Rozdział 2

97 13 0
                                    

Nigdy nie lubiłam bogatych mężczyzn. Cóż, stereotyp bogatych mężczyzn: byli snobistyczni, chciwi, żądni władzy, i przechwalali się wszystkim. Zakładam więc, że każdy może wyobrazić sobie moje niezadowolenie, gdy dowiedziałam się, że mój ojciec zaczął pracować dla mężczyzny, który był uosobieniem tego stereotypu.

Był to jego pierwszy tydzień, a on już dostawał nieźle w kość. Chciał to przede mną ukryć i mówił, że wszystko w porządku ale znałam go za dobrze i wiedziałam, że ledwo daje radę. Nienawidziłam tego, ponieważ wiedziałam, że robi to, aby pomóc mi opłacić college i czułam się z tym źle. Ale mój tata był uparty i nawet gdyby jego zdrowie całkiem wysiadło, nigdy by tego nie przyznał.

Musiałam więc wziąć sprawy w swoje ręce i powiedzieć Brendonowi, żeby przestał zwalać najgorszą robotę na mojego ojca, którą zresztą sam powinien wykonywać. Choć naprawdę nie chciałam się z nim widzieć, musiałam to zrobić dla mojego taty.

„Charlotte, pan Urie jest bardzo zapracowanym człowiekiem..." Mój ojciec próbował mi to wytłumaczyć, kiedy złapałam klucze, gotowa iść i porozmawiać z jego szefem.

„Tato, i tak tam pójdę. Nie mogę pozwolić ci tak ciężko pracować. Do zobaczenia za godzinę" Zamknęłam drzwi, żeby nie mógł już protestować.

Szłam tak szybko i pewnie, jak tylko mogłam, starając się iść z podniesioną głową w pokoju pełnym bogatych starców, którzy mogliby kupić mnie i mój cały dom. Rozejrzałam się dookoła, żeby zobaczyć, gdzie może być jego gabinet, próbując ułożyć sobie w głowie to, co zamierzałam mu powiedzieć. Przeczuwałam, że w mojej głowie zabrzmi to o wiele lepiej niż na głos.

Nie mogąc go znaleźć postanowiłam pójść do recepcji.

„Jak mogę ci pomóc?" Zapytała pani w recepcji. Miała na sobie obcisłą bluzkę, która pękłaby, gdyby była choć trochę bardziej napięta.

„Gdzie mogę znaleźć Pana Urie?" Zapytałam ją. Jej oczy rozszerzyły się, jakby była zaskoczona, że ​​pytam o niego.

"Jest teraz w swoim biurze na trzecim piętrze, ale jest zajęty papierkową robotą i nie należy mu przeszkadzać." Powiedziała uprzejmie, opuszczając niżej okulary. Skinęłam głową „Dobrze, wrócę innym razem".

Może po prostu umiem kłamać, ale to było zbyt łatwe. Pani nawet nie zauważyła, że ​​idę prosto do windy. Podeszłam do złotej windy i nacisnąłem trzeci przycisk. Naprawdę chyba musiał mieć jakiś fetysz z tym złotem.

Kiedy dotarłam na trzecie piętro, poczułam, że drzwi windy otwierają się płynnie. Weszłam na korytarz, rozglądając się i próbując ustalić, który gabinet może należeć do niego.

Na drzwiach były tylko cyfry,
ale zaskakująco wiedziałam, które prowadzą do jego biura. Było to dość oczywiste, bo były najbardziej ekstrawaganckie, w kolorze głębokiej czerwieni i ze złotą rączką. Nie było wątpliwości, że należą do niego.

Nawet nie zapukałam, nie miałam dla niego tyle szacunku. Otworzyłam drzwi i otworzyłam usta na to, co zobaczyłam.

Siedział na krześle za swoim biurkiem, ale z dziewczyną siedzącą okrakiem na jego kolanach. Miała więcej makijażu, niż mogłam sobie wyobrazić, i miała na sobie krótką czarną sukienkę, która odsłaniała wszystko. Trzymał ręce na jej udach i uśmiechał się, aż zobaczył mnie, i uśmiechnął się jeszcze szerzej.

„Och, wow. Co za urocza niespodzianka." Powiedział, wyjmując swój gruby portfel i wyciągając kilkaset dolarów. Sapnęłam, gdy wsunął je między piersi kobiety. Klepnął ją po udach, zanim agresywnie zepchnął ją z kolan, zapinając spodnie.

Patrzyłam jak dziewczyna odchodzi, uśmiechając się do mnie i licząc pieniądze, które jej dał. Spojrzała na mnie podejrzliwie wychodząc z gabinetu, a ja byłam zaskoczona widząc, że Brendon wpatruje się we mnie zamiast w jej odstłonięty tyłek.

"Zamknij za sobą drzwi laleczko." Powiedział, wskazując drzwi. Zatrzasnęłam je i odwróciłam się do niego. Miał na sobie tylko białą koszulę, w której kilka guzików było rozpiętych, a jego zwykle stylizowane włosy były niechlujne, a kilka kosmków spadło na jego twarz.

Podeszłam do niego, krzyżując ramiona na piersi. Patrzył na mnie z rozbawieniem, gdy rzuciłam mu najzimniejsze spojrzenie, kładąc ręce na przedzie jego biurka.

"Spokojnie, kochanie. Uważaj bo możesz kogoś zabić tym wzrokiem" Powiedział, mrugając do mnie z diabelskim uśmieszkiem.

„Nie mam na to czasu. A teraz przestań zwalać całą twoją brudną robotę na mojego ojca, kiedy ty siedzisz na dupie i bawisz się z prostytutkami!"- zażądałam. Pochyliłam się trochę nad jego biurkiem, żeby upewnić się, że mnie słucha, ale gdy zauważyłam że patrzy na mój dekolt natychmiast usiadłam, krzyżując ramiona na piersiach.

Znowu się roześmiał, jakby to był jeden wielki żart. „Nie robię przysług. Potrzebuję czegoś w zamian."

Przewróciłam oczami na niego. „Masz wszystkie te pieniądze i nadal chcesz więcej? Jesteś jeszcze gorszy niż mówią."

Znowu się zaśmiał, kręcąc pierścieniem wokół palca. „Nie, nie, widzisz, za pieniądze mogę łatwo kupić te prostytutki, które zrobią dla mnie wszystko. Ale taka dziewczyna jak ty ... masz klasę, jesteś powściągliwa, mądra i piękna. Na świecie nie ma wystarczająco dużo pieniędzy, aby kupić dziewczynę taką jak ty."

Kpiłam z niego. Był niewiarygodny. Ledwo się znaliśmy. „Co robisz? Próbujesz być szczery?"

„Nigdy w życiu nie byłem bardziej szczery, Charlotte Bell." Powiedział, nawet nie mrugając. Tym razem nie miał tego zarozumiałego uśmieszku na twarzy.

"Powiedzmy, że jesteś. Czego ode mnie chcesz?" Zapytałam. Boże, już zaczęłam żałować, że przyniosłam wtedy tę drugą stronę CV.

„W tym tygodniu odbędzie się formalna impreza biznesowa. Twój ojciec jest zaproszony, ale chcę, żebyś poszła ze mną. Wtedy ułatwię mu pracę." - powiedział, przypinając swoje złote spinki do mankietów.

Myślałam o tym przez chwilę. Nie może być tak źle, to tylko impreza trwająca kilka godzin, a mój ojciec nie będzie przepracowany. „Ok, ale to nie jest randka".

Brendon miał błysk w oczach i uśmiechnął się do mnie. „Zobaczymy, czy do końca będziesz miała takie zdanie."

„Jesteś zbyt pewny siebie" - zauważyłam, zaciskając usta.

"Nie powiedziałbym tego." Wyglądało na to, że dokładnie wiedział, co się wydarzy, i miałam nadzieję, że to, co według niego się wydarzy, absolutnie się nie wydarzy.

„Dobrze, cóż muszę wrócić do mojego chłopaka, którego kocham i nie zostawię go dla nikogo." Powiedziałam, podkreślając, że mam chłopaka. Brendon naprawdę musiał o tym pamiętać.

„Hmm, myślę, że jesteś zbyt pewna siebie. W piątkowy wieczór, ktoś przywiezie ci sukienkę, którą założysz i wyślę po ciebie kierowcę, który odbierze cię o siódmej. Do zobaczenia w piątek Charlotte Bell."

Zmrużyłam na niego oczy, żałując, że nie mogę przejrzeć go przez te wszystkie złote pierścienie, fantazyjne koszule i pieniądze dopóki nie dotrę do prawdziwego Brendona Urie. A może to właśnie był on?

Bardzo się tego boję, prawdziwego Brendona Urie.

Vegas Lights//Brendon Urie TŁUMACZENIE PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz