Rozdział 5

11 4 0
                                    

Radość z powrotu Molly do domu była przeogromna. Tymonek przestał się nudzić, a Agata miała z powrotem swoją powierniczkę tajemnic i pewność, że nikomu się nie wygada. To niesamowite, jak wspaniałym przyjacielem człowieka może być pies. Nie mogło to jednak trwać wiecznie. Tymon był starszy. Powoli nadchodziła pora, aby wreszcie nawiązał kontakt nie tylko ze zwierzęciem, lecz również z rówieśnikami. Jego matka obawiała się pierwszych dni synka w przedszkolu. Chłopiec był wycofany. Nic zresztą dziwnego, skoro od małego praktycznie w ogóle nie obcował z innymi dziećmi. Agata zdawała sobie sprawę, że popełniła duży błąd, wychowując go w ten sposób, ale po śmierci Mariusza nie była w stanie myśleć o zapewnieniu synkowi towarzystwa. Nie miała żadnych znajomych, a wśród sąsiadów nie było osób w jego wieku.

Na samą myśl o przedszkolu Tymuś ucieszył się, nie do końca zdając sobie sprawę, o co chodzi? Mama tłumaczyła mu, że będzie tam dużo dzieci i pani, której trzeba słuchać, będą zajęcia i zabawy.

-Ale ty, mamusiu, też ze mną będziesz? I Molly też?- spytał tylko uśmiechnięty trzylatek, a Agata musiała uświadomić mu coś, czego zapewne najbardziej się obawiał.

-Nie, kochanie- zaprzeczyła -Mamusia zaprowadzi cię rano i pójdzie do pracy, a piesek zostanie w domku. Przyjdę po ciebie po południu, wrócisz ze mną do Molly i będziesz mógł dalej się bawić.

Chłopiec nie zareagował w żaden sposób, co bardzo ucieszyło jego rodzicielkę. Przed oczami stanął jej obraz rozpłakanego dziecko, błagającego ją o to, żeby nie kazała mu nigdzie iść. Jej serce będzie się krajało, a zegarek pędził jak oszalały, informując, że zaraz spóźni się do szkoły, w której dopiero co udało jej się zatrudnić.

Agata długo szukała odpowiedniej dla siebie pracy. Przez kilka miesięcy była na stanowisku w urzędzie miasta, lecz zwolnili ją po okresie próbnym. W miarę możliwości zostawiała syna z całkiem zaangażowaną sąsiadką. Miała już dość siedzenia w domu i z trudem utrzymywania rodziny bez pracy. Miała nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze i kiedy Tymek pójdzie do przedszkola, będzie już miała stałą pracę. Chłopiec jednak bardzo często chorował, dlatego musiała brać opiekę, nie chcąc narażać miłej starszej sąsiadki. Nie podobało się to jej szefowi...

Kilka tygodni temu udało jej się dostać do sekretariatu w najbliższej szkole podstawowej. Bardzo się cieszyła, lecz obaw też miała wiele. Przerażała ją myśl, że jej synek stanie się jeszcze bardziej chorowity, kiedy będzie miał kontakt z rówieśnikami. 

Początki nigdy nie są łatwe. Podczas dni otwartych trzylatek był zauroczony ilością zabawek, chociaż trochę przytłaczała go ilość dzieci. Panie były bardzo miłe. Pokazały wszystkim, gdzie mają odwieszać kurtki, zostawiać zmienne obuwie i ich własne szufladki, gdzie będą mogli przechowywać swoje rysunki i różne przybory.

Agata z duszą na ramieniu zostawiła syna pod opieką obcych jej osób. Musiał się jednak uczyć. Był to kolejny krok. Wejście w nowy etap dzieciństwa.

Po powrocie do domu nie grymasił i był bardzo grzeczny. Po dwóch dniach spytał, ile jeszcze będzie musiał tam chodzić? Stwierdził, że woli siedzieć u pani Kazi i głaskać pieska całymi dniami, zamiast siedzieć w kółku, kiedy pani każe, a podczas zabaw, siedzieć samotnie w kącie.

-Dlaczego nie bawisz się z dziećmi?- spytała niezadowolona matka -Na pewno byłoby ci raźniej?

-Bo one się nie chcą ze mną bawić- naburmuszył się chłopiec.

-A pytałeś ich o to?

Tymonek pokręcił tylko główką pełną czarnych loków. Miał je zdecydowanie po niej, za to kolor oczu po tacie.

-Wiesz co, synuś?- Agata wzięła go na ręce -Ja też tak miałam- powiedziała, przypominając sobie jeszcze licealne czasy. Nigdy nie przepadała za wielkim towarzystwem. Tylko, że to był jej świadomy wybór. Tymek był za mały, żeby takowe podejmować -Pomogę ci, jutro pójdziemy do pani i powiemy, żeby zrobiła wam jakieś wspólne zabawy w małych grupach, żebyście się lepiej poznali, dobrze?

Chłopiec przytulił się do niej i niemal od razu zasnął. Najwyraźniej takie przedszkolne zmartwienia męczą równie mocno, co te w dorosłym życiu.

Agata często wspominała swoją matkę. Dała jej wiele miłości, ale odeszła przedwcześnie. Najwyraźniej historia lubi się powtarzać, gdyż ona też była wychowywana bez jednego z rodziców. Nie odszedł on jednak z tego świata jak Mariusz. Córka go po prostu nie znała. Matka urodziła ją jeszcze przed 20-tką. Nigdy nie chciała zbyt wiele mówić o swoim nastoletnim związku, który skończył się wpadką. Wiedziała tylko, że chłopak miał na imię Krzysztof, prawdopodobnie żyje gdzieś ze swoją rodziną, a jej nie chce znać. Ot, cała historia. Nigdy nie potwierdzono ojcostwa. Zostały więc z matką same. Kobieta chorowała na raka skóry już od kilku lat, ale choroba postępowała bardzo powoli. Odeszła jednak 4 lata temu na zawał serca. Jakiż to los jest przekorny... Znaleziono ją w swoim fotelu na drugi dzień... A była taka młoda.

-Mamuś, ja nie chcę już tam chodzić- zaprotestował Tymon następnego dnia, któremu wydawało się, że to wszystko było tylko na chwilę i kiedy zechce, może zrezygnować.

-Oj, synek, tak nie można. Jak już się chodzi, to trzeba iść. Jak bym miała sobie wybierać dni, kiedy mi się chce iść do pracy...- zdenerwowała się trochę, bo wszystko zaczęło się już układać. Chłopiec wydawał się zadowolony. Ona znalazła pracę...

-Ale mamo!

-No już, ubieraj się, zobaczysz, że będzie fajnie- poganiała go, z pretensjami spoglądając na zegarek -No dalej.

-Nie chcę!!!- wrzasnął malec i zaniósł się od płaczu -Ja chce do pani Kazi!

-Guzik mnie obchodzi, co ty chcesz!- Agata wzięła go siłą i zaczęła ubierać. Bała się właśnie tego, że przyjdzie taki dzień, kiedy nie będzie mogła go udobruchać. Czasami dziecko potrzebuje bezpośredniego nakazu, żeby posłuchać.

Odstawiła go na miejsce, całego zapłakanego, ale zanim odjechała, spojrzała mu prosto w oczy i powiedziała:

-Bądź grzeczny. Mama przyjedzie po ciebie, jak najszybciej się da.

Tymek złapał ją i nie chciał puścić. Z pomocą ruszyły przedszkolanki przyzwyczajone do takich scen. Agacie serce się krajało, ale wiedziała, że nie mogła postąpić inaczej. Przed wejściem zaczepił ją jakiś mężczyzna.

-Dzień dobry, pani. Jakieś kłopoty z dzieckiem?

-Zdarzają się- odpowiedziała bez przywitania -A pan ich nie ma?

-Oczywiście, że miewam kłopoty, choć niekoniecznie z własnymi dziećmi, gdyż ich nie posiadam- zastąpił jej drogę tak, że nie mogła wyjść na zewnątrz -Ale z przedszkolakami, owszem. Pracuję tutaj. Pomagam przy obsłudze technicznej.

-Doprawdy?- kobieta spojrzała na niego z irytacją, tak się składa, że trochę jej się spieszy, a on nie pozwala jej stąd wyjść.

-Pewnie będziemy się tutaj częściej spotykać- uśmiechnął się do niej zachęcająco.

-Taa... Pewnie tak. Mogę już wyjść? Spieszy mi się bardzo.

-Oczywiście- odsunął się jak za dotknięciem magicznej różdżki -Jestem Tomek.

-Agata!- odkrzyknęła, wybiegając na zewnątrz, nie mając pewności, czy w ogóle ją usłyszał.

***

Jeśli jesteście ciekawi, co się później wydarzy, oczekujcie kolejnej części już niebawem!

Czekając na CiebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz