wersja: po latach

341 22 9
                                    

Wszystko co istnieje kiedyś się kończy. Następuję ten koniec i wszystkie bramy się zamykają. Wszystko co nienawidziliśmy, kochaliśmy znika. Koniec jest naturalną rzeczą od wieków. Końcem może być zerwanie, słowa rzucone w powietrze, czyny, a przede wszystkim śmierć. Śmierć, która odebrała mi moje wszystko i tego wszystkiego nigdy nie zwróci. Ta, która odbiera powietrze, myśli, a przede wszystkim życie, nie tylko jednej osoby. To ona spaliła mój sens. 


one 

Początek jest potomstwem końca. Koniec jest rodzicem początku. 

Szedłem uliczkami cmentarza wgapiony w czubki swoich eleganckich butów. Nie musiałem patrzeć na drogę, miałem wyrytą ją w pamięci. Każdy krok, każda uliczka siedziała w mojej głowie i śniła mi się po nocach. Nawet wtedy kiedy przy sobie miałem Nikolę. Śnił mi się grób, łzy i ona. Dziewczyna, którą pokochałem za jej zaborczy charakterek, która nie rzucała słów na wiatr. Zawsze stawiała czyny ponad mową i nie raz pokazała co w życiu jest najważniejsze i mimo, że z początku uważałem ją za nie wyżytą gówniarę tak później zdałem sobie sprawę, że nauczyła mnie prawidłowo żyć. Była wredna, złośliwa, arogancka, ale była tą, za którą oddałbym wszystko. I kiedy usłyszałem, że jest chora chciałem oddać dwa razy tyle. 

W końcu stanąłem przed dobrze mi znanym nagrobkiem. Nie bywam w ostatnim czasie tutaj często. Wcześniej byłem dzień w dzień. Dokładnie o dziewiętnastej byłam tutaj i modliłem się, aby przytrzymała mnie jeszcze przy życiu, bo do wierzących nie należałem tak wierzyłem w jej miłość i swoją. Bo ona nigdy nie zgasła i nawet teraz. Po czterech latach na widok jej imienia i nazwiska robi mi się ciepło na sercu, a przed oczami staje mi ona. Jej piękne włosy, ciało i uśmiech. Wszystko co kochałem i kochać będę. 

-Wiem, wiem. Nie powinienem tutaj być. Powinienem spędzać ten czas z Nikolą, ale wiesz, że tego dnia nie potrafię odpuścić -mruknąłem i z jej imienia zdjąłem dwa liście -Co roku śni mi się ta noc, w której odeszłaś i co roku czuję jak znów spadam. Choć raczej już dawno spadłem, ale coś czuję, że te przepaść nie ma końca. 

Wytarłem swoje mokre policzki od deszczu, który rok za rokiem lał się litrami. Dokładnie w rocznicę jej śmierci i może to zabrzmieć głupio, ale wiem, że to jej łzy. Chciałem zacząć mówić, ale usłyszałem wibracje w swoim telefonie. Niechętnie wyjąłem telefon i odczytałem wiadomość. 

Nikola: gdzie jesteś? wszystko dobrze? 

-Pisze. Martwi się jak cholera. Nie mówiłem jej o Tobie. Choć zasługujesz, aby każdy wiedział jak byłaś dobra i gdybym potrafił mówiłbym, ale jestem zbyt słaby. To ja jestem tutaj ten zły. Ten co ma dziewczynę, a siedzi nad grobem ukochanej i do niej gada. Teraz za pewne wyzywałabyś mnie od idioty i kazała natychmiast wracać do domu, ale ja bym nie poszedł. Zawsze myślałaś racjonalnie. Nie kierowałaś się sercem, a rozumem i nawet w momencie kiedy potrzebowałaś pomocy i powinienem przy tobie być ty wybrałaś, abym był szczęśliwy. Abym żył w świadomości, że sobie jakoś radzisz, bo tak właśnie myślałem. Wszystko się zmieniło kiedy Cię zobaczyłem. Wychudzoną, bladą i wyssaną z życia. Wtedy po raz pierwszy zdałem sobie sprawę, że ty przecież też jesteś człowiekiem i z tym jednym nie dajesz rady. Ty jednak nie przegrałaś. Nigdy nie przegrywasz i tym razem zatriumfowałaś. 



two 

Kłamałem o wiele więcej niż wszyscy się spodziewali. 

Zapaliłem znicz i postawiłem na nagrobku gdzie stał bukiet białych róż. Wielki, biały bukiet. Przeżegnałem się i kucnąłem składając dłonie. 

Przeciwieństwa się przyciągają/Piotrullo Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz