4

5.2K 173 19
                                    

Draco

Ten wredny rudzielec cały czas wysyła mi wyzywające spojrzenie od niedzielnej kolacji. Czyżby Wieprzlej i Granger się pogodzili? Zresztą... Co mnie obchodzi los jakiejś szlamy i biednego rudzielca?
Nie poznaje sam siebie przez ostatnie dni. Jeszcze wszędzie panoszący się Potter. Hogwart zszedł na psy. A ojciec mówili, "idź do Durmstrangu, ale tu bliżej". Gdyby nie ten tchórz, nie musiałbym teraz bratać się z wielkim Potterem.
- Draco, spóźnimy się na lekcje - popędza mnie Goyle, kiedy uporczywie gryzę kawałek czosnkowego pieczywa i dokładnie obserwuję migdalącą się w przejściu dwójkę z Wielkiej Trójki.
Niechętnie wstaję i mijam ich, jak zwykle trącając Wieprzleja, który zaczyna pyskować pod nosem.
- Mówiłeś coś rudzielcu? - odwracam się z pogardą.
- Ja nic nie muszę mówić - wygląda na pewnego siebie. Zbyt pewnego. - Kity o grubych laskach wciskaj swoim kumplom. A Miona jak widać jednak woli "Wieprza" od śmierciożercy!
Spluwam na podłogę, tuż pod jego buty.
- Zatkało cię Malfoy? Poskarżysz się ojcu? No tak, on nic nie zrobi, siedzi w Azkabanie...
- Nie waż się wymawiać czegokolwiek związanego z moim ojcem - przygniatam go do ściany. Nienawidzę ojca, nie po tym wszystkim, do czego zmuszał mnie przez te wszystkie lata. Nie po tym, jak traktował moją matkę. Nie po tym, kim się przez niego stałem - a uwierz mi - kontynuuje - mogę trafić tam do niego, twoje martwe ciało mi to zrekompensuje.
- Zostaw go Malfoy - Granger łapie mnie pod łokieć i odciaga, sprawiając że jej kochaś ma nareszcie czym oddychać.
Uderzam w połowę ściany, która jeszcze stoi pięścią. Z kostek zaczyna lecieć mi krew, brudząc podłogę.
- Może ty coś powiesz, szlamo - Sycze, mimo że od tych nauk Ojca chciałbym się uwolnić, stale używam ich w obronie.
- Tak - przytula się do rudego, który po odcięciu tlenu nadal jest czerwony. - Jesteś zwykłym pajacem, tak jak twój ojciec i cały ród Malfoy'ów.
- Coś jeszcze? - pytam, kiedy to Harry Potter przeciska się obok mnie aby zobaczyć czy jego kumpel się przypadkiem nie udusił pod moją ręką.
- Jesteś gorszy niż twój ojciec. Jesteś nikim Malfoy!
- Ja jestem nikim? - śmieje się szczerząc zęby - a mam ci przypomnieć, kto osłonił ciebie przed lecącą kolumną? -  Gdyby nie ja, gniłabyś teraz w piachu!
To prawda. Był moment, kiedy mimo, że walczyłem bo stronie zła, uratowałem tej dziewczynie życie. - Gdzie był wtedy twój wspaniały chłopak, co? Srał pod siebie bo to wszystko go przerosło. Okazałabyś mi trochę szacunku Granger, bo zrobiłem dla ciebie przez tą chwilę więcej niż Weasley i Potter razem wzięci.
- Draco...
Wiem, że chciała coś powiedzieć, ale nie zamierzałem słuchać dalej tych obelg i ich gadania. Odwróciłem się po prostu i odszedłem, jak najdalej. Kroku zwolniłem dopiero przy zejściu do lochów, ponieważ było tu pusto, a przez otwarte okna na korytarzu wlewało się poranne światło. Jebać lekcje. Przystaję, aby obejrzeć moją dłoń. Skóra jest lekko zdarta od siły potarcia o kamień. Jeden eliksir i nic nie zostanie. Mam ochotę rozwalić filar gołymi rękoma, aby ulżyć swoim emocjom. Drżę w środku, chociaż na zewnątrz nie poruszam się chociażby o milimetr.
- Jaki jeszcze jestem, Granger, co? - usłyszałem jej kroki na betonowych płytach. Nikt inny by tu za mną nie przylazł.
- Przepraszam - słyszę szczerość w tym słowie. Ta szczerość sprawia, że odwracam się do niej.
- Za kogo ty mnie masz, co? Jestem według ciebie Śmierciożercą? Myślisz o mnie szablonowo jak każdy! A jakoś nie przeszkadzało ci to jak cię pocałowałem.
- Ty cokolwiek pamiętasz? - pyta zdezorientowana, kiedy zbliżam się krok do niej, przestąpując z nogi na nogę.
- Dlaczego miałbym nie pamiętać? Umiem pić Granger, nie jestem jak Wieprzlej. Ale jak widać, ty też wszystko dokładnie pamiętasz.
- Nie rozumiem - szepcze, a jej słowa odbijają się cichym echem.
Podchodzę bliżej, zmuszając ją do stania pod ścianą.
- Jednego nie rozumiem - powtarza trochę głośniej.
- Czego konkretnie?
- Dlaczego mnie pocałowałeś, skoro nie byłeś chyba aż tak pijany? A może byłeś i tylko dlatego to zrobiłeś.
- Tego nie wiem Granger - zagradzam jej drogę ucieczki rękoma, nogami ściskając jej uda - ale chętnie się przekonam czy namówił mnie do tego alkohol.
Otwiera usta ze zdziwienia, podobnie jak brązowe oczy. Wbijam się w jej usta i czuje lekki opór. Cholera, Draco
Co ty odpierdasz? Karcę siebie w myślach. Opór znika, a Granger otwiera się na moje usta, jej dłonie zatrzymują się na moim brzuchu. Chłonę jej zapach i smak karmelu, który pozostał jej na ustach po krówkowych cukierach ze śniadania. Nie spodziewałem się, że będzie taka chętna. Spodziewałem się kopnięcia w krocze. Jedna jej dłoń powędrowała w moje włosy, lekko pociągnęła za nie, unosząc moją głowę do góry.
To sprawia, że moje usta opuszczają jej. Oczy ma pełne iskierek, pożądania i smutku, który przekazuje mi swoim niepewnym wzrokiem. Jej usta milczą, ale zdaje się wyglądać, jakby chciała coś wykrzyczeć.
Kładę jej palec na usta. Ostro wciągam poranne powietrze w moje niespokojne płuca.
- Nikomu Granger. Nikomu!
Luzuje krawat, praktycznie biegnąc. To nie była wina alkoholu. Ja tego chciałem. I teraz, tutaj, na korytarzu, przy zimnej ścianie i wtedy na miekkim dywanie przy ciepłe kominka. To, co musiałem ukrywać bojąc się reakcji ojca, teraz eksplodowało. A ja nie mam za cholerę pojęcia jak to powstrzymać.

W JEGO OCZACH | DRAMIONE | 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz