XVII

7 5 0
                                    

   Wybudzenie się z teleportacji to najgorsza męczarnia jaką można przeżyć. Nie da się opisać bólu rozrywania ciała na atomy i ponownego składania. Dojście do siebie po czymś takim, zajmuję tygodnie, czasami miesiące. Spoglądam na posiniaczone ciało, przylegające do niego błoto, coś jest nie tak. Swąd palonej skóry dociera do nozdrzy, czołgam sie do się do centrum zapachu - Jaszczurka, leży powyginany, na różne strony. Powinien się zmieć,chyba jednak teleportacja w jego zwierzęcej postaci mogła coś sknocić. Ostatkiem sił udaje mi się zaciągnąć zniekształcone ciało do domu. Ja mu nie mogę pomóc, moc która we mnie się tli jest potężna ale moje ciało nie przywykło do tylu morderczych czynności. Wyciągam telefon.

- Słoneczko jak miło cię słyszeć.

- Dog pomóż! - a potem padam na ziemię.

Uchylam powieki, czerwona poświata zniknęła. Jak się można było spodziewać, przespałam sporo czas. Nie jest źle. Spoglądam na poprzewracane meble. Działo się. Dosięgam pierwszej rzeczy która może posłużyć za oparcie, świetnie wibrator. Kurwa czy wszystko sprzysięgło się przeciwko mnie. Wrzucam go do szafki, przynajmniej tym kiedyś była. Mrożący krew w żyłach krzyk przechodzi przez cały dom. 

O to nic dobrego. 

Wyrywam się z łóżka i jak długa padam na kolana. No super. Już niżej nie mogę upaść. Czołgam się do drzwi następnie w kierunku schodów. Następny krzyk, kogoś obdzierają ze skóry czy jak? Powolnymi ruchami spuszczam się w dół, ręce odmawiają współpracy. Zjeżdżam po stopniach jak po skoczni narciarskiej, tylko bez odbicia. Uderzam o coś twardego, co okazało się być wyrwanymi drzwiami. Super. Kto tak do cholery wydziera mordę. Czołgam się do kuchni, dźwięk walających cię naczyń dość głośna dają znać o moim przybyciu.

- Black widzę że...- Dog najwidoczniej potrzebuje czasu by oswoić się z sytuacja - przypełzłaś? Jest coś o czym nie wiem?

- Jesteś przezabawny - chwyta mnie i sadza na jednym z wciąż stojących krzeseł. Rozglądam się dookoła. Czysty armagedon. Powyrywane szafki, lodówka leży gdzieś przed domem.

- Co tu się stało?- Dog kiwa na ciało Jaszczura trzęsące się z bólu. Mag najwidoczniej łamie na nowo źle zespolone kończyny. Przykładam dłoń do spoconego czoła, zalewa go gorączka. Szukam odrobiny magi, może ona zdoła chodź na jakiś czas ukoić ten ból.

- Jak długo?

- Biorąc pod uwagę, że najpierw walczyłem z chodzącym zombie, który nie chciał mnie do ciebie dopuścić. Zaniosłem cię na górę a  potem zająłem się tym tutaj. No minęło około ośmiu godzin, może więcej.

- Świetnie.

- Teleportowałaś się.

- Okrycie roku. Nie miałam wyjścia.

- Black nie oskarżam cię, dla ciebie to chleb powszedni, ale dla niego? - posyłam więcej magi, ciało się rozluźnia.

- Miałam dać go schwytać? Już swoje przeszedł. Dasz rade mu pomóc?

- Nie robię nic innego ale przy jego metabolizmie, łamię jeden krąg potem trzeci, czwarty, a te poprzednie na nowo się zrastają, przy takim obrocie spraw będzie wężem tylko trochę powykrzywianym.

- Potrzebujemy zmiennego.

- Dobrze myślisz słoneczko i szczerze kazałbym mu się pośpieszyć, ten tutaj długo nie pociągnie.

Jak jasna cholera, że nie. Stoję jak ogłupiała z telefonem w ręku. Dog próbuje mnie zachęcić pokrzepiającą miną. Kiedy doszło do tego, że potrzebuję takiego rodzaju wsparcia. Pożałuję tej decyzji jak nic.

KłamstwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz