16. cz.2

3.1K 233 252
                                    


 Harry leżał przez długi czas na plecach. Wpatrywał się w gwiazdy i starał się ignorować księżyc, ściskając dłoń Draco kurczowo w swojej. W tym momencie była to jedyna rzecz utrzymująca go w rzeczywistości; jego umysł odpływał w tysiące kierunków jednocześnie. W strachu przed tym, co miało nadejść, desperacko starał się przekonać samego siebie, że powinien choćby spróbować utrzymać świadomość chwili obecnej. Ignorowanie rzeczywistości byłoby zdecydowanie łatwiejsze, ale jednocześnie odczuwał naglącą potrzebę, by pamiętać wszystko, by być w jakiś sposób całkowicie obecnym tutaj i teraz, w razie gdyby miała to być jego ostatnia noc. Czuł niemal, że powinien zrobić coś ekscytującego czy fenomenalnego, by tylko wyciągnąć jak najwięcej z każdej chwili — jednak nie było nic, co mógł zrobić. Zamiast tego leżał zamknięty w kakofonii myśli rywalizujących o jego uwagę.
Myślał o Hogwarcie i zastanawiał się, czy kiedykolwiek będzie mu jeszcze dane przemierzać korytarze szkoły — jedynego miejsca, będącego dla niego czymś na kształt domu. Myślał o pozostawionych tam przyjaciołach, którzy prawdopodobnie umierali z niepokoju. Zadawał sobie pytanie, czy Dumbledore w ogóle otrzymał wiadomość od skrzata i powstrzymał ukłucie złości o to, że dyrektor ich nie odnalazł. Zastanawiał się, czy kiedykolwiek otrzyma szansę, by zostać aurorem i czy Draco spróbuje mu w tym towarzyszyć. Pomyślał, że byłoby miło. Wspominał Quidditcha, pragnąc rozegrać choćby jeszcze jedną grę, tylko jedną. Myślał o ciepłych kuflach pełnych spienionego piwa kremowego i o czekoladzie z Miodowego Królestwa, o niesamowitym jedzeniu na uczcie powitalnej każdego roku i żałował, że nie jadł go więcej, kiedy miał ku temu okazję. Martwił się ich dzisiejszym planem, jak zadziała i czy w ogóle zadziała, i czy Draco będzie w stanie sobie ze wszystkim poradzić.
Księżyc wschodził coraz wyżej. Połączenie wytworzone przez eliksir było niemożliwe do zignorowania, wirując w jego wnętrznościach niczym jesienny wiatr. Nie bolało; czuł dziwny nacisk wokół i wewnątrz całego ciała, ale jednocześnie nacisk ten był dziwnie pusty. Kiedy zamykał oczy, potrafił stwierdzić, która część należała do Voldemorta, a która do Draco. Mimo że wrażenie nie było do końca fizyczne, czuł, że nacisk Voldemorta jest ostry i zimny. Wydawał się być gotów, by wsączyć w niego jad, przedostając się przez pęknięcia; gotów, by ruszyć do przodu i zabić go przy pierwszej okazji. Z drugiej strony obecność Draco była łatwiejsza do opisania, ale Harry pragnął jedynie przylgnąć do niej i nie puszczać. Czuł, że jeśli zrobiłby to w momencie, w którym Voldemort w końcu przesączy swój jad przez kanał, zostanie przez niego zawłaszczony i nic nie będzie w stanie go ocalić.
Pocieszał się myślą, że nieważne, co się stanie, Voldemort i tak nie wygra — jeśli wszystko będzie wskazywało na to, że plan się nie powiedzie, Draco dotrzyma obietnicy. A przynajmniej Harry miał desperacką nadzieję, że tak będzie.
Ufał Draco. Właściwie im więcej o tym myślał, tym bardziej zdawał sobie sprawę, jak komfortowo się czuł, ufając mu. Sam ten fakt powinien być niepokojący, pomyślał, biorąc pod uwagę, jak krótko tak naprawdę się znali bez pragnienia pozabijania się nawzajem. Jednak w ciągu tego niedługiego czasu zmieniło się tak wiele. Zgoda, większość niego spędzali na rzucaniu w siebie przyjacielskimi docinkami lub nawet walcząc ze sobą, ale w jakiś sposób wydawało się, że takie zachowania zbliżały go do Draco nawet bardziej, niż jakby po prostu postanowił zwierzyć mu się z najgłębszych sekretów. Czuł się z tym dobrze; miał wrażenie, że Draco powinien być przy nim już od zawsze i że przez całe życie brakowało mu czegoś bardzo ważnego. Jedynymi uczuciami, których nie był pewny, były te w stosunku do chłopaka.
Od wczorajszego dnia wszystkie jego myśli dotyczące Draco stały się dziwne. Z jakiegoś powodu czuł coś innego do Ślizgona, ale nie wiedział do końca, co się zmieniło. Być może bał się, że straci tę nową przyjaźń zaraz po tym, jak się rozpoczęła. Może aż tak zbliżyli się do siebie w czasie tych dwóch tygodni, że nie mógł sobie wyobrazić, by to mogłoby się kiedykolwiek skończyć. Tak czy inaczej, kiedy myślał o Draco, zdawał sobie sprawę, że pragnął jedynie mocno go przytulić i nie puszczać.
To było oczywiście absurdalne. Kazał samemu sobie przestać, ale im większe czuł zdenerwowanie, tym bardziej chciał po prostu usłyszeć od Draco, że wszystko będzie dobrze. Nigdy by się do tego nie przyznał, ale pragnął, by to chłopak wszystkim się zajął. Po tym, jak Draco użył na nim zaklęcia wspomagającego sen i wszystkie zmartwienia uleciały, Harry mgliście pamiętał moment, w którym owijał mu płaszcz wokół ramion i zdejmował okulary. Po raz pierwszy czuł, jakby ktoś naprawdę się nim opiekował, naprawdę o niego troszczył. Nie mógł nawet ująć w słowa tego, jak bardzo doceniał to doznanie, więc niczego nie powiedział — albo przynajmniej myślał, że nie powiedział, odkąd Draco wspomniał, że mówił przez sen.
Poza tym co w ogóle miałby mu powiedzieć? Co mówi się komuś, kto właśnie został twoim najlepszym przyjacielem w szokujący, cudowny, nie do opisania sposób? Staje się to jeszcze trudniejsze, kiedy ta osoba mówi ci, że jesteś najlepszym, co jej się przytrafiło — Harry zdał sobie sprawę, że z jakiegoś szalonego powodu czuł to samo. Co mówi się komuś, kto może być ostatnim człowiekiem, jakiego widzi się na oczy? Kto może być jedyną osobą stojącą pomiędzy tobą a śmiercią? A w razie, gdyby miało wydarzyć się najgorsze, jak się pożegnać?
Harry w końcu spojrzał na księżyc. Nie był całkowicie nad ich głowami, ale zdawał się wznieść o wiele wyżej odkąd ostatni raz na niego patrzył. Zacisnął zęby, starając się nie poddać emocjom. Był zdeterminowany, by trzymać się trzeźwości umysłu ostatkiem sił. Jego wcześniejszy wybuch był i tak wystarczająco beznadziejny. O dziwo nie czuł się jakoś zażenowany całą sytuacją, choć kiedy już odkleił się od Draco, zauważył, że zostawił dość dużą mokrą plamę na jego ramieniu. Nie było mowy, by złamał się po raz kolejny.
Dumbledore zawsze powtarzał, że są gorsze rzeczy niż śmierć. Słowa dyrektora rozbrzmiały w jego głowie: Dla dobrze zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Właśnie to musiał zrobić — zorganizować swoje myśli, uspokoić się i upewnić, że powiedział wszystko, co chciał powiedzieć... nim będzie za późno.
Nagle uwolnił dłoń Draco z uścisku i obrócił się na bok twarzą do niego. Niespodziewany ruch zaskoczył Ślizgona, który zdawał się z trudnością opuścić świat własnych myśli.
— Co... ee... Harry? Coś się stało? — Obrócił się do Harry'ego i podparł na łokciu. — Wszystko dobrze?
— Właściwie tak. — Zebrał całą odwagę. — Myślałem... jest parę rzeczy, które muszę powiedzieć, ponieważ mogę już nie mieć na to drugiej szansy.
— To znaczy?
Harry wyciągnął rękę i przycisnął palec do ust Draco, by go uciszyć.
— Chcę powiedzieć, że... nie zawsze mówię wszystko, co powinienem powiedzieć w danym momencie. Są rzeczy, na temat których milczę... rzeczy, które chciałbym, żeby ludzie wiedzieli. Muszę powiedzieć dokładnie to, co jest w mojej głowie, właśnie teraz, w razie... sam wiesz... gdybym miał już nie wrócić.
Draco na początku wyglądał, jakby chciał zaprotestować, ale w końcu zgodził się skinieniem głowy.
— No dobrze. Powiedz mi... cokolwiek musisz mi powiedzieć.
Harry przełknął i wziął uspokajający oddech. To nie będzie łatwe.
— Po pierwsze, chciałbym, żebyś przekazał ode mnie parę wiadomości. Powiedz Dumbledore'owi, że przepraszam i że sądzę, że rozumiem, co miał na myśli, mówiąc o... śmierci. On będzie wiedział, o co chodzi.
Draco zmarszczył brwi, ale nie spytał, za co Harry ma zamiar przepraszać.
— Mów dalej.
— Powiedz Hermionie... ee... powiedz jej, że przepraszam, że nigdy nie przeczytałem „Historii Hogwartu"... och Merlinie, to głupie. Boże, co miałbym powiedzieć? Jest moją najlepszą przyjaciółką; zrobiła dla mnie tak wiele i muszę jej coś powiedzieć, ale nie mam pojęcia, co.
— Cóż — zaczął Draco powoli — co byś jej powiedział, gdybyś miał gdzieś wyjechać na długo, powiedzmy, dwa czy trzy lata?
Harry zamrugał i spróbował wyobrazić sobie sytuację. Nie na zawsze, tylko na jakiś czas. Nie ma czegoś takiego, jak „na zawsze". Wziął głęboki oddech.
— Powiedziałbym jej, że będę tęsknić i żeby dbała o siebie. Powiedziałbym, że będę o niej myślał i że chciałbym już zobaczyć ją znowu, i że do czasu, aż wrócę, ona i Ron mają skończyć ze swoimi małżeńskimi kłótniami.
Draco prychnął z rozbawieniem.
— To się nie stanie dopóki naprawdę się nie pobiorą, a rozejm będzie trwał prawdopodobnie przez połowę drogi na miesiąc miodowy.
Harry zaśmiał się.
— Chyba masz rację. Powiedziałbym jej, żeby zaopiekowała się Ronem, ponieważ nie sądzę, by potrafił zająć się sobą. I dodałbym, że do czasu, aż wrócę, oczekuję, że albo zostanie Ministrem Magii, albo zdąży założyć własną grupę aktywistów walczących o prawa skrzatów domowych.
— To ma sens — odparł Draco, nadal rozbawiony. — Coś jeszcze?
Harry uśmiechnął się smutno.
— Powiedziałbym, że znaczy dla mnie wszystko i że wiele razy uratowała mi życie; że jest najlepszą przyjaciółką, o jaką w ogóle mógłbym prosić. Jest sprytna, inteligentna, zrównoważona... nie jak większość dziewczyn. Pomijając może sytuację, kiedy zadurzyła się w Lockharcie tak jak każda dziewczyna w szkole, ale sądzę, że nikt nie jest doskonały.
— W takim razie przekażę jej to — powiedział Draco uroczyście. — Może pomijając tę uwagę o Lockharcie.
Harry obrzucił Draco znaczącym spojrzeniem.
— Dzięki.
Ślizgon pochylił głowę w potwierdzeniu.
— A Ron... — zaczął Harry w zamyśleniu.
Draco nagle wyglądał na o wiele mniej zadowolonego.
— Oczywiście jeśli tylko Weasley nie rzuci na mnie żadnej klątwy, jak tylko mnie zobaczy. — Kiedy Harry spojrzał na niego gniewnie, skrzywił się. — Okej, okej, jestem pewny, że zdołam na tyle długo odpierać atak, żeby dostarczyć wiadomość — której, jestem pewien, i tak dostarczać nie będę musiał, ale mów dalej.
Harry przewrócił oczami. Wyglądało na to, że niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają.
— Powiedz Ronowi... że był mi jak brat i że bardzo mi na nim zależało... nawet wtedy, gdy zachowywał się jak dupek. Powiedz mu, że będę tęsknił za wszystkimi partiami Czarodziejskich Szachów, które rozegraliśmy. To były chyba najlepsze chwile w moim życiu. Hermiona zawsze była chętna do pomocy, a Ron za to pojawiał się w sytuacjach, w których po prostu potrzebowałem zapomnieć o wszystkim; uciec. Czasami myślę, że to było z tego wszystkiego najważniejsze... po prostu poczuć się dla odmiany normalnie... i on mi to dał. Cholera, tak wiele chciałbym powiedzieć, ale nie potrafię ubrać tego w słowa.
Nagle jakaś myśl wpadła mu do głowy i uśmiechnął się do Draco.
— Wiesz co, on nie różni się od ciebie wcale aż tak bardzo.
Draco opuścił głowę i obrzucił go nieufnym spojrzeniem.
— Naprawdę wiesz, jak komuś schlebić, Potter.
— To prawda — drążył Harry. — Obaj macie swoje przekonania, szybko wpadacie w złość... rany, nic dziwnego, że nienawidzicie się nawzajem. Ale w razie, gdybyś nie zauważył, on był moim przyjacielem ponad pięć lat, więc musi być coś, co w nim lubię. W takim razie dlaczego fakt, że masz z nim coś wspólnego, jest aż tak przerażający?
Draco wymamrotał coś pod nosem, ale Harry stwierdził, że brzmiało to trochę jak potwierdzenie.
— Ron często ulega emocjom i nie zawsze myśli... ale nie wyobrażam sobie bez niego życia. Był przy mnie, kiedy go potrzebowałem. Chowa urazę, ale jest lojalny. Naprawdę jest. Może nie ma dużo pieniędzy, ale oddałby wszystko, gdyby mógł. Ja chciałbym mu dać na co tylko potrzebuje, ale wiem, że nigdy by się na to nie zgodził. Ale teraz chyba sprawa wyglądałaby inaczej. Powiedz mu, żeby wziął moją miotłę. Obiecaj mi, Draco, że mu to powiesz.
Ślizgon był tak zaskoczony zaciekłością tego żądania, że się zająknął.
— Ja... O-obiecuję, Harry. Czy coś jeszcze?
— Właściwie dwie rzeczy. Po pierwsze chcę, żebyś chociaż spróbował poznać lepiej Rona i Hermionę, nawet jeśli mnie już nie będzie. Nie oczekuję cudów... Proszę cię tylko, żebyś spróbował. Powiedziałeś, że boisz się, że nie będziesz miał nikogo, kiedy wrócisz. Cóż, masz ludzi... musisz tylko chcieć przekroczyć uprzedzenia.
— O tak, byłoby cudownie. — Wyrzucił ręce w powietrze w dramatycznym geście. — „Hej, Weasley, twój najlepszy kumpel właśnie przeze mnie umarł. Chcesz się zaprzyjaźnić?" Kiedy ze mną skończy, będę miał więcej dziur od klątw niż ma ser szwajcarski.
— Draco, nie sądzę, że tak będzie. Może upłynąć trochę czasu, aż Ron do tego przywyknie... ale uwierz mi. Pogadaj z Hermioną, pogadaj z Dumbledorem. Ron w końcu odpuści. Jeśli nie ze względu na ciebie, to ze względu na mnie.
Draco mruknął coś, po czym znów zwrócił na Harry'ego spojrzenie.
— Okej, spróbuję... to znaczy, jeśli będę musiał, co się oczywiście nie stanie, ale obiecałem, że nie będę się teraz z tobą o to kłócił.
— Tylko o to proszę. Jest coś jeszcze. Powiedz Dumbledore'owi, że chcę, aby Weasley'owie przejęli wszystko, co zostało w mojej skrytce Gringotta. Dałbym im to już wcześniej, gdyby nie pewność, że tego nie przyjmą. Teraz... cóż... po prostu upewnij się, że te pieniądze do nich trafią.
Draco skinął sztywno głową, wyglądając tak, jakby jego emocje właśnie wisiały na cienkim włosku. Harry po chwili doszedł do tego, dlaczego tak jest.
— Draco... masz własne konto u Gringotta? Czy to zawsze były pieniądze twoich rodziców?
Draco odwrócił głowę, wpatrując się pusto w purpurowe płomienie.
— To nigdy nie były moje pieniądze. — Nagle jego rysy nabrały ostrości. — Ale nawet nie myśl o tym, żeby dawać mi jałmużnę, Potter. Nie chcę tego i nie potrzebuję.
Harry zapatrzył się na niego z niedowierzaniem.
— To nie jałmużna, kiedy chcesz pomóc przyjaciołom! Chcę, żeby Weasleyowie mieli te pieniądze, ponieważ są moimi przyjaciółmi — moją rodziną — i zależy mi na nich; nie dlatego, że się nad nimi lituję!
Po chwili Draco odwrócił się do niego z surowym i powściągliwym wyrazem twarzy.
— Sam wpakowałem się w to bagno i sam się z niego wydostanę.
— Czy nie mówiłeś wcześniej, że stanowimy niezły duet? — spytał Harry ze złością. — I że żaden z nas nie doszedłby tak daleko bez drugiego? — Draco jedynie znów odwrócił wzrok. — Uratowałeś mi życie wiele razy. Mam u ciebie dług. A jeśli dzisiaj twój plan się powiedzie, będę miał kolejny!
Draco mruknął. Harry spiorunował go spojrzeniem.
— No cóż, jeśli przestaniesz martwić się bardziej o własną dumę niż przyszłość i zdecydujesz się przyjąć ofertę, klucz do mojej skrytki u Gringotta jest na dnie mojego kufra w małym niebieskim materiałowym worku.
Draco nie podniósł wzroku, ale odezwał się surowym i sarkastycznym tonem:
— I nawet jeśli zdecyduję się... zaakceptować twoją nie-jałmużnę... skąd wszyscy będą wiedzieli, że wcale cię nie okradam? Dlaczego mieliby mi pozwolić wziąć choć knuta z twoich pieniędzy, po tym, jak przeze mnie umarłeś? Błyskotliwy jak zawsze, Potter.
— Ja... — Harry urwał nagle. Założył po prostu, że zaufają Draco tylko dlatego, że on mu ufa. To prawda, jeśli Draco tak po prostu podejdzie do jego kufra w poszukiwaniu klucza do skrytki, naprawdę niewielu ludzi nie będzie próbowało go powstrzymać. — Zaczekaj chwilę.
Harry chwycił pergamin, na którym wcześniej Draco wyrysował diagram i odwrócił go. Wyciągnął z kieszeni różdżkę, wymamrotał Scripto Scriptari i stuknął czubkiem o pustą stronę. W przyćmionym świetle dostrzegł, że w miejscu dotknięcia pozostawił po sobie plamę tuszu. Szybko zabrał się do pisania. Kiedy skończył, podpisał się, rzucił szybkie zaklęcie suszące, zwinął pergamin i podał go Draco.
— Nie czytaj tego, dopóki nie wrócisz. A jeśli — kiedy — wrócimy razem, i tak nie będziesz tego potrzebował. Jednak jeśli ktokolwiek będzie o coś pytał, po prostu mu to pokaż. I tak, jak powiedziałem: klucz jest w małym, niebieskim worku. Draco... proszę, nie unoś się dumą do momentu, w którym będziesz wolał paść z głodu niż pozwolić mi sobie pomóc.
— Przemyślę to — wymamrotał Ślizgon w odpowiedzi.
— To wszystko, o co mogę prosić — odparł Harry.
Przez dłuższy moment przyglądał się Draco, nie do końca pewien, jak ująć kolejną rzecz, którą miał do powiedzenia — ostatnią wiadomość pozostawioną na koniec. Jeszcze chwilę temu wiedział, co powinien mu powiedzieć, ale teraz słowa zwyczajnie go opuściły. Zanim zdążył zebrać całą odwagę, Draco przewrócił się na brzuch i podparł brodę na rękach.
— Naprawdę o niczym nie pomyślałem, uciekając stamtąd — odezwał się, brzmiąc tak, jakby mówił do siebie. — Wylądowałem z niczym prócz tych rzeczy, które zostawiłem w Hogwarcie i niewielkiej ilości pieniędzy, które zachowałem w małym sejfie w kufrze.
— Sejfie? — Harry nie mógł się powstrzymać, by zapytać. — Chyba nie sądzisz, że twoi przyjaciele mogliby cię okraść?
— Naiwny, mały Harry — odparł Draco protekcjonalnie. — Są Ślizgonami. Oczywiście, że by mogli. Ślizgoni dbają o siebie nawzajem, ale równie dobrze mogą dźgnąć cię w plecy, jeśli jest im to na rękę. Ja... ee... nie byłem wcale lepszy.
— No proszę — rzekł Harry beznamiętnie. — A teraz?
Draco wzruszył ramionami.
— Mówiłem ci, że nie mam zamiaru zostać jednym z pupilków Dumbledore'a. Trudno pozbyć się starych nawyków i są pewne rzeczy, które... nie sądzę, by uległy we mnie zmianie. Szczerze mówiąc nie wiem, jak w ogóle zacznę nowe życie. — Przebiegł dłonią po włosach, strosząc je z tyłu głowy. Było to coś, co — jak zauważył Harry — Draco robił tylko wtedy, gdy był bardzo zdenerwowany. — Myślałem o tym... od ostatniej nocy... o tym, dlaczego odszedłem.
Harry zmarszczył brwi.
— Wiesz, właściwie nigdy mi tego nie powiedziałeś.
— Po części dlatego, że sam nie byłem do końca pewien.
To zaskoczyło Harry'ego.
— Zaczekaj chwilę. Podjąłeś decyzję, mającą największy wpływ na twoje przyszłe życie i nie jesteś nawet pewny, dlaczego to zrobiłeś?
Draco zaśmiał się gorzko.
— Właściwie to była jedyna decyzja mająca wpływ na moje życie, jaką kiedykolwiek podjąłem. Myślę, że to jest sedno całej sprawy. Ciągle mówiłeś na temat wyborów i o tym, że wszystko zależy ode mnie — nie mogłem kryć się dłużej za iluzją, że nie mam wyboru. Po tym, jak wróciłem z mojego spotkania z Czarnym Panem i po tym wydarzeniu z ojcem... i tobą... po prostu wszystko było takie złe. Odwrotne niż powinno. Nie mogłem tam zostać. Nie mogłem już dłużej być wykorzystywany.
— Więc uciekłeś.
— Nie — odparł szybko Draco. — Dokonałem wyboru. Pierwszy raz w moim pierdolonym życiu dokonałem prawdziwego wyboru. Jeśli chciałbym po prostu uciec... — Zawahał się i spojrzał przeciągle na Harry'ego. — Jeśli miałbym na myśli tylko ucieczkę — kontynuował już ciszej — zabrałbym swoje rzeczy i uciekł.
— Nie zabrałbyś mnie — rzekł Harry, zaczynając rozumieć. — Nie byłem w zbyt dobrej formie...
— Właściwie większość czasu byłeś na wpół przytomny.
— Cóż... no tak.
Draco posłał mu niepewny uśmiech.
— Trzydniowa głodówka i utrata krwi nie mają zbyt dobrego wpływu na kondycję fizyczną.
Harry prychnął.
— Ale fakt jest taki, że cię spowalniałem. I to bardzo. Jeśli chciałbyś po prostu uciec, nie wziąłbyś mnie ze sobą, jednak wybrałeś inaczej.
Draco przymknął oczy.
— A jeśli bym się po prostu bał, nie uciekłbym wcale.
— Glizdogon — rzucił nagle Harry, gdy uderzyło go wspomnienie. Głowa Draco podskoczyła do góry, tak jakby nagle coś go zszokowało.
— Co?
— Glizdogon powiedział, że dołączył do Voldemorta ze strachu. Powiedział mi o tym... kiedy pozwolił nam uciec. Wrócił do Voldemorta, ponieważ się bał... i został z nim z tego samego powodu. — Harry zastanowił się nad tym przez chwilę. — Jeśli ktoś boi się Voldemorta, zrobienie czegoś, co mogłoby go rozwścieczyć, byłoby prawdopodobnie ostatnią rzeczą, jaka przyszłaby mu do głowy. Więc... w takim razie dlaczego uciekłeś?
Przez dłuższy czas Draco wpatrywał się w ziemię przed sobą, tak jakby oglądał własne chaotyczne myśli rozrzucone na powierzchni płaszcza.
— Jest kilka powodów — odparł, kiedy zdawało się, że już je pozbierał. — A przynajmniej tyle z tego rozumiem. Po pierwsze chodzi o to, co powiedziałeś na temat służby — że Czarny Pan nie daje mocy, a ją odbiera. Myślałem nad tym... i nie chciałem w to wierzyć. Mój ojciec zawsze powtarzał, jak wiele mocy płynie ze służby Czarnemu Panu, ale kiedy byłem z nim na tej wieży, przed nim, na kolanach, nie czułem się potężny. Czułem się najsłabszą istotą na ziemi. Bezwartościową. Pytał mnie, czy z chęcią poświęcę mu swoje życie, kiedy tylko zechce. Nie wiem jak inni, ale osobiście uważam, że moje życie jest nieco więcej warte.
Harry nie odezwał się. Ślizgon kontynuował:
— Po drugie nie spodobał mi się fakt, że byłem trenowany niemal jak zwierzę, by stać się odpowiednim sługą Czarnego Pana. Mój... ojciec — zająknął się — chciał dla mnie jak najlepiej; a właściwie to, co uważał za najlepsze. I aby to osiągnąć, musiałem być konkretnie ukształtowany. Więc mnie trenował. Gdybym był lepszy... silniejszy... mógłbym dopasować się do jego oczekiwań. Właściwie „lepszy" to złe słowo — być może bardziej zdeterminowany. Może gdybym nie pozwolił rozproszyć swojej uwagi... — Posłał Harry'emu krzywy uśmiech. — Jesteś cholernie dobrym rozpraszaczem, wiesz?
— Yy... Dziękuję?
Draco tylko potrząsnął głową; dziwny uśmiech nie opuszczał jego twarzy.
— Tak czy inaczej, gdybym już i tak nie stał na niepewnym gruncie, nie byłbyś w stanie mnie rozproszyć. Co... prowadzi nas do kolejnego powodu — tego, o którym najwięcej myślałem. Tego, który jest również prawdopodobnie powodem, dla którego zabrałem i ciebie.
Spojrzał na Harry'ego. Przez chwilę po prostu przyglądał się jego twarzy, szukając odpowiednich słów.
— Twoje oczy mnie przerażały — rzekł w końcu. — Nie wiem, czy byłeś tego świadomy, ale przerażały mnie; nie w ten sam sposób, co Sam-Wiesz-Kogo — czerwone i błyszczące — ale przysięgam — kiedy patrzyłeś na mnie zza krat, czułem się tak, jakbym to ja był więźniem. Czułem się bezsilny. Słaby. Tak, jakbyś mógł przewiercić mnie na wylot samym wzrokiem. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem cię bez okularów — i to dlatego, że sam je zabrałem — byłeś wściekły. Dopiero się obudziłeś i patrzyłeś na mnie, a ja nigdy nie czułem się tak mały, mimo że to ty byłeś moim więźniem; mimo że wydawało mi się, że to ja mam tutaj władzę. Potem patrzyłeś na Voldemorta i jeśli ktoś wtedy powiedziałby mi, że zamierzasz zabić go samym spojrzeniem, uwierzyłbym w to. Widziałem, ile masz w sobie siły — siły, by przeciwstawić się jemu. Kiedy byłem młodszy, nauczono mnie czegoś... na temat szacunku i mocy: okazujesz szacunek osobie, która ma największą moc. Sam-Wiesz-Kto ma moc... ale ty masz coś jeszcze. W końcu to odkryłem — a właściwie ty mi to powiedziałeś, a ja w końcu zrozumiałem. Nie pozwoliłeś mu wygrać, widziałem to i byłem zdumiony. Byłem pod wrażeniem. Byłem oszołomiony. — Draco zamilkł na chwilę i rozszerzył oczy, tak jakby widział Harry'ego po raz pierwszy w życiu. — Myślę, że właśnie zdałem sobie sprawę... dlaczego podążyłem za tobą, a nie za nim. Byłeś silniejszy. Miałeś coś, czego nigdy nie byłby w stanie ci odebrać... i właśnie dlatego wygrasz, Harry. Nie sądzę, bym umiał dobrze to wyjaśnić, ale to jest jak rodzaj magii, którego wcześniej nie znałem. Myślałem, że to czarna magia jest źródłem mocy, a potem zobaczyłem ciebie. — Draco zaśmiał się; brzmiał na niemal szalonego. — Chciałem grać dla zwycięskiej drużyny i spójrz, gdzie teraz jestem! Wybrałem stronę; wybrałem i spójrz! To moja zwycięska drużyna.
Głowa Harry'ego buzowała od wszystkich tych rzeczy, które mówił Draco. Brzmiał tak, jakby uświadamiał je sobie właśnie w tej chwili i Harry mógł jedynie domyślać się, jaki chaos panuje teraz w jego głowie.
— Draco?
Nagle Ślizgon uśmiechnął się nieśmiało.
— Być może naprawdę jesteś tym wszystkim, o czym mówią. Może naprawdę jesteś Wybrańcem, tym, który ma go pokonać. To wszystko, co mówili w tamte wakacje... nie uwierzyłbym w to. Nawet bym nie przyznał, że to słyszałem, ale teraz sądzę, że mogą mieć rację.
Draco zbliżył się do Harry'ego na kolanach, tak że klęczeli twarzami do siebie.
— I pomyśleć... jestem tu, siedząc pośrodku niczego, mając bohatera czarodziejskiego świata tylko dla siebie. Zapomnij o Czarnym Panu. Zapomnij o Dumbledorze. Najpotężniejszy czarodziej na świecie siedzi zaraz naprzeciwko mnie. I to nawet nie jest najbardziej niesamowita rzecz. Zabrało mi to cały ten czas aż do teraz, by zdać sobie sprawę z tego, co naprawdę mam.
Harry nagle zauważył, że ma ściśnięte gardło.
— Draco — wychrypiał — nie jestem potężny. Moje wyniki z sumów były przyzwoite, ale to nic...
Draco spojrzał na niego spode łba.
— Harry, naprawdę uważasz, że wyniki z sumów są determinującym składnikiem potęgi czarodzieja? Masz coś innego. Nie wiem, co to jest, ale masz.
Niepokojące uczucie osiadło w żołądku Harry'ego, gdy przypomniał dobie słowa Dumbledore'a.
— Dumbledore zawsze powtarzał, że najpotężniejszą magią ze wszystkich jest miłość. Mówił, że to jest to, co mam; to mi dała moja matka. Sądzę, że dlatego przetrwałem aż tak długo. Moi przyjaciele, rodzice Rona, wszyscy... oni mnie kochali. Zawsze byli przy mnie. Bez nich byłbym martwy. Sam nie znaczę nic.
Draco nagle uśmiechnął się, ale wyglądał tak, jakby chciało mu się płakać.
— Ale Harry... czy to nie ty pokochałeś ich jako pierwszy?
Szok spłynął na Harry'ego; rozszerzył oczy, gdy zdał sobie sprawę ze znaczenia tego, co właśnie usłyszał. Zajął się przyswajaniem tej informacji, gdy Draco odezwał się cicho:
— Uciekłeś z tamtych lochów... nie dlatego, że ja cię wypuściłem... ale — tak sądzę — dlatego, że to tobie najpierw zaczęło zależeć na mnie.
Draco powoli wyciągnął rękę i ściągnął Harry'emu okulary. Stał się bladą, rozmazaną sylwetką w świetle księżyca, ale z odległości jedynie kilku centymetrów Harry mógł dostrzec jego rysy na tyle dokładnie, by wiedzieć, że wciąż się uśmiecha.
— Nie boję się już twoich oczu.

Zaćmienie || Drarry ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz