Drogą Ku Szkolnej Ławce

578 50 18
                                    

   
—–—Perspektywa Ivana——

    Z racji tego,że wczorajsza ulewa nie ustawała,Mikołaj zaproponował mi nocowanie u niego w domu. Byłem mu za to wdzięczny,nie tylko dlatego,że nie naraził mnie na przemoknięcie,czy potencjalne przeziebienie się,ale i również za wspólne spędzenie czasu wieczorem,kiedy to razem...co prawda, z Marcelem obok,graliśmy w różne planszówki. Godziny mijały,jak minuty,natomiast te,jak sekundy. Czas przelatywał tak szybko,że zanim się obejrzałem nastała godzina siódma rano,a co za tym idzie poniedziałek, a zarazem zajęcia w szkole.

    Niewyspany wygramoliłem się z kanapy,po czym na rozgrzewkę wykonałem kilka pompek na  drewnianej,świeżo-wypastowanej podłodze pokoju gościnnego.

    Nienawidziłem dni,w których nie wykonałem treningu.Czułem się wtedy wymęczony,a większość osób z którymi w tym czasie się spotykałem,zwracała mi uwagę,że bujam z głową w chmurach lub, że jestem najzwyczajniej nieobecny.

    Nagle w pokoju rozległ się dźwięk pukania do drzwi.

—Proszę—odparłem,na co te natychmiast się otworzyły,a zza nich wychylił się niewielkich rozmiarów kotołak.

—Kundlu! Ubrałbyś się! –wrzasnął zdenerwowany,jednocześnie ukrywając swoje zarumienione policzki.—Z-zaraz idziemy do szkoły,idioto! Co ty sobie wyobrażasz!?—odburknął.—Idziemy na piechotę,więc pośpiesz się!

    Na jego słowa jedynie wydałem z siebie cichy chichot.

—Hahah,pan przewodniczący nie chce się spóźnić,co?—posłałem mu szeroki uśmiech.—Przynajmniej miałeś okazję zobaczyć,tą sylwetkę bez koszulki.

    Wyprostowałem się,jednocześnie ukazując swoje mięśnie na brzuchu i ramionach. Co,jak co,ale preferowałem spanie bez koszulki.Strasznie denerwowało mnie uczucie pocierania materiału o materiał. Poza tym,w domu Mikołaja było naprawdę gorąco,przez co nie mogłem zasnąć,jednocześnie będąc opatulonym w ciepłą pidżamę.

—I-Idiota!—wykrzyknął zdenerwowany,po czym trzasnął drzwiami,na co niedaleko wiszacy obraz spadł na podłogę.

***

—Pamietaj,aby zjesć wszystko,brat.Nie chcę abyś najadał się jakiś fast food'ów na mieście! Zdecydowanie za dużo kebabów zjedłeś w tamtym tygodniu—Marcel zwrócił się ku Miko,po czym oparł ręce o biodra.—Potem znowu bedziesz narzekać,że boli cię brzuch.

—Ugh! Daj spokój, Marcel, nie mam już pięciu lat!—kotołak naburmuszył policzki,po czym tupnął stopą o podłoże.—Ale no już niech ci będzie,hmpf...

—To jak,idziemy Miko?—zapytałem,na co dwie pary oczu zwróciły się ku mnie.—Jest juz dosyć późno,a powiedziałeś,że idziemy piechotą,więc...

    Ten ma moje słowa jedynie wręczył mi pudełko z kanapkami,po czym odrzekł:

—Spakuj sobie śniadanie,Ivan. Mój brat przyrządził posiłek,jak widzisz starczyło i dla ciebie—Co do tego... —po chwili wytężył wzrok na zegarek,na co jego oczy,zrobiły się duże, niczym 5-złotowa moneta.—Z-za piętnaście minut z-zajęcia!?—Mikołaj zająkał się,po czym pewnie złapał mnie za rekę, ciągnąc mnie ku drzwiom wyjściowym.
—Idziemy! Zaraz spóźnimy się przez ciebie,idioto!—odburknął obrażony,natomiast z moich ust wydobył się cichy chichot, spowodowany zachowaniem kotolaka.

***

    Dzisiejszy dzień nie dawał o sobie oznak wczorajszej ulewy. Promienie słońca były tak silne,że mogły razić w oczy przeciętnego obserwatora. Natomiast temperatura z racji tego,że była bardzo wysoka, powodowała upał na całym ciele.

Młodzieniec o smutnych oczach {MikoxIvan} Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz