7

4.6K 157 25
                                    

Hermiona

Następnym razem nie pozwól aby grzewal ją śmierciożerca, dupku
Te słowa całą noc dudniły mi w głowie. Nie poszłam spać do Ronalda, mimo iż nalegał. Nie potrzebuje jego uprzejmej litości.
Co prawda, nie spałam resztę nocy. Myślałam o... O tym cholernym blondynie. Co on na Merlina wyczynia. Całe lata byłam dla niego szlamą, którą można było poniżać. Co roku musiałam wytrzymywac docinki z jego strony.
A teraz? Rozmawia ze mną jakby nigdy nic mi nie zrobił. Jakby nigdy nie powiedział czegoś obraźliwego. I jeszcze w dodatku mnie pocałował. Dwukrotnie. Alkohol można wytłumaczyć, ale ten drugi!?
Jego cholernie szorstkie dłonie, które nie bały się dotknąć szlamy. Bliskość jego ciała do mojego, która nie obrzydzała arystokraty z czystą krwią. Jego usta, które nie zawachały się ani na moment przed splamieniem swej nieskalanej czystości.
I w dodatku ten zapach. Przytulny zapach śniadania, który wsiąknął w jego ubrania oraz ciepłe, męskie perfumy i nuta kawy na jego wargach.

*
Przez cały tydzień nie zdarzyło się nic. Moje stosunki z Ronem znów stały się oziębłe a Malfoy? On po prostu przestał zwracać na mnie uwagę, jakbym nie istniała. Z dwojga złego, lepsze to niż szykanowanie.
Zazwyczaj gapił się na mnie, wlepiają te swoje fałszywe ślipska w moją osobę. A teraz? Nawet nie spojrzał na mnie, kiedy mijał nasza trójkę w drzwiach. Przywitał się z Harrym, skinął nawet do Ronalda, ale mnie nie zauważył.
Najpierw mnie całuje, a potem udaje, że nie istnieje. Typowy skurczybyk Malfoy. Mogłabym dać sobie obciąć.... Może nie rękę ale paznokieć, że to wszystko, to był jakiś szatańsko podły zakład.
Nie wydaje mi się żeby Draco się zmienił. W moich myślach tłoczno jest od jego imienia.
- Hermiona?
- Dra... - zawieszam głos na ten sylabie, przeciągając - Drakula, muszę znaleźć potem książkę o wampirach - bronie się szybko. Skąd ja wzięłam wampiry, sprawdzian z nich mieliśmy w piątej klasie, po co mi one teraz?
- Nie wnikam - rudowłosa dziewczyna siada obok mnie w bibliotece, od słońca jej włosy wydają się lśnić płynną miedzią. A przez lato, jej piegi stały się ciemniejsze i bardziej widoczne - poszłabyś dziś ze mną i z Harrym na piwo?
- Myślałam, że połowa Hogsmeade została zburzona, w tym tam, gdzie były jakiekolwiek bary i puby - chowam książkę na półkę.
- Zrobili nową, prowizoryczną knajpkę dla tych co je odbudowują - Ginny wygląda na wyraźnie podekscytowaną - ma też pełnić funkcję rozrywkową pośród tego całego syfu i pracy.
-

A to nie chcesz iść tylko z Harrym? - podejrzliwe, że chcą zabrać mnie ze sobą.
- Eh, nie chce znowu być z nim sam na sam. Harry jest bardziej napalony niż połowa chłopaków z Durmstrangu.
- Zazdroszczę ci - posunęło mi się na język, od razu pożałowałam tych słów.
- To ty i Ron... Nie...?
- Tak Ginny, ale nie ma o czym rozmawiać - wdycham - nie ma też się czym chwalić. Nie rozmawiamy narazie ze sobą, coś nie możemy się zgrać. On nie idzie z wami?
- Nie, nie wiem gdzie jest. Harry też go szukał, ale bezskutecznie.
- To mogę iść z wami, jeśli tak bardzo nie chcesz dać się porwać objęciom Pottera.

Miejsce nie jest jakoś dobrze zbudowane. Nie ma nawet wlasnej nazwy. Kilka ścian, stoły i krzesła poznoszone z wszelkich miejsc, gdzie kiedyś były idealnie skompletowane. Wszystko teraz jest niedopasowane. To dębowe krzesło jest zbyt mocarne i szerokie przy tych delikatnych, metalowych, z drewnianym siedzeniem, a to stół jest zbyt niski lub zbyt wysoki do siedzisk. Rozkompletowane naczynia, kufle na piwo, wszystko z innych zastaw. To, co nie zdążyło spłonąć lub się stłuc.
Siadam na jednym z krzeseł, na których jest jeszcze jakaś poduszka, czuje sie jak piąte koło u wozu, jakbym wpakowała się niepotrzebnie między zakochanych. Ale czego się nie robi dla przyjaciółki.
- To co zawsze? - pyta Harry mnie i Ginny. Kiwamy głową, a chłopak znika w dość sporym tłumie jak na takie miejsce. Ludzie tęsknią za odrobiną rozrywki i relaksu.
Widzę maślany wzrok rudej dziewczyny, płynący za jej chłopakiem. Jakby te słowa z biblioteki nie były szczere.
Zanurzam usta w pianie korzennego piwa, które właśnie przyniósł chłopak. Wygląda naprawdę uroczo z Ginny, kiedy ją obejmuje. Nawet takiej czułości Ron nigdy mi nie dał. Mrugam próbując opanować falę smutku i zazdrości.
- O Hermiona, szybko się pozbierałaś - słyszę głos nieznanej mi dziewczyny za moimi plecami.
Odkaszluje, ponieważ napój nie poleciał tam gdzie powinien przy polknięciu.
- Po czym miałabym się pozbierać? - pytam zaskoczona dwie dziewczyny o kruczych włosach. Wyglądają jak siostry.
- Po Ronie - odzywa się niższa.
- A co z nim nie tak? - odstawiam piwo całkowicie, bojac się ponownego zachłyśnięcia.
- To ty nic nie wiesz? Przecież zerwaliście.
- Nie, nie zerwaliśmy - gram spokojną u ułożoną dziewczynę - mamy po prostu ciche dni. Ale dlaczego wy tak uważacie?
- No bo spotyka się z Miriam Leconster, to nasza przyjaciółka... Coś między nimi zaiskrzyło podczas tego pocałuneku na imprezie...
Czuje dreszcze na moim ciele. Złość przebiega mi od kręgosłupa, aż po wszystkie palce. W mojej głowie nakreśla się obraz owej puchonki i rudego smierdzącego zdrajcy.
- Gdzie oni są? - omal się nie oplułam.
- Mieli się spotkać w pokoju wspólnym dziś o ósmej - nawet nie wiem która z sióstr powiedziała te słowa. Z nerwami opuszczam ten pseudo pub oraz towarzyszy, ignorując biegnącą za mną Ginny i Harry'ego. Po ich minach mogłam wywnioskować, że są równie zszokowani jak ja.
Wbiegam po schodach i bez pukania przebijam się przez drzwi, ledwo wstrzymując łzy.
Miriam siedzi na Ronaldzie w staniku i skąpej spódnicy, a on jest prawie tak czerwony jak jego bokserki.
Ten obraz wbił mi w serce nóż, większy niż ten, którym walczył  kiedyś Król Artur.
- Ty ruda gnido - krzyczę przez łzy, a mój głos nie przypomina głosu Hermiony Granger.
- Hermiona? Co ty tu? - okrywają się ubraniami, kiedy on duka te słowa - Harry? Ginny?
- Przegiąłeś Ron - Harry załamuje ręce.
- Jak mogłeś, co? Do mnie miałeś pretensje, że rozmawiam z jakimkolwiek chłopakiem. A ty sam zdradzasz mnie z tą dziwką!
- Tylko nie...
- ... Zamknij się ty kurwo bo cię zamorduje - przerywam dziewczynie, celując w nią różdżką. Przeklnęłam może trzeci raz w swoim życiu. A okazji było sporo.
Wszyscy patrzą na mnie z przerażeniem, jak kiedyś patrzono na Voldemorta. Wszyscy milkną, oczekując mojego następnego ruchu. Wyczekując czy stanę się katem. Opuszam różdżkę i wybiegam zanosząc się płaczem. Za plecami rzucam jedynie zaklęcie na drzwi, aby nie przyszło im do głowy pójść za mną. Chce być teraz sama.

Usiadlam na schodach na dziedzińcu. O tej porze nie ma tu nikogo.
Księżyc otula wszystko srebrnoniebieską barwą.
Marznie mi tyłek a oczy już zaczynają boleć. Kanaliki łzowe pieką, jakby były pocierane pumeksem.
Moje serce już dawno gniło sobie w ciemnej jamie, pod klatką z żeber, ale teraz zostało jeszcze zmiażdżone i wyciśnięte ze wszystkiego co dobre.
Jak ja nienawidzę tego fałszywego człowieka. Nienawidzę go bardziej od Malfoya, który mnie tak nękał.
Nienawidzę go bardziej od Bellatrix, po której ślady nosze do teraz.
Nigdy więcej Ronald, nigdy więcej.

W JEGO OCZACH | DRAMIONE | 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz