4. Niklaus

1.8K 73 0
                                    

Usłyszałem coś dziwnego, ale zbagatelizowałem to, jednak po pewnym czasie zauważyłem, że nie ma na sali Kol'a i usłyszałem płącz dziecka.
Ruszyłem w kierunku płaczu, gdy nagle w oddali zauważyłem dziwne ruchy.
To wilki, od lat o nich nie słyszałem.
Płacz ucichł, więc przyśpieszyłem.
Zobaczyłem Carle i stojącego kawałek dalej patrzącego na nią wilka. Zaatakowałem go.
Przewróciłem, ugryzłem, a teraz umiera w cierpieniu.
Podeszłem do Carli. Przerażone dziecko, które nie rozumiało co właśnie się stało wtuliło się we mnie. Miałem zabrać ją do posiadłości, ale w drodze spotkałem Elijah'e.
- Znajdź Kol'a.
A na uboczu posiadłości dostrzegłem Finn'a.
- Wilki, znajdź Rebekh'e.
Zrozumiał.
Chwilę później czałą czwórką byliśmy w domu i czekaliśmy na Elijah'e i Kol'a.
- Rebekh'a weź Carle. Idę po nich.
- Nie - odpowiedziała sześciolatka i mocniej się wtuliła.
- Ja pójdę - żekł Finn.
- Tylko mnie nie osłabi ugryzienie.
- Słyszę ich - przerwała Rebekh'a.
Finn wybiegł przed dom, po chwili zaraz z Elijah'ą weszli z rannym Kol'em.
- Kol! Co mu się stało? - zapytała Carla, gdy go ujrzała.
- Długo by opowiadać - odpowiedziała Rebekh'a.
- Połużcie go gdzieś.
- Klaus, daj mu krew - zażądał Finn. - Rebekh'a idź z Carlą do pokoju.
Carla w końcu się póściła i poszła z Rebekh'ą. Ugryzłem się w nadgarstek i przyłożyłem go do ust brata.
Po chwili nic już go nie bolało.
- Co wydarzyło się w lesie? - zapytał Finn.
- Usłyszałem krzyki i poszedłem w ich kierunku, gdy doszedłem do celu zobaczyłem jak sześć osób zamienia się w wilki. Nie widziałem ich od dawna, a okazało się że są pod naszym nosem.
- Powinniśmy wyjechać. Teraz znają prawdę.
- Tak samo jak my nie chcą by prawda o nich ujrzała światło dzienne. Nie mamy nic do stracenia.
- Trzeba podpisać z nimi rozejm - podsumował Elijah.
- Nadal uważam, że powinniśmy wyjechać - sprzeciwił się Finn popijając whishy.
- A ja przygotuję pismo.
- A ja sprawdzę co z Carlą.
- Uważaj, poszła za tobą do lasu, przeżyła wstrząc - na moje słowa Kol z przerażeniem pobiegł do jej pokoju.
- Zasnęła, dużo dzisiaj przeszła, nie budź jej, niech się wyśpi - słyszałem co Bex mówi Kol'owi.
- Na szczęście nie zgubiła bransoletki. Muszę coś załatwić, wrócę rano.
I tak skończył się kolejny dzień wieczności.

Przez pół dnia w całej posiadłości czuć było pączki, Kol użył perswazji na wszystkich cukiernikach, żeby poprawić humor Carli, przy której siedział do momentu jej przebudzenia.

Pobawiliśmy się trochę w kochającą rodzinkę i wróciliśmy do normalności. Do naszej normalności. Labonair'owie, jak się okazało wilki, podpisali porozumienie, także nadal możemy spokojnie pomieszkiwać w Luizjanie. Jeden problem z głowy, ale jest jeszcze Carla. Ostatecznie po długich sprzeczkach, postanowiliśmy nie mieszać dziecku w głowie i zostawić drastyczne wspomnienia, to tak bardzo w moim stylu..
Jednakże postanowiliśmy również małymi kroczkami wdrażać ją w naszą normalność.
Więc już wie że nie jest naszą siostrą, córką czy jak kto jeszcze myślał, ale nie wiem że jej kochany, tak mi się wydaje, że kochany Kol zabił jej matkę, a ja jej ojca, no i że wszyscy zabiliśmy jej rodzinę, ale kiedyś się dowie.

4 lata później

Zbliża się kolejne święto założycieli. Oczywiście co roku jesteśmy zapraszani i co roku przychodzimy. Dzisiaj mija dekada od kiedy się tu sprowadziliśmy. To były coduwne lata. Dziesieć lat szczęćsia, pomimo wszystkich i wszystkiego, przez dziesieć lat prawie wcale nie myślałem o Michaelu.
- Płotka głosi że jakiś wampir zabija wszystkich mieszkańców, po kolei jeden za drugim, jest coraz bliżej Nowego Orleanu.
Słyszałem jak Kol z kimś rozmawia, ale zbagatelizowałem tą wiadomość.

Wieczorem udaliśmy się na przyjęcie. Jak zawsze byliśmy mile witani. Elijah wzniósł toast i wszyscy dobrze się bawili. Do czasu. Jak zwykle. Do czasu.
Nagle wszyscy usłyszeli krzyk i do sali wszedł z głową w ręku, niezapowiedziany gość.

Carla Nikol Mikaelson | zakończone |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz