12 cz.2

3.8K 255 149
                                    


     

     Słońce zaczęło zbliżać się w stronę horyzontu, kiedy Harry usłyszał w końcu dźwięk, na który czekał. Uśmiechając się do Draco, zauważył na jego twarzy ten sam wyraz podejrzliwości i niepewności, który gościł tam przez kilka poprzednich godzin. Wędrówka była całkiem przyjemna. Wyszli z doliny, przeszli przez niewielki grzbiet i (dzięki Merlinowi) znaleźli się na o wiele stabilniejszym gruncie. Harry poprowadził ich obu w dół, wiedząc, że jeśli będą podążać wzdłuż spadku terenu, w końcu natrafią na...
     — Rzeka! — wykrzyknął Harry wesoło. — Udało nam się.
     Draco nachmurzył się.
     — To właśnie tam przez cały czas zmierzaliśmy? — Potrząsnął głową. — Czekaj, zanim zapytasz, powiedz mi: skąd wiedziałeś, że właśnie tutaj znajdziemy rzekę?
     — To proste. Woda deszczowa musi gdzieś spływać. I zawsze spływa w dół. Więc — powiedział Harry, starając się przybrać uczony ton. — jeśli dotrzesz do najniższego punktu doliny, znajdziesz wodę.
     Draco posłał mu groźne spojrzenie.
     — Wiem-to-wszystko. Harry, myślę, że spędzałeś zbyt dużo czasu z tą... to znaczy, z Granger.
     Harry już zaczął jeżyć się w reakcji na słowa, które Draco miał na końcu języka, jednak chłopak nie wypowiedział ich na głos. Był w stanie mu to wybaczyć. Ciężko jest tak po prostu porzucić stare przyzwyczajenia, a Draco radził sobie całkiem nieźle. Nie znaczyło to, że Harry'emu każde jego zachowanie musi się podobać, jednak szanował wysiłek Ślizgona.
     — Tak, cóż, ty i ja wiele jej zawdzięczamy. Włączając w to suchy namiot w nocy.
     — Wiele bym dał za dobry, czarodziejski namiot — wymamrotał Draco. — Miałem swój własny od kiedy skończyłem czternaście lat, więc w czasie Mistrzostw Świata w Quidditchu nie musiałem przeszkadzać moim rodzicom.
     — Naprawdę? — zainteresował się Harry.
     Pamiętał, że był zachwycony wnętrzem namiotu Weasleyów, w takim razie co musiał zawierać namiot Draco?
     — Co w nim było?
     — Cóż, oczywiście nie był tak luksusowy, jak ten moich rodziców — odrzekł Draco wyważonym, acz lekko nostalgicznym tonem. — Ale raczej dostatecznie duży. Miał spiżarnię, zaopatrzoną przez skrzaty w mnóstwo różnych produktów, był też salon do relaksu. W wejściu stała taka głupia statua przedstawiająca mojego pra-pra-wuja, ale matka nalegała, żebym miał tam jakąś, tak zwaną, „gustowną" rzeźbę. Sypialnia nie była tak ekstrawagancka, jak mój pokój w Manor, ale za to większa, z ogromnym, miękkim łóżkiem. A w łazience miałem wielką wannę z najlepszymi bąbelkami... Hej, zaczekaj chwilę... Czy nie mieliśmy czasem szukać miejsca, w którym mógłbym się umyć?
     Harry walczył, by nie skomentować tego, co usłyszał. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że Draco rezydował w najbardziej luksusowych pokojach, jednak słuchanie, jak opowiada o tym tak, jakby uważał, że mu się to należy... Za bardzo przypominał mu wtedy starego Malfoya. Harry potrząsnął głową, by wyrzucić z niej tę myśl.
     — A, tak, to. Hej, Malfoy, czy istniało kiedykolwiek coś, czego chciałeś, ale nie miałeś?
     Draco wzdrygnął się.
     — Ups, przepraszam, Draco. Zapomniałem.
     Draco schylił głowę, akceptując przeprosiny i odrzekł cicho:
     — Tak.
     — Tak...?
     — Chciałem być dostatecznie dobry.
     Ton głosu Draco sprawił, że Harry poczuł chłód w żołądku.
     — Jesteś dostatecznie dobry, Draco.
     Ślizgon spojrzał na niego rozbawionym wzrokiem.
     — Usłyszeć takie słowa od ciebie to zaszczyt.
     Harry miał zamiar zacząć spór, jednak powstrzymał się, gdy przypomniał sobie własną obietnicę dotyczącą nie rozpoczynania kłótni. W zamian zastanowił się nad słowami Draco. Naprawdę się zastanowił. Jego usta uformowały niewielkie „o", gdy w końcu dotarło do niego, co Draco miał na myśli.
     — Cóż — rzekł powoli. — Jesteś dostatecznie dobry dla mnie. Czy to ma jakieś znaczenie?
     Draco nie poruszał się przez moment, po czym uśmiechnął zagadkowo, jednak nie odpowiedział na pytanie.
     — Więc co z tą kąpielą, Potter? Co to za genialny pomysł? No wiesz, moje włosy nie stały się ani trochę czystsze.
     Harry westchnął z ulgą i zaśmiał się, po czym wskazał głową w stronę rzeki za sobą.
     — Twoja kąpiel czeka, sir.
     — Moja... co? — Draco rozszerzył oczy. — Żartujesz. — Zrobił krok w tył. — Już ci powiedziałem, że nie wejdę do rzeki!
     — Dlaczego nie? — Harry podbiegł do brzegu i sprawdził ręką wodę. — Właściwie nie jest aż tak zimna. Słońce ogrzewało ją przez cały dzień.
     — NIE — warknął Draco. Odetchnął, zanim kontynuował, tym razem spokojniej. — Nurt jest zbyt szybki. Może mnie porwać. Wiesz, wciągnąć pod powierzchnię i nie będę w stanie zaczerpnąć oddechu. Niezbyt podoba mi się idea utonięcia.
     Harry wyprostował się, zaskoczony i rozczarowany.
     — Nie jest aż tak szybki — odpowiedział, ostrożnie przyprawiając głos nutką troski. — Dno nie jest nawet bardzo kamieniste. Spokojnie i głęboko. Idealne warunki na pływanie.
     — Ostatnim razem, kiedy byłem w rzece, zostałem posłany twarzą w kamienie przez ojca Vincenta. Rzeka nie kojarzy mi się za bardzo z przyjemnymi wspomnieniami. — Mówiąc to, cofnął się ostrożnie za małe drzewko, tak jakby chciał zasłonić się jego pniem niczym tarczą. Wyglądał na okropnie zakłopotanego. Harry był oszołomiony jego dziwnym zachowaniem.
     — Cóż — rzekł, starając się brzmieć rozsądnie. — Tamta rzeka rzeczywiście była szybka, ale też płytka i kamienista. Ta jest inna. Nie powinieneś...
     Jego słowa zdawały się przestraszyć Draco jeszcze bardziej.
     — Nie wejdę do rzeki, Potter, to moje ostatnie słowo!
     Harry był już kompletnie zdezorientowany.
     — Jasne, jasne, nie wejdziesz do rzeki! Załapałem! A teraz, czy mógłbyś powiedzieć mi, dlaczego?
     Przez dłuższy moment Draco stał kompletnie nieruchomo, nie patrząc na Harry'ego, lecz na rzekę za jego plecami. Gdy w końcu się odezwał, zrobił to tak cichym głosem, że Harry musiał się skupić, by dosłyszeć słowa przez szum wody.
     — Nie umiem pływać.
     — Nie... nie umiesz pływać?
     Wyraz twarzy Draco przeszedł z wystraszonego w rozzłoszczony.
     — Jesteś głuchy, czy mam powtórzyć? Tak, nie umiem pływać!
     Harry zamarł w miejscu, niepewny, co odpowiedzieć. Odwrócił wzrok, po czym znów spojrzał na Draco.
     — Cóż, rzeka prawdopodobnie nie jest głębsza niż do pasa. Nie będziesz musiał faktycznie pływać, no wiesz. Po prostu wejdziesz, zamoczysz głowę i...
     — POWIEDZIAŁEM: NIE! — Draco ściskał pień drzewa zbielałymi kłykciami, a jego oddech był wyraźnie przyspieszony i płytki.
     Harry chciał zachęcić Draco do pływania, by ten się trochę rozluźnił, ale zdecydowanie nie osiągnął swojego zamiaru. Biorąc głęboki oddech, zmusił się, by wyglądać na jak najbardziej zrelaksowanego.
     — Okej, w porządku, spokojnie. Nie musimy pływać. Umyję się trochę, zanim wyruszymy, ale teraz co ty na to, żebyśmy usiedli, zjedli coś i odpoczęli? Potem możemy spróbować pokonać jeszcze kilka mil przed zapadnięciem zmroku. Co o tym myślisz?
     W pierwszej chwili Draco nie poruszył się, jednak zaraz potem puścił pień drzewa i zrobił kilka ostrożnych kroków w stronę Harry'ego.
     — Okej — rzekł, nie brzmiąc na zbyt pewnego siebie. — Brzmi dobrze.
     Draco utrzymywał wyraźny dystans między sobą a rzeką, gdy zbliżał się do większego drzewa, a następnie usiadł, opierając się o jego pień. Natychmiast zabrał się za wygrzebywanie jedzenia z torby.
     — Czego sobie życzysz, Harry? Jeszcze trochę czekoladowych ciastek? Gruszkę? Wiesz, ananas ciągle tu jest. Właściwie akurat mnie ukłuł.
     Harry nie odpowiedział. Był zbyt głęboko zatopiony we własnych myślach.
     Draco nie zareagował w ten sposób, kiedy poprzednim razem byli niedaleko rzeki. Jednak wtedy nie podszedł aż tak blisko, a Harry nie próbował nakłonić go do pływania. Stał na brzegu, kiedy Harry się kąpał, a wtedy rzeka była jedynie nieco większa od kałuży. Utrzymywał dystans, gdy Harry starał się złapać rybę. A teraz, kiedy Harry próbował nakłonić go do wejścia do wody, wyglądał na przerażonego.
     — Gruszka brzmi dobrze — odrzekł w roztargnieniu, siadając obok Draco. Chwilę później trzymał w ręce owoc, jednak nie spieszył się, by zacząć jeść.
     Draco miał właśnie zamiar obrać banana, kiedy Harry wreszcie się odezwał.
     — Kiedy zacząłeś bać się wody?
     Ślizgon zamarł w połowie ruchu.
     — Co? — wyszeptał.
     Wtedy Harry był już pewny, że trafił w dziesiątkę.
     — Cóż, nie było ciężko dojść do takiego wniosku. Ale serio, co się stało?
     Draco obrócił się bokiem do towarzysza i nagle wyglądał na bardzo zaangażowanego w obieranie banana.
     — Nic. Nie chcę o tym mówić, okej? Po prostu nie lubię wody i nie umiem pływać. Koniec dyskusji.
     Koniec będzie, kiedy ja tak powiem, pomyślał Harry ponuro. Kiedy odpowiedział, jego głos był łagodny.
     — Draco, nie jestem w stanie zmusić cię, żebyś mi powiedział, ale naprawdę doceniłbym, gdybyś to zrobił.
     Ślizgon dokończył obieranie owocu, jednak nie podniósł wzroku.
     — To po prostu zaskakujące, widzieć, jak coś aż tak bardzo cię przeraża. Tak wystraszonego widziałem cię jedynie z powodu Voldemorta.
     Draco skulił się i zajął jedzeniem.
     — Jeśli mi powiesz, może będę w stanie ci pomóc.
     Przełknął.
     — Proszę?
     Draco wreszcie się obrócił. Jego oczy były szeroko otwarte i wyrażały coś pomiędzy strachem a irytacją.
     — Aż tak bardzo chcesz wiedzieć? Naprawdę chcesz?
     Harry poczuł się tak, jakby został pchnięty do tyłu.
     — Tak — odrzekł.
     Draco powoli skinął głową.
     — W takim razie w porządku. — Wyprostował się, zamknął oczy i zaczął mówić nieśpiesznie, odpowiednio dobierając słowa. — We dworze był basen. Ojciec zamontował go, żeby matka mogła się opalać, jednak i tak nigdy tego nie robiła, a żaden z nich nie lubił pływać. Myślę, że po prostu podobał mu się sam wygląd wody.
     Jeden jego koniec był głęboki... przynajmniej dwa razy taki, jak ja. Kiedy byłem młodszy, lubiłem spoglądać w dół w wodę. Miała taki spokojny odcień niebieskiego i czasami wyobrażałem sobie, że gdzieś tam w głębi chowają się syreny. Ale cóż, mój ojciec powtarzał, że nie wolno mi bawić się blisko basenu, bo mogę do niego wpaść. Więc za każdym razem, kiedy to mówił, odsuwałem się, bo wiedziałem, że nie umiem pływać. A on nigdy mnie nie nauczył. No i pewnego dnia bawiłem się przy krawędzi. Po chwili usłyszałem za sobą kroki i nie zdążyłem się nawet poruszyć. Potem wiedziałem już tylko, że zostałem pchnięty do wody, w szatach i w ogóle. — Urwał.
     W międzyczasie, oczy Harry'ego stawały się coraz większe.
     — Ile miałeś lat?
     — Siedem — rozległa się cicha odpowiedź. Następnie, jeśli to w ogóle możliwe, Draco przemówił jeszcze ciszej. — To było okropne, Harry. Była wczesna wiosna, więc woda wciąż była lodowata. Nagle po prostu znalazła się wszędzie dookoła mnie. Szaty zrobiły się okropnie ciężkie i kiedy próbowałem machać nogami, by wydostać się na powierzchnię, one po prostu zaplątały się w materiale. Wstrzymywałem oddech, błagając jakichkolwiek bogów, którzy mogliby mnie wysłuchać i wyciągnąć z tej wody, ale nic takiego się nie stało.
     Wziął powolny, drżący oddech.
     — Nie mam pojęcia, jak długo nie oddychałem, ale po prostu nie mogłem już dłużej wytrzymać. Powierzchnia znajdowała się daleko nade mną, a wokół nie było niczego, prócz zimnej wody. Myślę, że byłem już o krok od omdlenia, kiedy poczułem ostre szarpnięcie i po chwili leżałem już na płytkach obok basenu, przemoczony i ociekający wodą, bez tchu, z ojcem stojącym nade mną. Powiedział: „Mówiłem ci, żebyś nie bawił się przy basenie, Draco".
     Harry wzdrygnął się i odwrócił wzrok.
     Mógł niemal poczuć napierającą na niego, otaczającą go wodę. Jak Lucjusz był w stanie zrobić coś takiego dziecku? Szczególnie własnemu? Harry znów zadrżał i spojrzał w górę.
     Draco siedział z nogami przyciągniętymi do piersi i rękami obejmującymi kolana. Dygotał. Jego banan leżał obok na ziemi, zapomniany. Wyglądał na tak bardzo małego, jakby znów miał siedem lat i siedział przy brzegu basenu, ociekając wodą, drżąc i starając się nie rozpłakać.
     — Och nie, Draco, nie rób tego. — Harry przysunął się i ukląkł tuż przed drugim chłopakiem. — Jesteś po prostu przemęczony i zestresowany. To wszystko.
     Draco przemówił do swoich kolan.
     — Nie, Harry, to nie wszystko. Mam szesnaście lat i boję się wody. To żałosne. Wiedziałeś, że niemal zemdlałem na łódce, kiedy Hagrid przeprawiał nas przez jezioro przed pierwszym rokiem? Jestem taki żałosny. Boi się wody. Ha. Cholerny tchórz.
     Harry szukał czegoś rozsądnego, co mógłby powiedzieć.
     — Boisz się dwóch rzeczy. To nie dużo. Voldemorta i wody. Dziewięćdziesiąt dziewięć procent czarodziejskiego świata boi się Voldemorta, a reszta to szaleńcy. I tak, zanim cokolwiek powiesz, ja też się go boję. No i masz cholernie dobry powód do unikania wody.
     Strąkowate blond włosy zatrzepotały w tę i z powrotem, kiedy Draco potrząsnął głową.
     — Miałem powód, kiedy miałem siedem lat. Miałem wytłumaczenie, kiedy miałem osiem. Miałem wymówkę, kiedy miałem dziewięć. A teraz nie mam już niczego.
     Harry wpatrywał się w czubek głowy Draco, szukając czegoś, co mógłby powiedzieć lub zrobić. Czuł się dziwnie; tak, jakby powinien zacząć działać, ale nie miał pojęcia, w jaki sposób. W końcu zrobił pierwszą rzecz, która przyszła mu do głowy.
     Wyciągnął rękę i położył dłoń na kolanie Draco. Głowa chłopaka wystrzeliła w górę, a para lekko przekrwionych, szarych oczu odwzajemniła spojrzenie Harry'ego. Gryfon przełknął.
     — Cóż — powiedział. — Chciałbyś może coś z tym zrobić?
     Draco zmrużył nieufnie oczy.
     — To znaczy co?
     — Wejdziemy do rzeki razem.
     Nagle w oczach Draco znów pojawił się ten sam wyraz lęku, co u osaczonego zwierzęcia. Ręka Harry'ego opuściła kolano chłopaka, by chwycić mocno jego dłoń — częściowo po to, by uniemożliwić mu potencjalną ucieczkę, lecz głównie w celu podniesienia go na duchu. W głębi duszy zarejestrował, jak łatwo przyszło mu dotknąć Draco. Jednak teraz miał ważniejszą sprawę na głowie.
     — Zwariowałeś? — Draco zrobił gwałtowny ruch do przodu, lecz Harry jedynie chwycił jego drugą rękę. Ślizgon zdawał się niemal tego nie zauważyć.
     — Nie dam rady tego zrobić! To jest rzeka, Harry! Nawet basen to dla mnie zbyt dużo! Kurwa, jeśli coś jest większe od kałuży błota i szybsze niż woda w kranie, mam ochotę uciec z krzykiem w przeciwną stronę. — Urwał. — Nie mogę uwierzyć, że przyznałem to głośno — rzekł, bardziej do siebie, niż do Harry'ego.
     — Wydawało mi się, że lubisz ogromną wannę w łazience prefektów, prawda? — spytał Harry rozsądnie. — Jest tak samo duża, jak większość basenów, które widziałem.
     Usta Draco rozchyliły się na moment, zanim potrząsnął głową.
     — To co innego. Jest ciepła. Czuję się w niej komfortowo. A kiedy siedzę na brzegu, jest tak dużo bąbelków, że niemal nie widzę wody.
     — Byłbyś w stanie pomyśleć o rzece jako o wannie? — Kiedy tylko Harry zadał to pytanie, Draco spiorunował go wzrokiem tak pełnym niedowierzania, że ten poczuł się głupio. — Racja. Głupie pytanie. A co z tamtym momentem, w którym uciekaliśmy brzegiem rzeki... no wiesz, przed nimi. Nie miałeś z tym problemu.
     Draco prychnął i przewrócił oczami.
     — Biegliśmy po wodzie sięgającej do kostek. Nie kazałeś mi w niej pływać. — Westchnął i odprężył się, a w międzyczasie odciągnął ręce. — Posłuchaj, Harry, wiem, że chcesz dobrze, ale naprawdę, kogo to obchodzi? Nie zabije mnie fakt, że nigdy nie będę pływał. Mogę doskonale żyć, będąc szczęśliwym szczurem lądowym. Po prostu przyznaj, że nie jesteś w stanie uratować każdej zagubionej duszy i pomóc wszystkim ludziom.
     Harry przyglądał się Draco, dopóki nie napotkał wzroku chłopaka. Za szarymi tęczówkami kryła się mieszanka strachu i niepewności. Jednak w tym samym czasie jego oczy nabrały błagalnego wyrazu — zdawały się prosić Harry'ego, by ten się nie poddawał.
     — Nie, masz rację. Nie mogę pomóc wszystkim ludziom.
     W odpowiedzi, mina Draco zrzedła. Pomimo jego słów, oczywistym było, że chciał, by Harry coś zrobił. Fakt ten dodał Gryfonowi odwagi, by wypowiedzieć coś, co i tak planował.
     — Nie mogę pomóc wszystkim, ale mogę pomóc tobie.
     Draco uniósł głowę.
     — Ale... ale... co zamierzasz zrobić?
     Harry uśmiechnął się i wstał.
     — Zamierzam po prostu cię przez to przeprowadzić, krok za krokiem. Żadnej magii, nic spektakularnego. Po prostu... krok za krokiem. — Wyciągnął rękę. — W najgorszym wypadku mój plan nie wypali, ale jeśli nie spróbujesz, nigdy się nie dowiesz.
     Draco sięgnął po dłoń Harry'ego, lecz zawahał się. Gryfon westchnął.
     — Nie pozwolę, żeby coś ci się stało. Obiecuję.
     Draco chwycił dłoń chłopaka.
     Harry poczuł ukłucie déjà-vu, gdy podciągał Ślizgona na nogi. Uśmiechnął się i uścisnął krótko rękę Draco, zanim ją uwolnił.
     — No dalej, idziemy.
     Obrócił się i zaczął iść w stronę brzegu rzeki i kiedy usłyszał za sobą odgłos kroków, wiedział, że Draco podąża za nim. Zatrzymał się kilka stóp od wody i zrzucił swoje trampki bez zawracania sobie głowy rozwiązywaniem sznurówek.
     — Nie powinno się ściągać butów bez rozwiązywania sznurówek, Harry — dobiegł go głos zaraz zza pleców. — Zniszczysz je.
     Harry obrócił się i nagle znalazł twarzą w twarz z Draco, który stał nie więcej niż stopę dalej. Późne, popołudniowe słońce odbiło się w oczach chłopaka, a ten musiał je zmrużyć, by spojrzeć na Harry'ego. Nawet pomimo zwężonych oczu, Harry mógł z łatwością dojrzeć w nich nerwowość i lekką panikę, ale oprócz tego zauważył, że mury obronne chłopaka zaczęły się walić. Efekt był zaskakujący.
     Dziwny, ale jednocześnie... miły.
     — Postaram się zapamiętać — rzekł Harry. — ale to tylko stara para trampek. Poza tym, nie pamiętam, kiedy ostatnim razem właściwie je rozwiązałem. Pewnie nie dałbym rady już rozplątać tych pęków.
     Draco zmierzył go nieprzychylnym wzrokiem, jednak pozostał bez ruchu. Właściwie było jasne, że grał na zwłokę. Harry próbował wymyślić sposób, w jaki mógłby mu przekazać, że nie może zwlekać wiecznie, kiedy uderzyła w niego fala inspiracji. Zanim Draco zdążył odpowiedzieć bądź chociażby zaprotestować, Harry ukląkł przed nim na jedno kolano i zaczął rozwiązywać jego sznurowadła. Kiedy znów stanął na nogach, usta Draco otwarte były w wyrazie zdumienia. Harry obdarzył go krzywym uśmiechem.
     — To krok pierwszy.
     Draco próbował coś odpowiedzieć, jednak wydał z siebie jedynie zduszone chrząknięcie. Harry się zaśmiał.
     — Widzisz? Nie było tak źle. Możesz je teraz zdjąć, no wiesz. To będzie krok drugi.
     Powoli, Draco pozbył się butów.
     Gryfon pokiwał głową z aprobatą. Odsunął się, sięgając do brzegu swetra, kiedy Draco powstrzymał go. Harry uniósł brew w niemym pytaniu, a Draco powtórzył gest z nieczytelnym uśmiechem.
     Palce Ślizgona odnalazły brzeg ubrania drugiego chłopaka.
     — Ręce do góry — rozkazał, a Harry zrobił to bez żadnych pytań. Jednym, szybkim ruchem, jego sweter został podciągnięty w górę, a następnie ściągnięty z głowy. Harry doskonale wiedział, że włosy stanęły mu właśnie dęba we wszystkich kierunkach naraz. Upewnił się, że ma rację, kiedy Draco parsknął śmiechem. Zaczął je przygładzać. — Przestań, Harry. Próbowałeś je ujarzmić przez lata. Do tej pory ci się nie udało.
     Harry mógł jedynie przewrócić oczami.
     — Twoja kolej. — Był niemal zaskoczony, gdy Draco bez wahania uniósł ręce nad głowę. Harry zatrzymał się i spojrzał na niego osobliwie.
     Może chłopak czuł się pewniej, kiedy ktoś inny przeprowadzał go przez poszczególne kroki. Być może miał wrażenie kontroli, kiedy, jak tylko wykona własny ruch, drugi gracz, tak jak w szachach, wykona też swój. Może potrzebował zapewnienia, że Harry naprawdę zamierza go poprowadzić. A może po prostu aż tak bardzo mu ufał. Bez względu na powód, zdawał się być spokojniejszy, niż kilka minut temu — jeśli nie szczęśliwy — i dla Harry'ego było to wystarczająco dobrym motywem.
     Ujął brzeg koszuli Draco i ściągnął ją przez jego głowę, przewracając ubranie na lewą stronę. T-shirt chłopaka momentalnie przylgnął do koszuli, eksponując na moment plecy i tors. Draco zadrżał, gdy powietrze owiało nagą skórę, jednak na jego twarzy widniał niepewny uśmiech. Odebrał ubranie z ręki Harry'ego i odrzucił na bok, pozostawiając ich obu jedynie w podkoszulkach.
     Harry poczuł przebłysk niepewności, gdy zorientował się, dokąd to wszystko może prowadzić. Odwrócił wzrok od towarzysza i skierował go w dół, na brzeg własnej koszulki, po czym znów spojrzał na Draco. Ten kiwnął głową. Palce musnęły boki brzucha Harry'ego, gdy Draco ściągał z niego ubranie. Był również zaskakująco delikatny, gdy zdejmował je przez jego głowę. Pomimo tego, Harry musiał poprawić okulary. Chłodna bryza owiała nagie ramiona, jednak słońce było ciepłe i relaksujące. Zamknął oczy, smakując osobliwe uczucie spokoju, którego doświadczył. Kilometry od wszystkiego, wciąż uciekając przed Voldemortem, wiedział, że nie powinien czuć się zrelaksowany i zadowolony, jednak tak właśnie było. Po chwili otworzył oczy i spojrzał na Draco.
     Chłopak nie patrzył na jego twarz. Zamiast tego, jego szare oczy śledziły linie obojczyka Harry'ego i ślizgały się w dół klatki piersiowej.
     — Yy... Draco?
     Zamrugał i znów podniósł wzrok, lecz tak samo szybko go odwrócił.
     — Co? Wiem, że jestem żałośnie chudy...
     — Nie — wyrzucił nagle Draco.
     — Hę?
     — Nie jesteś.
     — Nie jestem co?
     — Zbyt chudy.
     — W takim razie...?
     Draco napotkał jego wzrok i Harry pomyślał, że w ostrym świetle słońca jest w stanie dostrzec jedynie cień rumieńca na policzkach Ślizgona.
     — Mówiłem ci, że przybrałeś na wadze, Harry. Wyglądasz... dobrze.
     — Och. — Harry nie był pewny, jak powinien zareagować. — Cóż...
     — Przepraszam — dodał Draco w pośpiechu. — Po prostu się rozkojarzyłem. Mieliśmy...
     — Taak — odrzekł Harry, śmiejąc się krótko. — Teraz twoja kolej.
     — Ach, tak. — Tym razem, Draco się zawahał.
     — No dalej. Ja już pozbyłem się koszulki — Harry odwrócił wzrok. — Jeśli się wstydzisz, mogę nie patrzeć.
     — Pfff — dobiegła odpowiedź. — I tak mnie zobaczysz.
     Harry podniósł wzrok z wciąż opuszczoną głową.
     — W takim razie...?
     — Ja... Ja po prostu niezbyt często zdejmuję koszulkę przy innych ludziach.
     Harry podniósł głowę i uniósł brew, zaciekawiony.
     — Och? Czyli jak często?
     — Yy, kilka... raz albo dw... nigdy.
     Chociaż wcale nie zamierzał tego zrobić, Harry nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Strapiony wyraz twarzy Draco spowodował, że stłumił wybuch, jednak uśmiech na twarzy pozostał. Położył dłoń na ramieniu Draco w pocieszającym geście.
     — Cóż, w takim razie teraz jest doskonały moment na pierwsze razy. No chyba, że chcesz wejść do rzeki w koszulce, ale wtedy nie będzie już takiej zabawy. Tak więc sam możesz ją zdjąć, albo ja...
     Ślizgon przerwał Harry'emu, unosząc ręce nad głową.
     Kiedy tylko Draco do czegoś się zobowiązuje, z determinacją stara się osiągnąć cel, zauważył Harry. Dotyczyło to niemal wszystkiego, co robił. Była to potężna cecha, a także godna podziwu.
     Harry przyglądał się z dziwnym oszołomieniem, jak jego palce chwytają brzeg koszulki Draco, która zdążyła już wyjść z jego spodni, po czym pociągnął. Materiał prześlizgnął się delikatnie po ramionach i przeszedł przez głowę, pozostawiając włosy Draco nietypowo, jak na niego, zmierzwione.
     Ten nie kłopotał się jednak przygładzeniem ich. Jego postawa wahała się między nieśmiałością a pewnością siebie i wyraźnie nie wiedział, co począć z rękami. Za to Harry, stojąc w ciszy, nie wiedział, co zrobić z koszulką Draco. Ślizgon nie był bardziej umięśniony, niż Harry, jednak wydawało się być w nim coś... wyrafinowanego. Tam, gdzie Harry czuł, że wygląda niezgrabnie, Draco wyglądał w jakiś sposób wytwornie. Wciąż chudo, to prawda, ale też elegancko, jeśli coś takiego było w ogóle możliwe w przypadku chłopaka. W tym samym czasie Harry zdążył zauważyć, że zbudowani byli niemal identycznie. Bez podwyższanych butów, które Draco miał zawsze na sobie, właściwie odznaczali się niemal tym samym wzrostem. Odsłonięty w ten sposób, z jasną, delikatną skórą, Draco wyglądał bardzo młodo. Młodo i bezbronnie.
     Harry wciąż obracał w głowie tę myśl, kiedy poczuł dłonie Draco na sprzączce od paska. Odskoczył do tyłu z okrzykiem zaskoczenia.
     — Przepraszam! — wyrzucił Draco w pośpiechu. — Nie chciałem, żeby to tak wyglądało... Po prostu chciałem... To znaczy... och, Merlinie, przepraszam, Harry.
     W tym momencie Harry zauważył, jak mury Draco znów się wokół niego wznoszą. Jego postawa uległa zmianie, a on sam skurczył się w sobie. Tu chodzi o zaufanie, stwierdził Harry. We wszystkim. Wzajemne zaufanie. On musi zaufać mnie, a ja jemu. Tu nie chodzi tylko o pływanie. Wiem, że nie.
     — Nie, Draco, w porządku. Po prostu mnie zaskoczyłeś, to wszystko. Naprawdę nie planowałem tego, ani nic. Nie wiedziałem, że zamierzasz... no wiesz... możesz, jeśli chcesz. — Harry podszedł bliżej, zmniejszając dystans między nimi. — Jest w porządku. Naprawdę.
     Jakaś część umysłu Harry'ego powtarzała mu, że jest coś bardzo sugestywnego w powolnym, delikatnym rozpinaniu czyjegoś paska bądź wsuwaniu palca pod guzik od czyichś spodni. Było coś seksualnego w odsuwaniu zamka, w rozlegającym się przy tym ostrym odgłosie i w szeleście materiału, kiedy te właśnie spodnie zsuwały się z bioder. Jednak Harry zdusił w sobie te myśli, kiedy Draco metodycznie wykonywał owe czynności, a jego dłonie poruszały się powoli, ale pewnie. Zamiast tego intensywnie odczuwał to bezpośrednie doświadczenie i zarejestrował, że postawa Draco stawała się bardziej otwarta, bardziej ufna i mniej bojaźliwa z każdą mijającą sekundą. Nigdy przedtem nikt go nie rozbierał i nigdy w swoich najdziwniejszych wyobrażeniach nie przyszłoby mu do głowy, że pierwszą osobą, która to zrobi, będzie Draco Malfoy. Jednak nie miało to znaczenia. W tym momencie nie miało znaczenia nic prócz stojącej przed nim osoby.
     Harry został w samych bokserkach, czując się bardzo odsłonięty, jednak wciąż bezpieczny. Całkowite zaufanie, całkowita pewność.
     I wtedy sięgnął w stronę rozporka Draco. Spojrzał w górę na krótko, a Draco skinął głową.
     Harry spodziewał się drżących dłoni, gdy odciągał jeden koniec paska, by go rozpiąć, jednak te pozostały spokojne. Następnie zabrał się za guziki, a po chwili Draco podpierał się na ramieniu Harry'ego, pozbywając się swoich spodni i zostając jedynie w parze ciemnozielonych bokserek. Harry odrzucił spodnie na stertę wraz z resztą ich ubrań.
     — Cóż — zaczął. — to na tyle.
     Draco skinął bezgłośnie, a jego oczy wciąż przedstawiały sobą ogromne, szare dyski, niemal srebrne w ostrym słońcu. Sprawiał wrażenie prawie nieświadomego faktu, jak bardzo był odsłonięty. Nawet nie patrzył na wodę. Jego oczy wwiercały się w twarz Harry'ego. Wyglądał tak, jakby zrzucił ostatnie ślady swojej pieczołowicie dzierżonej maski — wyobrażenie i ego zniknęły wraz z ubraniami. Draco był wszystkim, co pozostało.
     — Więc myślisz, że jesteś gotowy?
     — Nie — odpowiedział cienkim głosem. — Ale i tak zamierzam spróbować.
     Harry skinął i skierował się w stronę wody. Jednakże zrobił jedynie kilka kroków, kiedy Draco wydał z siebie zduszony odgłos. Harry spojrzał ponad swoim ramieniem.
     — Co się stało?
     Draco docisnął przedramiona do piersi w obronnym geście i spojrzał na Harry'ego, na wodę, a potem znów na Harry'ego.
     — Nie wiem, czy... yy... Nie wiem, czy mogę... To znaczy... Myślę, że potrzebuję... — Wyprostował się, co jedynie podkreśliło jego niepewność. — Merlinie, posłuchaj mnie. Brzmię tak żałośnie. Harry, ja...
     Gryfon zrobił parę szybkich kroków w stronę Draco i wyciągnął rękę. Chłopak uśmiechnął się łagodnie i zaakceptował ją ze stłumionym „dzięki".
     Harry jako pierwszy wszedł do wody. Dno rzeki było mieszanką piasku i drobnego żwiru, a woda chłodziła jego kostki. Była tak zapraszająca, że niemal zapragnął jak najszybciej wbiec głębiej, nie czekając, kiedy poczuł szarpnięcie ze strony Draco. Obrócił się. Chłopak zamarł w miejscu.
     — Ja... Ja po prostu nie potrafię. Nie mogę. Może... może powinniśmy po prostu sprowadzić to wszystko do szlachetnej próby, podjętej przez Gryfona z chronicznym kompleksem bohatera, wrócić do tamtego drzewa i zostać tu na noc. Może mógłbyś złapać jakąś rybę. Nawet pomogę ci sprzątać, jeśli chcesz. Albo może...
     Harry położył jeden palec na ustach Draco, efektywnie go uciszając. Następnie sięgnął i chwycił jego drugą rękę, trzymając obie w mocnym uścisku. Ze wzrokiem utkwionym w twarzy Draco, upewnił się, że ma jego całkowitą uwagę, zanim się odezwał.
     — Nie patrz na wodę. Po prostu patrz na mnie. Możesz to zrobić?
     Szare oczy odwzajemniły spojrzenie, szeroko otwarte i ufne.
     — Tak.
     Nie odwracając się i nie przerywając kontaktu wzrokowego, Harry zrobił krok w tył. Pociągnął Draco za sobą, a stopy chłopaka znalazły się w wodzie. Poczuł dreszcz biegnący od strony Ślizgona poprzez ich splecione ręce, jednak nie poluźniał uścisku. Po drugiej stronie Draco wzmocnił chwyt, jednak w jego wzroku nie było śladu wahania.
     Kolejny krok i Harry poczuł wodę wirującą wokół jego kostek, chłodną i kuszącą. Draco zamknął oczy na krótki moment, wchodząc drugą stopą do rzeki. Otworzył je kilka sekund później i znów nawiązał kontakt wzrokowy z drugim chłopakiem.
     Harry czuł, jakby poruszali się jako jedność, niczym partnerzy taneczni, tańcząc w rytmie szumu płynącej wody — krok-plusk, krok-plusk. Ta wirowała wokół jego kolan i sięgała lekko w górę uda, mocząc brzegi bokserek. Draco nagle zatrzymał się.
     — Nie mogę uwierzyć, że ci na to pozwalam — rzekł, niemal szeptem. — Musiałem zwariować.
     — Dobrze ci idzie.
     — Ha. Trzęsę się jak galareta, serce mi wali i to, co pozostało jeszcze z mojego rozsądku, podpowiada, żeby odwrócić się i uciec.
     — Ale wcale tego nie chcesz.
     — Nie — Urwał. — Harry, sądzę, że i tak byś tego nie zrobił... ale czy możesz mi obiecać... że nie szepniesz ani słowa na temat tego — czegokolwiek z tego — kiedy wrócimy?
     Harry uśmiechnął się.
     — Na honor Gryfona.
     — Tego się obawiałem.
     — Och, ty! — Jednym, błyskawicznym ruchem, Harry puścił dłoń Draco, sięgnął w dół i wysłał w stronę chłopaka strugę zimnej wody, która osiadła dokładnie na jego nagim torsie. Draco sapnął.
     Sekundę później, Harry nagle zdał sobie sprawę, że mógł właśnie zaprzepaścić wszystko, co do tej pory udało mu się osiągnąć z Draco. Nadal trzymał jedną jego dłoń w swojej, więc jeśli by chciał, mógłby przytrzymać go w miejscu, lecz ten wcale się nie wyrywał. Stał idealnie nieruchomo, z twarzą zastygłą w wyrazie szoku.
     — Draco? Przepraszam, nie chciałem...
     Urwał, kiedy Draco zareagował bez ostrzeżenia. Zanim zdążył się obejrzeć, chłopak wyrwał się z jego uścisku i zamoczył w wodzie obie dłonie, po czym wyrzucił w górę całe jej naręcze prosto w twarz Harry'ego. Gryfon otworzył oczy, by ujrzeć krople wody spływające po szkłach okularów. Przez zamazany obraz dostrzegł zgiętego w pół Draco, z rękami wspartymi na kolanach i zanoszącego się śmiechem, który niemal doprowadził go do kaszlu.
     Harry posłał mu groźne spojrzenie i wytrzepał włosy, potrząsając głową. Jeśli to w ogóle możliwe, Draco śmiał się jeszcze głośniej.
     — Myślałem, że się boisz.
     Chłopak w końcu złapał oddech i wyprostował się.
     — Jestem Ślizgonem, Harry. Mogę się bać, ale nigdy nie jestem bezradny. I nie mogłem stracić okazji na rewanż. To moralny imperatyw.
     — Więc — zaczął Harry, kiedy zdjął okulary, by otrzepać je z wody. — czy to pomogło ci poczuć się lepiej? Mniej się boisz?
     Draco zawahał się.
     — No... Ciągle się trzęsę, a wejście głębiej nie jest moją definicją dobrej zabawy, ale pomogło. To znaczy, śmiech.
     Harry skinął głową i założył okulary z powrotem na nos.
     — Teraz rozumiesz, czemu zrobiłem to kilka dni temu? Czemu wbiegłem do wody, by popływać i trochę się pobawić, pomimo tego, że prawdopodobnie był to okropny czas na coś takiego?
     — Do tego niebezpieczny, ale tak, rozumiem.
     — Cieszę się. — Harry odwrócił się i zaczął iść w stronę głębszych partii rzeki.
     — Harry? — Głos Draco znów stał się piskliwy i nerwowy. — Harry... dokąd idziesz?
     — Popływać, oczywiście — odpowiedział, starając się brzmieć nonszalancko.
     — Za-zamierzasz mnie tu tak po prostu zostawić?
     Dobrze mu to zrobi.
     — Nie, nigdzie nie idę. Jestem zaraz obok. — Woda sięgnęła mu do pasa, a po chwili do podstawy żeber. Następnie zatrzymał się i obrócił, stając twarzą do Draco. — Jedynie kilka kroków przed tobą.
     Po oczach Draco był w stanie rozpoznać, że chłopak wcale nie uważa, że to „jedynie kilka kroków". Wpatrywał się w wodę dzielącą go od Harry'ego, tak, jakby była wielkości kanału La Manche.
     — I... chcesz żebym... żebym...
     Harry westchnął.
     — Jeśli przeprowadzę cię za rączkę przez całą drogę, wtedy nie będziesz mógł powiedzieć, że zrobiłeś to samodzielnie, prawda?
     — Ale ja nie mogę! — wyrzucił Draco. Było to coś pomiędzy okrzykiem rozpaczy a spanikowanym piskiem. — Jest zimna... Czuję, jak się wokół mnie porusza. Nienawidzę tego...
     — Draco — rzekł Harry stanowczo. Ton jego głosu przykuł uwagę chłopaka, który nagle spojrzał mu w twarz. Gryfon skinął głową z aprobatą, zanim kontynuował. — Draco, pokonałeś kilometry lasów i gór i wciąż żyjesz. Przeciwstawiłeś się Voldemortowi, a on jest o wiele bardziej przerażający niż kilka stóp wody. Przeżyłeś. — Harry uśmiechnął się w duchu, a jego głos stał się łagodniejszy. — Otworzyłeś drzwi do mojej celi, pokonałeś te kilka dzielących cię ode mnie kroków i przyprowadziłeś mnie tutaj. Te kilka kroków teraz to prawie ta sama odległość. Dasz radę to zrobić.
     Harry nie był pewny, kiedy wysiłki Draco, by przeciwstawić się fobii, stały się jego własnymi. Jednak tak właśnie było. W tym momencie sukces bądź porażka Draco należały również do niego. W jakiś sposób, po wszystkich niesamowitych przeciwnościach, które razem pokonali, nie był w stanie wyobrazić sobie scenariusza, w którym zawodzą podczas wspólnego celu. Wpatrując się w mieszaninę strachu i determinacji walczących o dominację w oczach Draco, Harry zorientował się, że próbuje przekazać mu samą wolą trochę siły.
     Nagle Draco wykrzywił twarz. Spojrzał na rzekę z tym samym wyrazem, który miał tuż przed pojedynkiem z Harrym na ich drugim roku. Wydawało się, jakby chciał mentalnie ustanowić swoją przewagę nad rzeką.
     Następnie uniósł wzrok i spojrzał w oczy Harry'emu. Wyzywający wyraz zniknął, a jego rysy stężały. Była to maska, której używał jako narzędzia w celu opanowania emocji, jednak oczy wciąż były żywe. Promienie słońca odbijały się od drobnych fal i tańczyły plamami jasności na jego twarzy, piersi, ramionach i nogach, jednak najwięcej światła osiadło w oczach, zmieniając zwyczajową szarość w srebro. Ramiona chłopaka wznosiły się i opadały, a sam Draco zaczął iść.
     Z każdym krokiem woda pełzła coraz wyżej po ciele, a Harry zauważył lekkie drżenie chłopaka, kiedy wszelkie najmniejsze jej poruszenie pochłaniało coraz więcej skóry. Jego bokserki napompowały się, a fale ochlapały brzuch. Wstrząsnął nim głęboki dreszcz, po czym Draco zatrzymał się zaledwie pięć stóp dalej.
     No dalej, Draco. Dasz radę.
     Ślizgon zamknął oczy. Harry wyobraził sobie, jak chłopak przeżywa na nowo te krótkie, przerażające chwile sprzed tylu lat, kiedy myślał, że tonie.
     Możesz to pokonać.
     Zimna woda napierająca na niego. Ciężkie, poskręcane szaty, w których utknęły stopy. Żadnego powietrza, którym można odetchnąć.
     Chodź...
     Draco wziął głęboki oddech.
     Do...
     Szare oczy otworzyły się na sekundę, mierząc wzrokiem otoczenie, po czym znów zamknęły.
     Mnie.
     Draco skoczył i rozległ się plusk, po czym nagle jego ręce owinęły się ciasno dookoła Harry'ego, który złapał go w swoje ramiona. Poczuł ciepłą pierś przyciśniętą do własnej, drżącą gwałtownie i falującą, kiedy Draco łapał dech.
     — Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłem...
     — Zrobiłeś...
     — Nigdy nie podejrzewałem...
     — Że możesz.
     Draco oparł czoło na ramieniu Harry'ego, biorąc powolne, głębokie oddechy.
     — Dziękuję.
     Harry stłumił śmiech.
     — Za co? Zrobiłeś to sam. — Uścisnął Draco, jednocześnie pocieszająco i w geście gratulacji. — Wyciągnąłeś nas z lochów sam. Stawiłeś czoła Voldemortowi sam. I to również zrobiłeś sam.
     — Nie.
     Draco poluźnił uścisk i Harry poczuł, że wcale nie ma ochoty go puszczać. Przyglądali się sobie nawzajem, a Harry znów podziwiał światło igrające na twarzy chłopaka. Srebrne oczy.
     — To właśnie na ciebie muszę zwalić winę za to wszystko, Potter.
     Harry uniósł brew na nagłe użycie jego nazwiska.
     — Och? — Zaniepokoił się.
     Draco wziął powolny oddech i zdawał się dokładnie rozważać, co ma do powiedzenia. W końcu zacisnął usta, skinął głową do samego siebie i przemówił.
     — Złapałem cię za pierwszym razem, ponieważ pragnąłem zemsty za coś, co zrobiłeś. — Urwał ponownie, jakby zmagał się ze słowami, które próbowały wydostać się z jego ust. — Straciłem wiarę we wszystko, w co przedtem wierzyłem, przez to, co powiedziałeś. Kompletnie zmieniłem swoją koncepcję na temat mocy z powodu tego, co robiłeś.
     Draco drżał, lecz tym razem Harry był pewny, że nie miało to nic wspólnego z wodą. Wziął głęboki, spazmatyczny oddech.
     — Odwróciłem się od wszystkiego, czym kiedyś byłem, przez to, kim ty jesteś. I stawiłem czoła swoim lękom, ponieważ powiedziałeś, że mogę.
     Ich spojrzenia spotkały się, a Draco stopniowo przestawał się trząść. Jego oczy lśniły szczerością.
     — Harry... to zawsze byłeś ty.
     Harry niemal nie oddychał i wiedział, że Draco zdaje sobie z tego sprawę. Ślizgon skinął głową i powtórzył:
     — Dziękuję.

Zaćmienie || Drarry ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz