26.

808 38 28
                                    

Rozdział dedykowany PoczciwyKamil 

Dziękuję za okładkę, słońce ❤️

Przez całą noc nie mogłam zasnąć. Ból nie odstępował, a na dodatek byłam cała rozpalona. Dopiero nad ranem zdołałam usnąć, ale niestety przebudziłam się 2 godziny później. 

-Wstajesz już? -spytał zdziwiony Piotrek -Jezus, jesteś cała blada. 

-Czuję się fatalnie -odpowiedziałam mizernym głosem. 

-Zostajesz dzisiaj w domu, zaraz skoczę do apteki po jakieś leki. 

-Ale naprawdę nie trzeba -zaprotestowałam próbując się podnieść lecz od razu odpuściłam czując nasilający się ból. Chłopak niemalże wybiegł z pokoju i po 20 minutach przyszedł z całą torbą leków. 

-Dzisiaj nie będzie mnie do po południa, więc masz cały zapas -powiedział dając mi buziaka w policzek -Muszę już iść, ale pamiętaj. Zero wychodzenia i leki -dodał po czym wyszedł. 

-Możemy pogadać? -zapytała Weronika, która widocznie czekała za drzwiami aż Piotrek wyjdzie. 

-Jasne, co się stało? 

-Mam pewne obawy. Mój dziadek kiedyś miał podobne objawy jak ty. Bolały go kości, strasznie schudł, miał gorączkę. Po zrobieniu badań okazało się, że ma raka kości... 

-Czyli uważasz, że mam raka? -spytałam z niedowierzaniem. 

-Wiem doskonale na czym polega to choróbsko. Dla samej pewności pójdźmy do kliniki i zróbmy badania, proszę. Najlepiej jeszcze dzisiaj. 

-Niech Ci będzie, zaraz się ogarnę i pojedziemy -zgodziłam się na co blondynka się ucieszyła. 

Dla jej świętego spokoju zrobię te piekielne badania 

Powoli wstałam z łóżka i przebrałam się w zwykłe dresy. Nie miałam sił na malowanie, więc tylko włosy związałam w luźnego koka. 

Sprawdziłam jak stoi ze wszystkim Weronika, ale ta o dziwo kończyła już makijaż. Aby jej nie przeszkadzać zeszłam na dół i zjadłam śniadanie w postaci jogurtu. Poczekałam jeszcze chwilę na dziewczynę, która po 20 minutach gotowa zeszła na dół. Wyszliśmy z domu gdzie od razu przywitał nas miły wietrzyk. Wsiedliśmy do różowego samochodu i pojechaliśmy do kliniki. 

Badania były dość skomplikowane, ale udało nam się w miarę szybko je ogarnąć. Nie czekaliśmy długo w kolejce, ponieważ akurat w tym dniu w klinice było mało osób. 

-Wyniki będą dostępne ekspresowo za 2 godziny -odpowiedziała nam pielęgniarka. Tak, więc postanowiliśmy pójść na miasto. Mimo iż nie wyglądałam za dobrze zgodziłam się. 

Udaliśmy się do pobliskiej kawiarni na jakąś dobrą kawę. Usiedliśmy przy stoliku na dworze gdzie mogliśmy obserwować budzący się krakowski rynek. 

-Stresujesz się? -zapytała kiedy kelner odszedł wraz z naszymi zamówieniami. 

-Nie mam czym, jestem niemalże pewna iż to zwykła grypa 

* * * 

-Po wynikach badań potwierdziło się moje przypuszczenie. Przykro mi, ale jest pani chora na raka kości -powiedział lekarz, a mnie zamurowało. 

Ale jak to? 

Spojrzałam na Weronikę, która patrzyła na mnie z współczuciem. 

-Jest to na szczęście jeszcze nie rozwinięty rak, ale w każdej chwili może się to zmienić. Nie może pani tracić nadziei -dodał doktor, ale ja go kompletnie nie słuchałam. 

Mam raka -powtarzałam w głowie 

W pewnym momencie gwałtownie wstałam z krzesła i wybiegłam z sali. Oparłam się o ścianę i przyciągnęłam kolana do siebie. 

-Kurwa -szepnęłam sama do siebie. Łzy zaczęły napływać mi do oczu, nie chciałam płakać, bo dobrze wiedziałam, że mój żelazny mur pęknie i wtedy nie będę umiała przestać. 

-Idalia! -wołała Weronika, która chwilę później znalazła się koło mnie -Zadzwonię do Karola...

-Nie -przerwałam -Nigdzie, nie dzwoń. 

-To zamówię Ci ubera, ja zostanę w szpitalu i dowiem się więcej na temat tego wszystkiego. Pamiętaj, że masz mnie i ekipę. Wszystko się ułoży -uśmiechnęła się i wstała aby zadzwonić po pojazd dla mnie. Chwilę później dziewczyna odprowadziła mnie do samego wyjścia gdzie czekał już na mnie uber. Pożegnałam się z nią i weszłam do samochodu. Przekazałam kierowcy adres, na który miał mnie dowieźć. Po 20 minutach znajdowałam się pod domem ekipy. Schowałam się w garażu i puściłam wszystkie swoje emocje ze smyczy. Płakałam, szlochałam, krzyczałam. Wiedziałam, że nikt mnie nie usłyszy, więc nie przejmowałam się hałasem. Mój mur się zawalił tym samym sprawiając niesamowity huragan moich łez. Od dobrych kilku miesięcy nie uroniłam ani jeden łzy, do teraz. Bolało mnie to cholernie, bałam się raka, bałam się tego, że może się nie udać. Akurat kiedy wszystko szło w dobrym kierunku coś musiało się spieprzyć. Coś musiało sprawić abym zaczęła znów cierpieć. Nie docierało do mnie informacja, że jestem chora i to poważnie chora. Nie docierało to do mnie, a już tak bardzo to przeżywałam. Jestem silną kobietą, ale to przerosło mnie i mój próg bólu. 

Co teraz będzie? Co mam zrobić? Jak to będzie wszystko wyglądać? 

Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi....

Przeciwieństwa się przyciągają/Piotrullo Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz