VI

31 5 1
                                    


Czerwone światło wpada do pokoju, białe łóżko wyglada jak skąpane we krwi. Świetnie, nie dość że jestem zabójcą i mam krew na rękach to jeszcze w niej śpię. Wspaniały początek długiego dnia. 

Sobota.

Pieprzona sobota. Cholerny bal z Morphem. Wieczorem rozważałam opcje by sie z tego wywinąć, ale nie mogę mieć długu u Boga, to niesie za sobą wiele nieciekawych możliwości. Miałam dopaść Kawinskyego, ale idiota gdzieś się zaszył. Najwidoczniej posłaniec przekazał mu dokładnie moje słowa. W kuchni wita mnie zapach świeżo zaparzonego napoju bogów. Dobra podejrzane. A wtedy dopada mnie śmieszność sytuacji. Stoję w białej podomce skąpanej w czerwonym świetle - nic nie zakrywa - a w drugim kącie kuchni oparty o blat, uśmiecha się  wilczek. Nie mam maski, nie mam stroju. Daje sobie mentalnego kuksańca, trzeba będzie go zabić. Wypija mały łyk kawy, przy okazji świdrując mnie wzrokiem, kąciki ust unoszą się w górę - świnia.

- Tego się nie spodziewałem.

Przedzieram się przez kuchnie i docieram do afrodyzjaku.

- Przepraszam, że cię zawiodłam.

- Wręcz przeciwnie. Spodziewałem się szram, sińców, braku oka, może coś gorszego, ale to.

- No już, już, zagalopowałeś się. A teraz chyba musze cię zabić.

- Jesteś strasznie melodramatyczna. Nie zdradzę nikomu, że zabójca wygląda jak prawdziwa kobieta. Nie zepsułbym ci reputacji.

- Ha, ha, ha. Rozgościłeś się już?

- Tak zająłem biurko które nie jest zagracone stosem papierów. Szczerze jesteś bałaganiarą.

- Wilczku zapominasz się.

- Lubię jak mówisz do mnie wilczku, w twoich ustach brzmi  jak pieszczota.

Posyłam mu jedno z tych spojrzeń, dotknij a zabije. Wybucha śmiechem. To będzie interesująca znajomość. Powinnam chwycić za sztylet i wbić mu go w ten idiotyczny grymas.

- Jak mnie znalazłeś tym razem?

- Znajdujesz się kilometr od naszego terenu, a ja jestem dobrym śledczym.

Pewnie przez to wczorajsze whisky zapomniałam zamknąć barierę. Boże co jeszcze głupiego zrobię w tym tygodniu. Zbliżam się do Michela, na tyle blisko by go dotknąć, ale też na tyle daleko, żeby nie wyglądało to dwu znacznie. Kładę dłoń na jego piersi, jego kieruję na swoją.

- Zapomnisz mą twarz, pytany czy też nie, nie będzie w stanie przywrócić jej we wspomnieniach.

Opuszczam nasze dłonie i idę po kawę. Wilczkowi chwile zajmuje opamiętanie się, nie lubię zaklinać ludzi. Jednak tutaj musze trzymać ręce na wodzy.

KłamstwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz