10. cz.1 Zaufanie, prawda i półprawda

4.3K 259 64
                                    

Odkryty przez królewskich rebeliantów.
Zaufanie? Obracasz się, tu nie ma prawdy.
I krążysz, krążysz, dlaczego się boisz?
Dlaczego uśmiechasz się, zamiast płakać?
(~Indigo Girls)
   
On żyje. Przynajmniej żyje.
     Zapadła ciemność, a poniżej koron drzew noc była gęsta i przytłaczająca, przynosząc ze sobą chłodną wilgoć, która przesiąkała przez ubrania i skórę. Pośrodku małej polany siedział Harry, a głowa Draco spoczywała na jego kolanach. Harry powiększył wcześniej płaszcz drugiego chłopaka i opatulił go nim starannie, po czym resztę materiału owinął wokół swoich ramion. Mimo że zdawał sobie sprawę z głupoty i naiwności tej myśli, pocieszającym było wyobrażać sobie, że płaszcz rzeczywiście jest w stanie ochronić ich przed wszystkim, co może czaić się w ciemnościach, nawet jeżeli nie mógł do końca ochronić ich przed chłodem.
     Tych kilka gwiazd, które przebijały się poprzez wierzchołki drzew, przygasło jedna za drugą, gdy chmury przesuwały się po sklepieniu. Jeśli Harry nie wiedziałby lepiej, mógłby niemal uwierzyć, że pochmurna noc była kolejną sztuczką Voldemorta służącą jeszcze większemu ich pognębieniu. Jednak nawet on nie mógł kontrolować pogody. Prawda?
     Harry spojrzał odruchowo na Draco, chociaż i tak nie mógł nic dostrzec poprzez otaczającą ich ciemność. Dźwięk równego oddechu sugerował, że Draco wciąż pogrążony jest w spokojnym śnie. W każdym razie nie wyglądało na to, aby cokolwiek go dręczyło, co było niewielkim pocieszeniem.
     Harry sądził, że zdaje sobie sprawę z ryzyka, jakie podjął Draco, wyciągając go z lochów. Znał sposób działania Voldemorta, przekonał się o nim na własnej skórze. Jednak teraz cicho przeklinał samego siebie za to, że nie wziął pod uwagę tego, co dzieje się właśnie w tym momencie. Jeśli Voldemort zaatakowałby umysł Harry'ego, byłoby inaczej. Zdarzało się to już wcześniej. Nigdy jednak nie rozważał scenariusza, w którym Voldemort używa legilimencji na kimś innym. Jak zwykle założył, że stanowi wyjątkowy przypadek.
     Jestem taki głupi.
     Dumbledore powiedział, że Voldemort jest potężnym legilimentą, ale dopiero teraz Harry zaczynał pojmować zakres tejże mocy. Okazało się, że ktoś, kto potrafi kontrolować czyjś umysł, potrafi również kontrolować jego ciało. Na szczęście Draco zdawał się uwolnić z koszmaru, który zesłał na niego Voldemort, czymkolwiek był. Teraz oddychał równomiernie, jego serce biło mocnym rytmem i tak − był żywy.
     Jednak nie poruszał się.
     I nie budził.
     Nic, co robił, nie pomagało zbudzić Draco, więc Harry spróbował wmówić sobie, że to jedynie wina zmęczenia. Kiedy wyśpi się dostatecznie, obudzi się wypoczęty i tak samo nieznośny, jak zawsze. Logika podpowiadała mu, że, biorąc pod uwagę stopień kontroli, jaką prawdopodobnie posiada Voldemort, jeśli chciałby widzieć Draco martwego, ten z pewnością byłby już martwy. Nie, Voldemort chciał czegoś innego.
     On chce mnie, pomyślał Harry ponuro. Tak, jakbym wcześniej tego nie wiedział. Jednak teraz ma zamiar użyć Draco, by dostać się do mnie.
     Sięgnął w dół i owinął płaszcz ciaśniej wokół nieprzytomnego ciała Draco, pocieszając samego siebie tym opiekuńczym gestem. Jego dłoń musnęła łańcuszek, na którym zawieszony był Delokalizator, co przypomniało mu o tym, że jedyną osobą stojącą pomiędzy nim a Voldemortem jest Draco Malfoy. Niezbyt uspakajająca myśl. Czy chłopak zdawał sobie sprawę, że właśnie utknął w samym środku najbardziej śmiercionośnej rywalizacji w całym czarodziejskim świecie?
     Prawdopodobnie zdążył już coś zauważyć.
     Harry odetchnął głęboko i oparł się plecami o drzewo. Nie wiedział jak długo już tu siedzi; stracił rachubę czasu tak, jak i czucie w nogach. Jednak ciężar na jego kolanach i jednostajny rytm oddechu Draco były dziwnie pocieszające, a w tym momencie poszukiwał pocieszenia gdziekolwiek tylko mógł. Odruchowo znów poprawił płaszcz Draco, owijając go dookoła swoich nóg i okrywając nim chłopaka aż po samą brodę. Noc powoli zapadała, a Harry na zmianę budził się i zasypiał, kiedy dopadało go jego własne zmęczenie. Nic nie przerywało idealnej ciszy, nawet brzęczenie owadów. Żadne światło nie dało też wytchnienia jego oczom − w pewnym momencie pomyślał, że go zwodzą, gdy obudził się z drzemki i ujrzał poprzez ciemność delikatny zarys drzew; pierwszą oznakę nadchodzącego poranka. Wybrał punkt − konar pobliskiego drzewa − i wpatrywał się w niego nieprzerwanie, jak gdyby mógł przyspieszyć nadejście dnia samą siłą woli. I wtedy poczuł, jak Draco poruszył się na jego kolanach.
     Harry spojrzał z nadzieją na blade oblicze Draco, które mógł jedynie częściowo dostrzec w ciemnościach. Po chwili oczekiwania lekko nim potrząsnął.
     — Hej... obudziłeś się?
     — Hmmmpff...
     — Draco?
     Oczy Ślizgona otworzyły się niepostrzeżenie, a jego twarz wykrzywiła się alarmująco.
     — AAAAA!
     Szarpnął się i przeturlał, z dala od Harry'ego, a płaszcz okręcił się wokół dolnej połowy jego ciała. Próbował skoczyć na nogi, jednak ponieważ nadal był uwięziony, potknął się. Wylądował na boku z głuchym odgłosem i spojrzał na Harry'ego z paniką w oczach poprzez słabe światło poranka.
     — Draco...? — zapytał Harry z nutką niepokoju, zastanawiając się, czy może konfrontacja chłopaka z Voldemortem jeszcze nie dobiegła końca. — Wszystko w porządku?
     Draco rozszerzył powieki, przeskakując wzrokiem z twarzy Harry'ego do otaczającej ich ciemności w tę i z powrotem, jakby czegoś szukał.
     — Ciemność... wszędzie... — Jego głos był suchy i ochrypły, tak jakby bardzo długo krzyczał. Wyciągnął rękę i poklepał ziemię przed sobą, po czym wbił palce w miękką glebę. — Prawdziwa... mogę ją poczuć... dzięki Merlinie... nie mogłem niczego dotknąć.
     — Draco? — Harry naprawdę zaczynał się o niego niepokoić.
     — Nie mogłem się ruszyć... nie mogłem widzieć... — Draco chwycił brzeg swojego płaszcza, starając się okryć nim swoje ramiona, lecz był on tak ciasno zawinięty wokół jego nóg, że nie był w stanie pociągnąć go w górę. Nie poddawał się jednak i siłował z nim, wciąż drżąc nieznacznie na całym ciele.
     Harry poczuł coś dziwnego w piersi, patrząc na niedawną ofiarę Voldemorta.
     — Draco... proszę...
     Chłopak uniósł głowę i odwzajemnił spojrzenie. Przez moment przyglądał się Harry'emu szeroko otwartymi oczami, zdezorientowany, po czym nagle uderzyła w niego świadomość sytuacji i zarejestrował, że jest leżącą na ziemi skłębioną kupą szmat. Zwęził oczy w wyrazie irytacji.
     — Jeśli kiedykolwiek piśniesz komukolwiek słówko na temat tego, co się przed chwilą wydarzyło, Potter, przysięgam, że zwiążę cię i zostawię sępom na pożarcie.
     Harry zaśmiał się krótko, po części z ulgi, a po części, by zamaskować własne zdenerwowanie.
     — A ty znowu o tym bondage, Malfoy. Zaczynam się zastanawiać nad twoimi preferencjami.
     Draco otworzył usta w oburzeniu, jednak po chwili je zamknął i poprzestał na piorunowaniu Gryfona spojrzeniem.
     Harry zmusił się do wyszczerzenia zębów w uśmiechu i wyciągnął rękę w stronę Draco, który spoglądał na niego jeszcze przez chwilę spode łba, dopóki zmęczenie ponownie go nie dopadło. Opuścił ramiona i przyjął oferowaną dłoń z głębokim westchnieniem, po czym pozwolił Harry'emu podciągnąć się do pozycji siedzącej.
W przyćmionym świetle nadchodzącego dnia Draco zdawał się być nieco zestresowany i wycieńczony, jednak biorąc pod uwagę okoliczności, nie wyglądał jakby coś mu dolegało. Zamrugał parę razy i rozejrzał się, próbując zorientować się w otoczeniu. Po chwili ziewnął potężnie, sięgnął za siebie po płaszcz i owinął go ciasno dookoła swoich ramion. Harry milczał, czekając, aż Draco odezwie się pierwszy. Nie musiał czekać długo.
     — Na co się gapisz? — zapytał Ślizgon nerwowo.
     — Czekam, aż powiesz mi, co się stało.
     Draco odwrócił wzrok i skupił się na wygodnym ułożeniu płaszcza dookoła siebie.
     — Możemy poczekać z tym do rana. Jestem zbyt zmęczony, żeby rozmawiać... Co do cholery zrobiłeś z moim płaszczem?
     — Zaklęcie powiększające — odrzekł Harry odruchowo, przetwarzając w głowie to, co Draco przed chwilą powiedział. — I co masz na myśli, mówiąc "poczekać z tym do rana"?
     — Mam na myśli dokładnie to, co powiedziałem, Potter. To niezbyt dobry moment na testowanie mnie. Za chwilę będzie zbyt ciemno, by cokolwiek zobaczyć, ja jestem wyczerpany, a po tym... cokolwiek to było, chcę chwilę odpocząć.
     Mówił urywanymi zdaniami i Harry mógłby przysiąc, że starał się desperacko ukryć swoje zdenerwowanie. Jednak niezbyt mu to wychodziło.
     — Draco...
     — Ciągle boli mnie głowa i nie chcę teraz rozmawiać. — Uniósł się na kolanach i uformował część płaszcza w coś na kształt poduszki. — Wracaj do mamlania swojego ciastka...
     — Draco...
     — ...i daj mi spać. Jeśli ciągle martwisz się, czy mam wstrząs mózgu, obudź mnie za parę godzin, jeśli już musisz. Właściwie, z jakichś nieznanych mi powodów nawet to doceniam. Nawiasem mówiąc, wspominałeś, że wiesz, jak transmutować coś w poduszkę, racja?
     — DRACO MALFOY!
     — CO?!
     Harry wpatrywał się w niego ze złością.
     — Jest rano.
     Draco uwolnił zaciśnięty w pięści materiał płaszcza i usiadł ciężko na ziemi.
     — Co? — wyszeptał.
     — Próbowałem cię dobudzić, ale nie mogłem. Byłeś nieprzytomny przez całą noc. Co się, do cholery, stało?
     Ślizgon nie odpowiedział od razu, jednak pusty wyraz jego twarzy szybko ustąpił miejsca niepewności, a następnie przebiegł po niej cień strachu. W końcu wziął głęboki oddech.
     — Nie wiem, Potter. Ty mi powiedz.
     — Draco, nie jestem w twojej głowie. Też nie wiem — Nie było to do końca zgodne z prawdą. Mógł bez problemu założyć się z kimkolwiek o to, co zaszło, lecz technicznie rzecz biorąc nie wiedział. Chciał najpierw przekonać się, co Draco ma na ten temat do powiedzenia.
     Chłopak zapatrzył się na Harry'ego z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
     — W mojej głowie... — rzekł w zamyśleniu, po czym odwrócił się i wzdrygnął. Harry ostrożnie zbliżył się do niego, zaciekawiony.
     — Tak?
     — Było ciemno... i nie było niczego... niczego poza nim... wszędzie. Nie mogłem niczego dotknąć... wszystko było puste i ciemne... — Podczas gdy mówił, jego dłoń powędrowała do skraju płaszcza i zaczęła dociskać go nerwowo do piersi, skręcając materiał pomiędzy palcami.
     — Widziałeś cokolwiek? — ponaglił go Harry.
     — Tylko ciemność — Draco potrząsnął lekko głową. — Wszędzie była ciemność.
     — Słyszałeś cokolwiek?
     W odpowiedzi Draco przygryzł dolną wargę i zmiął w dłoni kawałek płaszcza tak mocno, że niemal go rozerwał, jednak nie odezwał się. Harry przyjrzał mu się uważnie. Musiał się dowiedzieć, co takiego Voldemort powiedział i zrobił Draco. Czy to była wiadomość? Groźba? Lub gorzej: może Draco zawarł jakąś umowę z samym diabłem?
     „Nie możesz go ocalić... możesz... siebie... rozważ... dokładnie..."
     Nie brzmiało to obiecująco. Harry miał swoje podejrzenia, jednak nie mógł na nich polegać − jeszcze nie. Nieważne, czy miał rację, czy się mylił, nie chciał bardziej zdenerwować Draco. Nie miał pojęcia jak chłopak zareaguje na to, co się stało, a zbyt mocne naciskanie na niego w tej kwestii mogłoby tylko pogorszyć sprawę.
     — Czy on coś ci powiedział, Draco? — zapytał delikatnie. — Cokolwiek?
     Ślizgon zapatrzył się w ziemię chwilę przed tym, jak wreszcie się odezwał.
     — To był tylko zły sen — wymamrotał.
     — Co?
     — To był tylko głupi, cholerny koszmar. Za dużo stresu, za mało snu, to wszystko.
     Obrócił się przodem do Harry'ego, a wyraz jego twarzy sprawił, że Gryfon niemal się przewrócił.
     — Malfoy, nie możesz naprawdę oczekiwać, że uwierzę...
     — Nie, Potter. Oczekuję, że porzucisz ten temat.
     Harry odchylił się do tyłu, rozdrażniony. Malfoy wyraźnie starał się wszystko pogorszyć. Utknęli tutaj razem i cokolwiek się stało, na pewno dotyczy ich obu. Duszenie tego w sobie jedynie sprawi, że ciężej im będzie stawić czoła późniejszym problemom. Jeśli Voldemort znalazł nowy sposób na wyśledzenie ich, Harry musiał o tym wiedzieć. Ale oczywiście Draco Malfoy nie był w stanie dostrzec niczego poza czubkiem własnego, spiczastego nosa.
     Harry zmrużył oczy.
     — Cóż, dobrze wiedzieć, że z tobą wszystko w porządku. Wrócił stary, nieznośny ty. Nic ci nie jest.
     — Hej!
     — Może następnym razem, jak Voldemort postanowi pobawić się twoim umysłem niczym marionetką, uda mu się wyregulować to i owo.
     Nagle Draco znalazł się nos w nos z Harrym, piorunując go wzrokiem.
     — Słuchaj! Może po tobie spotkanie z Sam-Wiesz-Kim spływa jak po kaczce, ale dla nas, zwykłych śmiertelników, trwa to trochę czasu! Poradzę sobie z tym w swoim własnym tempie, dziękuję ci bardzo!
     Harry czuł oddech Draco na swoim policzku, widział jego oczy błyszczące na tle cieni, jedynie centymetry od własnych. Nagła zmiana była zaskakująca. Najwyraźniej Draco był bliżej załamania, niż wydawać by się mogło na pierwszy rzut oka. Jeżeli Voldemort mu groził, ostatnią rzeczą, której potrzebował, było naciskanie na niego − szczególnie, że przetrwanie Harry'ego zależało od Ślizgona.
     Harry przełknął i powoli odetchnął.
     — Draco, proszę, opanuj się chociaż na chwilę. Udawanie, że to był koszmar, w niczym nie pomoże.
     Draco wycofał się powoli, jednak wyraz jego twarzy nie zmienił się. Wciąż utrzymywał kontakt wzrokowy z Harrym.
     — W takim razie jak nazwiesz stan, w którym śpisz i we śnie widzisz, słyszysz i czujesz różne straszne rzeczy? Większość normalnych ludzi nazywa go koszmarem.
     Harry zacisnął zęby − nie miał zamiaru odpuścić.
     — Większość normalnych ludzi nie wkurzyło właśnie najniebezpieczniejszego czarnoksiężnika tego stulecia.
     — Dzięki za przypomnienie, Potter. Z całego serca.
     Jeszcze przez kilka długich sekund prowadzili pojedynek na spojrzenia, aż w końcu Draco poddał się i usiadł ciężko na ziemi, opierając czoło o wierzch dłoni. Wziął drżący oddech, który zabrzmiał bardziej jak szloch.
     — Dlaczego ja, Potter?
     Harry opuścił ramiona.
     — Zadaję sobie to samo pytanie przez cały czas.
     Draco obrócił lekko głowę w stronę drugiego chłopaka i spojrzał na niego kątem oka.
     — I jaka jest odpowiedź?
     — Wrodzone szczęście, tak sądzę.
     Draco mruknął wymijająco, po czym zapadła cisza.
     Harry kręcił się przez moment i rozglądał, czując się niekomfortowo z powodu przedłużającego się milczenia.
     Doszedł do wniosku, że nie powinien winić Draco za jego złość, jednak jednocześnie musiał martwić się o swoje własne bezpieczeństwo.
     Musiał zapewnić Draco, że kiedy tylko dotrą do Hogwartu, wszystko będzie w porządku, że Dumbledore i Snape ochronią ich przed sztuczkami Voldemorta. Musiał mu uświadomić, że spółkowanie z Voldemortem nigdy nie wychodzi na dobre, że jakiekolwiek cierpienie może on zadać na odległość, nie umywa się ono do tego, które zadaje bezpośrednio. Tak długo, jak przebywają poza jego fizycznym zasięgiem, mają szansę.
     Szkoda tylko, że Harry nie miał pojęcia, jak przekonać Draco do czegokolwiek.
     Fakt, że Harry bardzo denerwował się stanem umysłowym Ślizgona, w niczym nie pomagał. Pierwsze starcie Draco z Voldemortem odcisnęło na nim tak duże piętno, że podjął decyzję o ucieczce. Jednak ta niedawna konfrontacja sprawiła, że Draco o mało się nie załamał.
     A Harry wciąż pozostawał na jego łasce.
     Przeraziło go to, gdy zdał sobie sprawę, jaką tak naprawdę władzę ma nad nim Draco. Jeśli Voldemortowi udało się przestraszyć go wystarczająco tej nocy lub jeśli zamierza nadal go terroryzować, a Draco w końcu się ugnie, będzie mógł z powodzeniem oddać Harry'ego w ręce Voldemorta. Ślizgon był niczym chodząca bomba zegarowa.
     Harry potarł czoło w roztargnieniu. Dzisiaj blizna mu nie dokuczała − był to jedynie znany, zwyczajny ból głowy. Westchnął głęboko. Kiedy wszystko wokół się wali, po prostu coś przegryź. Jednak po raz pierwszy od paru dni właściwie nie był głodny.
     Właśnie zaczął grzebać bez przekonania w torbie z jedzeniem, kiedy Draco wydał z siebie dźwięk.
     Harry spojrzał w górę i ujrzał Ślizgona przypatrującego mu się z uwagą, jak gdyby obserwował go już przez dłuższy czas.
     — Co?
     — Przepraszam, Harry.
     Harry poczuł, jak jego żołądek nagle się zacisnął.
     — Już to kiedyś mówiłeś — rzekł, ostrożnie ważąc słowa, lecz pod tą fasadą obawiał się, co Draco mógł mieć na myśli. Bał się, że mógł przepraszać za coś okropnego, co wydarzy się w przyszłości.
     Ku jego frustracji, Draco nie spieszył z wyjaśnieniami. Zamiast tego spuścił wzrok i wymamrotał:
     — Mógłbyś podać mi jakiś owoc?
     Harry westchnął ciężko.
     — Jasne.

Zaćmienie || Drarry ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz