Kiedy moja kochana Shelby zajeżdża pod siedzibę Gildii, już widzę z jak witają mnie z otwartymi ramionami. Zakładam kaptur i maskę, która w większości ma służyć tylko po to by ktoś nie rozpoznał mojej twarzy w przyszłości. Wiecie jak jest.
Twierdza Magów, to jeden ogromny labirynt wieżowców, każdy następny wyższy od poprzedniego, a na końcu znajduje się Oko. Dziwna nazwa. Oko to dom Władcy, znajduje się tam i mieszka cała śmietanka towarzyska, razem z Jaśnie Oświeconym. Odpuszczam jednak wizytę w białym jak śnieg pałacu, zbudowany z odbijających światło luster, jest czymś przerażającym samym w sobie - puste i bezduszne, coś takiego pasuje raczej do wampirów, ale nie w tym świecie, nie w tym wymiarze. Główne biuro, to tam powinnam znaleźć wystarczająco dużo wskazówek. Prawda jest taka, że to nie budynki mnie odtrącają ale obawa, ciche głosy które szepczą w mojej głowie, że ktoś mnie odkryje, rozpozna. Jest to mało prawdopodobne, ale szpikulce wbijające się w moje ciało, za każdym razem gdy o tym pomyślę, nie dają za wygraną. Oko potem, albo jutro.
Biurowiec z głównymi gabinetami nie jest już tak powalający. Grube czarne okiennice, stalowa konstrukcja, to samo co kiedyś a jednak napełnione sztuczna magią. W środku nie jest lepiej, czarne biurka porozstawiane w każdym gabinecie, za czarnymi drzwiami. Nie ma arrasów ze złota z podobiznami bogów. Nie ma obrazów, nie ma zieleni. Nie ma niczego co może przypominać przeszłość. Szarość, tak właśnie wygląda dla magów świat. Każdy pragnie powrotu, ale nie mówi o tym głośno, pozostaje więc tylko powrót do martwej egzystencji na którą spoglądam.
-Pani do kogo?
Kiedyś można było odróżnić kobietę od kobiety, mężczyznę od mężczyzny, a teraz? Wszyscy wyglądają podobnie. Kobiety z zapiętymi na gładko kokami, w szarych marynarkach i ołówkowych spódnicach, nic ich od siebie nie odróżnia. A do tego to martwe morze w ich oczach. Mają moc ale nie wiedzą jak się nią posługiwa - pomyłka - mają jej niewystarczającą ilość. Dlatego zasiadają w biurach. Wszystko ma cenę. Kobieta jak dla mnie wygląda na maksymalnie trzydziesći lat , ale równie dobrze mogłaby mieć siedemdziesiąt. Magowie i ich cholerna kontrola procesu starzenia. Nie lubię tego miejsca, nie lubię tych ludzi. Ha śmieszne. Oni już dawno nimi nie są.
-Cień do Pana...
-To do mnie Laura, nie łącz z nikim przez około...
Mężczyzna podnosi na mnie wzrok.
- Trzydzieści minut?
- Wystarczy.
Od wybuchu minęło trochę lat, szczerze nie chcę pamiętać ile, próbuję zepchnąć tą wiadomość na granice mojej podświadomości. To lepsze dla psychiki. Wracamy do momentu kiedy przechodzę przez pieprzone czarne drzwi, do jakże by innego, ciemnego gabinetu.
-Trochę upłynęło od ostatniego spotkania.
Ściągam maskę, przed nim nie ma co ukrywać, widział już wszystko. Czasami żałuję, że na to pozwoliłam. Dałam się uwieść jak głupia owca.
-Trochę. Wiesz z czym przychodzę.
-Od razu do sedna, a tak się cieszyłem na to spotkanie. Nie udawaj oziębłej, dalej na ciebie działam, masz to w oczach.
-Gusta się zmieniają.
Mężczyzna jak to ma w zwyczaju nie siada na przeciwko mnie, opiera się o swoje biurko, a potem posyła najsłodszy uśmiech, który wiele kobiet doprowadza do obłędu. Tak ten dzień będzie bardzo długi.
-Black ty się nie zmieniasz, jesteś jedną z niewielu która kocha to co zna i nie cierpi niewiadomych. Kłamstwo ci nie pasuje.
-Morpheusz jesteś tym samym dupkiem, którego kopnęłam w dupę i wywaliłam za drzwi. Nic się nie zmieniło, nie oczarujesz mnie, nie zaciągniesz do jednej ze swoich sypialni. Jak to się mówi, było fajnie, ale teraz czekam na coś lepszego.
-Uważaj na słowa Cieniu, nie jesteś pierwszą i nie ostatnia którą mogę zabić kiedy tylko przyjdzie mi ochota.
-Wielki zły i niedobry Bóg Morpheusz. Już skończyłeś?
Morphesz - bóg i opiekun naszych marzeń sennych. Wspaniały i miły, jakież mylne są mitologiczne podania gdy spotykamy je w rzeczywistości. Mężczyzna przede mną jest zwykłym egoistycznym, zapatrzonym w siebie bubkiem. Potrafi przemienić sen w jawę i na odwrót, więc lepiej nie mieć go za wroga, ale cóż nie byłabym sobą gdybym od czasu do czasu trochę się z nim podroczyła.
-Zmieniłaś się.
-Oj proszę cię, zostańmy w koleżeńskich stosunkach i zacznijmy rozmawiać o tym co interesuje nas obydwóch. Książę Magów. Gdzie został zaatakowany?
-Dziwne, że jeszcze tego nie wiesz. Na Białych Polach.
-Żartujesz sobie?! Co do cholery Mag robił na terenie zmiennych?
-Ja tego nie wiem.
-A kto wie?
-Wydaje mi się, że najbliższe otoczenie. Wiem prawie tyle samo co ty Black. Caleb został zaatakowany, pobity do nieprzytomności, następnie dostarczony pod Oko. Nic więcej.
-To co ja tu robię? Przecież naruszył Pierwsze Prawo Stanu, za to grozi śmierć.
-Nie rozumiesz Black, to ulubieniec naszego przywódcy, wiesz tak jak kiedyś Apollo.
-Przypomnij mi gdzie jest teraz Bóg Słońca?
-Zamknięty w więzieniu, ale nie o to chodzi. Caleb ma być następcą Arcymaga, a ten nie trzyma się już tak dobrze, więc Dolan skierował swoje zainteresowanie na młodego. Jeśli coś mu zagraża on chce to zdusić w zarodku. Po za tym zmienni nie potwierdzili wiadomości, że znaleźli kogoś na swoim terytorium, wiesz jacy oni są.
-Tak - doskonale. Wiesz, że to wszystko jest grubymi nićmi szyte, nic nie pasuje. A jakoś nie widzi mi się odwiedzać zmiennych w ich okręgu. Jestem zabójcą a nie pionkiem na politycznej planszy.
-Pomógłbym ale Dolan związał wszystkim ręce, domaga się wymierzenia kary i niekoniecznie musi być to osoba winna.
- To zrozumiałam na samym początku.
Kierując Shelby na południe przetwarzam informacje.
Białe Pola to miejsce kultu zmiennych, ich kościół, ich religia, wszystko zaklęte w jednym zakątku do którego nie ma dostępu nikt spoza gatunku. Więc co do cholery robił tam mag, i to nie byle jaki. Rozmowa z jego rodziną nic mi nie da. Nakarmią mnie kłamstwami, co tylko zabierze mi kilka dni, żeby odkryć jak wielkimi. Jedyne miejsce gdzie ktoś mnie nakieruje to Gildia Zmiennych.
Kurwa!
Czy to nie mógł być inny gatunek? Pokręcone Alfy, które w każdym widzą wroga i te krwawe walki o dominację. Byłam świadkiem jak jedna z wilczych alf dzień po urodzeniu potomstwa została wyzwana, wiadomo jak się skończyło. Dzieci dorastały bez matki i były pośmiewiskiem rodziny. To nie mój świat. Jestem zabójcą, ale nawet ja mam jakieś zasady. Cóż, raz kozi śmierć.
Dociskam gaz, byle zdążyć przed zmrokiem. Gildia Zmiennych to całkiem inna bajka. Osada kilku tysięcy domów, dookoła wysoki mur oraz fosa wypełniona czerwoną magmą. Magiczny widok można by pomyśleć, że zbliżam się do zamku księżniczki z bajki. Kamienie ułożone według barw ich przywódcy, pomarańcz i czerń. Przebrnięcie przez pierwszą bramkę to czysty łut szczęścia. Jeśli strażnicy mają dobry humor to wiadomość, że jestem Cieniem na tyle na nich wpłynie, że nie powiadomią góry, co ja bym wolała. Jednak mam pech. Wpadłam na pieprzonych służbistów.
CZYTASZ
Kłamstwo
FantasyJestem kłamstwem, jestem zdradą, mój cel to zemsta. Nie znam uczuć innych niż te. Mam jeden cel, stoi blisko mnie. Nikt nie zna mojej tajemnicy, udaję, przewracam się by potem podnieść. Będę jedyną która przetrwa, jedyną która umie ponieś konsekwe...