„I gdy mu nie dasz ofiar, co bogom przystoją,
W tysiąc sztuk rozszarpany, zbroczysz las krwią twoją;
Własna matka dla ciebie okaże się sroga,
I stanie się, co mówię, bo nie uczcisz boga."
Przemiany, Owidiusz
Dionizos powiedział Penteuszowi, że bachantki atakują tylko mężczyzn, ponieważ kobiety uważają za część swojej grupy, dlatego muszą przebrać się w dziewczęce stroje. Wygłosił to z pełną powagą, prawie niczym fachowiec w tych sprawach, a król, choć z pewnym sceptycyzmem, nie oponował.
Teraz, gdy już szli owinięci w suknie, Dionizos z trudem dusił w sobie śmiech. Miasto opuścili po południu, gdy skwar nie był tak dotkliwy. Wyszli mniej uczęszczanymi uliczkami i jeszcze przed zachodem słońca znaleźli się na stokach Kitajronu, pokaźnej góry między Boecją a Attyką.
Jeszcze kiedy Dionizos był dzieckiem, nimfy mówiły mu, że to tutaj swój czas spędzały Erynie, gdy akurat nie znęcały się nad kimś w Podziemiu. Bóg wina miał nadzieję, że są to tylko wyssane z palca plotki i nagle nie natknie się na jedną z bogiń zemsty, gotowej zabawić się jego kosztem z nudów.
Im wyżej się wspinali, tym wyraźniej dobiegały ich śpiewy, śmiechy i inne nad wyraz żywe odgłosy zabaw bachantek. Jednak zamiast wejść na polanę, Dionizos i Penteusz skryli się w lesie, a potem wdrapali na pobliskie drzewo, z którego mogli dobrze obserwować Tebanki.
Były ich całe tłumy. Wszystkie znalazły się na tym wzgórzu, tańcząc nago na tle zachodzącego słońca. Tak bardzo były pochłonięte zabawą, że w ogóle nie przeszkadzała im brudna ziemia, czy zaplątane we włosy liście i gałązki. Niektóre z nich wciąż lepiły się od krwi, zapewne tych owiec, o których opowiadał pasterz.
Widok ten wcale nie przerażał Dionizosa. Owszem, utracił kontrolę nad swoim orszakiem, ale mogło być gorzej. Znacznie gorzej. One były po prostu bachantkami, przypadkowymi kobietami, mającymi okazję poznać upojenie boga wina. Dionizos pamiętał jednak menady, swoje trackie wielbicielki, które podobnie jak bóg wojny, zachowywały się znacznie gwałtowniej.
Penteusz nie podzielał jego zdania. Z szeroko otwartymi oczyma przyglądał się kobietom, nie mogąc skupić wzroku dłużej niż parę sekund. Jego dłonie drżały i Dionizos zaczął się obawiać, że król zaraz zleci z drzewa.
- Twój bóg kara mnie za rozwagę. Nie nienawidzę go dla zasady. Nie, nie, to byłoby głupie.
Wyznanie to zaciekawiło Dionizosa. Przez cały ten czas właśnie tak uważał – że Penteusz jest upartym durniem, który gardzi nim „bo tak".
- Zatem jaki masz powód? - zapytał z rozbawieniem, powstrzymując się przed dodaniem: „Jesteś snobem i to pewnie dlatego".
Penteusz zignorował jego cynizm. Mocniej chwycił się gałęzi i zawiesił wzrok na polanie.
- Dwa lata temu zawitał do mnie posłaniec z Orchomenos – przemówił. - Przynosił wieści z królewskiego dworu, na którym dokonała się masakra. Podobno bóg wina przybył tam ze swoim orszakiem i rozpoczął typową dla siebie zabawę. Wszyscy mieli wziąć udział. Jednak król Minyas miał dwie córki, które oddały swoje życie boginiom czystości. Na czas obrzędów zamknęły się w komnacie i przędły wełnę. Jak się domyślasz, nie spodobało się to twojemu bogu.
Już wcześniej słyszał od Aresa, że zawędrował do zamku, o którym mówił Penteusz. Podobno nieźle się tam zabawił, lecz nic poza tym bóg wojny mu nie wspominał. Widocznie to, co tak przejęło młodego króla, dla Aresa nie było niczym istotnym. Jednak zamiast się cieszyć, Dionizos właśnie z tego powodu się zmartwił. Znał swojego brata i wiedział, że jedyna rzecz, która nie robi na nim wrażenia, to przemoc.

CZYTASZ
Historia o słodkim szale, trzeźwej kukułce i pieśni wina
Kısa HikayeDionizos, bóg wina, przyjemności, pożądania i zabawy, po długiej nieobecności powraca do Hellady. Niestety, nic oprócz paru mglistych wspomnień nie jest w stanie sobie przypomnieć. Na dodatek stale musi się pilnować, by nie zwrócić na siebie uwagi n...