Potrzebna Pomoc?

365 39 62
                                    

Perspektywa Ivana

Przejeżdżałem przez uliczki starego miasta w ciemny wieczór. Pot zalewał moje czoło, a w lusterku samochodowym można było zobaczyć grymas, malujący się na mojej twarzy.

Mocniej nadepnąłem na gaz, aby jak najszybciej dotrzeć do miejsca zdarzenia.

Nie miałem wyjścia. Muszę uratować Miko. Nawet jeśli kosztowałoby to utratą życia, to i tak poświęcę swoje serce, by go chronić.

Jest dla mnie światem, miłością, całą duszą moją... Nie chcę, aby promyczek mojej nadziei odszedł... By powód mojego istnienia stracił jakikolwiek sens...

Z moich zamyśleń wyrwał mnie widok restauracji, o której opowiadał mi Marcel.

Była ona raczej stylu staroświeckiego. Miała duże okna, które po części zasłonięte były czerwonymi firankami,a do drzwi prowadziły granitowe schody.

—Miko, oby nic co się nie stało—powiedziałem do siebie i zacząłem powoli iść w stronę wejścia.

Wszedłem do środka, ręce mi się trzęsły, a kropla potu lała się z czoła, lecz ku mojemu zdziwieniu, nie zauważyłem ani Mikołaja, ani Rigiego... Czyżby gdzieś poszli... Nie mam pojęcia...A może jest już za późno... Nie dotarłem na czas?

—Przepraszam, w czym mogę pomóc? —pyta mnie promiennie kelnerka, trzymająca tackę w dłoniach.

Postanowiłem, że zapytam kobietę, o pomoc. Może widziała Miko... Jego zdrowie jest dla mnie teraz najważniejsze!

—Przepraszam,czy widziała pani może takiego,niskiego, małego kotołaka? —pytam z lekką nadzieją.

—Och, tak—mówi szybko. —Był tutaj taki kotołak z jednym chłopakiem o granatowych włosach.

—Wie może pani, gdzie poszli?

—Wyszli kilka godzin temu, widziałam, że kierowali się w tamtą stronę—mówi, po czym pokazuje mi palcem na okno, w którym widniała mała ścieżka.

—Dziękuję, pani bardzo—wychodzę szybko, trzaskając drzwiami.

Idąc, miałem wrażenie, że ta ścieżka jest mi znajoma... Być może już raz tutaj byłem... Ale nie pamiętam kiedy...

Wiatr szumiał ciche melodie, a na mojej skórze pojawił się nieprzyjemny dreszcz... Chłód opanował moje ciało, dlatego mocniej zakryłem się bluzą.

Moje stopy prowadziły mnie przed siebie,a depcząc po gałęziach, słyszałem charakterystyczny dźwięk łamania.

Powoli docieram do celu, idę szybciej... Zaczynam biec. Podejrzana siła ciągnie mnie przed siebie. A przed moimi oczyma widać tylko twarz  Mikusia...

Łapię oddech, nie mam siły już biec... Nagle przede mną ukazał się ogromny zamek.

Ach, już sobie przypomniałem! Ta ścieżka prowadziła do domu Rigiego. Pamiętam, jak z Mikołajem, Alanem i tym idiotą Rigim, szliśmy właśnie tą ścieżką. Nic się nie zmieniła, ale co miałoby się zmienić... Jedyne, co to po prostu wyleciała mi z głowy...

Młodzieniec o smutnych oczach {MikoxIvan} Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz