Następnego dnia Agata wybrała się z Tymonkiem pod wskazany adres. Piknik odbywał się w domu rodzinnym siostry Ani.Kobieta była bardzo zaskoczona takim obrotem spraw. Dzień wcześniej nawet nie pomyślałaby, że będzie gościem u przyjaciół znalazcy jej psa, którego widziała zaledwie 2 razy w życiu. Nie chciała jednak stracić okazji, aby poznać jakichś znajomych, choć tak spontaniczne decyzje nie były w jej stylu.
Nie miała pojęcia, jak się ubrać. Rzadko wychodziła z domu. Jakiś wewnętrzny głos kazał jej wyglądać wyjątkowo, ale z drugiej strony, nie chciała się odznaczać. Ach, te dylematy... W końcu padło na trochę znoszone, szerokie dżinsy i bluzkę na ramiączka w jaskraworóżowym kolorze z niewielkim zdobieniem.
Bez problemu trafiła na drugi koniec miasta, gdzie zresztą mieszkali rodzice Mariusza. Dom nie był zbyt duży, ale za to działka zachwycała swoim urokiem w całej okazałości. Wszędzie pełno było kwiatów i krzewów. Niedaleko ogromnego stołu znajdowało się miejsce na ognisko. Na bujanej huśtawce siedziało dwóch chłopców troszkę starszych od jej synka.
Agata przekroczyła próg domostwa z pewnością siebie, w przeciwieństwie do Tymka, który od początku się za nią chował. Wokół stołu krzątało się kilka osób.
-Dzień dobry- powiedziała do kobiety, rozkładającej sztućce -Jestem Agata. Wczoraj Ania zaprosiła mnie na piknik. Mam nadzieję, że nie będę przeszkadzać.
-Ależ skąd, kochana. Jestem Marlena, siostra Anki- blondynka podała jej dłoń i szeroko się uśmiechnęła. Była bardzo podobna do siostry -Wspominała coś, że zaprosiła kogoś nowego. Naprawdę miło cię poznać. A to musi być twój synek!
-To jest Tymonek, ale jest trochę nieśmiały- kobiety spojrzały na chłopca, lecz ten jeszcze bardziej się speszył -Ucieszyłam się, słysząc, że masz dzieci w jego wieku. Może mogliby się dogadać?
-Ja również się ucieszyłam- przytaknęła jej i podała serwetki do rozłożenia -Bartek! Szymek! Chodźcie się przywitać!
Chłopcy przybiegli jak na komendę. Jeden z nich miał 4, a drugi 5 lat. Agata przestraszyła się, że mogą oni przytłoczyć młodszego kolegę, ale może dzięki temu Tymek trochę się otworzy. Jeżeli nawiąże kontakty poza przedszkolem, później będzie mu łatwiej.
-Cześć! Jak masz na imię? Pobawisz się z nami? Ale ty jesteś mały! Chodź, mamy dużo zabawek! Ale będzie fajnie! Lubisz ciasteczka czekoladowe?
Potok słów i wielu pytań zalał chłopca. Bartek i Szymon dorównywali swoim temperamentem matce i ciotce. W rozmowie Tymuś nie dorastał im do pięt, ale wydawali się bardzo przyjaźni, zresztą jak ich cała rodzina. W końcu udało jej się zachęcić go do zabawy z nowymi znajomymi i tak zostało do wieczora. Dzieci przychodziły tylko czasami do stołu, kiedy przypomniało im się, że trzeba coś zjeść.
Atmosfera była cudowna. Agata nie pamiętała, kiedy ostatni raz była na spotkaniu towarzyskim. Poza nią oraz Anią z Janem, u Marleny nie było nikogo. Jej mąż Piotr również okazał się sympatycznym człowiekiem. Mimo że nie znała tych ludzi praktycznie w ogóle, wcale tego nie czuła. Rozmawiali beztrosko, jakby znali się od lat. Nikt nie pytał o jej prywatne życie. Zapewne o Mariuszu już wiedzieli i nikt nie chciał poruszać tego tematu. Dowiedziała się za to, że Jan, który pracował jako ratownik medyczny, z Anią poznał się nad morzem. Okazało się, że pochodzą z tego samego miasta. Od razu wpadli sobie w oko.
Mimo że dobrze im się rozmawiało, to jednak Janek wydawał się spięty. Agata wnioskowała, że pewnie przytłacza go nieco zwariowana rodzinka dziewczyny, której zresztą nie zna jeszcze zbyt długo.
-Aż mi się przypomniało, jak Anka zwaliła kiedyś wszystko ze stołu, ściągając obrus, bo myślała, że to może być kołderka dla lalki- roześmiała się Marlena, odpędzając ich młodego kundla od stołu, który zapewne miała ten sam zamiar.
-Miałam wtedy może ze 4 lata- zaczęła bronić się Ania i upiła kolejny łyk drinka.
-To już wcale taka mała nie byłaś- siostra trąciła ją łokciem -Pamiętam, ale się tatuś zdenerwował, a najbardziej, że mu się wódka zmarnowała- słuchacze zanieśli się śmiechem -Wszystko poszło w cholerę! Uważaj na nią lepiej, Jasiu.
-Nie bój nic, Marlenko- odezwał się w końcu mężczyzna, wtrącając się do siostrzanej wymiany zdań -Teraz już chyba takiej gafy nie zrobi- powiedział, puszczając oko do swej wybranki.
-No wiesz- odpowiedziała mu na to śmiechem.
-Wybacz, mam słabość do specjałów twojej siostry- spojrzał na nią, nakładając sobie kolejny kawałek sernika. Jedzenie rzeczywiście było przepyszne.
Agata nawet nie zauważyła, kiedy zrobiło się późno. Zaglądając do chłopców, którzy przenieśli się do domu, znalazła ich śpiących obok siebie. Byli tacy słodcy. Musieli się naprawdę dobrze razem bawić, bo Tymon nigdy nie zasnąłby w nieswoim łóżku, gdyby nie był bardzo zmęczony i nie czuł się dość bezpieczny.
-Zostań na noc, Agatko- zasugerowała gospodyni, kiedy dowiedziała się, że dzieci aż padły ze zmęczenia.
-Nie chciałabym robić problemu.
-Kobieta nie powinna sama wracać do domu o tej porze- odezwał się również Piotr, chcąc ją powstrzymać -Nawet samochodem. Mogłabyś się rozluźnić i napić chociaż małego drinka.
-Sama nie wiem- kobieta nie była pewna. Na pewno będzie czuła się nieswojo w obcym domu.
-Nie ma się nad czym zastanawiać- Marlena jakby już za nią postanowiła i podniosła się z krzesła -Pójdę zrobić herbaty.
-Nie, nie, siedź. Ja pójdę- zaproponowała Agata -Skoro mam zostać, to chociaż pomogę...
-Zgoda. Czyste szklanki są w pierwszej szafce po prawo, na samej górze.
Agata weszła do środka i rozejrzała się po pomieszczeniu. Kuchnia była mniejsza niż jej własna, ale wnętrze bardzo przytulne. Domek cechowało stare budownictwo. Bez problemu znalazła szklanki i zagotowała wody. Nie zauważyła jednak, że jedna z nich jest pęknięta. Kiedy nalała do niej wrzątek i uniosła wraz z kilkoma innymi herbatami dla wszystkich, ta pękła i upadając na podłogę, rozprysła się w drobny mak. Gorący napój oparzył kobietę, upuściła pozostałe naczynia i scena się powtórzyła. Podłoga była cała zalana, Agata poparzona i pokaleczona, a z jej ust nie sposób było nie usłyszeć krzyku.
Dźwięk tłuczonego szkła i jej głos zmusił wszystkich do wejścia do środka. Pierwszy w drzwiach tarasowych pojawił się Jan.
-Nic ci się nie stało?- spytał, zbliżając się do poszkodowanej.
-Boże, przepraszam was strasznie, ja nie wiem, co się...- niemal się rozpłakała, stała w kałuży pełnej rozbitego szkła i nie wiedziała, co ma zrobić.
-Chodź tutaj- nakazał jej - Usiądź.
-Przepraszam...
-Kochana, nic się nie stało- odezwała się właścicielka stłuczonych naczyń -Zapomniałam ci powiedzieć, żebyś tej szklanki nie używała. To moja wina. Ale ja jestem głupia.
-Stłukłam wszystkie...- Agacie było strasznie głupio. Nie wiedziała, co ma powiedzieć? Chyba powinna odkupić jej cały komplet.
-I nieźle się poparzyłaś i pokaleczyłaś- dopiero teraz dostrzegła, opatrującego ją Jana. Był taki delikatny i profesjonalny. Kiedy zauważyła odłamki szkła w swoich łydkach, prawie zemdlała. Oparzenia nie były aż tak bolesne do czasu aż trzeba je było przemyć i nałożyć zimny opatrunek.
Jan zajął się nią bardzo dokładnie. Czuła się przy nim bezpiecznie. W końcu był ratownikiem. To była jego praca. Jedną dłoń miała bardziej zranioną niż drugą. Jan ostrożnie zakładał jej opatrunek. Kiedy poczuła ciepło jego dłoni i widziała zręczne palce, jej oddech przyspieszył. Miała nadzieję, że on tego nie zauważył. Była mu bardzo wdzięczna.
-Dziękuję- powiedziała, kiedy skończył.
-Nie ma sprawy- odpowiedział, ale nie spojrzał na nią -Wiesz co?
-Co?- Agata podniosła głowę.
-Teraz to już musisz zostać do rana...
***
Co o tym sądzicie? Podobają Wam się decyzje naszej bohaterki?
CZYTASZ
Czekając na Ciebie
Любовные романыJak długo trzeba czekać na miłość? Dzień, miesiąc, rok, a może 10 lat? Kto jest w stanie wytrwać cierpliwie aż tak długo? Jak wiele można poświęcić dla tej jednej osoby i czy jest ona tego warta? Odpowiedź na prawdziwą miłość jest tylko jedna i brzm...