Samochodowe Zamieszanie

448 43 23
                                    

🧡🧡POV MIKO🧡🧡

Następnego ranka szykowałem się do szkoły ze szczególną dbałością. Przeszesałem rękami moje brązowe, krótkie włosy oraz wpiąłem w nie małą spinkę, którą dostałem od mamy.

Była ona koloru pomarańczowego z małym kwiatuszkiem pośrodku. Płatki były ozdobione małymi koralikami, a środek śliczną brązową wstążeczką.Bardzo lubiłem tą spinkę, bo przypominała mi o tym cudownym miejscu, które pokazał mi Ivan.

Mam wrażenie, że te miejsce skrywa jakieś ważne tajemnice.Kiedy spędzałem tam czas, wszystko tak jakby nabrało kolorowych barw. Po porostu, ta polana jest magiczna... Może to głupie i doprawdy nieprawdopodobne, ale moim zdaniem te miejsce skrywa jakieś sekrety, które warto odkryć...

Nagle z kuchni dobiega głos Marcela:

—Miko! Szybciej! Niedługo zaczynają Ci się lekcje!Jeśli chodzi o babeczki, to już Ci je zapakowałem do samochodu.

—Dobrze, już schodzę! —odkrzyknąłem,biorąc plecak na ramię i zbiegłem na dół.

—Słuchaj braciszku, jesteś pewny, że nie chcesz, abym to ja poprowadził? —pyta troskliwie.

—Jestem tego pewny, Marcel. Nieraz już jeździłem—odpowiadam pewny siebie.

—No tak, ale zawsze się boisz siedzieć za kierownicą, a ostatnio o mało nie rozjechałeś rowerzysty!

—Jestem amatorem, okej? —po tych słowach, biorę kluczyki od samochodu i wsiadam do auta, odpalając silnik.

—Tylko ostrożnie! —krzyczy Marcel z powagą.

—Jasne!

Tylko nic nie rozjedź, tylko nic nie rozjedź... Te słowa zaprzątały moją głowę... W głębi duszy naprawdę boję się jeźdźić,jedynie udaję pewnego siebie, aby nikt nie pomyślał, że sobie nie poradzę... Ale tak naprawdę strach mnie oblatuje, kiedy wsiadam za kółko... Nie przepadam za prowadzeniem samochodu, ale   myślę, że szesnaście lat to już wystarczająco dużo, by próbować kierować auto.

Często, kiedy wsiadam za kółko, to Marcel zakłada kask rowerowy,co dla mnie jest śmieszne! Wiem, że nie umiem jeździć! Czy to jest jakaś forma żartu?! Czy po prostu chce pokazać, że jeździ znacznie lepiej?Jeszcze mu pokażę!

Jadąc nagle usłyszałem wołania i krzyki:

—Uwaga! —szybko wcisnąłem hamulec i  samochód zatrzymał się z piskiem opon.

Wysiadłem, kierując się na tyły, by zobaczyć, czy nie spowodowałem wielkiego wypadku...

—Halo, czy wszystko dob... Ivan?! —pytam ze zdzwieniem na twarzy.

Co on tutaj robi? Czy to coś poważnego? Czy aż tak bardzo nie umiem jeźdźić? Czy życie, jak zwykle daje mi w kość i akurat wpadłem na tego psa?

Widziałem, że nie stało się nic złego.Ivan tylko miał lekko zadrapane kolano, ale wszystko było w porządku... Boże, może Marcel ma rację, że nie umiem jeźdźić...

—M-Miko?! —pyta z niedowierzeniem fioletowowłosy chłopak—Ty prowadzisz?!

—Chyba raczej próbuję prowadzić...—poprawiam go— Nic Ci nie jest, Ivan? —pytam, po czym podaję mu rękę.

—Nic mi nie jest, tylko trochę zadrapałem kolano, ale wszystko dobrze—uśmiecha się i mierzy mnie wzrokiem tymi swoimi, fioletowymi oczami

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

—Nic mi nie jest, tylko trochę zadrapałem kolano, ale wszystko dobrze—uśmiecha się i mierzy mnie wzrokiem tymi swoimi, fioletowymi oczami. —Od kiedy uczysz się jeździć?

—Um...Od niedawna... Jestem amatorem...

—Właśnie widzę—zaśmiał się, a na mojej twarzy przemycił się mały rumieniec. —Może teraz Ci pomogę i ja poprowadzę, nie chcemy przecież kolejnej kolizji, prawda?

—Pfff! Nie lubię prowadzić, więc rób, co chcesz, ale nie zniszcz samochodu!

Zaśmialiśmy się, po czym wsiedliśmy do samochodu.

Droga mijała w ciszy, ogromnej ciszy... Lecz nagle odezwał się głos fioletowłosego:

—Tak właściwie, to czemu postanowiłeś pojechać samochodem?

—Alan chciał, abym przywiózł babeczki, które upiekłem—mówię spokojnie. —Aż 280 sztuk!

—Wow! Po co mu aż tyle?! —pyta z niedowierzaniem  Ivan.

—Podobno jego ciotka organizuje przyjęcie. Każdy przynosi swoje smakołyki. Alan postawił na babeczki, lecz nie mógł ich zrobić, bo na weekend wybrał się z Angarem i Melcią nad morze.

—Och, okej rozmumiem—pokiwał głową. —Mam nadzieję, że przynajmniej babeczki Ci wyszły, w przeciwieństwie do dzisiejszej jazdy—zaśmiał się, na co ja pacnąłem go w czoło.

—Cicho, idioto—śmialiśmy się na cały samochód, w ten sposób droga minęła nam bardzo szybko.

Byliśmy już przed szkołą, a gdy wysiadłem, od razu podbiegł do mnie Alan wołając promiennie i radośnie:

—Miko, Miko! Jak Ci poszły babeczki? —pyta, łapiąc mnie z ramię.

—Sam zobacz—mówię, po czy otwieram bagażnik, by pokazać ilość wypieków.

—Wow! Mordeczko nie przesadziłeś trochę? —Angar złapał się za głowę z niedowierzaniem.

—Czy ja wiem? Moja rodzina bardzo lubi wypieki! Nie wspomnę o babeczkach! Myślę, że tyle sztuk wystarczy na przyjęcie.

—Napiekłeś się, Mikuś—mówi Ivan z uśmiechem na twarzy i malutkim rumieńcem na policzku.

Wszyscy we czwórkę ruszyliśmy  w stronę budynku szkoły.
Szedłem korytarzem, szukając swojej szafki, lecz nagle, ktoś złapał mnie za rękę.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziękuję za przeczytanie! 💖💖💖Mam nadzieję, że rozdział się podobał☺️Dajcie znać, jeśli macie jakieś pomysły na przyszłe rozdziały🌺🌺🌺
Jak myślicie... kto zatrzymał Miko ? Czekam na Wasze teorie💖💖❤️❤️💖💖Bayo i do zobaczenia w kolejnych!

Młodzieniec o smutnych oczach {MikoxIvan} Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz