*miesiąc później*
perspektywa Piotrulla
Przez ostatni miesiąc mieliśmy z Idalką kontakt dzień w dzień. Twierdziła, że czuję się dobrze i leczenie idzie po jej myśli, ja jednak mam wątpliwości.
Od dwóch dni nie daję znaku życia. Miała pojechać do szpitala na jakieś próbne badania, więc powinna się odezwać, a tego nie robi. Piszę do niej i dzwonię, ale ma wyłączony telefon.
-Łukasz! -zawołałem kiedy brunet przechodził przez salon.
-Hm?
-Odzywała się Idalia? -zapytałem.
-Nie, pewnie jest w szpitalu i nie ma telefonu. Miała tam zostać na kilka dni, więc dzisiaj albo jutro się odezwie -stwierdził.
No nie wiem
Przeszedłem się nerwowo do ogrodu gdzie usiadłem na krześle próbując uspokoić myśli.
A jeśli coś jej się dzieje?
-Co tam -usłyszałem głos za sobą na co wręcz podskoczyłem.
-Piter, spokojnie -zaśmiał się Karol -Co jest?
-Martwię się o Idalię -stwierdziłem.
-Mamy stały kontakt z nią i z jej lekarzem. Gdyby coś się działo doktor by nas powiadomił, spokojnie. Zadręczasz się tym za bardzo.
-A ty jakbyś się czuł gdybyś nie widział Weroniki przez jebany miesiąc?
-Wszyscy za nią tęsknimy, ale to była jej decyzja. Jest teraz w Hiszpanii pod opieką dobrych lekarzy. Jeszcze tu wróci -uśmiechnął się.
Mam taką nadzieję
* * *
Dochodziła 1 w nocy, a ja wciąż nie mogłem zasnąć. Ten niepokój sprawiał, że nawet swoich myśli nie potrafiłem uporządkować. Może faktycznie przesadzam, ale nie mogę odciągnąć się od świadomości, że coś może jej się stać. Wciąż przeżywam jej przeprowadzkę, nasze zerwanie i jej chorobę. Z dnia na dzień nie porzucę tego. Przez kilka miesięcy mój świat kręcił się wokół tej jednej osoby, trudno to zmienić.
Nagle po pokoju rozbrzmiał dźwięk mojego dzwonka od telefonu, więc sięgnąłem po telefon i ucieszyłem się odbierając telefon.
-Już się tak martwiłem -odetchnąłem z ulgą.
-Piotrek, tu Adisson -usłyszałem znajomy głos przyjaciółki Idalki.
-Something happened? (tł, coś się stało?)
-You have to come as soon as possible, it is getting worse with Idalka, and she did not want to inform you about it (tł, musisz jak najszybciej przylecieć, z Idalką jest coraz gorzej, a nie chciała Was o tym poinformować)
-Kurwa, write me the address of the hospital, I will try to be there as soon as possible (tł, napisz mi adres szpitala, postaram się być tam jak najszybciej) -powiedziałem i się rozłączyłem. Wstałem z łóżka jak poparzony i natychmiast zacząłem się ubierać. Postanowiłem nie budzić ekipy, aby zyskać na czasie i też mimo wszystko ich nie martwić. Szybko się ubrałem i zabierając najpotrzebniejsze rzeczy wyszedłem z pokoju. Zabierając kluczyki od auta wyszedłem z domu i skierowałem się do samochodu. Wcisnąłem kluczyki w odpowiednie miejsce i odjechałem na lotnisko. Próbowałem się skupić w czasie drogi, ale miałem w głowie czarne scenariusze, które mi to uniemożliwiały. Bałem się i to okropnie. Chciało mi się płakać, ale powstrzymywałem się. Najważniejsza dla mnie w tej chwili była Idalia i jej zdrowie. Niemalże w 20 minut dojechałem na lotnisko. Zamknąłem auto i pokierowałem się, aby kupić bilet. Następny lot do Madrytu był za 40 minut z czego się ucieszyłem. Kupiłem bilet i poszukałem odpowiedniego wejścia. Czekałem chwilę aż w końcu mogłem udać się w stronę samolotu. Byłem tak wystraszony, zestresowany i zdesperowany w jednym momencie, że wszystko we mnie drżało. Po kontroli mogłem już ruszyć do samolotu. Usiadłem na swoje miejsce pasażerskie i próbowałem się uspokoić. Głęboko oddychałem, ale to dalej nie pomagało. Czułem się okropnie, jakby ktoś mnie pobił i bym się dopiero co ocknął, ale w środku. Chciałem zobaczyć Idalię i mieć pewność, że wszystko jest dobrze. Od kilku dni czułem, że coś jest nie tak, znam ją zbyt dobrze.
Błagam niech będzie cała i zdrowa, błagam
Lot trwał 3 godziny, ale ja nawet tego nie czułem. Myślami byłem zupełnie gdzieś indziej. Nawet nie zorientowałem się kiedy samolot doleciał na miejsce. Gdzie wcześniej udało mi się uspokoić tak teraz znów emocje wzięły w górę. W błyskawicznym tempie wysiadłem z samolotu i szukałem czegokolwiek co mogłoby mnie dowieźć do szpitala. Nerwowo rozglądałem się po lotnisku szukając jakieś taksówki.
Nosz kurwa
W końcu dostrzegłem taksówkę, więc podszedłem do niej. Kierowca otworzył mi drzwi, więc wsiadłem do pojazdu i powiedziałem adres szpitala, który wysłała mi Adisson.
Ostatnia prosta i ją zobaczę
CZYTASZ
Przeciwieństwa się przyciągają/Piotrullo
FanfictionKoniec jest czymś naprawdę okrutnym. Gasi nasze uczucia, nasze uśmiechy, gasi to bijące serce, ten rumieniec na poliku. Gasi to wszystko jak woda podczas pożaru gdzie płoną dni, a nawet i lata. Dni przepełnione czułością, szczęściem, obecnością. Lat...