Rozdział 4.

193 27 55
                                    

Cóż za rozkosz w kruży wina!

Gdy mi głowa się zaprószy,

Śpiew taneczny zabrzmi w uszy,

A Cytera jeszcze znęci,

Tańczę, hulam bez pamięci."

Do Dionizosa, Anakreont


Na widok braci Dionizos czuł niepokój. Hermes był komfortowym towarzystwem, miły i uprzejmy, nigdy nie lubujący się w przemocy. Ale ci dwaj...Apollo nie raz działał obsesyjnie, tymczasem Ares po prostu kochał rozwałkę. Musiał być ostrożny.

Bóg wina uśmiechnął się błogo. Dopiero teraz zauważył, że wśród braci stoi także trzeci przybysz. Chłopiec był drobny, a jego muskulatura była raczej nikła. Patrzył na niego z niepokojem, który starał się ukryć za nerwowym uśmiechem. Jakież on miał piękne oczy.

- Ja też tu jestem – oznajmił Hermes, odrzucając kaptur. - Na kosmos, przyprowadziłeś nawet Apolla.

Dionizos obawiał się Apolla chyba nawet bardziej, niż Aresa. Głównie dlatego, bo był to potężny bóg, przy czym często zachowywał się tak nieprzemyślanie, że aż chaotycznie. Apollo chyba myślał o nim podobnie, bo spoglądał na niego czujnym spojrzeniem. Ciekawe, czyżby jego też spotkał podczas swojej długiej wędrówki?

- Dałem się namówić – bóg słońca uśmiechnął się do Hermesa. - Nie pamiętam, kiedy ostatni raz rozmawialiśmy, bracie.

Hermes prawie się uśmiechnął. Znali się długo, w zasadzie Apollo był pierwszym bogiem, który poznał Hermesa już jako dziecko. Połączył ich spór, jednak udało im się go pozytywnie rozwiązać i od tej pory mieli raczej dobre stosunki. Zapewne to praca wpłynęła na brak czasu na pogaduszki. Z drugiej strony boski goniec był inteligentny i na pewno dostrzegał w Apollinie tę samą niestabilność, którą widział Dionizos.

Dostawiono krzesła, wezwał wino i wszyscy usiedli przy stole, na którym wciąż leżały rozsypane karty. Piękny chłopiec zajął miejsce obok Apollina, niepewnie przyglądając się pozostałym bogom. Ah, przecież to musiał być ten kochanek, o którym plotkowali ostatniej nocy biesiadnicy.

- Faktycznie jesteś śliczny – skomplementował go Dionizos.

Miał nadzieję, że nie będzie miał mu za złe nadania mu głównej roli w dzisiejszym przedstawieniu. Zresztą, Apollo powinien zastanowić się dwa razy, kiedy zabierał tu ze sobą śmiertelnika. W dodatku tak bardzo niewinnego.

Ten bezpośredni komplement sprawił, że wspomniany oblał się rumieńcem, a Apollo obrzucił go ostrzegawczym spojrzeniem. Dionizos jednak wziął do ręki kielich i rozsiadł się wygodnie na krześle. Chłopak patrzył na Apollina, szukając odpowiedzi.

Był tak uroczo zagubiony!

- Afrodyta stale o tobie opowiada – wyjaśnił mu przepraszająco Hermes.

Cóż, to by miało sens, skąd mieszkańcy Tracji wiedzą o jakimś romansie w Sparcie. Bogini miłości uwielbiała takie sensacje, a fakt, że uczepiła się Aresa jak rzep, wyjaśniał, co robiła na jego ziemiach.

- Jest to do bólu irytujące – trajkotał Ares, jak zwykle, gdy zaczynał pić. - Zastanawiałem się już nawet, czy go nie zabić, żeby już przestała, ale wtedy nici z mojej wojny...

Dionizos roześmiał się, wcale nie udając rozbawienia.

- Jak dobrze, że jesteś materialistą – odpowiedział wesoło i rozlał wino do kubków. - Możemy wypić za twoją wojnę.

Historia o słodkim szale, trzeźwej kukułce i pieśni winaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz