Rozdział 6.

148 24 20
                                    

Jabłuszko się słodziutkie czerwieni wysoko,

Pewnie go sadowników nie dostrzegło oko;

Oj, dobrze sadownicy widzieli, widzieli,

Tylko dostać nie mogli, choć chcieli, choć chcieli"

Pieśń weselna, Safona


W tych okolicach nie było go bardzo długo. Dionizos ostatni raz tu gościł jeszcze przed swoim wstąpieniem na Olimp, a więc ponad cztery lata temu. Teraz góra Nysa wznosiła się przed nim dumnie,budząc w nim uczucia niemal tożsame z tymi, jakie zwykle czuje się na widok domu.

Ariadna szła obok niego, odmawiając wcześniej złożonej propozycji wniesienia na lektyce. Cały orszak rozszedł się u podnóża góry, a Dionizos zaczynał się martwić, że jego towarzyszka zrazi się stromą drogą i samym mieszkaniem nimf. Jednak aż do samego końca, Ariadna słowem się nie poskarżyła na niewygody.

Dom nimf faktycznie był mieszkaniem. Całkiem sporym i zadbanym. Jego jedyną wadą był brak okien, ponieważ wszystkie pomieszczenia wykuto w skale.

Dzięki nimfom mieszkanie nie wyglądało mimo wszystko ponuro. Wszędzie rosły zielone rośliny, bujne kwiaty, a w powietrzu unosił się rześki zapach majowego powietrza. Nie było tu też ciemno, bo nimfy sprowadziły sobie najróżniejsze błędne ogniki – od typowych błękitnych, po różowe, żółte i fioletowe. Ich jasne światło skutecznie przeganiało mrok. I jakby tego wszystkiego było mało, w salonie rozbrzmiewał świergot ptaków, które upodobały sobie to miejsce jako schronienie.

Kiedy on i Ariadna weszli do mieszkania, Dionizos z ulgą zauważył, że dziewczyna jest oczarowana. Jej oczy błyszczały, gdy przyglądała się wnętrzu, tak pochłonięta, iż na początku nawet nie dostrzegła lokatorek.

Rozległy się piski szczęścia, śmiechy i pełne podekscytowania pytania. Nimfy wprost rzuciły się na Dionizosa, tuląc go do siebie i głaszcząc, a on znów poczuł się jak mały chłopiec, którego niemal codziennie tak rozpieszczały.

- Też za wami tęskniłem – zaśmiał się Dionizos. - Czekajcie,czekajcie, muszę wam coś pow... - nagle urwał i przyjrzał im się uważniej. - Co się dzieje?

Wszystkie nimfy były odświętnie ubrane. Każda miała zaczesany warkocz, przez co trudno je było od siebie odróżnić. Ich oczy zostały ładnie umalowane, podobnie jak usta i policzki. Nigdy nie widział ich tak wystrojonych i wątpił, by miało to związek z jego przybyciem, o którym w ogóle ich nie uprzedził.

- O co chodzi? - spytał jeszcze raz.

Uśmiechy nimf stały się nerwowe. Przez chwilę Dionizos bał się, że może dały się wciągnąć w jakąś intrygę i nawet tutaj będzie musiał udawać czubka. Mimo wszystko jego opiekunki były głupiutkie i nie potrafiły rozgryźć potężniejszych od siebie bogów.

- Nie było cię tak długo... - zaczęła najstarsza, Kreuza.

- A potem nagle dowiedziałyśmy się, że twój kult rośnie z dnia na dzień! - wtrąciła się Abarbarea, najmłodsza z nich.

- Tak, tak! Cała Hellada żyje Dionizosem i jego winem! - pokiwała głową Stilbe, ta która nauczyła go grać na piszczałce.

- No dobrze, ale co to ma wspólnego z tym odświętnym wyglądem? - zapytał szybko Dionizos, nim całkowicie odbiegły od tematu. - Przecież nie wiedziałyście, że przyjdę.

Zapanowała cisza. Nimfy były tak bardzo zmieszane, że do tej pory nie zwróciły uwagi na Ariadnę. Dionizosowi było głupio z tego powodu, ale musiał się dowiedzieć, skąd to dziwne zachowanie.

Historia o słodkim szale, trzeźwej kukułce i pieśni winaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz