29. - maraton

718 39 23
                                    

na koniec wakacji, aby skorzystać z tych ostatnich dni wolnych jest maraton!!!!

*2 dni później* 

Podjęłam ostateczną decyzję, która nie była dla mnie łatwa. Powiedziałam już o tym ekipie która do końca próbowała mnie przekonać aby zmieniła zdanie, ale to moja ostateczna decyzja. 

Był późny wieczór. Spakowana siedziałam w pokoju przyglądając się ścianie. Przede mną prawdopodobnie najtrudniejsza rozmowa jaką kiedykolwiek musiałam przeprowadzić.

Czemu uciekam? 

Nie chcę ich męczyć. Wrócę do Hiszpanii gdzie podejmę się leczenia. Nie mogłabym patrzeć na ich cierpienie, tym bardziej, że widzę jak bardzo się przejęli. Byłam u lekarza, który po wynikach kolejnych badań daję mi raptem 30 procent na wyleczenie tego raka. Już koniec z tańcem, z moją karierą, z pełnym zdrowiem. Ktoś może twierdzić, że to głupia decyzja, ale ja po prostu chcę, aby byli szczęśliwi, a nie cierpieli z powodu mojej choroby. 

Nagle wszedł Piotrek na co się wzdrygnęłam. Przez te dwa dni dużo mnie wspierał, lecz mimo wszystko widzę, że jemu też jest bardzo, bardzo ciężko. 

-Co się dzieje? -spytał zdezorientowany. 

-Przepraszam, że to powiem -zaczęłam podchodząc do niego -Mam 30 procent na wyleczenie, to mniej niż połowa. Zdaje sobie sprawę w jakim stanie będę i nie pozwolę, abyście mnie w nim widzieli. Ty i ekipa jesteście dla mnie ogromnie ważni, nie chcę Was zostawiać, ale tak będzie lepiej dla mnie i dla Was. 

-Co ty pierdolisz? 

-Wracam do Hiszpanii. Tam będę się leczyć, a wy tutaj w Polsce będziecie się dalej rozwijać i w końcu o mnie zapomnicie. 

-A wujaszek? 

-Z wujkiem będę miała kontakt, oczywiście, z Wami też, ale nie mogę tu mieszkać -powiedziałam zabierając walizki.

-Nie zostawiaj mnie -złapał mnie za nadgarstek. 

-To moja ostateczna decyzja, kocham Cię i to najmocniej na świecie, ale tak będzie lepiej, zrozum. Widzę jak bardzo się z tym męczysz, przyznaj, że jest Ci ciężko. 

-Jest, ale jak każdemu... 

-No właśnie -przerwałam -Wyjadę i każdy pójdzie w swoją stronę -uwolniłam się z uścisku chłopaka i skierowałam się w stronę drzwi. 

-Uciekasz! Świetnie -krzyknął -Mówisz, że mnie kochasz, to czemu odchodzisz?! Czemu nasz opuszczasz?! Czemu! -krzyczał przez płacz. 

Odwróciłam się i spojrzałam na niego. Na chłopaka, którego kochałam i będę kochać, który teraz po raz kolejny płaczę przeze mnie. 

Nienawidzę sprawiać mu bólu

-Powiedz, że żartujesz, powiedz! -machnął ręką rozwalając wazon. 

-Powiem, że cholernie Cię kocham. To nie jest dla mnie łatwa decyzja, ale nie mam wyboru. Nie chcę abyście mnie widzieli w takim stanie! -krzyknęłam, ale nie zdenerwowania, z emocji, które we mnie siedziały. 

-Daj sobie pomóc! Nie uciekaj, bo jeszcze bardziej krzywdzisz nas i siebie! 

-Muszę, Piotrek! Muszę! Naprawdę chcesz widzieć jak łamią mi się kości? Jak staję się kościotrupem bez kości? Chcesz słuchać mojego cierpienia? Chcesz widzieć jak z dnia na dzień zamieniam się w zombie? Nie chcesz, ale jeśli tu zostanę będziesz to widział. Zrozum, że robię to dla Was! -podniosłam znów głos -Kocham Cię -dodałam ze łzami w oczach i wyszłam z pokoju. Schodząc na dół czułam jak czas się przedłuża. Przed oczami miałam tylko Piotrka, jego blond loczki, piękne oczy, ciało. Nienawidziłam się za to co mu robię, ale tak musi być. 

W salonie czekała już cała ekipa. Wszyscy patrzyli się na mnie i uśmiechali.

Są dla mnie jak rodzina 

Zaczęłam się ze wszystkimi osobno przytulać i żegnać.

-Dzwoń do nas -powiedziała Weronika i mocno mnie przytuliła -Wiem, że na początku mnie nie lubiłaś, ale wiedz, że w każdej chwili możesz zadzwonić. 

-Będę pamiętać. 

-Codziennie masz dzwonić albo pisać. Jeśli będę mógł to od razu przylecę tam do Ciebie -uśmiechnął się Łukasz obejmując mnie -Kocham Cię. 

-Ja ciebie też i dbaj o siebie -powiedziałam. 

-Chodź tutaj -podszedł Mikołaj i mnie leciutko podniósł przytulając -Lecz się tam, masz być zdrowa jak ryba. 

-Tak, jest kapitanie! -zaśmiałam się. 

Pożegnałam się jeszcze z resztą i razem wyszliśmy przed dom gdzie czekał na mnie uber. 

-Opiekujcie się Piotrkiem, teraz bardzo cierpi -powiedziałam pakując walizki do bagażnika. 

-Trzymajcie się! -dodałam machając. Odmachali mnie gwiżdżąc przy tym albo klaskając. Wsiadłam do ubera i zerkając raz na okno od tego pokoju, raz na ekipę odjechałam. 


Przeciwieństwa się przyciągają/Piotrullo Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz