Rozdział 35

69 6 0
                                    

Kiedy się obudziłam, znów byłam sama w łóżku Brendona. Zaczęłam od sięgnięcia ręką w bok po omacku. Westchnęłam, otworzyłam oczy i zdałam sobie sprawę, że go nie ma. Położyłam się na plecach i wpatrywałam w kremowy sufit. Znowu poczułam zimno, bez ciepła jego ciała blisko mojego. Usiadłam, a promienie słońca przebijały się przez jasne zasłony. Zdjęłam z siebie kołdrę i powoli wstałam z łóżka. Przeczesałam palcami włosy, poprawiłam koszulę Brendona, którą miałam na sobie, i otworzyłam drzwi jego sypialni.

Przez chwilę słyszałam tylko kroki moich stóp na marmurowej podłodze w cichym domu. Po sprawdzeniu jego biura i stwierdzeniu, że jest puste, poszłam na trzecie piętro. Miał tam, większy gabinet. Uśmiechnęłam się do siebie, słysząc jego głos w jednym z pomieszczeń. Przyspieszając, podążałam za jego głosem, aż dotarłam do lekko uchylonych drzwi jego gabinetu. Zajrzałam do środka, moje oczy skupiły się na jego sylwetce przy biurku. W jednej ręce trzymał telefon przy uchu, a w drugiej długopis, wpatrując się w dokumenty na biurku. Patrzyłam na niego przez chwilę, pomyślałam, że to bardzo dziwne i zawsze tak się działo, ale po prostu bardzo pociągał mnie Brendon, kiedy pracował. Może chodzi o wyraz koncentracji na jego twarzy lub sposób, w jaki od czasu do czasu poluzowywał krawat, ale to było coś.

"Powiedziałem ci, że raport z budżetu miał być zrobiony na wczoraj, pieprzony idioto." - Warknął do telefonu, nie podnosząc wzroku.

Puścił telefon, układając go między uchem a ramieniem, a drugą ręką zaczął rozpinać mankiety koszuli. Obserwowałam go uważnie, gdy podwinął rękawy, aż za łokcie. Następnie odłożył telefon i wrócił do czytania dokumentów.

Podskoczyłam, gdy jego głos przemówił do mnie, nawet nie podnosząc wzroku. "Nie musisz być nieśmiała, Lottie".

Lekko pchnęłam drzwi i weszłam. -"Skąd wiedziałeś?"

Przez chwilę patrzył mi w oczy, a potem znów w papiery.
"Kiedy jesteś podniecona, oddychasz bardzo głośno".

Moja twarz musiała zrobić się jaskrawoczerwona, gdy podeszłam bliżej biurka. Musi czytać w myślach czy coś takiego.

Bawiłam się długimi rękawami koszuli, którą miałam na sobie. "Zostawiłeś mnie."

Brendon podniósł wzrok, zaciskając wargi. "To praca, mam sporo na głowie".

Podeszłam do niego i położyłam dłoń na jego dłoni. "Proszę nie pracuj przez cały dzień".

Uśmiechnął się: "Ktoś tu jest podniecony z samego rana".

Ustałam za nim, przeczesując palcami jego starannie uczesane włosy. "Chyba nie mógłbyś być tak wredny, żeby mnie ignorować przez cały dzień?"

"Lottie, to praca. Ty też ją masz, nie zmuszaj mnie, żebym znowu musiał krzyczeć na ciebie za to, że zapomniałaś uporządkować moje dokumenty." - Powiedział swoim "głosem szefa". Miał swój normalny głos i głos szefa. Jego normalny głos był bardziej delikatny i beztroski, a głos szefa był surowy i wymagający.

"Jest weekend, Brendon. Możemy wziąć dzień wolny." - Stwierdziłam, stając z powrotem z boku fotela. Poczułam, jak jego ręka przesuwa się na tył mojego uda, jego kciuk z roztargnieniem przebiegał po mojej skórze.

"Nie, Lottie, nie wykonuję pracy, kiedy faktycznie jestem w pracy, ponieważ mnie rozpraszasz, więc muszę to zrobić teraz." - Powiedział, klepiąc mnie w udo, po czym przesunął dłoń z powrotem na swoje dokumenty. Westchnęłam z jego braku zainteresowania, ale nie zamierzałam po prostu wyjść. Odwróciłam się do niego i usiadłam bokiem na jego kolanach, a nogi położyłam na podłokietnik fotela. Oparłam głowę na jego klatce piersiowej, uśmiechając się i kładąc dłonie na moich nogach.

"Co masz na myśli mówiąc, że cię rozpraszam?" - Zapytałam, patrząc na jego gładko ogoloną szczękę.

"Charlotte, nie mogę tego teraz zrobić." - Ostrzegł, gdy zaczęłam bawić się górnymi guzikami jego koszuli.

"Ale, Brendon..." - Jęknąłam, kuląc się na jego kolanach. Po prostu się zaśmiał, wibracje w jego klatce piersiowej głośno uderzyły o moje ucho.

"Naprawdę jesteś podniecona, Charlotte. Co się stało?" Zapytał, przesuwając bezmyślnie kciukiem po moim udzie, gdy wrócił do tego, nad czym pracował.

"Ja..." - zaczęłam, ale przerwał mi jego telefon, który wybuchł nieznośnym dzwonkiem. Jęknął i podniósł go.

"Muszę to odebrać." - Powiedział, przykładając telefon do ucha.

"Potrzebujesz czegoś?" - Warknął do telefonu. Przygryzłam wargę i przycisnęłam ucho do jego piersi, słysząc wibracje jego niskiego głosu.

"Wiesz co? Powinieneś po prostu-cholera." Brendon przerwał i zaklął, gdy moja ręka przypadkowo dotknęła jego krocza, gdy się poruszyłam na jego kolanach. Trzymał mnie nieruchomo, kładąc rękę na moim udzie.

"Nic, po prostu powiedz mi jak poszło." - Powiedział po odchrząknięciu i rzuceniu mi ostrzegawczego spojrzenia.

Minęło około pięciu minut, gdy byłam irytująca i starałam się zwrócić jego uwagę, gdy kontynuował rozmowę przez telefon. Miał już dość. Rozdzielił moje uda i przesunął palcem wskazującym wzdłuż materiału mojej bielizny. Gdy z trudem łapałam powietrze, ucieszył mnie szeptem, mówiąc "bądź cicho".

"Ułatw to sobie i zwolnij sukinsyna..." - powiedział Brendon do telefonu, odsuwając moją bieliznę na bok i drażniąc mnie palcem wskazującym.

Stłumiłam westchnienia i jęki, i zamknęłam oczy, jedną ręką chwytając jego ramię, a drugą ściskając moją koszulę w pięści. Nie mogłam się powstrzymać, i wydałam cichy pisk, gdy wepchnął palec, lekko go zginając i uderzając w miejsce, które sprawiło, że przesunęłam się i zacisnęłam uda wokół jego dłoni.

"W porządku, więc Anderson organizuje imprezy charytatywne i zgarnia wszystkie pieniądze dla siebie, a Myers dyma wszystkich na drodze do bogactwa, więc nie sądzę, że musimy się o nich martwić." - Powiedział, zaciskając usta w wąską linię, wpychając teraz dwa palce. Moje uda zaczęły się trząść, gdy już zbliżałam się do punktu kulminacyjnego.

Wbiłam opuszki palców w jego ramię i mocno ścisnęłam, gdy pchał mocniej, starając się nie hałasować i nie zakłócać jego rozmowy. Uśmiechnął się do mnie i przycisnął kciuk do mojego najbardziej wrażliwego miejsca. Przygryzłam mocno wargę i zamknęłam oczy, gdy doszłam, jako zdyszany bałagan na jego kolanach. Odsunął palce i włożył je do ust, marszcząc brwi, koncentrując się na tym, co mówił mężczyzna.

Zadzwonił dzwonek do drzwi, odbijając się echem w systemie dźwiękowym biegnącym przez dom. Zmarszczył brwi, wyciągając palce z ust.

Na chwilę odsunął telefon od ucha, patrząc na mnie z góry. "Poszłabyś to sprawdzić, Lottie?"

Westchnęłam próbując złapać oddech, postawiłam nogi na ziemię i wstałam, poprawiając koszulę, którą miałam na sobie, aby zakryć uda. Zeszłam po schodach, aż na parter. W końcu wyregulowałam oddech, gdy dotarłam do białych drzwi.

Otworzyłam je, aby zobaczyć dość niską brązowowłosą kobietę stojącą w progu. Była po pięćdziesiątce ale wyglądała na starszą i miała na sobie zwykłą parę dżinsów i bluzkę. Uśmiechnęła się, gdy mnie zobaczyła.

"Cześć, czy jest Brendon?" - Zapytała, a ja starałam się częściowo ukryć za drzwiami z powodu mojego stroju.

"Jest na górze, jeśli czegoś potrzebujesz, albo mogę mu przekazać wiadomość." - Zaoferowałam, wzruszając ramionami.

"Och, po prostu... jestem jego matką".

Vegas Lights//Brendon Urie TŁUMACZENIE PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz