Ta lina wokół mnie zacieśniona
Przecina mą skórę
I te wątpliwości które mnie otaczają
Znalazły drogę do wewnątrz.
Trzymam je blisko siebie
Jak wierzący modlitwę.
W tej pełnej desperacji godzinie
Tak jest lepiej.
(~Melissa Etheridge)Draco spędził długą, ciężką noc, walcząc z natłokiem myśli, pytań i obrazów tańczących nieustannie w jego głowie. Desperacko próbował nadać im jakiś sens, ale nieszczególnie mu się to udawało. Było coś dziwnego w Potterze, coś przyciągającego, coś intensywnego i absolutnie irytującego, lecz cokolwiek to było, pozostawiało Draco zwisającego na stryczku, który sam dla siebie skonstruował.
Przez lata wmawiał sobie, że nie pragnie niczego więcej jak widoku bezbronnego, uwięzionego i torturowanego Pottera, otrzymującego każdą karę, na którą według Draco zasłużył. Potem miałby okazję oglądać, jak Potter się łamie. To mogłoby stanowić wystarczający dowód na to, jak żałosny jest Harry Potter, jak godny pogardy i słaby bez reszty świata pochylającej się przed nim i całującej go w dupę. Ani razu nie przeszło mu przez głowę, że mógłby się mylić; że Harry mógłby posiadać tę całą wewnętrzną siłę i wytrwałość, o której Draco mógł jedynie pomarzyć.
Harry Potter przez lata był obiektem jego najbardziej intensywnych rozmyślań. Draco do tej pory nie zaprzątał sobie głowy zastanawianiem się nad przyczyną jego motywów i działań. To była po prostu zwyczajna rutyna; obudzić się, umyć zęby, wejść do klasy, pognębić Pottera. Jednakże przy wadze obecnej sytuacji spoczywającej ciężko na jego barkach, obwiniał się za to, że wcześniej nie zdawał sobie sprawy z rozmiaru problemu. To była całkowita obsesja, a on zwyczajnie nie potrafił tego przed sobą przyznać, lecz w jakiś sposób zawsze zdawał sobie z tego sprawę.
Jedynym sposobem, w jaki mógłby sobie to wszystko poukładać, mogła być rozmowa z Potterem, wypytanie go, dostanie się do jego głowy. Oficjalna przyczyna obecności Draco w lochach została wyparta przez nową, osobistą misję Ślizgona: chciał wiedzieć, dlaczego ta mała blizna na ramieniu Pottera stanowiła tak drażliwy temat, a także to, jak, do cholery, Potter mógł być tak nonszalancki przed obliczem Czarnego Pana. Jednak najbardziej, ponad to wszystko, chciał wiedzieć, dlaczego tak bardzo zafascynował go ten chłopak.
Aż do teraz, jego fascynacja pochodziła z zewnątrz. Stosunki Draco z innymi ludźmi, w tym z własną rodziną, były zawsze bezosobowe. Z Potterem przekroczył ten most, nawet jeśli odbyło się to przypadkowo. Teraz, mając przedsmak wnętrza głowy Pottera, pragnął więcej. Potrzebował więcej.
Ledwie był w stanie przyznać, nawet przed samym sobą, że odbył z Potterem cywilizowaną rozmowę. Sprawiło to, że stał się podenerwowany, zupełnie jak dziecko, które znalazło słoik cukierków schowany w spiżarni i boi się, że zostanie przyłapane, jednak nie może oprzeć się pokusie zasmakowania ukrytych w nim słodkości. Nieustannie odtwarzał w myślach odbyty z Gryfonem dialog, wielokrotnie łapiąc się na tym, że jego żołądek podskakuje na wspomnienie niektórych momentów ich rozmowy.
Kiedy Harry ośmielił się zażądać od niego wypowiedzenia imienia Czarnego Pana, bez wątpienia go przestraszył, ale wspomnienie tego momentu powodowało, że oddech zamierał Draco w piersi. Poczuł dziwny dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa, gdy Potter wyszeptał ciche „dziękuję". Drżał za każdym razem, gdy stawał się celem jednego z tych intensywnych spojrzeń; spojrzeń, które zdawały się wwiercać w jego mózg i docierać do tej części niego, do której nie chciał się przyznawać. Kiedy chwycił nadgarstek Harry'ego oraz gdy podtrzymywał go między łopatkami, fizyczny kontakt był czymś dziwnym dla Draco, tak jakby dotykał linii energetycznych.
Wymazał wspomnienia o dotyku tak szybko, jak to tylko możliwe. W rodzinie Malfoyów kontakt fizyczny był czymś bezosobowym i ograniczonym do minimum. Bliskość nie była po prostu częścią jego życia. Ale kto by się spodziewał, że tak krótki kontakt z osobą, którą przecież przysięgał nienawidzić, mógł pozostawić pęknięcie w murze, wzniesionym wokół tej części niego, która łaknęła ciepła, dotyku i ludzkich emocji? W życiu Malfoyów zwyczajnie nie było miejsca na tego typu rzeczy. Były ciężarem.
Istniał pewien schemat, według którego funkcjonował ten świat. Draco to wiedział: przykładał się do swoich lekcji i ufał ojcu. Jednakże teraz jego precyzyjnie ukształtowane przekonania zostały wyrzucone w błoto; błoto moczarów, które — kto by pomyślał? — stworzył właśnie Potter. Małe sprawy, rzeczy, które ktoś inny mógł z łatwością przegapić, zaczęły przewracać cały jego świat do góry nogami. Lub, po namyśle, jego świat wciąż stał pionowo, a on sam zwisał do góry nogami.
Poczuł, jak coś ciężkiego wypływa na powierzchnię jego świadomości. Oni wcale tak bardzo się nie różnili, on i Harry — nie tak naprawdę. Wmawiał sobie, że to absurdalny pomysł — byli dniem i nocą, Gryfonem i Ślizgonem. Oczywiście istniały między nimi różnice, większość z nich była jego wadami, co go zasmucało, lecz teraz postanowił skupić się na podobieństwach. Ciekawość nie pozwoli mu dłużej na to, by dał problemowi zniknąć samoistnie. Musiał wiedzieć więcej. Oczywiście jeżeli chciał, by jego szansa nie wyparowała po pierwszej próbie, musiał podejść do zadania wyjątkowo ostrożnie.
Gdzieś pośród tego całego bałaganu okazja do zdobycia nowej, cennej lekcji czaiła się na wysokości jego oczu, kołysząc na wyjątkowo obrzydliwym haku; wiedział, że przegapienie jej, nie skorzystanie z okazji, będzie niewybaczalną stratą. Spędził noc, próbując rozszyfrować tę lekcję, by zrobić choć jeden krok do przodu.
Jednak gdy obserwował Harry'ego, doszedł do tylko jednego wniosku, którego mógł być pewien: Harry nie zasnął poprzedniej nocy ani na chwilę.
Leżał kompletnie nieruchomo, nie drgnął ani razu i nie obrócił się, przyciśnięty do ściany. W innych warunkach mogło to wypaść przekonująco, ale dzisiejszej nocy w pewnym momencie Harry zasnął. Okazało się, że sen Harry'ego jest bardzo niespokojny. Chłopak wkrótce zaczął podskakiwać i rzucać się po podłodze lochu, mrucząc coś do siebie i wołając od czasu do czasu, prawdopodobnie uwięziony w jakimś koszmarze. Wśród tych niewyraźnych słów Draco mógł dosłyszeć imiona i nagle zaczął skrupulatnie wyłapywać pojedyncze słowa, chcąc wychwycić wszelkie emocje towarzyszące kolejnemu imieniu, a każda z nich powodowała, że drzwi do umysłu Pottera mimowolnie stawały otworem.
Najpierw Harry wykrzyknął imię swojej matki. Och, biedny mały chłopiec, stracił mamusię. Draco spodziewał się łez, które towarzyszyłyby tym nawoływaniom, czegoś według Draco żałosnego i zabawnego zarazem. Nie był przygotowany na czystą furię, którą ujrzał zamiast tego. Pomimo kompletnego braku dowodów na poparcie swojej tezy, Draco był prawie pewien, że Harry śni o Czarnym Panu, bezpośrednim powodzie śmierci rodziców. Łzy; mógłby śmiać się z łez. Jednak to, co widział, przerażało go. W pewnym momencie Harry syknął z bólu i przyciągnął rękę do czoła, a Draco podskoczył w swoim fotelu.
Niedługo po tym Draco dosłyszał imiona Rona i Hermiony. Boi się o szlamę i wiewióra, nie wątpię, że powinien. Kiedy Czarny Pan rozpocznie swoją zemstę i zagładę Hogwartu, oni będą jednymi z pierwszych, którzy pójdą na śmierć. Myśl ta powinna go cieszyć, jednak jego twarz ściągnęła się, a w piersi poczuł dziwną pustkę. Voldemort zabijał samowolnie i lekkomyślnie; o ile Draco wiele razy powtarzał, że chciałby, by szkoła pozbyła się szlam, tak całkowite zniszczenie Hogwartu i śmierć wielu uczniów wydawały mu się zbyt brutalne. To była także jego szkoła.
Ręka Harry'ego uderzyła o ziemię i chociaż nadal pogrążony był w śnie, warczał:
— Nie! Nie oni, nie oni... Ja. Weź mnie... Nie możesz... Tylko to pogorszysz... Nie! Moja wina... wszystko moja wina...
Brwi Draco złączyły się, a on sam pochylił się do przodu w swoim fotelu. Harry kontynuował zawodzenie, a kiedy obrócił się w jego stronę i z powrotem, Ślizgon mógł dostrzec krople wilgoci na jego ubraniu pozostałe po zetknięciu z podłogą. Warunki do spania zdecydowanie nie były najwygodniejsze, jednak sny zdawały się być o wiele gorsze. Chociaż mógł się jedynie domyślać, jakie obrazy przelatywały przed oczami Harry'ego, zdążył już ujrzeć całkiem szczegółowy ich zarys.
— Nie pozwolę mu... wykorzystać mnie... dostać się do nich. Nie pozwolę mu mnie wykorzystać... prędzej umrę.
Szczęka Draco zaczęła opadać bez udziału jego woli, a oddech stawał się nieregularny, podczas gdy Ślizgon siedział, zaabsorbowany śledzeniem rozwoju sytuacji.
— Nie oni... on albo ja... sam... do mnie... nie zabijaj... nie chcę tego... moja wina. Wszystko to moja wina. Syriusz!
Harry przekręcił się gwałtownie na brzuch i obudził, wciąż z trudem łapiąc oddech. Kiedy zorientował się, gdzie jest, uderzył rękami o posadzkę z pomrukiem, drapiąc palcami kamienie niczym ogromnymi pazurami, jakby sam był wielkim kotem rwącym dywan na strzępy. Powoli uniósł się na rękach i kolanach. Wciąż trzymał głowę opuszczoną, ale Draco zdołał dojrzeć napięte mięśnie jego szczęki.
Jakby zupełnie nieświadomy reszty otoczenia, Harry rzucił się z powrotem na miejsce przy ścianie, trąc przy tym o podłogę małym wybrzuszeniem w kieszeni na piersi. Sięgnął tam i wyciągnął swoje okulary, które po niespokojnej nocy zdawały się jeszcze bardziej zniekształcone niż do tej pory. Już niemal odłożył je na bok, kiedy zorientował się, jak okropnie wyglądają. Z pomrukiem irytacji zaczął delikatnie wyginać i skręcać oprawki na kształt, który dałby radę utrzymać się na jego nosie.
Przez cały ten czas kompletnie ignorował Draco, który siedział po drugiej stronie krat i przyglądał mu się uważnie.
Nie zamierzał odezwać się pierwszy. To byłaby skaza na jego honorze, gdyby przyznał głośno, że faktycznie chciał rozmawiać z Potterem.
Harry poruszał zawiasami okularów w tę i z powrotem, powodując tym delikatne skrzypienie.
Draco przygryzł dolną wargę. Pytania drażniły go, domagając się uwagi, a Potter, co go dodatkowo irytowało, wciąż go ignorował.
Manipulując przy nosku, a później przy końcówkach, Harry ściągnął twarz w wyrazie koncentracji, ciągle nie zwracając na Malfoya najmniejszej uwagi.
Draco kręcił się ze zniecierpliwienia.
Harry sprawdził szkła okularów w słabym świetle pochodni i potrząsnął głową. Sięgnął po skrawek swojej koszulki i wytarł nim soczewki, kompletnie bezcelowo, bo przecież nie da się wytrzeć zarysowań, a poza tym jego koszulka była już tak samo brudna jak szkło. Kiedy w końcu wysunął je przed siebie ponownie, były w tak samo kiepskim stanie, jak wcześniej. Potter jedynie westchnął z rezygnacją i osadził okulary na nosie. Oparł się ciężko o ścianę, a zepsute okulary spadły mu na kolana.
— Potter, po prostu daj mi te cholerne okulary! — Draco nie zorientował się, że mówi, dopóki słowa nie wydostały się z jego ust.
Harry już próbował ponownie włożyć zniszczone okulary na nos, kiedy usłyszał słowa Draco i zamarł. Opuścił swoją prawą rękę tak, by móc widzieć chłopaka bez potrzeby przekręcania głowy, lewą wciąż trzymając okulary przy twarzy.
— Co?
— Doprowadzasz mnie do szaleństwa tym majstrowaniem — powiedział niecierpliwie Draco. — Po prostu pozwól mi je naprawić i po sprawie.
Lewa dłoń Harry'ego, w której wciąż tkwiły okulary, opadła na kolana.
— O, więc teraz zgrywasz Pana Milusińskiego, takiego chętnego do naprawiania? Nie możesz bawić się w „dobry glina, zły glina", podczas gdy ty jesteś jedynym gliną, Malfoy.
— Czym jest „dobry glina, zły glina"? — Draco zdawał się być autentycznie zaciekawiony.
— Nieważne, to mugolska rzecz.
Draco przewrócił oczami.
— No jasne, że mugolska.
Harry pochylił się wyzywająco do przodu.
— Co to miało znaczyć?
Draco zagryzł na moment zęby. Nie denerwuj go, jeśli chcesz się czegokolwiek dowiedzieć, przypomniał sobie.
— Nieważne. Chcesz, żebym naprawił te okulary, czy nie?
— Sam mogę je naprawić — odpowiedział uparcie Harry.
— Czy ty musisz nawet tak głupią rzecz sprowadzać do jakiejś chorej debaty? Twoje okulary są połamane, a ja proponuję ci pomoc w ich naprawie.
Harry podniósł okulary z kolan i wcisnął je na nos.
— Są w porządku — warknął.
Po chwili spadły prosto na jego kolana.
Twarz Draco wykrzywiła się, jakby zaraz miał wybuchnąć śmiechem.
Harry spróbował posłać mu groźne spojrzenie, a ledwie opanowany wybuch śmiechu ze strony Draco powinien jedynie jeszcze bardziej go rozzłościć, jednak gdy spojrzał na okulary spoczywające na jego kolanach, a następnie na Malfoya, który śmiał się już otwarcie, kąciki wykrzywionych ust Gryfona uniosły się, tworząc coś na kształt zakłopotanego uśmiechu.
Kiedy Draco przestał się śmiać, spytał wreszcie:
— Więc dasz mi w końcu te okulary, czy nie?
Harry wziął uspokajający oddech, a jego ramiona opadły.
— Jasne, i tak nie mam nic do stracenia.
Draco uniósł brew i podniósł się na nogi, rozważając to. Rzeczywiście, co Potter miał do stracenia? Co obaj mają do stracenia? Zrobił krok w stronę celi, lecz po chwili zastanowienia wrócił po fotel i przepchnął go przed sobą, stawiając tuż obok krat.
Harry patrzył na niego z zaciekawieniem, lecz po chwili pochylił się i podał mu okulary przez kraty.
Draco ocenił uszkodzenia i usiadł z powrotem w fotelu.
— Nieźle je poharatałeś.
— Nie sądzę, żeby większość uszkodzeń była moją winą — odrzekł Harry cynicznie.
Draco kiwnął głową, kiedy obracał okulary w dłoniach, zanim ogłosił bezceremonialnie:
— Ale niektóre z nich na pewno.
Wyciągnął różdżkę i skierował ją w stronę okularów.
— Reparo.
Nastąpił głuchy trzask, po czym zniszczone okulary w dłoni Draco stały się czyste i lśniące. Chłopak uśmiechnął się z aprobatą, a następnie zwrócił je Harry'emu przez kraty celi. Harry, wkładając okulary z powrotem na nos, podziękował mu krótkim skinieniem głowy. Nie było to nic wielkiego, ale jednak wyglądało na podziękowanie.
— Co miałeś na myśli, mówiąc, że sam spowodowałem niektóre uszkodzenia? — zapytał Harry, próbując dodać do swojego głosu szczyptę nonszalancji, by ukryć ciekawość i lekkie zmieszanie. Draco przechylił głowę.
— Nie byłeś niczego świadomy? Wiercąc się i miotając niemal przez całą noc, prawdopodobnie przygniotłeś je parę razy. Co ci się śniło?
Harry już zaczął się rozluźniać, jednak w tym momencie ponownie się spiął. Jego plecy i ramiona zesztywniały, a twarz skamieniała.
— Co? — wyszeptał.
Oczywiście zdawał sobie sprawę z tego, że mówi przez sen. I Dudley, i Ron to potwierdzili, jednak nie wiedział, co, do cholery, mógł powiedzieć przy Malfoyu. Wolałby już raczej, żeby Dudley stał nad nim w nocy i wszystko nagrywał, niż żeby Malfoy miał usłyszeć choć jedno słowo zawierające jego prywatne myśli. Ale niestety nie mógł nic w tej kwestii zrobić. Nieważne, jak bardzo by się starał, ostatecznie i tak zaśnie, nieświadomie eksponując przed Malfoyem wszystkie swoje myśli i obawy, tkwiąc tutaj jak jakieś zwierzę wystawione na pokaz. Teraz rzeczywiście wiedział, jak czuje się wąż trzymany w zoo.
— Mówiłeś przez sen — kontynuował Draco, uważając, by stąpać ostrożnie, jeśli chce otrzymać jakąkolwiek odpowiedź. — No i miotałeś się też przy tym dość gwałtownie.
— Cóż, podłoga w lochach nie jest zbyt dobrym miejscem na słodkie sny, co nie?
— Przynieść ci misia, Potter? — Nie mógł się oprzeć.
— Zamknij się, Malfoy!
— Jaki drażliwy! — Draco odchylił się do tyłu w udawanym zaskoczeniu.
— Czego się spodziewałeś, Malfoy? — warknął Harry. — Że zafunduję ci wylewną opowieść? Akurat. Dość już opowiedziałem na zajęciach z Trelawney, a ona tylko przypominała mi przez cały czas, że wkrótce umrę. Cóż, tego przynajmniej możemy być już pewni, no nie?
Draco wzdrygnął się w duchu. Źle się do tego zabrał. Zdecydowanie źle. Ostrożnie dobierał kolejne słowa.
— Cóż, zważając na to, jak wykrzykiwałeś imiona różnych osób niemal przez całą noc, przyznam, że jestem nieco ciekaw, o czym i o kim śniłeś.
— Imiona? Nie przypominam sobie — odrzekł Harry wymijająco.
Draco obserwował kamienną twarz Harry'ego zmrużonymi oczami. Może lekko pociągnę go za język?
— Coś o twojej matce...
— NIGDY WIĘCEJ nie wspominaj o moich rodzicach — odrzekł Harry z taką siłą, że Draco opadł z powrotem w fotel, oszołomiony.
— Boże, Potter, wcale jej nie obrażałem, chciałem jedynie odświeżyć ci pamięć, która jest widocznie dość krótka.
— Moja pamięć jest całkiem dobra, dziękuję bardzo.
— Czy to był Syriusz Black, ten, którego wołałeś? Czy on...?
— ZAMKNIJ SIĘ! — ryknął Harry, obnażając zęby jak zranione zwierzę i po raz pierwszy, odkąd został schwytany, okazując jakiekolwiek ślady emocjonalnej słabości. — Po prostu się ZAMKNIJ i o nim nie wspominaj! Nie masz pojęcia... Nie możesz powiedzieć... — Jego głos się załamał.
Siedząc tam i nie mogąc znaleźć odpowiednich słów, Harry próbował pogrzebać jak najgłębiej to wspomnienie, próbował o wszystkim zapomnieć. Nie było niczego, co mógł zrobić, ani w kwestii Malfoya, ani Syriusza. Obaj byli zwyczajnie poza jego zasięgiem, chociaż, gdyby mógł, chętnie zamieniłby ich ze sobą miejscami. Tak samo zresztą jak wszystko inne, łącznie z wszystkim w całym swoim życiu, lecz jedyne, co mógł zrobić, to pozostać silnym i dźwigać cały ten ciężar na własną rękę. Jedno było pewne — nie załamie się na oczach Malfoya. Wytrzymał tak długo; nie miał zamiaru się teraz poddać. Nigdy się nie podda. Ani teraz, ani nigdy. Uspokoił oddech i zapatrzył się na odległą ścianę, marząc o tym, by móc stać się niewidzialnym i czekając, aż Malfoy wreszcie wykorzysta okazję i jego nagle okazaną słabość.
Draco także zabrakło słów, jednak z całkowicie innego powodu. Zwykle chciał zdenerwować Harry'ego, chciał go rozwścieczyć, ale to było coś innego. Tym razem nie miał takiego zamiaru, ale całkowicie zawiódł.
Black był krewnym jego matki, aczkolwiek wypadł z łask rodziny. Draco oczywiście wiedział, że mężczyzna nie żyje, nawet jeśli informacja ta nie została udostępniona do wiadomości publicznej. Wiedział także, że był przyjacielem Potterów i coś świtało mu mgliście, że również ojcem chrzestnym Harry'ego. Czyżby o to chodziło? Potter wciąż był w żałobie? Ale czy to nie Black zdradził Potterów? Chwila, nie, tak brzmiała powszechna informacja. Jego ojciec kiedyś wspominał, że Black został wrobiony, co miało sens, ponieważ mężczyzna nigdy nie popierał Voldemorta. Czy Potter wiedział o tym wszystkim? Czyżby Chłopiec, Który Przeżył stracił kolejną osobę z rodziny? Dziwne.
Potok myśli Draco został przerwany przez przybycie śniadania.
— Dzień dobry, paniczu Malfoy, sir! — przywitała go Biddy pogodnie. — Oto panicza śniadanie, sir. I notka od pani Malfoy. — Skrzatka wskazała małą rolkę pergaminu spoczywającą na tacy. — Czy panicz Malfoy życzy sobie czegoś jeszcze, sir?
Draco potrząsnął głową i dał znak ręką, odprawiając skrzatkę. Zgięta w głębokim ukłonie Biddy opuściła lochy. Rzucając krótkie spojrzenie w stronę Pottera, Draco sięgnął po list.
CZYTASZ
Zaćmienie || Drarry ✔️
FanfictionTYLKO UDOSTĘPNIAM. LINK DO ORYGINAŁU: http://drarry.pl/forum/viewtopic.php?f=8&t=944