemorta, lecz nigdy nie uderzył w ziemię, ponieważ Draco złapał go i mocno trzymał. Ramiona Draco owinięte były wokół niego w uspokajającym geście, dając pocieszenie. Harry poczuł, jak jego siła powraca, przepływając do niego od chłopaka, lecz po chwili Voldemort krzyknął z furii, a blizna Harry’ego zapłonęła.
     Harry widział, jak Voldemort zbliża się do niego, a jego koścista dłoń chwyta jakiś niewidoczny obiekt unoszący się w powietrzu między nimi. Szponiaste palce zamknęły się wokół niewidzialnej zdobyczy, a Voldemort szarpnął. Harry poczuł, jak serce zostaje mu wyrwane z piersi, tak jakby Czarny Pan naprawdę sięgnął po nie przez jego klatkę piersiową. Ból był przytłaczający i nie mógł oddychać, a tym bardziej krzyczeć. Potem, nagle, ręce Draco owinęły się wokół piersi Harry’ego, a ból odszedł. Harry osunął się do tyłu w jego ramionach, oszołomiony.
     Głos Draco przebił się przez pełen wściekłości ryk Voldemorta i dotarł do uszu Harry’ego.
     — Nie możesz go mieć! Jestem silniejszy i nie odpuszczę! Słyszysz mnie? Nie pozwolę ci go zabrać! Trzymaj się, Harry! Harry…
     — Harry…? Psst! Harry! Cokolwiek robisz… nie ruszaj się.
     Szept rozlegał się tuż przy uchu Harry’ego, który poczuł przypływ paniki i dezorientacji. Otworzył oczy, lecz nie ujrzał nic poza niewyraźnymi cieniami; wciąż była noc. Leżał na plecach na dnie lasu i gdy rozbudził się całkowicie, dotarło do niego, dlaczego się tu znalazł.
     Ciepłe ciało leżało zaskakująco blisko jego własnego.
     — Malfoy?
     — Cii!
     Harry poczuł nacisk na swojej piersi i niemal natychmiast zauważył, że była to dłoń Draco przyciskająca go do ziemi. Już miał zapytać, co się dzieje, kiedy zdał sobie sprawę, że obaj skryci byli pod Peleryną Niewidką.
     — Nie ruszaj się i bądź cicho, Potter, ale spójrz w górę.
     Rozumiejąc, że to nie żart, Harry wytężył wzrok i spojrzał w górę poprzez rozciągające się ponad nimi liście. Niebo było nieco jaśniejsze od zwyczajowej, smolistej czerni nocy, lecz poza tym nie pozostało nic do oglądania. Był już bliski, by zażądać wytłumaczenia, kiedy jasne światło błysnęło nad ich głowami niczym lampa patrolowa.
     — To jego latający wartownicy — wyszeptał nerwowo Draco. — Powinienem wcześniej zdać sobie z tego sprawę. Będą patrolować, zanim nie zrobi się wystarczająco jasno. Wtedy zaczną tropić nas pieszo.
     Nagła myśl ugodziła Harry’ego.
     — Sposób, w jaki przedzieraliśmy się przez las… Ślepiec mógłby podążać tym śladem.
     Harry poczuł, jak Draco przytakuje.
     — Właśnie o tym pomyślałem. Najpierw jednak muszą znaleźć początek naszego małego szlaku. Biddy znalezienie drogi ucieczki zajęło niemal dwa dni, a wątpię, by Sam-Wiesz-Kto spędzał dużo czasu w lochach. To może dać nam niewielką przewagę.
     — Mam nadzieję, że masz rację. Ale, uch… Malfoy?
     — Mmm?
     — Możesz zdjąć ze mnie swoją rękę?
     Draco natychmiast wycofał dłoń.
     — Och… przepraszam — Brzmiał na przesadnie zakłopotanego i szybko zmienił temat. — Musimy znowu zacząć się przemieszczać, Potter. Ostrożnie. I bez pozostawiania śladów.
     Harry rozważył to.
     — Dobra myśl, Malfoy, ale to nie zadziała.
     — Dlaczego nie?
     Harry nie przeoczył lekkiego zaniepokojenia w głosie Draco. Wykrzywił usta.
     — Psy. Voldemort może użyć psów, by nas wywęszyły.
     — Wywęszyły? — zapytał Draco z niedowierzaniem. — O czym ty mówisz?
     — To znaczy, że… czarodzieje nie mają psów gończych? Ogarów? By wywąchały zdobycz?
     — Mamy psidwaki, a niektórzy czarodzieje trzymają mugolskie psy, ale dlaczego, u licha, mieliby używać ich do tak niedorzecznego celu, kiedy można wyśledzić kogoś za pomocą ma… och, cholera — Głos Draco zaczął drżeć. — Ale… ja nigdy nie słyszałem o takim wykorzystaniu psów. Dlaczego Sam-Wiesz-Kto miałby…
     — Może ty nie słyszałeś o psach gończych, ale Voldemort tak. Został wychowany przez mugoli.
     Draco nie odzywał się przez dłuższy moment, po czym spytał bardzo cichym głosem:
     — Co?
     — Voldemort był wychowywany przez… na pewno wiesz?
     — Wiem co?
     Kolejny snop światła zalał okolicę. Pomimo, że Harry miał na sobie Pelerynę Niewidkę, instynktownie wbił głowę w ziemię i zasłonił twarz dłońmi. Draco przerzucił rękę przez pierś Harry’ego w opiekuńczym geście, przyciskając go do podłoża. Trwali tak przez chwilę, a Harry nie czuł nic poza biciem własnego serca. Światło w końcu przesunęło się, a Harry wypuścił wstrzymany oddech.
     I zauważył Draco.
     — Yy, Malfoy? Znowu ręka?
     — Och, racja. Sorry.
     Obrócił się w jego stronę, w ciemności ledwie będąc w stanie dostrzec kontury twarzy Ślizgona. Być może była to jedynie jego wyobraźnia, ale Draco zdawał się trząść.
     — Co mówiłeś, Harry? O Sam-Wiesz-Kim? — spytał miękko. Harry potrząsnął głową.
     — Malfoy, naprawdę musimy pogadać, ale później. Teraz trzeba ruszać.
     — Ale psy!
     — Musimy iść! — odpowiedział Harry stanowczo. — I musimy znaleźć rzekę.
     — Rzekę? — Draco brzmiał na kompletnie zdezorientowanego.
     — Psy nie mogą wyśledzić zapachu w sąsiedztwie wody. — Harry nie mógł powstrzymać uśmieszku. — Merlinie, Malfoy. Naprawdę, czasami brak ci zdrowego rozsądku. To cud, że jeszcze żyjesz.
     — Zamknij się, Potter. Jak znajdziemy rzekę?
     Uśmiech Harry’ego poszerzył się.
     — Pamiętasz lekcję zaklęć, trzeci rok? Używanie różdżki jako urządzenia wykrywającego?
     — Zamknij się, Potter.
     Harry zacmokał.
     — Więc ruszamy pod Peleryną Niewidką, czy podejmujemy ryzyko z nadzieją, że nas nie zauważą?
     Draco westchnął ciężko.
     — Poruszanie się w ciemności bez peleryny jest wystarczająco trudne, będziemy się jedynie o nią potykać. A ty masz rację — musimy ruszać.
     — Prawda — zgodził się Harry. — Co znaczy, że musimy użyć jakiegoś kamuflażu.
     — Jakieś błyskotliwe pomysły? — spytał Draco jedynie odrobinę sarkastycznie.
     — Cóż… — Harry powoli usiadł, uważając, by nie naruszyć Peleryny Niewidki. W rzeczywistości nie miał żadnych pomysłów. Widział wystarczająco wiele filmów przygodowych Dudleya, by wiedzieć, że każdy, kto chciał ukryć się w lesie, potrzebował kamuflażu. Rozejrzał się dookoła nerwowo, lecz nie dostrzegł nic poza niewyraźnym zarysem twarzy przyglądającego mu się Draco.
     — Chciałbym znać Zaklęcie Kameleona! — Harry uderzył pięścią w ziemię z frustracją, po czym znieruchomiał. Zanurzył palce w liściach, wyściełających podłoże lasu, czując pod spodem miękkie, wilgotne błoto. Uśmiech powoli rozlał się po jego twarzy. — Czekaj, mam pomysł.
     — Tak? — spytał Draco z nadzieją.
     Harry uśmiechnął się do siebie podstępnie w ciemności, kiedy zebrał całą garść ziemi.
     — Malfoy, od trzeciego roku chciałem spróbować tego ponownie.

Zaćmienie || Drarry ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz