Rozdział 3

15 4 2
                                    

Letnie upały dawały się we znaki. Małemu Tymkowi  w niczym jednak nie przeszkadzały. Chłopczyk biegał i hasał po trawie, potrafił spędzić na dworze cały dzień, bawiąc się z Molly. Poza zwierzątkiem jednak nie miał kolegów w swoim wieku. Okolicę zamieszkiwały starsze dzieci, a jemu do przedszkola było jeszcze daleko. Był raczej spokojnym dzieckiem i nie stwarzał wielu kłopotów. Matce podobało się, że spędza tyle czasu na świeżym powietrzu jak na dzieciństwo końcówki lat 90. przystało.

Agata krzątała się po domu. Odkąd urodziła malca, nie pracowała. Rodzinę utrzymywał Mariusz. Pracował od świtu do nocy, zawsze, kiedy była ku temu odpowiednia pogoda. Jego skóra była śniada od słońca, a policzki zarumienione. Brązowe włosy lekko zmierzwione, trochę przydługie, on tłumaczył się jednak zawsze, że nie ma czasu iść do fryzjera, a przecież teraz takie długie są modne.

Tego dnia Agata była wyjątkowo rozpromieniona. Kochała pracę w ogródku, dlatego często się nim zajmowała, jednocześnie mając cały czas na oku Tymonka. Wydawać by się mogło, że to nie prawda, ale promienny uśmiech rankiem nie zawsze zwiastuje pomyślny wieczór.

Około południa Agata odebrała telefon. Nie był on zwyczajny. Można by rzec, że zapowiadał początek końca lub też, jak kto woli, koniec początku. Ich pięknego początku wspólnego, wspaniałego życia. Niewiele powiedziała do słuchawki. Ich telefon był stacjonarny i chociaż coraz więcej osób posiadało już te komórkowe, które można było zmieścić w kieszeni, jeżeli komórka nie była zbyt duża, to oni cały czas oszczędzali i szkoda im było pieniędzy na takie "błahostki". Gdyby jednak takowy posiadała, zapewne wypadłby jej z rąk i narobił nie lada hałasu, przestraszył synka i taki byłby z niego pożytek. 

Kobieta potakiwała coś niemrawo do rozmówcy, ale myślami była gdzie indziej. Przy Mariuszu, mężu, który był w potrzebie i czekał na nią.

Na budowie chwytał się różnych prac. Robił wszystko. Od zalewania fundamentów po malowanie ścian i wstawianie okien. Ostatnio jednak zasłynął z czegoś innego. Odkąd ekipa zakupiła komplet pił mechanicznych, a on sprawdził się najlepiej w ich obsługiwaniu, często proszono go o obróbkę drewna. Od niedawna firma zaczęła zajmować się również wykonywaniem drewnianych ogrodzeń. Przycinaniem desek najczęściej zajmował się właśnie Mariusz.

Tego dnia pracował z nim nowy kolega, wspólnie cięli deski na nowy płot. Jednak tamten nie przytrzymał ich wystarczająco mocno. Drewna było dużo. Wszystko należało dokładnie przyciąć. Mariusz nadawał się do tego zadania doskonale. Krzysiek miał mu tylko pomagać, ale jego zbyt młode i słabe ręce nie wytrzymały ciężaru. Ogromny kawał drzewa przesunął się. Piła na chwilę się zatrzymała, ale jej moc była duża. W mgnieniu oka znalazła się w miejscu, w którym mężczyzna podtrzymywał drewno. Zacięła się na skórze i odcięła Mariuszowi rękę...

Agata wstrzymała oddech, słysząc głos lekarza:

-Pani mąż stracił prawą górną kończynę.

 Na początku nie uwierzyła, jak do tego doszło. Była wstrząśnięta i poruszona do granic możliwości. Na usta cisnęło jej się pytanie: "co ja teraz zrobię?".

Odstawiła Tymonka do dziadków, którzy bardzo przejęli się losem syna. Agata za nimi nie przepadała, mówiąc delikatnie. Od początku jej nie lubili i dziwili się wyborowi syna. On nie chciał tak o tym mówić, ale ona wiedziała swoje. Nie była mile widziana w domu rodzinnym swojego męża. Tym razem jednak nie miała wyboru. Zostawiła teściów pogrążonych w rozpaczy z wnukiem i pojechała do szpitala jak najszybciej się dało.

Kiedy dotarła na miejsce, Mariusz był już po szyciu rany. Leżał przykryty kołdrą pod samą brodę, mimo że było gorąco. Jego zielone oczy zalane były łzami.

-Bardzo cię boli?- zapytała, kiedy minął pierwszy szok. Odpowiedziała jej z początku cisza, a potem szloch. Drugi raz widziała jego łzy. Pierwszy - w dniu narodzin Tymona, tylko że wówczas ich przyczyną było szczęście.

-Jestem kaleką, rozumiesz?- powiedział w końcu -Już nie mogę pracować, żyć tak , jak wcześniej, do niczego się już nie nadaję!

Agata pogłaskała go po głowie.

-Nieprawda, jest dobrze. Kocham cię, słyszysz? Inni ludzie mają...

-... gorzej. Tak, wiem o tym, ale nie wyobrażam sobie jak mogłem to kiedyś powtarzać. Wszystkie dotychczasowe problemy stały się niczym!- wykrzyknął zdenerwowany -Gorzej być już nie może!- te słowa okazały się kluczowe... 

Mariusz był załamany. Żona nie miała pojęcia, jak może mu pomóc. Wszystkie słowa pocieszenia nie były skuteczne. Mężczyzna zamknął się w sobie.

 Kiedy po kilku dniach nie doszedł do siebie, Agata zaczęła się niepokoić już nie tylko o jego stan psychiczny. Podopieczny miejskiego szpitala wydawał się nieswój. Z dnia na dzień dostał wysokiej gorączki. Miał drgawki, a jego oddech stał się przyspieszony. Lekarz nie przekazywał żadnych pocieszających wiadomości. Najwyraźniej coś poszło nie tak. Kiedy po kilku dniach chory zwymiotował, po czym od razu stracił przytomność, Agata pobiegła do lekarza z pretensjami. Była pewna, że to minie, jego stan szybko się polepszy i będzie mógł wrócić do domu. Tymczasem Mariusz był coraz słabszy. Na dodatek na jego skórze pojawiła się jakaś podejrzana wysypka.

-To sepsa, proszę pani- oznajmił lekarz na kolejnym spotkaniu.

-Słucham?- Agata wytrzeszczyła oczy ze zdumienia -Przecież to może być poważne...

-To jest poważne- poprawił ją.

Kobieta nie wierzyła własnym uszom. Fakt, że Mariusz zostanie kaleką strasznie ją dobił, ale wiadomość o wewnętrznym zakażeniu przygniotła ją doszczętnie.

-Czemu temu nie zapobiegliście?!- wykrzyknęła -Czy on z tego wyjdzie?

-Nie jestem w stanie pani tego zapewnić- lekarz spuścił głowę i zaczął przeglądać jakąś dokumentację.

-Nie rozumiem.

-Proszę pani, osoby o takim stopniu zakażenia zazwyczaj z tego nie wychodzą- podkreślił i spojrzał jej w oczy -Bardzo mi przykro.

Agata nic nie powiedziała, tylko szybko wstała i wychodząc, trzasnęła drzwiami. Miała dość szpitala, chorowania i tych wszystkich lekarzy! Tak bardzo chciała, aby to był tylko zły sen, z którego za chwilę się obudzi. Wróci do normalnego życia. Wróci do domu z mężem, synkiem i Molly. Będzie wdzięczna za każdy dzień i szczęśliwa, czyniąc dobro.

Ale to nie był sen. Nie było dobrego zakończenia ani happy-endu. Pozostała jej wyłącznie samotność...

Miała wiele do zarzucenia. Pretensje do każdego, ale jednocześnie pewność, że nic nie może zrobić. Chciała tylko przy nim być. Ściskać jego dłoń, uśmiechać się i wykorzystać każdą chwilę, która im jeszcze została. Tak krótko mogli się sobą nacieszyć.

Nie minęły 2 tygodnie... Dlaczego ludzkie życie jest tak wątłe i kruche? Chciała to zrozumieć, ale nie była w stanie, pogrążona w żałobie i rozpaczy. 

Pogrzeb był skromny. Ona nie miała rodziny. Była jedynaczką. On również nie posiadał wielu krewnych. Zjawiło się kilku przyjaciół, w tym Krzysiek. Wyglądał koszmarnie. Pewne jest, że czuł się winny, ale tak nie mogło być. Agata krótko z nim rozmawiała. Wszystko sobie wyjaśnili, ale on nie był chętny do przyjęcia wsparcia. Oskarżał się. W przyszłości nie mógł sobie ze sobą poradzić jeszcze bardzo długo. 

Agata patrzyła na rozchodzący się tłum. Ile ludzi ją opuszczało? Opuściła ją przede wszystkim ta najważniejsza osoba... Wówczas była pewna, że nic już nie będzie takie samo. Chowała w grobie ukochanego męża, jedyną miłość swojego życia. Tę młodzieńczą i prawdziwą. Taki sam pozostał już jedynie mrożący krew w żyłach, przeszywający do szpiku kości wzrok byłych teściów.

***  

Jeśli dotrwaliście do końca, to oznacza, że jesteście ciekawi ciągu dalszego, który pojawi się już niebawem.



Czekając na CiebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz