„Chłopczyku! dziewiczem
Ozdobion obliczem,
Ty nie wiesz o niczém,
A ja cię skrycie
Kocham nad życie."
Do Chłopca, Anakreont
Pałac Artemidy, nazywany Księżycowym Dworem, był jednym z piękniejszych miejsc, jakie Dionizos miał okazję odwiedzać. Wzniesiono go w chmurach, na zachód od wielkiego Pałacu Bogów. Słońce prawie tu nie zaglądało, lecz światła dostarczały gwiazdy i księżyc, które nieustannie świeciły nad ich głowami. Czasami zdawało mu się nawet, że na niebie dostrzega konstelację nimf. Wyobrażał sobie, iż czuwają nad nim tak jak wtedy, gdy był dzieckiem.
Innym istotnym plusem domu jego siostry była lokalizacja. Dwór znajdował się na zachodzie, czyli możliwie najdalej od Słonecznego Pałacu jej bliźniaczego brata, którego i tak Dionizos miał już po dziurki w nosie.
Z jakiegoś powodu Apollo uznał, że to on powinien zajmować się organizacją całego wesela. Oczywiście nie powiedział tego wprost, jednak stale się rządził i wywyższał. Do tego dobrał się w parę z Afrodytą, która od zawsze tak bardzo podniecała się bogiem słońca, iż niezależnie co by nie zrobił i czego nie powiedział – nie ważne jak debilne by to nie było – prawie doświadczała orgazmu.
I to właśnie z nimi Dionizos musiał się użerać do samego wesela. Oglądał przesadnie emocjonalne i pompatyczne przedstawienia muz, kłócił się o nie z Apollonem i musiał słuchać durnych przemów Afrodyty, kiedy próbowała ich ze sobą pogodzić. Jednocześnie stale obrzucała ich uwodzicielskimi spojrzeniami, które normalnie Dionizos odwzajemniał, lecz tym razem zwyczajnie go denerwowały. Jak zauważył, denerwowały również Apollona, co było chyba jedyną rzeczą na świecie, jaka ich łączyła. I nawet wtedy gdy obaj ją spławiali, nie czuł do niego nawet cienia sympatii. Był tak zmęczony, że gdy przyszła kolej testowania trunków, upił się okropnie, nie zapominając poczęstować alkoholem także muzy.
To co działo się tej nocy, mogły wiedzieć tylko gwiazdy i księżyc, bo on sam nie pamiętał absolutnie nic. Na pewno nie było to nic niewinnego; nawet Artemida wydawała się trochę oburzona, zwłaszcza, że wszystko zaszło w jej świętym do tej pory domu. Na szczęście wybaczyła mu całkiem szybko, czego nie można było powiedzieć o jej bliźniaku.
Apollo darł się w spazmach, bredził coś o wykorzystywaniu dzieci i inne pełne hipokryzji rzeczy, których Dionizos nie miał siły mu wypominać. To nie tak, że Apollo sam sypiał z dzieciakiem, a do ich pierwszego zbliżenia doszło pod wpływem alkoholu. W ogóle.
Ostatecznie zarządzono podział obowiązków. Apollo miał koordynować te swoje durne sztuki i zajmować się muzyką do momentu, aż wszyscy porządnie się schleją. Celem Afrodyty była Laodamia i każda drobnostka z nią związana, a także dekoracje i wystrój sal oraz sypialni. Natomiast Dionizos pilnował wszystkiego innego, z naciskiem na nastroje gości. A to było niezłym wyzwaniem.
Sparta trochę kojarzyła mu się z domem. Było tu dużo gór i szczytów, które przywodziły na myśl Nysę. Dionizos obiecał sobie nawet, że pewnego razu bardziej dokładnie zbada okolicę i przejdzie się po nich. Sami Spartanie jednak nie przypadli mu tak bardzo do gustu. Większość była podejrzliwa i rwąca się do bitki o nic, jednocześnie nikt nie kwapił się do rozmowy. Dionizos naprawdę się cieszył, że siedział koło Artemidy. No i Hermesa. Tak, to było ciekawe towarzystwo.
Nie wiedział, czy siostra wyczuła prawie namacalne napięcie między nimi, czy po prostu akurat tego dnia była rozmowna, ale Dionizos gadał głównie z nią. W końcu odkrywczo zauważył, że podczas gdy on udaje, że nie widzi Hermesa, Artemida udawała, że nie istnieje dla niej spartański król. I to chyba był główny powód, skąd nagle wzięła się jej wylewność.
CZYTASZ
Historia o słodkim szale, trzeźwej kukułce i pieśni wina
ContoDionizos, bóg wina, przyjemności, pożądania i zabawy, po długiej nieobecności powraca do Hellady. Niestety, nic oprócz paru mglistych wspomnień nie jest w stanie sobie przypomnieć. Na dodatek stale musi się pilnować, by nie zwrócić na siebie uwagi n...