Rozdział 2

15 4 0
                                    

Siedzieli oboje wtuleni w siebie na huśtawce i patrzyli z troską na umorusanego szkraba bawiącego się w piaskownicy. To był ich największy skarb. Na nic innego nie czekali z taką ekscytacją jak na dziecko. Kiedy Tymuś był zadowolony, oni również i chociaż maluch miał dopiero 2 lata i lubił broić w domu, to najważniejsze było jego szczęście, a był tak wesołym dzieckiem, że nie sposób było darować mu kilku wybryków, które zresztą ma na swoim koncie większość dzieci.

Młodzi cieszyli się każdą chwilą spędzoną razem. Paradoksalnie lubili się kłócić, ponieważ po awanturze zawsze przychodziła pora na wylewne przeprosiny i nagle znajdował się pretekst, żeby gdzieś wyjść. Mieli cudowne życie, jednak niestety wszystko, co dobre, szybko się kończy.

-Mama, am am? Papu?- synek trzymał w rączkach łopatkę z piaskiem i chciał przystawić ją do buzi, jednak w ostatniej chwili postanowił spytać się swojej rodzicielki o zgodę. Co za grzeczne dziecko...

-Nie, słoneczko, to nie jest do jedzenia- Agata poderwała się szybko na równe nogi, aby wybić dziecku z głowy pomysł połknięcia ziarenek piasku -Jesteś głodny? Co? Mama pójdzie zrobić papu, ale takie prawdziwe- roześmiała się i wzięła synka na ręce, otrzepała z piasku i zaniosła mężowi na kolana.

-A kto jest najukochańszym synkiem tatusia?- mężczyzna przytulił chłopca, choć ten nie okazywał aż tak wielkiej troski.

Byli małżeństwem od 3 lat, choć znali się o wiele dłużej. Już w szkole średniej Mariusz ukradkiem spoglądał na skromną nastolatkę, wokół której nigdy nie było wianuszka znajomych. Czasami myślał, że odpędza ich swoją urodą, ale to nie była prawda. Agata miała kruczoczarne kręcone włosy sięgające do piersi, bladą cerę i błękitne oczy. Pełna była kontrastów i uroku. Często stała na uboczu, czytając książkę lub po prostu rozglądając się po korytarzu, jakby szukała bratniej duszy, zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, że jest ona tak blisko. 

On był rok starszy i choć od dawna już siedziała mu w głowie, zbliżył się dopiero w klasie maturalnej. Nie miał z kim iść na studniówkę. Tak jak ona był introwertykiem i nie przepadał za tłumami. Miał jednak kilku dobrych kolegów, podczas gdy ona nie miała nikogo.

-Cześć, długo tak sama stoisz?- spytał dziewczynę, przerywając jej lekturę, udając, że wcześniej nie zwrócił na nią uwagi -Co czytasz?

Podniosła głowę i przyjrzała mu się uważniej. Kiedy poczuł na sobie jej wzrok, jego żołądek zrobił fikołka. Mylił się, co do tego, że ona nie wie, że on już od dawna na nią spogląda.

-Nie udawaj, że nie wiesz. Gapisz się codziennie, odkąd pamiętam. Zastanawiałam się, kiedy w końcu się odezwiesz- nie spodziewał się aż tak bezpośredniego zwrotu z jej strony, ale  ucieszył jednocześnie z faktu, że ona musiała również o nim myśleć. Nie była głupia. Pierwszy raz zauważył ją na olimpiadzie z języka polskiego, kiedy była w pierwszej klasie i od tego czasu nie mógł oderwać od niej wzroku -Jestem Agata, ale to już pewnie wiesz?

-Tak się składa, że wiem- poczuł jak się rumieni, zupełnie inaczej sobie zaplanował ich pierwszą rozmowę -Ja jestem Mariusz- podał jej dłoń dla formalności i zapytał -Może zaczniemy od początku?

Ich miłość rozwijała się z każdym nowym dniem. Czuli jak kwitnie między nimi coraz głębsze uczucie, ale w ogóle się nie spieszyli. Poszli razem na jego studniówkę, potem także i na jej. Czuli się świetnie i świata poza sobą nie widzieli. Nie mieli wielu znajomych, mało imprezowali jak na młodych ludzi i cieszyli się wyłącznie obecnością bratniej duszy leżącej obok.

Nie minęło wiele czasu, aż Mariusz jej się oświadczył. Nie miała wątpliwości, co do ich wspólnej przyszłości. Nikogo poza nim nie miała, bo  jej mama była słaba i schorowana. Agata bardzo ją kochała i bała się, że niedługo może i jej zabraknąć.

Miała 23 lata, kiedy wzięli ślub. Wesele było skromne, ale piękniejszego nie mogła sobie wymarzyć. Matka zmarła 2 miesiące później... Pocieszali się wzajemnie podczas żałoby, Agata studiowała administrację, a Mariusz zatrudnił się w firmie budowlanej, snując marzenia o założeniu w przyszłości własnej działalności. Powoli dochodzili do siebie. Zaczęli odkładać pieniądze na dom, który już dawno sobie wymarzyli i cieszyli się z tego, co mają. 

Pojawienie się na świecie ich synka było najlepszym lekarstwem na dotychczasowe problemy i troski. Kochali się coraz mocniej. Przy dziecku nie mieli już czasu na zmartwienia. 

Kobieta wchodziła właśnie do domu, kiedy drogę przecięła jej Molly, ich ukochana suczka, która była przybłędą, ale bardzo szybko się u nich zadomowiła. Wyglądała na młodego mieszańca nie wyższego od przeciętnej długości ludzkich nóg. Agata nie rozumiała, jak można być aż takim bezdusznym, aby to bezbronne stworzenie zostawiać na pastwę losu. Dlatego bez zastanowienia ją przygarnęli. Molly była posłuszna i oddana. Teraz nie wyobrażali sobie, aby mogło jej z nimi nie być. Tymuś również świetnie się z nią dogadywał. Suczka nie okazywała żadnej złośliwości. Sprawiała wrażenie, jakby opiekowała się malcem.

-Hej, ty też domagasz się posiłku?- Agata schyliła się, aby pogłaskać zwierzątko -Poczekaj chwileczkę.

Podeszła do jej miski i dosypała suchej karmy oraz życząc je smacznego zabrała się za przygotowywanie posiłku dla swojej ukochanej trzyosobowej rodzinki.

***

Dziękuję za kolejny rozdział i zapraszam do pozostania ze mną!

Czekając na CiebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz