Rozdział 43

24 1 0
                                    

Pierwszy etap to wyparcie. Trwał najkrócej. Przez około trzy tygodnie chciałam wrócić do domu Brendona, jakby nic się nie zmieniło. Naprawdę mogłam do niego wrócić, ale byłoby tak, jak wcześniej, i to byłby problem. Drugi etap to rozpacz, płakałam przez cały czas, jedyne czego potrzebowałam to słuchałanie Johna Mayera i to wszystko, moje oczy wyschły od płaczu. Trzeci etap był ostatnim, Akceptacja. Przypomniałam sobie, że Brendon i ja nie pasowaliśmy do siebie, i wszystkie nasze kłótnie które mieliśmy. Tęskniłam za pasją, którą mieliśmy, ale zdecydowałam, że lepiej jest mieć nudny, funkcjonalny związek niż namiętny ale dysfunkcyjny. Albo tylko tak sobie wmówiłam.

Co robiłam przez ostatnie trzy lata? Po przeprowadzce z domu Brendona mieszkałam trochę z tatą, a potem Charles zaproponował, żebym została u niego. Byliśmy bardzo blisko, odkąd Brendon i ja się rozeszliśmy. Gdy się o tym dowiedział, zwolnił Charlesa, ale było w porządku, ponieważ chłopak ukończył studia i dostał pracę jako profiler dla FBI. Byłam trochę zaskoczona, ale też podekscytowana, nie spodziewałam się, że Charles będzie w stanie pracować wokół przestępców, ale on naprawdę był niesamowicie inteligentny i dawał sobie świetnie radę. Ukończyłam studia rok po Charlesie i zaczęłam pracę jako psychiatra dla dzieci i młodzieży. Uwielbiałam to, uwielbiałam pomagać dzieciom, wspierać je podczas ich własnych zmagań, pozwalało mi to uciec na chwilę przed własnymi problemami.

Brendon stał się nieodłącznym czynnikiem w moim życiu, który był po prostu nieunikniony. I musiałam to zaakceptować. Widziałam go na plakatach w kawiarniach i sklepach, w telewizji, codziennie słyszałam o nim w wiadomościach, i radiu. Jedyny raz kiedy mogłabym na niego wpaść, to gdybym z jakiegokolwiek powodu musiała pójść do kasyna lub do jego domu, tak więc nie widywałam go osobiście. On też nie przychodził do mnie. Przysiągł sobie, że "nie będzie mnie nachodził, chyba że zostanie zaproszony". Wciąż czekałam, aż złamie tą przysięgę, której dotrzymywał przez ostatnie trzy lata, i podejrzewałam, że to nastąpi już wkrótce. I niestety Brendon był jak dobre wino, z wiekiem stawał się coraz lepszy. Miał teraz dwadzieścia dziewięć lat, był bardziej dojrzały, umięśniony i ogólnie bardziej atrakcyjny. Szastał pieniędzmi, otaczały go prostytutki i sława, ale za każdym razem, gdy widziałam jego błyszczące oczy na plakatach, pamiętałam wszystko tak, jakby to było wczoraj.

Aha, i pominęłam sporą część tych ostatnich trzech lat. Jestem zaręczona! Mogłabym wygłosić całe przemówienie o tym jak mi przykro, że nie powiedziałam Brendonowi "tak", ale byłoby to stratą czasu. Charles poprosił mnie, bym została jego dziewczyną dwa lata temu, umawialiśmy się przez następne dwa lata, a kilka tygodni temu mi się oświadczył. Nie mogłam powstrzymać się od powiedzenia "tak". Miałam dwadzieścia cztery lata, on dwadzieścia pięć, i byliśmy razem szczęśliwi. To musiało zadziałać.

"Charles, wychodzę!" Zawołałam do niego z dołu. Mój strój do pracy to ładny sweter i spódnica. Cieszyłam się, że nie muszę ubierać się jak kobieta biznesu.

Charles zbiegał po schodach, z założonym jednym butem, a drugim w dłoni. "Zawsze wychodzisz, zanim zdążę się pożegnać".

Zaśmiałam się, gdy przycisnął usta do mojego policzka i przytuliłam jego szczupłe ciało. Miał na sobie białą koszulę i ciemnoszarą swetrową kamizelkę, w którą schowany był krawat. Uśmiechnęłam się i potargałam jego kręcone włosy, gdy pochylił się, by założyć drugi but.

"Proszę, bądź dziś ostrożny. Wiem, że mściwy przywódca kultu nie jest tak naprawdę najbezpieczniejszą osobą, jakiej poszukujecie." Ostrzegłam, unosząc brew, zagarniając klucze z szafki.

"Będzie ze mną reszta zespołu, nic mi nie będzie." Powiedział, chwytając swoje rzeczy, zanim oboje wyszliśmy za drzwi.

Pożegnaliśmy się jeszcze raz, i pojechałam do pracy. Na szczęście przychodnia, w której znajdował się mój gabinet była zaledwie dziesięć minut drogi od naszego domu, więc dojazd nie był tak męczący. Dotarłam na miejsce o siódmej, spotkanie z pierwszym pacjentem tego dnia miałam dopiero o ósmej trzydzieści.

Była to dziewczyna o imieniu Catherine, cierpiącą na silne zaburzenia lękowe. Byłam bardzo ostrożna z przepisywaniem lekarstw swoim pacjentom, ponieważ czułam, że czasami ludzie rozdają je dzieciom jak cukierki, aby im "pomóc". Przeprowadzam wiele rozmów, ćwiczeń, staram się robić co w mojej mocy i podawać leki tylko wtedy, gdy jest to naprawdę konieczne.

Teraz moja praca nie skrywała wielu niespodzianek i nieoczekiwanych zwrotów akcji. Cały dzień słuchałam i pomagałam dzieciom w ich problemach. Ale dzisiaj był od tego wyjątek.

Wyszłam do poczekalni po kopię jednego z akt mojego pacjenta i wtedy go zobaczyłam. Siedział na o wiele za małym dla niego krześle, a jego czarna aksamitna marynarka doskonale pasowała do jego muskularnego ciała. Siedział tuż obok małej dziewczynki, pochłonięty rozmową z nią. Obok siedziała kobieta, która, jak się zdawało, była jej matką, ale omdlewała na jego widok, jakby patrzyła, jak Jezus uzdrawia jej ślepą córkę czy coś takiego.

"Jessica, na miłość boską, dlaczego miałabyś pozwolić aby Billy całował twoją najlepszą przyjaciółkę pod drabinkami na placu zabaw? Oczywiscie, że on na nią nie zasługuje." Powiedział przesadnie przejętym tonem, gdy mówił do ośmioletniej dziewczynki.

Odchrząknęłam, a nerwy bulgotały w moim żołądku. Głowa Brendona natychmiast uniosła się w górę, a gdy tylko mnie zobaczył szeroki uśmiech pojawił się na jego twarzy.

"Bardzo miło cię widzieć, doktor Bell." Powiedział, wstając z małego krzesła i poprawiając marynarkę. Wyprostowałam się, próbując wyglądać na niewzruszoną, jego przenikliwym spojrzeniem.

Posłałam mu sztywny uśmiech. "Panie Urie."

Vegas Lights//Brendon Urie TŁUMACZENIE PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz