MɆSSȺǤɆ

76 8 1
                                    

⎯⎯⎯ ᴄʜᴀᴩᴛᴇʀ 5

Wczorajsza końcówka dnia nie przebiegła tak zwyczajnie, jak zawsze

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Wczorajsza końcówka dnia nie przebiegła tak zwyczajnie, jak zawsze. Jisoo miał za dużo pytań w głowie, a zero odpowiedzi. Jego myśli ciągle zbaczały z toru na to jedno tajemnicze słowo - NABI. Przez to nie pamięta nawet co mówił mu Chan, gdy spotkali się na kolejnej lekcji. Już wcześniej próbował dać sobie spokój z ta nazwą, zaraz po rozmowie na stołówce. Ale po odkryciu tamtego zdjęcia nie było szans tak po prostu o tym zapomnieć. Czy ci, co byli nazywani NABI, mieli coś wspólnego z jego dziadkiem? Ale przecież to nie miało sensu. Ta osoba tylko gratulowała Ray'owi. Bardziej miałby sens fakt, że już wcześniej istniało takie określenie. I tu właśnie pojawiało się najistotniejsze pytanie - co to jest to całe NABI?

Hong następnego dnia był bardziej wykończony i niezdolny do funkcjonowania, niż zazwyczaj. Dużo zaczęło się dziać w jego życiu, aż za dużo. Ale tylko on był w stanie to odczuć. Dla reszty nadal zdawał się być niczym niewyróżniającym się, szarym człowiekiem i nikt nawet by nie pomyślał, że w jego głowie jest multum myśli na minutę.

- Zacząłeś już ten projekt?

- Powiedzmy - odparł, przemywając twarz chłodną wodą, by choć w małym stopniu się rozbudzić. Chan natomiast korzystał z pisuaru, ale nawet w takich momentach potrafił rozpocząć jakąś rozmowę.

- Szkoda, że nie chodzi w tym projekcie o jedną określoną osobę, mógłbym od ciebie wszystko spisać - zaśmiał się, a Hong mimowolnie uśmiechnął.

Dlaczego nie zdziwiły go te słowa? Lee chyba naprawdę z tego nie wyrośnie i dalej będzie czekał aż ktoś zrobi coś za niego. - Tym razem ci to nie wyjdzie - spojrzał na stojącego już obok niego chłopaka, a jego uśmiech nieco zanikł. Tak bardzo nie miał na nic dzisiaj siły...

Jakimś cudem jednak znalazł się jeszcze tego samego dnia w opustoszałej bibliotece, gdzie miał zamiar rozpocząć swe ponowne poszukiwania informacji o dziadku. W ciągu kilkunastu minut zdołał dokończyć pierwszą połowę materiału z wczoraj. Ale przyszło co do czego i w archiwum znowu wyświetliło mu się to jedno, zastanawiające zdjęcie.

Oparł plecy o drewniane krzesło i razem z tą czynnością westchnął w geście zrezygnowania. To nie chciało mu dać spokoju i przez to jego praca mogła na tym ucierpieć. Myślał i myślał, aż w końcu wpadł na pewien pomysł. Na oddanie projektu miał jeszcze trochę czasu, dlatego postanowił dowiedzieć się co kryje się za tym dziwnym szyfrem, a potem będzie mógł na spokojnie dokończyć drugą część projektu bez niepotrzebnych myśli. Tak, to był dobry pomysł - tylko obawiał się, że długo mu to zajmie, ale dla spokojnego umysłu musiał dojść do tej prawdy.

Za każdym razem, gdy wpisał w wyszukiwarkę to jedno słowo, wyskakiwała mu lista kamieni szlachetnych. Był z lekka poirytowany tym faktem, po książkach nie miał czego szukać, bo był pewien, że nic w nich nie znajdzie - nie było opcji. Ostatecznie skończyło się na tym, że wrócił do swojego mieszkania z wydrukowaną listą tych kryształów, które jego zdaniem nijak się miały do jego poszukiwań, ale może coś w tym było. Miał całą noc na zastanowienie się nad tą rozpiską. W końcu od czegoś trzeba było zacząć.

⎯⎯⎯NȺɃƗ⎯⎯⎯

Wieczór był późny, było cicho. W pokoju młodego chłopaka odbijał się jedynie echem dźwięk kartkowanych stron papieru. Mimo że na początku był przeczucia, iż naprawdę kamienie szlachetne w niczym mu nie pomogą, po dwóch godzinach intensywnego zastanawiania się i czytania w kółko znaczeń kryształów, nad jego głową pojawiła się mała lampka. Starał się połączyć fakty. Profesor Kim, Myungho, Mingyu, Jihoon i Hansol byli rodziną. Braćmi? Być może. Mówią na nich NABI, a kamieni szlachetnych, które prawdopodobnie są powiązane z tym hasłem, jest dziesięć. To się nie łączyło... Ale gdyby się bardziej nad tym zastanowić, wszystko miałoby sens, jakby była ta sama liczba członków rodziny, jak kamieni. Tylko że niektórzy mogli na przykład nie żyć, tak jak zapewne osoba na zdjęciu z jego dziadkiem. To było bardzo dawno.

Na nowo zaczął czytać definicje poszczególnych kamieni, jakby miał nadzieję, że jeszcze coś wymyśli. - Karneol, kolor pomarańczy. Oznacza pewność siebie i skłanianie do działania... - mruknął zmęczonym tonem. - Karneol... Pomarańczowy... - wstrzymał ruchy swojej ręki, w której spoczywał jego ulubiony ołówek i spojrzał jeszcze raz na to słowo. Pomarańczowy. Ten kolor od pewnego czasu tylko z jedną rzeczą mu się kojarzył. Te oczy, te hipnotyzujące oczy. Odstawił wszystko na biurko i spojrzał przed siebie w okno. Dlaczego wcześniej na to nie wpadł? Ten kolor, jak i opis - choć w mniejszym stopniu - pasował do... Hansola. Dotąd mu nieznajomego Hansola. Czy to możliwe, że...

Nie zdołał dokończyć myśli, ponieważ przerwał mu w tym jego telefon, na który przyszła wiadomość. Poczuł dość wielkie zdezorientowanie, nie mógł być to Chan, było już późno, a przez surowe zasady jego rodzicielki nie mógł siedzieć po nocach na telefonie. Tylko że, nikogo innego nie mógł się spodziewać, dlatego kiedy tylko spojrzał na nazwę nadawcy, uniósł brwi zdumiony.

"Nieznany".

Podrapał się po karku i odblokował telefon, by zaraz skupić się na krótkiej treści wiadomości. Momentalnie poczuł dziwny dreszcz i nagły niepokój.

"Przestań szukać, to ostrzeżenie."

Rozejrzał się szybko po pokoju, aż w końcu jego wzrok utkwił na szybie, za którą panowała tylko i wyłącznie ciemność. Nie miał pojęcia co to miało oznaczać, nie wiedział kto to napisał, nie wiedział czy był obserwowany, ale jednego był pewien.

Teraz tym bardziej nie mógł tego zostawić.

NȺɃƗOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz