Żyję! Nie umarłam! Napisałam rozdział i w końcu go wrzucam. Mam nadzieję, że się spodoba ^^
Miłego czytania :3
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Co z Ryuu?! - Białowłosy momentalnie doskoczył do czarnowłosej lekarki, zdejmującej gumowe rękawiczki ubrudzone, najprawdopodobniej, krwią czarnowłosego mafiozy.
- Wyliże się. - Powiedziała szybko, aby już nie trzymać zestresowanego Tygrysołaka w niepewności. - Kula przeszła na wylot, ale nie uszkodziła organów wewnętrznych. Uszkodziła tylko trochę tkankę mięśniową. Jednak to nie zagraża jego życiu w żaden sposób. - Podeszła do pobliskiego kosza, stojącego przy niewielkim automacie z przekąskami i wyrzuciła brudne rękawiczki. - Bardziej niż tą raną, powinnam zająć się jego kaszlem. - Dodała, ale Nakajima już jej nie słuchał.
Chłopak, bez pytania o zgodę, wszedł do sali, w której leżał już przytomny szarooki, szybkim krokiem do niego podchodząc i siadając na jego łóżku. Bez słowa przeczesał jego włosy delikatnie, swoimi palcami, po czym z impetem uderzył go w ramię na co Akutagawa jęknął cicho bardziej z zaskoczenia niżeli z bólu. Spojrzał pytająco na swojego chłopaka, który niemal w jednej sekundzie zaczął płakać, nie mogąc pohamować swoich nagromadzonych emocji.
- Jinko... nie płacz, przecież nie umarłem. - Powiedział niepewnie czarnowłosy, sięgając po chusteczkę z pudełka stojącego na szafce przy łóżku. - Spokojnie... - Dodał, zaczynając ostrożnie ocierać łzy, płynące niemal strumieniem, z policzków swojego chłopaka.
- S..spokojnie?! Jak mam b..być spokojny?! - Ledwo wykrzyczał przez ściśnięte gardło, jasnowłosy. - Idioto, r..ryzykowałeś życiem, aby osłonić m..mnie, pana Dazaia i S...shou! - Dodał chlipiąc i nie mogąc się uspokoić. Jednak Ryuunosuke dobrze go zrozumiał i popatrzył na niego z grymasem.
- Tylko ja w tamtym momencie miałem zdolność, która mogła was osłonić przed kulami. Roshoumon szybko się aktywował i przybrał postać pożeracza przestrzeni, więc przestać panikować. - Kaszlnął cicho i westchnął zmęczony niemalże wszystkim. Akcją, która miała miejsce, leczeniem Yosano i tą rozmową, ponieważ Atsushi znowu zaczynał doszukiwać się problemu.
- A..ale mogłeś zginąć! Gdyby t..twoja zdolność się s..sp..spóźniła, to mógłbyś dostać między oczy, albo w s..serce! - Tygrysołak jak zwykle trzymał się swoich racji, wystraszony wizją utraty tego cholernego mafijnego psa, zapłakany, nadal starał się dać mu opieprz za jego głupotę. Nie żeby czarnowłosego to ruszało. To już swoją drogą. Wiedział, że Atsushi się wystraszył i jak na razie nie dawał sobie przepowiedzieć zbyt wiele.
- Jinko... - Spróbował jeszcze raz ze spokojem w głosie, nie chcą zrobić mu awantury, za to że on robił awanturę. - Miałem dać was rozstrzelać, wiedząc, że mogę was ochronić? - Zapytał retorycznie, sam sobie odpowiadając, kręcąc głową na znak zaprzeczenia. - Wiesz, że nie. - Dodał, nie mając pewności, czy Nakajima w ogóle przez zamglony obraz, spowodowany wylewaniem łez, cokolwiek widzi. - A teraz się zamknij i przestań lamentować, i chodź tu do mnie. - Rozłożył ręce, po czym, zanim młodszy zdążył jakkolwiek mu odpowiedzieć, mocno go do siebie przytulił.
Tygrysołak co prawda, zareagował niezamierzenie, gdyż zamiast się uspokoić, jeszcze bardziej się rozpłakał, chowając twarz w zagłębieniu szyi mafiozy, który tuląc go do siebie, niedowierzał jakim dużym dzieckiem czasem potrafi być jego chłopak, kiedy płakał. Rzeczywiście można było nazwać detektywa, dużym dzieckiem, bo raz płakał, po chwili przestawał i się uśmiechał, a po sekundzie znów wył, niczym syrena alarmowa i już sam nie wiedział z jakiego powodu.
- Jesteś o..okropny... - Wydukał młodszy, wtulając się jak tylko mógł w Ryuu, który na jego słowa, uśmiechnął się minimalnie pod nosem, rozbawiony.
CZYTASZ
Byle przeżyć (Bungou Stray Dogs - Soukoku and Shin Soukoku) //Fanfiction #2
FanfictionOd wydarzeń z poprzedniej części minęły trzy lata. Mafia Portowa i Agencja Detektywistyczna cały czas rozwijają swoją współpracę. Dazai Osamu wyjechał na misję i nie ma o nim żadnych wieści, przez co Chuuya zaczyna się o niego martwić, co jest dość...