Spędziliśmy razem miły wieczór, choć w mojej podświadomości dalej tkwiła sytuacja z baru karaoke, gdy miałam wrażenie, jakby Kei zamierzał mnie pocałować. W moim sercu obudził się przeraźliwy lęk, iż niedługo go stracę. Wiem, że przyjaźń nie powinna opierać się na kłamstwie, a tym bardziej jakikolwiek związek. Nie mam pojęcia, czy powinnam się od niego oddalić, porzucić go, aby nie zranić jeszcze bardziej. Choć umysł to mi podpowiada, to moje wnętrze temu zaprzecza, a nawet chce więcej. Podsyca we mnie pragnienie jego bliskości, a wręcz krzyczy. Można powiedzieć, że kłóci się z mózgiem o to, jakie miejsce w moim życiu ma zajmować brunet. Och! Mam ochotę zakopać się pod ziemię i udawać, że nie istnieję. Wiem, wiem, to tylko ucieczka od problemu, jeśli w ogóle tak to można nazwać, lecz nie jestem pewna, co innego miałabym zrobić? Jestem cholerną wariatką, którą zamknęli w klatce, by nie zdechła przez swoją chorą pasję, a przynajmniej tak myślą rodzice i moi lekarze. Zabawne jest to, że rodzice mimo wszystko dalej pozwolili mi malować, co? Nigdy nie będę umiała określić stanu, który zapanował mojej głowie i mogę usprawiedliwiać to trudami, jakie przyniosło mi przed wpadnięciem w anoreksje moje tłuste wówczas ciało, to nadal to zbyt mała wymówka. Czuliście kiedyś w sercu nieznany dotąd mrok? Pojawił się nagle i narastał z każdą chwilą coraz bardziej, aż w końcu was pochłoną? Tylko tak mogę to opisać. Nie wiem skąd przyszło i czy odeszło na dobre. W każdej chwili mogę znów pogrążyć się w ciemności i jedyne, co będzie przynosić mi ulgę, to malowanie. Wcześniej określiłam swoją anoreksję jako zafascynowanie szkieletami, potwornie chudym ciałem, ale to nie jest to. Te ciała ukazywały mi ogromne cierpienie wewnętrzne danego człowieka. Moje anorektyczne ciało przelane na papier pomagało mi wyciągnąć z siebie swój mrok. Mrok i samotność, jaką wówczas odczuwałam. Byłam zupełnie sama (wiem, miałam rodzinę, lecz nie chciałam na nich zrzucać całego mojego bólu, choć i tak do tego doszło). Miałam problemy w szkole, z koleżankami z klasy i z całym światem. Byłam świadoma swojej inności, która nie pozwoliła mi na porozumienie z innymi. Myślami często bywałam gdzieś indziej, w moim własnym wewnętrznym świecie, który był barwniejszy od szarej rzeczywistości. Ludzie wokoło próbowali mnie ograniczyć, usiłowali zamknąć mój umysł w podobnej klatce, jak zamykają każdego innego człowieka, ale ja się temu sprzeciwiłam. Miałam odmienne poglądy na prawie wszystko. Nie widziałam żadnej istoty ani piękna w takich głupotach, jak nauka, ubrania, popularni ludzie, plotki, internet, statusy społeczne, biedni, bogaci, lalka taka, czy inna... Od małego za to kochałam naturę, każdą kroplę deszczu spadającą z nieba, uczucia pomiędzy ludźmi, niezależne od wszystkiego, barwa nieba o poranku, cień lasu rzucany na wodę jeziora... I właśnie dlatego mogłabym żyć wyłącznie sztuką i to ona daje mi radość – jest uniezależniona od jakichkolwiek ram (chociaż wiadomo, że nie każdemu może się spodobać dane dzieło) i wyraża wewnętrzne uczucia człowieka, pozwalając mu je uwolnić oraz uchwycić to, co ludzkie oko nieraz nie potrafi. Na przykład nie pamiętam, kiedy ostatni raz płakałam. Nawet, gdy miałam dziesięć lat i zmarł mój dziadek, którego mocno kochałam. On również malował obrazy, dlatego też jako jedyny w rodzinie był w stanie mnie zrozumieć. Nie opłakiwałam jego śmierci łzami spływającymi po twarzy, a mnóstwem obrazów, które wyrażały mój ból po jego stracie, jak i moje wspomnienia z nim. Wiele osób patrzyło wtedy na mnie jak na ufoludka, a nawet okropną wnuczkę, lecz się tym nie przejęłam. Dziadek zrozumiał by sposób, w jaki wyrażam żal z powodu jego odejścia i to mi wystarczyło. Jak już pisałam, nie było mi również łatwo dogadać się z moimi rówieśnikami – nieraz podczas zabawy z nimi, czy rozmowy, traciłam kontakt ze światem, bo np. usłyszałam śpiew ptaka, który jakby pragnął się ze mną porozumieć, a więc mu chciałam poświęcić tą chwilę. Wszystko potrafiło mnie rozproszyć i sprawić, że to, co działo się wokół mnie nie było istotne. Moje zachowanie spowodowało, że byłam nielubiana – uważali mnie za dziwaka i nieraz irytowało ich moje zachowanie. Ogromnym szczęściem dla mnie było poznanie An i Ju, które pokochały moją inność i ich to nie denerwowało. Gdy zauważały, że już myślami nie jestem z innymi to po prostu uśmiechały się z tego powodu, a potem z chęcią wysłuchiwały moich rozmyślań. Nie krytykowały mnie i mimo problemów, jakie im stwarzałam, to i tak przy mnie zostały. Ja również ich z całego serca pokochałam i nauczyłam się przy nich skupiać się na rzeczywistości, chociaż nadal nie zawsze potrafię to zrobić. Wiem, jak jestem okropna, iż je okłamuję, ale zamierzam wyjawić im prawdę, gdy będę na to gotowa. Co innego jest z Keiem. Przy nim gram bardziej, niż przy moich przyjaciółkach. Niestety jest to o wiele trudniejsze, gdyż mam wrażenie, jakby nieraz jego wzrok przedzierał się przez moje mury i widział prawdziwą mnie, lecz o dziwo nadal nie uciekł ode mnie, co nie zmienia faktu, że nie mogę pozwolić mu na przejrzenie mojej prawdziwej osoby. Nie mam zamiaru oddawać mu swojego serca, a więc nie musi wiedzieć o tym, co mam wewnątrz siebie.
Postanowiłam już co zrobię.
Sayonara*, Kei.
Sayonara* (japoński) - Żegnaj
CZYTASZ
Japońska bajka
Roman d'amour- Jakie jest twoje marzenie? - Chcę mieszkać w Japonii! - A chciałabyś wyjść za Japończyka? - O Matko, to by był piękny sen! A co, jeśli marzenia się spełniają, a sny stają się jawą? Jak ty byś sobie poradził? Poznaj historię o weso...