Agata obudziła się jak zwykle o 6 rano. Szept współlokatorek i szuranie butów na suficie piętro wyżej nie dawał jej spać już od dobrych paru minut.
— Ej, wstawaj, młoda —usłyszała głos jednej z czterech kobiet, które widywała codziennie, dzieląc z nimi swój nieszczęsny los. Każda z nich była inna, jednak Agata nie narzekała, ponieważ od 8 lat jej otoczenie nie zmieniło się praktycznie wcale. Pocieszała się każdego ranka, że zawsze mogło być gorzej.
Magda, kobieta w średnim wieku, jednak kilka lat starsza od Agaty, odkąd ta pamiętała, nazywała ją "młodą". Miała o wiele dłuższe doświadczenie w przebywaniu w tych warunkach i często pouczała koleżanki, co można, a czego lepiej nie próbować. Mimo że być może uważała się za lepszą od nich, Agata szczerze ją lubiła. Chociaż popełniła w życiu wiele błędów, niczego nie żałowała i miała dystans do siebie, czego bardzo jej zawsze zazdrościła. Potrafiła pocieszyć nawet w najtrudniejszej sytuacji.
Agata nie zdążyła się porządnie przeciągnąć, kiedy zgrzytnął zamek w drzwiach. Niczym oparzona zerwała się z niezbyt wygodnego posłania i stanęła na baczność.
— Lipecka, znowu spóźniona — usłyszała głos funkcjonariusza, ale nie odpowiedziała ani słowa. Mężczyzna rozejrzał się wokół, po czym szybko zamknął za sobą drzwi. Codzienność. I co z tego, że nie wstała z łóżka minutę wcześniej? Czy to by coś zmieniło? Dostałaby nagrodę albo pochwałę? Nie zależało jej na tym. Odkąd tutaj trafiła, odliczała dni do końca tego koszmaru. Zdążyła się już przyzwyczaić i coraz częściej zastanawiała się, co zrobi, kiedy wróci do normalnego życia? Czy będzie potrafiła funkcjonować w świecie, w którym jeszcze przez 2 lata może być wyłącznie gościem? Starała się poukładać w głowie całe swoje dotychczasowe życie. Czy może spotkać ją coś jeszcze gorszego? Owszem, może. Dlatego nie traciła nadziei, że jeszcze będzie dobrze, że sobie poradzi, kiedy wreszcie się stąd wydostanie. Z celi śmierdzącej stęchlizną, z ogrodzenia z drutu kolczastego, z niemal zawsze pustych korytarzy, których jednak nigdy nie możesz przejść zupełnie sam, ucieknie od jedzenia, które nie jest przyrządzane z miłości, a jedynie z przymusu na masową skalę i w końcu zazna wtedy tak bardzo upragnionej prywatności. Musi jednak uzbroić się w cierpliwość. Już niedługo więzienie półotwarte w Grudziądzu ogłosi ja wolną.
Tego dnia była niedziela, więc nie trzeba było iść do pracy. Kobieta z chęcią powróciłaby do łóżka gdyby nie to, że tylko przez kolejne 15 minut miała szansę skorzystać z ciepłej wody, aby odbyć poranną toaletę. Równie szybki prysznic mogła odbywać tylko 2 razy w tygodniu. To był absurd! Według niej to nie miało sensu. Dzisiaj nie wychodziła nigdzie, mimo to nie mogła umyć się później. Zdążyła już przywyknąć, lecz należy przyznać, że jest to niepojęte. Własnego kąta nie miała w ogóle. Celę dzieliła z czterema więźniarkami. Na szczęście udało jej się zdobyć łóżko na górze, dzięki czemu docierało do niego chociaż trochę światła dziennego przez okna szczelnie zabezpieczone kratami. Tuż obok, na ścianie wisiała jej półka na drobne rzeczy, gdzie stało jedyne, jej ulubione zresztą zdjęcie, na którym ściska rocznego wówczas synka razem z Mariuszem. Byli wtedy najszczęśliwszą rodziną pod słońcem. Wystarczyła chwila nieuwagi, aby ich cudowne życie rozsypało się w drobny mak.
Po powrocie ze wspólnej łazienki, Agata ponownie wróciła „na górę", aby zamknąć się w sobie wyłącznie ze swoimi myślami i wspomnieniami. Dużo myślała. Za dużo. Czas spędzony w izolacji nie należał do łatwych, z dala od świata, który jest strasznie wredny i niebezpieczny, a jednak tak wspaniały, że zrobiłaby wszystko, aby tam wrócić. Do życia, świata i do NIEGO.
Na początku w ogóle nie próbowała współpracować. Męczyły ją wizyty psychologów. Nie potrzebowała ich. Przynajmniej tak jej się zdawało. Nie odzywała się do nikogo. Miała takie momenty, że chciała z sobą skończyć. Wszystko wydawało się nie mieć sensu. Potem myślała o synku, który był już nastolatkiem i o NIM. Straciła bardzo wiele, ale to nie znaczy, że nie ma już nic. Jeszcze zawalczy o siebie. O przyszłość. A przynajmniej spróbuje.
Tak naprawdę kluczową rolę w leczeniu jej "zepsutej" psychiki odegrała Magda. Nie cackała się z nią jak wszyscy lekarze i terapeuci. Zawsze waliła prosto z mostu: "Ogarnij się, młoda, długo jeszcze będziesz ryczeć? Rusz tę dupę i weź się w garść! Jestem tu nie pierwszy raz i znam życie lepiej niż ty. Dzikuska". Powinna się wkurzyć. Na początku ciskały jej się na usta bardzo niecenzuralne słowa. Miała ochotę wygarnąć jej, że nie ma pojęcia, co przeszła, że ona nie zawiniła. Nie ma nikogo, a jednocześnie każdy jest przeciwko niej. Paradoksalnie jednak te słowa jej pomagały. Powtarzane bardzo często, w końcu przyniosły oczekiwany skutek. Przestała się mazać, wstała na nogi, stała się odporniejsza. Zaczęła pracować i pomagać. Po prostu, nauczyła się z tym żyć. Jednocześnie zaczęła rodzić się w niej chęć zemsty i sprawiedliwości. Obiecała sobie, że nie zmarnuje ani chwili, kiedy tylko stąd wyjdzie. Pokona swoje słabości i odnajdzie winnego!
Po śniadaniu, które jak zwykle nie wyróżniało się niczym szczególnym (ot gąbczasty chleb, jakieś smarowanie, które ciężko było nazwać masłem, kilka plasterków czegoś szynko-podobnego i lekko podgniły pomidor. Do tego czarna herbata z łyżeczką cukru, która tak brudziła szklanki, że strach było pomyśleć, co może uczynić w ludzkim organizmie. Na szczęście często kupowała sobie w jakiś sposób własną, którą mogła pić, kiedy tylko miała na to ochotę), przyszła pora na mszę, którą odprawiał miejscowy kapłan w niedziele i święta w więziennej kaplicy. Na początku nie chciała przychodzić. De facto, nigdzie się nie ruszała. Z czasem jednak, kiedy już trochę się oswoiła, potraktowała to jako jeden ze swoich celów, które będą miały istotny wpływ na jej przyszłość, zwłaszcza że chodziły tam wszystkie jej współlokatorki. Mimo że nie była wcześniej aż tak gorliwą katoliczką, to teraz nie opuszczała ani jednej mszy.
Lubiła niedziele również dlatego, że nie musiała wychodzić do hospicjum, gdzie pracowała jako pielęgniarka. Postanowiono ją zatrudnić, ponieważ nie stanowiła zagrożenia, a zawsze było to korzystniejsze dla zakładu karnego, ponieważ sama opłacała swój pobyt w nim.
Wszechobecność śmierci w miejscu, w którym spędzała tyle czasu, wcale nie była dla niej zachętą do pracy. Każdego dnia zastanawiała się, kogo już nie będzie wśród żywych, kiedy pojawi się na miejscu. Im bardziej zżywała się z ludźmi, tym bardziej bolała ich strata, dlatego starała się tego nie robić. Takie doświadczenie miało jej się później przydać w przyszłości, więc jak widać, nic nie dzieje się bez przyczyny.
-Lipecka, list do pani- było już popołudnie, kiedy do pomieszczenia weszła wysoka funkcjonariuszka z korespondencją.
Podziękowała i schowała kopertę pod poduszkę, modląc się w duchu, aby żadna z kobiet ponownie nie wykrzyknęła: "to znowu od tego twojego kochasia?!", jak to miały w zwyczaju odkąd jeden z listów dostał się przez przypadek w niepożądane ręce.
-To mój przyjaciel- odpowiadała zawsze, a one zanosiły się śmiechem.
Tym razem było inaczej. Listy przychodziły 2 razy w miesiącu. Na więcej nie można było sobie pozwolić. Chowała je starannie do plastikowego pudełka i odczytywała zawsze wtedy, kiedy koleżanki już spały. Tylko te zapisane z wielką skrupulatnością słowa łączyły ją z prawdziwym światem. Cieszyła się bardzo, kiedy dostała pierwszy z nich po długim okresie przerwy. Widzeń nie miała żadnych.
I ten zwitek papieru rozłożyła dopiero, gdy zapadł całkowity zmrok. Upajała się jego treścią, chcąc, by ta chwila trwała jak najdłużej, choć najważniejsze dla niej było tylko ostatnie zdanie:
"Poza tym, wszystko gra, Tymek się kłóci, ale to dobry chłopak, wie, że go kochasz, chociaż nie zawsze potrafi to okazać, po prostu brakuje mu słów, w przeciwieństwie do mnie, więc cały czas czekam za Tobą.
J.P."
***
Zapraszam do przeczytania mojego nowego opowiadania i życzę miło spędzonego czasu!
CZYTASZ
Czekając na Ciebie
Storie d'amoreJak długo trzeba czekać na miłość? Dzień, miesiąc, rok, a może 10 lat? Kto jest w stanie wytrwać cierpliwie aż tak długo? Jak wiele można poświęcić dla tej jednej osoby i czy jest ona tego warta? Odpowiedź na prawdziwą miłość jest tylko jedna i brzm...