5. Carla

1.6K 72 2
                                    

Do sali wszedł mężczyzna poplamiony we krwi i z ludzką głową w ręku.
- Zamknijcie wszystkie wejścia, nikt nie może opóścić tego pomieszczenia - rozkazał Finn, a czarownice mocą zamknęły drogę ucieczki.
- Czy możemy porozmawiać jak cywilizowani ludzie? - zapytał spokojnym tonem Elijah.
- Po twoim wyglądzie, stwierdzam że odpowiedź brzmi 'nie' - odpowiedział Nik.
- Ty benkarcie, nie mów nic za mnie! - i żucił się na Klausa.
A zaraz za nim wskoczył na niego Elijah.
Rozpoczęła się bitwa. Pięć osób przeciwko jednej, a pomimo to ta jedna cały czas wygrywała.
Mężczyzna najpierw złamał kark Bex, a potem Kol'owi, co mnie zazłościło.
Zdjęłam więc bransoletkę od Kol'a i poczułam jak moja moc się uwalnia.
Mocą umysłu zaczęłam sprawiać mu ból.
- Phasmatos incendia - wypowiedziałam zaklęcie, które sprawiło że okrążył go ogień. - Motus - teraz podniosłam rękę do góry, a razem z nią uniusł się cierpiący z bólu mężczyzna i sprawiłam, że ogień który go otacza, kręci się spirajnie dookoła niego. - Dłużej nie dam rady!
Zaczęłam trącić siły i czułam że z nosa leci mi krew. Kol który chwilę wcześniej się ocknął podszedł do mnie i złapał mnie za rękę, dzięki czemu czerpała moc z niego.
- Co mam teraz zrobić? - zapytałam chłopaka.
- Zabij - odpowiedział.
- Ale ja nie umiem. Nie uczyłeś mnie tego.
Zaczęły podchodzić do nas kobiety które mamrotały coś pod nosem. Podobno to zakręcie.
- Czego go nie zabijecie? - zapytał zdenaewowamy Kol.
- Nie mamy takiej mocy, nawet razem. Możemy jedynie wyczyścić mu pamięć i wysłać go w inne miejsce.
- Możemy go zasztyletować - wtrącił Niklaus i wyją sztylet z marynarki.
- Nosisz je przy sobie? - zapytał teraz zirytowany Kol.
- Czasami się zdarza.
- To będzie rozwiązanie na kilka lat - wyjaśnił Elijah.
- Zawsze to coś.
Zaklęciem wyrwałam srebro z ręki hybrydy, sprawiłam że zapłonęło co by lepiej działało. Opóściłam mężczyznę na ziemię i ponownie otoczyła go ognista pętla. Pozostałe czarownice w dalszym ciągu zadawały mu ból.
Ruszyłam w stronę pętli a Kol razem ze mną.
- Ogień może mnie zabić, dalej musisz poradzić sobie sama - puścił moją dłoń, a ja poczułam lekką utratę siły, ale szłam dalej.
Ogień rozstąpił się przede mną. Nachyliłam się by wbić srebro, ale mężczyzna złapał moją rękę i zaczą walczyć.
Żeby sobie ułatwić złamałam mu kark, co przy 'normalnych' wampirach działa co najmniej pół godziny, ale przy nim nic nie wiadomo.
Gdy już wbiłam kawałek sztyletu, mężczyzna się ocknął.
Wpadłam w furię, co wyczuła moja magia. Nie kontrolując już siebie wcale, maglia zaczęła dosłownie ze mnie wychodzić. W końcu zobaczyłam przerażenie w oczach napastnika. Moja moc uniósła mnie w górę.
Nienaturalnie się wygięłam wypuszczając z siebie całą moją moc, a następnie wchłonełam całą magię z pomieszczenia, dzięki czemu stałam się silniejsza niż wcześniej. Nie wchłonełam całej mocy, część otoczyła mnie, mężczyznę i sztylet. Przeniosłam nas na jakąś pustynie, nie zwykłą tylko lodową, w pierwszej chwili było okropnie zimno, ale po chwili przestałam to czuć.
Mój umysł zaczą torturować oprawce, zobaczyłam jego ból, a to jeszcze bardziej mnie napędzało. Wyczyściłam mu ileś lat, nie wiem dokładnie ile ale na pewno pół dekady. Mocą wbiłam w końcu i ostatecznie srebro.
Stary Mikaelson zrobił się szary, czyli wszystko wyszła dobrze.
Teraz trzeba jakoś wrócić do Nowego Orleanu.

Carla Nikol Mikaelson | zakończone |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz