Rozdział 23.

132 18 35
                                    

Kropelki
Krwi Urana zrosiły łono Ziemi wielkiej;
Przyjęła: z nich powstały późniejszemi czasy
Mocne Erynny oraz olbrzymie Gigasy,
Lśniące zbroją, z włóczniami w ręku miedzianemi;
Nimfy, zwane Meljady, — na bezbrzeżnej ziemi."

Teogonia, Hezjod

- Zbieramy się – oznajmiła Artemida, kompletnie nieporuszona ich zaskoczeniem.

Zastała ich stojących przy jej rydwanie – obrażonego na świat Apolla, zamyślonego Hermesa i wpatrującego się w niego Dionizosa, który po prostu nie chciał mu przeszkadzać. Teraz spojrzeli na nią pytająco.

- No wreszcie! - zawołał Apollo. - Trochę ci zajęło, żeby sprawdzić, co się ze mną stało, siostrzyczko.

Oh, czyli to dlatego był taki zły. Totalnie przesadzał, ale Dionizos też troszkę się zdziwił, że Artemida za nimi nie poszła. Jej bliźniak był dla niej najważniejszy i nigdy się z tym nie kryła.

Tymczasem bogini łowów przewróciła oczami.

- Apollinie, znam cię całe życie – oznajmiła, wskakując do powozu i zajmując miejsce obok niego. - Widziałam cię podczas twoich wizji tyle razy, że jestem w stanie zauważyć, kiedy udajesz.

W sumie to było całkiem logiczne. Dionizos wszedł za nią i podał rękę Hermesowi, by usiadł przy nim. Nie miał pojęcia, dokąd lecą, ale wiedział, że Artemida wiedziała, co robi.

- Pod koniec miałem prawdziwą wizję! - oznajmił z satysfakcją Apollo. - Najwidoczniej nie umiesz mnie całkowicie przejrzeć.

Brew Artemidy powędrowała ku górze, prawie znikając pod jej blond lokami.

- Albo może wiem, jak cię podejść? - zasugerowała, wzbijając rydwan w powietrze. - Coś ciekawego?

Mina Apolla była bezcenna. Dionizos zaczął się krztusić ze śmiechu i chyba nie udało mu się ukryć chichotu kaszleniem. Bóg słońca miał mord w oczach, gdy na niego spojrzał.

- Jeszcze nie wiem. Wieże otoczone liściastym murem, podejrzewam, że to zamek. Wokół nich był złoty pył. I chyba piasek. Ale rosły tam jakieś owoce...

- Faktycznie niezbyt jasne – zauważył Dionizos w tej samej chwili gdy Artemida powiedziała: „rozgryziesz to".

- Niezbyt jasne – powtórzył Apollo i uśmiechnął się lekko. - Moje wizje zawsze takie są. I zawsze w końcu je rozumiem. Trudność polega na tym, by wiedzieć, które z nich próbować zinterpretować, a które po prostu olać. Czasami wszechświat postanawia wyjawić mi, jak uratować świat, a czasem, no nie wiem, na przykład, którą księżniczkę tym razem Zeus spróbuje zaciągnąć do łóżka.

Artemida skrzywiła się, mamrocząc coś o złotym deszczu. Bóg wina zmarszczył brwi, bo szczerze wątpił, by jego skojarzenia miały związek z tym, o czym mówiła. Przynajmniej miał taką nadzieję. Co kto lubi, był tolerancyjny, ale nawet według niego pewne rzeczy były przesadą.

- Akurat złoty deszcz był bardzo przydatny - zaoponował Hermes. - Bez tej wizji nie pomoglibyśmy Perseuszowi.

- Dziękuję, wreszcie czuję się doceniony - odparł bez żadnej skromności Apollo.

Za to Dionizos czuł się wykluczony z rozmowy, bo chociaż wiedział, że Hermes znał Perseusza i pomagał mu w jego przygodach, nie miał pojęcia, o co chodzi. I nawet jeśli chciał się dowiedzieć, to jego podświadomość podpowiadała mu, że lepiej zostawić ten temat w spokoju.

- Na kosmos, w takim razie może lepiej, że nie widzisz dosłownych obrazów – stwierdził, zamiast dopytywać o wyjaśnienia. - Inaczej mogłoby ci to - zorientował się, że ma zamiar powiedzieć „jeszcze bardziej zaszkodzić na głowę". - obrzydzić życie – zakończył pospiesznie.

Historia o słodkim szale, trzeźwej kukułce i pieśni winaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz