2. Kol

2.1K 86 7
                                    

Kiedy mojej kochanej siostrzyczce uruchomił się instynkt macierzyński, ja zajełem się sprawami bardziej wampirzymi?
Razem z braćmi pozbyliśmy się naszej kolacji, przepisaliśmy posiadłość na kuchareczkę i powiedzieliśmy wszystkim, że właściciele pojechali na długie wakacje, a my jesteśmy dalekimi krewnymi, którzy przyjechali w odwiedziny, na dłuższy czas.
Po tym wszystkim do miasta wróciły dzieci, które zaraz bądą kolacją.
Te wrzeszczące, piszczące i bezczelne bachory, weszły i zaczęły znęcać się nad służbą, która ledwo wnosiła ich bagaże.
Jak teraz tak o tym myślę to.. nieee my wiśniaków lepiej traktowaliśmy. To znaczy tak mi się wydaje, bo moja trumna leży w nienaruszonym stanie.
Kiedy wszyscy weszli, kucharka zabrała córkę i drzwi zostały zamknięte wyszliśmy z ukrycia i pożywiliśmy się, gdy nagle..
Wydarzyło się coś bardzo dziwnego.
Z zabitych dzieci zaczęły wychodzić jakby ich duchy. Długie, przerażające smugi, które posuwały się w stronę schodów.
- Co to?
- Co się dzieje?
- Gdzie dziecko?
- W pokoiku.. - Rebekh'a pobiegła, a ja ruszyłem na smugami.
Bekha wtuliła w siebie Carle, ale to nie pomogło. Te dziwne smugi, jakby weszły w tą małą bestie, na co ona się uśmiechnęła.
Nikt nie rozumiał tego co właśnie się stało, ale mi coś świtało. To może być magia.
- Trzeba ją zabić - oznajmił Nik, stojąc w progu.
- Nie! A co jeśli to wyjdzie z niej i przeniesie się gdzieś jeszcze? Nie nie zabijesz jej, ani ty, ani Kol, ani nikt inny.
Wróciliśmy na dziedziniec, gdzie Elijah i Finn prowadzili wywyad z służbą.
- Ta rodzina nie była zwyczajna - zaczął Finn. - Byli tacy jak my kiedyś. Ich magia przeszła na ostatniego żyjącego członka rodziny.
- Carla jest potężną czarownicą - zrozumiałem.
- Ale gdy zabiliśmy rodziców..
- Mogliśmy tego po prostu nie zauważyć - odpowiedział Elijah, hipnotyzując ostatnią osobę.
- I w tym momencie zostaje sprzymierzeńcem Carli - oznajmiłem i podeszłem do Rebekh'i. - Nikt jej nie zabije.

6 lata później

I tak przez 6 długich lata zadomowiliśmy się i wychowywaliśmy dziecko. Z roku na rok Carla wymagała od nas coraz więcej.
Rebekh'a ustaliła podział obowiązków, na który nie zgodzili się Finn i Niklaus, jednak ten drugi został wybrany przez Carle.
Więc wyglądało to tak: Rebekh'a się z nią bawiła i uczyła od małego bycia kobietą, Elijah uczył ją zachowania przy stole i w towarzystwie, nie rozumiem po co to, no ale cóż, ja próbowałem nauczyć ją zaklęć, ale to trochę trudne, natomiast Klaus, nie robił nic, a i tak Carla lubiła spędzać z nim czas. Nik malował swoje obrazy, a Carla siadał spokojnie na podłodze i w ciszy podziwiała. Klaus'owi chyba się to podobało, bo nigdy jej nie wygonił, a czasami nawet pozwalał dotknąć jej pędzlem płutna, ale to był żadkie.

Także przez sześć lata nikt nie został zasztyletowany i nikt nie słyszał o Mikael'u, żyć nie umierać. Śmiesznie to brzmi kiedy i tak już umarłeś.

Dziś odbywa się bal założycieli, na który jesteśmy zaproszeni, gdyż ponieważ przez ostatnie lata braliśmy czynny udział w wzbogacaniu miasta.
- Gotowi? - zapytał Elijah, czekający z Finn'em na wszystkich pozostałych.
- Już idę - odpowiedziała Carla i wbiegła na schody przede mną.
Z tego rozpędu wyszło tylko tyle że spadła ze schodów.
Gdy wszyscy się żucili żeby ją złapać, ja ugryzłem się w ręke i dałem jej krew.
- Co ty robisz?!
- To co muszę. Carla wszystko dobrze? - zapytałam i spojrzałem w jej oczy. - Zapomnisz że piłaś krew.
- Nic mi nie jest. Sukienka jest cała? - wstała i zaczęła oglądać sukienkę.
Jakim prawem Rebekh'a ubrała to ledwo sześcioletnie dziecko w gorset?
- Oddychasz w tej sukience? - zapytał Finn.
- Tak, jeszcze tak.
- Że ktoś zrobił gorset dla takiego dziecka..
- Nigdy więcej tego nie rób - powiedział Elijah wyraźnie do mnie.
-

Czego? - zapytałem, udając głupiego.
- Wszystkiego.
- Dobrze, a czy teraz możemy już iść? - zapytał najstarszy z baraci.
- Jeszcze kuchareczka z córką.
- Ty naprawdę je zaprosiłeś?
- Kobieta chciała lepszego życia dla córki, znajdziemy jej męża. Najwyższy czas. Elizo, czy Twoja córka nie powinna już wyjść za mąż? - zapytał Niklaus, gdy kobieta wyszła na dziedziniec.
- Naturalnie, Panie Niklaus'ie.
- Przynajmniej Pani się ze mną zgadza.
- Koniec zbędnych rozmów, zaraz się spóźnimy.
- I tak zawsze na nas czekają.

Ostatecznie w końcu wsiedliśmy do powozów i ruszyliśmy w kierunku posiadłości Labonair'ów.

Stwierdzenie Rebekhi było prawdziwe, wszyscy czekali na gwiazdy wieczory. Nie wiem czy bardziej patrzyli się na nas, czy na sześcioletnke dziecko, które miało na sobie gorset. W ogóle kto tu wpóścił dziecko? A tak my.
Między ludźmi dostrzegłem Meri-Ann, która miała przygotować coś specjalnego.
- Wybaczcie - odeszłem od rodzeństwa. - Witam, Panią - ucałowałem dłoń Meri-Ann. - Udało się?
Odeszliśmy razem na ubocze.
- Powiedz tylko dlaczego tego potrzebujesz.
- Dla Carli.
- Tego małego dziecka?
- Dokładnie.
- Proszę - podała mi małe pudełeczko. - A teraz daj mi to co obiecałeś.
Niestety obiecałem jej czarnomagiczny przedmiot z mojej prywatnej kolekcji.
- Jutro przyniosę. Zaufaj mi.

Carla Nikol Mikaelson | zakończone |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz