Mogło się wydawać, że ich życie powoli zaczęło się układać. Wszystko wydawało się idealne, bez żadnych przeciwności losu.
Ah, za marzenia nie karają, prawda?
Nic nigdy nie było w ich życiu idealne, nawet po narodzinach dziecka. Nigdy nie będzie idealnie, zawsze będą przeciwności losu, a wszystko w jednej sekundzie runie jak zamek z piasku.
Wszystko było tylko chwilą szczęścia.
~
Chris spuścił wzrok na broń, którą trzymał w dłoni, oblizał swoje usta i wciągnął gwałtownie powietrze w płuca. Nie chciał wracać do tego gówna, ale czuł się dziwnie przytłoczony brakiem codzienności.
To, że Bella wciąż przy nim była, że zgodziła się zostać jego narzeczoną i to, że miał dziecko było dla niego wszystkim, ale praca była dodatkowym puzzlem do jego układanki.
Zdecydowanie ból ludzi, ich strach przynosił mu szczęście i satysfakcję, tylko szkoda, że jeszcze nie wiedział jak bardzo zniszczy swoje dotychczasowe życie powrotem do tego wszystkiego.
Podniósł się ze skórzanego fotela, podszedł do szyby i wyjrzał za nią na świat. Milion myśli przebiegło po jego głowie, a psychiczny uśmiech wkradł się na jego usta.
Ten człowiek mimo tego jak dobrze miał w życiu nigdy nie zrezygnuję z najgorszych rzeczy, jakie robił.
Słysząc otwieranie drzwi, odwrócił głowę przez ramie, a widząc swojego znajomego całkowicie się odwrócił, chowając broń do kieszeni spodni.
-Chris, towar jest już gotowy, czekają na Ciebie na dole.
Kiwnął lekko głową na te słowa, po czym opuścił pomieszczenie, poprawił marynarkę na swoich ramionach i zszedł po schodach na dół, do piwnicy. Z uśmiechem na ustach złapał za klamkę od drzwi i pchnął nimi, po czym wszedł do środka.
-Jak dobrze znowu widzieć wasze parszywe mordki, tak za nimi tęskniłem. -mruknął podekscytowany, klepiąc Bruno po policzku. -Mam nadzieję, że nie próbujecie mnie wydymać. -dodał, oblizując koniuszkiem języka zęby.
-Nawet nie przeszło nam to przez myśl, żeby wcisnąć ci jakieś gówno. -odparł młodzieniec, wzruszając beznamiętnie ramionami. -Znasz nas nie od dziś, zawsze prawdziwy i najlepszy towar, Chris. -dodał, zaciskając delikatnie dłonie w pięści.
Wszyscy zebrani w pomieszczeniu nie potrafili nad sobą panować. Oh, jakie by to było zabawne jakby któryś wybuchnął i by się po kolei wystrzelili.
-Dokładnie, znam was nie od dziś i wiem, że lubicie robić ludzi w chuja. -warknął lekko podirytowany pewnością siebie tego młodzieńca. Nie dopuszczał do siebie takich zachowań, takiej postawy do jego osoby. To było wręcz karygodne.
-Tsaaa, cokolwiek. -machnął ręką, przechylając głowę do boku lekko znudzony tym przedstawieniem. -Albo bierzesz ten towar, albo zabieramy go ze sobą. -wypuścił świst z ust, spoglądając na kilka woreczków.
-Spokojnie skarbeńku, biorę. -chrypnął bez dłuższego zastanowienia, spojrzał na Pablo znaczącym wzrokiem, a mężczyzna po chwili zgarnął woreczki, i wrzucił je do kieszeni marynarki.
Niezbyt odpowiednie miejsce to przechowania narkotyków, ale przecież pracownicy Chrisa nie mieli o co się martwić. Nigdy nie zostali złapani i nigdy nie zostaną.
Tak przynajmniej im się wydawało.
-Zajebiście, za 20 minut chcę widzieć pieniądze na koncie, albo tu wrócimy. -rzucił na odchodne, po czym opuścił pomieszczenie.
Chris z kpina odprowadził go i jego przydupasa, prychnął rozbawiony i gdy drzwi zostały zamknięte głośno westchnął z irytacji.
-Wciąż tak samo wkurwiający, przysięgam, że jeszcze chwila i bym rozjebał mu łeb. -warknął, łapiąc się opuszkami palców za czubek nosa i delikatnie go ścisnął, po czym nabrał gwałtownie powietrze w płuca, aby rzeczywiście nie wybuchnąć.
-Dobra, chuj w to, sprawdźcie później czy rzeczywiście nas nie zrobili w chuja, oczywiście zanim pieniądze wlecą na jego konto, jeśli chcieli nas oszukać wiecie co robić, od momentu wyjścia jestem dla was nieosiągalny, macie dzwonić tylko jeśli coś będzie nie tak z towarem. -po tych słowach rzeczywiście opuścił pomieszczenie, wspiął się po schodach na górę i opuścił piwnicy, jak i budynek.
Rozejrzał się orientacyjnie dookoła po czym wsiadł do swojego samochodu i odjechał.
W trakcie drogi jego głowa była pełna myśli, miał ogromny burdel.
Z jednej strony chciał powiadomić Belle, że wrócił do swojej „pracy", a z drugiej strony się obawiał. Po prostu się bał.
Zabawne, co?
Bać się własnej narzeczonej, która wcześniej nie miała nawet prawa głosu i miała gówno do gadania jeśli chodziło o jego pracę.
-Ja pierdole. -warknął pod nosem, zatrzymując się na światłach. Uderzył z nerwów w kierownice, gdy burdel ogarnął jego umysł. Oh tak, tylko dziwek tam brakowało.
Wiedział, że Bella będzie w stanie go zostawić, nie będzie przejmowała się niczym. Zabierze dziecko i zniknie na zawsze z jego życia, a mu pozostaną tylko wspomnienia.
Przecież tak jej obiecał, mówił, że się zmienił. Że nie wróci do tego gówna, że zmieniła go na lepsze.
Wiedział, że było już po nim. Że nie da rady ukryć zbyt długo tego, że powrócił do najgorszego koszmaru w ich życiu.