Moja historia

20 3 0
                                    

   Niedługo potem skończyła się kolacja i Kei z rodzicami wyszedł, kradnąc ode mnie numer telefonu.

  Cóż, nie ukrywam, że dzisiejszy dzień był pełen wrażeń. Kto by się tego wszystkiego spodziewał? Ja na pewno nie. Czuję, że moje życie dopiero się rozkręci. Mam nadzieje, że w pozytywnym sensie, bo negatywnych rzeczy już mi w życiu było za dużo.

  Wzięłam od taty adres i nazwę artystycznej szkoły, o której mi mówił, i usiadłam przed laptopem. Wpisałam w wyszukiwarce te informacje i weszłam na stronę szkoły. Była ona dwujęzyczna, więc lekcje są również prowadzone w języku angielskim, co stanowi dla mnie świetne udogodnienie. Pomimo dwuletniej nauki języka japońskiego na kursie językowym, wciąż nie opanowałam go w odpowiednim stopniu. Podział jest na klasy: architektoniczną, rzeźbiarską i malarską, każda razy dwa (jedna klasa z językiem japońskim, druga z angielskim). Jest, oczywiście, trzyletnie. Aby się dostać trzeba mieć ukończone gimnazjum i zdać egzamin wstępny w postaci, stosownie do klasy, do której miejsca się ubiega, pracy plastycznej. Po rozpoczęciu pierwszego semestru, jeśli jest miejsce, można się ubiegać o egzamin indywidualny. Oprócz zajęć artystycznych są takie lekcje jak matematyka, angielski i trzy dodatkowe, dowolne z podanej listy. W sumie, nie jest źle. I tak w Japonii nie zdaje się matury, ale za to są bardzo wymagające egzaminy wstępne na studia. Eh, nie wiem co o tym myśleć, a czasu mam nie wiele na zastanowienie.

  Wieczorem przyszedł do mnie SMS:

,,Słodkich snów, Ai-chan :)"

  Uśmiechnęłam się i poszłam spać.

  Obudziłam się o szóstej trzydzieści i zwlekłam się z łóżka. Zjadłam śniadanie i poszłam się przebrać. Stanęłam przed lustrem i spojrzałam na swoje wysokie, szczupłe ciało, wyobrażając sobie najpierw te sprzed dwóch lat, a następnie z zeszłego roku. Westchnęłam. Jak człowiek potrafi zmienić się przez dwa lata. A dokładniej: z grubej beczki do szkieleta, ostatecznie kończąc na szczupłym ciele. To długa historia, którą opowiem w skrócie. Zaczęło się na tym, iż byłam zafascynowana chudymi ciałami, wystającymi kośćmi, które pokrywały mnóstwo stron w mych szkicownikach. Wszystko przez to, że przez czternaście lat mojego życia byłam bardzo gruba. W podstawówce i gimnazjum byłam szykanowana przez swój wygląd. Aż w końcu poznałam coś takiego jak anoreksja i w wieku piętnastu lat wylądowałam w psychiatryku przez to, że praktycznie nic nie jadłam i nawet nie chciałam tego robić. Malowałam w szale swoje chude już ciało. Rodzice z troski o mnie, zamknęli mnie w szpitalu. Zrozumiałam, co robiłam i opamiętam się. Po roku, dokładnie w kwietniu mogłam wyjść. Przez ten czas mojego zamknięcia starałam się nadrabiać zaległości, by w połowie kwietnia napisać egzamin gimnazjalny. Poszedł mi całkiem nieźle. Na 200 punktów miałam 164 i dostałam się do dobrego liceum, na drugim końcu miasta wiedząc, że nie spotkam tam nikogo z gimnazjum. Nie myliłam się. W liceum zaczęłam nowe życie, lepsze. Poznałam Ju i An oraz, przez swoją charyzmatyczną osobowość, zyskałam dużą popularność. I to tylko w ciągu czterech tygodni! Nie żeby mi na tym zależało. Najważniejsze, że nikt mnie nie gnębi. Jestem szczęśliwa, taka jaka jestem teraz i z powodu tego, co mam.

  Włożyłam białe jeansy, a do tego luźny i krótki t-shirt w kolorze moich oczu, czyli głębokim niebieskim. Do tego nałożyłam czarną ramoneskę i czarne vansy, lekko się pomalowałam i wyszłam z domu na autobus. Jadę nim do szkoły jakieś 40 minut. Przed nią czekał na mnie, niestety, chłopak z drugiej klasy. Już na samym początku roku się mną zainteresował, a ja staram się go unikać. Nie to, że jest brzydki czy coś, a wręcz przeciwnie - jest wysokim blondynem o jasnych jak lód oczach i z wesołym charakterem. Za takim to laski biegają, jakby za jakąś gwiazdą muzyki pop. Jednak ja staram się unikać chłopaków, no bo kto normalny by się mną zainteresował, gdyby wiedział, że byłam w psychiatryku? Żadnych szans, a wolę nikogo nie okłamywać. Minęłam go więc szybkim krokiem z słuchawkami na uszach, udając, że go ani nie widziałam, ani nie słyszałam. Dzięki Bogu, nie poszedł za mną. Weszłam do szkoły i dość często witałam się z różnymi osobami. Gdy podeszłam pod klasę, w której mam lekcje, usiadłam przy ławce, zauważając obok niej moje przyjaciółki. Przywitały się ze mną i pytały, jak się czuję. Chwilę potem zaczęła się moja pierwsza lekcja - angielski. Dziś, w sumie, mam ich tylko sześć i kończę o czternastej. Po szkole skoczyłam z dziewczynami na kawę i herbatę do kawiarni, a następnie wróciłam do domu, gdzie zjadłam obiad i odrobiłam lekcje. Gdy skończyłam, wzięłam do ręki ołówek oraz szkicownik i zaczęłam rysować. Najpierw skośne, czarne oczy, potem nos lekko skierowany ku górze, wąską górną wargę i nieco pełniejszą dolną. Potem kształt twarzy, a następnie dłuższe, czarne włosy w nieładzie. Nim zorientowała się, co rysuje, w moje oczy patrzył Kei. Zabawne. Mimo, że lubię Japonię, rzadko rysuje Azjatów. Dlaczego akurat jego?

Japońska bajkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz