Pov Viviane.Nie z chodzę na dół tylko dalej siedzę w swoim pokoju. Nie jestem aż tak naiwna żeby sądzić, że po mnie nie przyjdą. Zrobią to i to pewnie zaraz. Zaciągną mnie też do tego gabinetu, ale dokumentu nie podpisze. Sprzeciwie się przy tym urzędniku.
I się nie mylę. W ciągu dwudziestu paru minut słyszę kroki zblizajac się do mojego pokoju. A następnie drzwi zostają gwałtownie otwarte i wchodzi przez nie Harry. Ma na sobie garnitur. Ja także założyłam tą krótką białą sukienkę bez ramiączek z rozkloszowanym dołem, który sięga mi do połowy ud. Jest ładna, mój ojciec ma gust, ale teraz marzę tylko o tym by ją z siebie ściągnąć i ubrać coś zwyczajnego.
- Chodź już - wygląda na zniecierpliwionego. Trudno, nie zamierzam go żałować, on do tej pory nie zrobił dla mnie nic pozytywnego.
- Mogę pójść, ale za ciebie nie wyjdę. Nie podpisze żadnych papierów, które, które mnie w jakikolwiek sposób z tobą połączą. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.
- Przestań mnie drażnić i chodź już! - znacząco podnosi na mnie głos. Irytuje się coraz bardziej.
Jak do niego nie podchodzę to sam się fatyguje w moją stronę i mocno łapię za moje ramię, a następnie ciągnie mnie w stronę wyjścia. W ten właśnie sposób idziemy do gabinetu mojego ojca. A tak naprawdę to jestem tam ciągnięta.
A tam popycha mnie przed siebie.
- Uważaj co robisz! - warczy na niego mój ojciec. On jednak nic sobie z tego nie robi.
- Ta kretynka ubzdurała sobie, że nie ślubu nie będzie. Myśli, że ma w tej kwestii coś do powiedzenia - spoglądam na urzędnika, ale on jakby w ogóle nie zwracał uwagi na słowa Harry'ego. Czyżby już nie raz miał do czynienia z taką sytuacją? Gdzie my żyjemy?
- Viviane zrobi to co potrzeba, prawda słoneczko - ojciec podchodzi do mnie i kładzie rękę na moim ramieniu. - Zaraz podpiszesz dokumenty i oszczędzimy sobie wszyscy tej nikomu nie potrzebnej farsy.
- Nie zrobię tego tato, nie mogę - serce mi bije jak oszalałe. Nie potrafię powstrzymać uczucia strachu, które mnie paraliżuje. Nie ma tu nikogo kto chociaż trochę byłby mi przychylny.
- Jeżeli na papierach nie znajdzie się jej podpis to ja nic nie mogę zrobić, przykro mi - wreszcie odzywa się na oko pięćdziesięcioletni mężczyzna.
- Ona to podpisze czy tego chce czy nie - komunikuje zielonooki i już po kilku sekundach jest obok mnie. Staje na przeciwko mno i jedną ręką chwyta mnie za szyję. - Teraz to już mnie nie interesuje czy to podpiszesz i staniesz się moją żoną czy po prostu będziesz martwa, bo wiedz, że jeśli nie weźmiemy ślubu to żywa stąd nie wyjdziesz - mówi przyciszonym tonem. Jego uścisk na moją szyję jest dość mocny, że nawet gdy próbuję pobierać powietrze przez usta to mi się to nie udaje.
Mój ojciec jak i ten urzędnik nie zwracają w ogóle uwagi na to co się dzieje. Nikt mi nie pomoże.
A, że nie mam zamiaru umierać w wieku dziewietnastu lat to muszę się mu poddać. Nie ma innego wyjścia
- Podpisze to - udaje mi się wychrypieć i on zabiera dłoń. Trzyma mnie jednak w pasie bym nie upadła. Udało mu się mnie złamać.
Liczę na waszą opinię, jak się postaracie to może być jeszcze jeden, no chyba, że nie wytrzymam i zasnę.
CZYTASZ
Propozycja nie do odrzucenia
Fanfiction- Tato nie masz prawa mi rozkazywać w takiej sprawie. Jestem już dorosła! - wrzeszczę wściekła. Jak on w ogóle może mi coś takiego mówić. - Doskonale o tym wiem, ale ja jedynie chcę dla ciebie dobrze. Kocham cię. Głupie tłumaczenie. Gdyby tak było n...