Rozdział 7. (18+)

258 26 13
                                    

Bakchus cieszył ją w żalu i bierze za żonę.

Na wieczną chwalę zdjętą z jej czoła koronę

Ciska w niebo; nim doszła górnego sklepienia,

Każda perła korony w gwiazdę się zamienia"

Przemiany, Owidiusz

Północ nadeszła bardzo szybko. Tradycyjnie w tym momencie para młoda powinna zostać zaprowadzona do świętego źródła, gdzie woda oczyściłaby ich ciała z wszelkiego zła. Tym razem jednak stary przesąd musiał zostać zastąpiony innym, równie świętym.

Wszystkie cztery nimfy zgromadziły się na środku polany. Wyglądały na bardzo przejęte – ciągle przygładzały swoje zwiewne sukienki, poprawiały fryzury i przestępowały z nogi na nogę. Otoczone zostały przez łowczynie, które cichym głosem nuciły jakąś pieśń. Potem Artemida wkroczyła do koła i rozpoczęła uroczystą przemowę.

Dionizos nie rozumiał słów, jakby wypowiadane były w innym języku. Wszystko dochodziło do niego zniekształcone, a on był w stanie myśleć tylko o tym, że za parę minut nimfy na zawsze znikną z tego świata. I znów zostanie sam.

Nieprzytomnym wzrokiem wodził od nimf do Artemidy, która teraz kolejno naznaczała je znakiem półksiężyca. Jej palce dokładnie kreśliły symbol na czołach nimf, które z uśmiechem przyjmowały namaszczenie. Kiedy bogini odeszła od ostatniej z nich, każda złapała się za ręce. Zaczynały rozpływać się w jasnym świetle nocy, aż nie zostało po nich nic, oprócz nikłej mgiełki. A potem i ona została rozwiana przez wiatr.

Nagle Dionizos poczuł, jak delikatna dłoń Ariadny wślizguje się w jego. Splótł z nią palce, chłonąc ten kojący dotyk. Ona musiała spaść mu z nieba. Dosłownie jakby jakaś siła wyższa zadecydowała, że niebo zabierze nimfy, a da mu właśnie Ariadnę. Dionizos po raz kolejny przełknął łzy i odetchnął głęboko.

Oprócz Artemidy, chyba tylko Ariadna mogła się domyślić, jak trudne było dla niego to przeżycie. Z drugiej strony cieszył się jednak, że wydarzyło się to właśnie teraz, wśród radosnych okrzyków jego wesela. Dionizos naprawdę nie chciałby być w takiej chwili sam.

- Pewnie nie tak sobie wyobrażałaś swój ślub – westchnął, kiedy goście ponownie zajęli się świętowaniem.

- Nawet do głowy by mi nie przyszło – Ariadna pokręciła głową. - Ale to nie znaczy, że jest źle. Może to głupie, ale czuję się zaszczycona.

Dionizos miał ochotę zaprzeczyć i pokazać jej wszystkie wady całego tego zajścia, ale szybko zrezygnował z tego pomysłu. Jeśli nie było jej źle i nie miała do niego żalu, to powinien się tylko z tego cieszyć. Na pewno nie było sensu psuć jej humoru w tak ważnym dniu.

- Chciałabym cię o coś zapytać – oznajmiła nagle Ariadna i zatrzymała się przed wejściem na parkiet. - Ale nie chcę cię urazić.

Posłał jej zachęcający uśmiech. Uwielbiał na nią patrzeć, gdy próbowała możliwie jak najlepiej dobrać słowa, zazwyczaj w sprawie, o której on w ogóle by nie pomyślał. Dionizos nieczęsto się obrażał i ktoś poważnie musiałby go zdenerwować, by do tego doszło.

- Wiem, po co zawiera się śluby – zaczęła mówić na jednym wydechu. - I wiem, czego oczekujesz po, jakby nie było, kobiecie z królewskiego rodu. Ale... ja jeszcze kilka dni temu nie wiedziałam, czy chcę żyć i gdyby pojawiły się do tego dzieci, to boję się, że wychowywanie ich może mnie trochę przerosnąć, a to przecież byłyby boskie dzieci i...

- Czekaj – Dionizos musiał pozbierać swoją szczękę z ziemi. - Co? Znaczy...skąd ci to przyszło do głowy?

Ariadna próbowała zapanować na drżącym oddechem.

Historia o słodkim szale, trzeźwej kukułce i pieśni winaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz