Wobec Galaktyki

277 26 11
                                    

- Ta szarfa to symbol przymierza, oddania i wierności. Jej zadaniem jest łączenie, a wy musicie strzec, aby nigdy nie została rozerwana. To viola - wziął do ręki kwiat. - Na Arkanis nazywamy go królewskim kwiatem. Symbolizuje władze i potęgę, które podobnie jak małżeństwo wiążą się z bezgraniczną odpowiedzialnością i wielką odwagą. - wziął do drugiej ręki wstęgę. - To symbol poddaństwa i uległości. - Umieścił kwiat pod wstążką i zawiązał na szafie. - Niech wszystko razem stanie się symbolem waszej jedności. Od dzisiejszej nocy aż po kres waszych dni tym właśnie będziecie, a między wami powinna panować równowaga i harmonia.

Hux usłyszał ciche prychnięcie Kylo i uśmiechnął się pod nosem.

- Jakiś problem? Wszyscy wiedzą, że jesteś chodzącą harmonią. - szepnął mu do ucha. Ren zaśmiał się.

- Nie prowokuj mnie. Chyba, że chcesz, żeby zdarł z ciebie ubrania na oczach tych wszystkich ludzi. - Zolan westchnął cicho.

- Proszę. Oszczędźcie moje uszy i zamknijcie się, to Ceremonia Ślubna. Wymaga chociaż odrobiny powagi. - warknął cicho.
- Uważaj Zolan. Gdybym wiedział, że wyjedziesz z poddaństwem i harmonią. Postarałbym się, żeby znaleźć kogoś na Twoje miejsce.
- Arkanijczycy i zgromadzeni goście. Wszystkich was biorę na świadków przysięgi, która zostanie zaraz wypowiedziana. Wobec potęgi Księżyca, który wytrwale goni Słońce po nieboskłonie, wobec gwiazd i wobec galaktyki, wypowiedzcie przysięgi.
- Jakie przysięgi?
- Wiedziałbyś gdybyś przeczytał scenariusz... Wobec potęgi Księżyca i gwiazd, wobec nieustającego deszczu i słonecznych dni. Wobec Galaktyki przysięgam, że od tej nocy aż po kres moich dni - spojrzał na bruneta - nie spróbuję cię zabić ani ci zaszkodzić, bo z jakichś idiotycznych powodów głęboko wierzę, że najwięcej uda nam się osiągnąć w jedności. - przysięgę arkanijskim zwyczajem Hux wypowiadał do Kylo i jedynym oprócz nich, który był w stanie ją usłyszeć był Zolan. Rudowłosy przyglądał się teraz badawczo rycerzowi. Dobrze pamiętał jego obietnice z Exegolu. Niespodziewana szczerość była czymś co przypiera ludzi do ściany o wiele lepiej niż manipulacja. Cała przysięga Huxa była szczera jego kariera, jego przyszłość, a być może jego życie zależało teraz od paru zdań, które postanowi wypowiedzieć Ren. I Armitage musiał przyznać, że było w tej wizji coś niezwykle pociągającego.
-Wobec Mocy - rudowłosy poczuł dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Moc. Przysięga wobec Galaktyki wydawała się imponująca, ale nie do porównania z Mocą. Czy przysięganie na nią było bezpieczne? Po wizycie na Exegolu Hux z rezerwą odnosił się do wszystkiego co miało z nią związek. - Wobec Mocy przysięgam, że od tej nocy aż po kres moich dni, jesteś przy mnie bezpieczny. Każdy kto będzie pragną ci zagrozić zmierzy się najpierw ze mną.
- Nigdy nie byłem na tak romantycznym politycznym ślubie.
- Jeszcze słowo, a wobec galaktyki zostaniesz wgnieciony w dywan. - syknął Hux.
- A wobec Mocny przebity mieczem. - dokończył Kylo niemal usłużnie. Zolan uniósł ręce w obronnym geście.
- Niech Księżyc, gwiazdy, Galaktyka i Moc przyjmą wasze przysięgi, strzegą ich i zagwarantują wam powodzenie i bezpieczeństwo. Od dziś możecie nazwać się małżeństwem.
Po krótkiej owacji Ceremonia została zakończona. Sala Solarna szybko przemieniła się w sale bankietową.
- Gratulacje. - Zolan stanął obok nich z kieliszkiem szampana. - To była udana uroczystość.
- Niewątpliwie.
- Jak długo musimy to nosić?...
Zolan uśmiechał się rozbawiony
- Tradycja nakazuje przynajmniej cały bankiet. Co wytrwalszym udaje się to zachować nawet w łóżku...
- Na przyszłość powinniście pomyśleć o czymś bardziej praktycznym. Kajdanki na przykład.
- Lord Ren ma wybujałą wyobraźnię.
- Faktycznie. Ciężko to przeoczyć Imperatorze...
- Spodziewałem się... Czego innego niż bycia związanym z nim przez cały wieczór. Na przykład obrączek.
- Obrączki to zwyczaj Światów Jądra. Lordzie Ren związałeś się z nim nie tylko na wieczór, ale na całe życie... Może powinieneś zacząć się przyzwyczajać. Szarfa to dobry wstęp. Wybaczcie. - odszedł.
- Robi się bezczelny.
Hux zaśmiał się cicho.
- Możesz go postraszyć, jeśli poprawi ci to humor - upił łyk szampana - ale jutro.
-No proszę. Dziś nie wylewasz alkoholu do doniczek, Hux. - rudowłosy uśmiechnął się lekko.
- Mam wyjątkowo dobre samopoczucie. - Ren uniósł jego podbródek rozbawiony.
- Zauważyłem. Zabawne co strach robi z ludźmi. Kiedy już się go pozbędą są w stanie zapomnieć o wszystkim. Kompletnie stracić czujność, jednocześnie sądząc, że mają kontrolę.
Hux znieruchomiał przyciągną Rena wolną rękę bliżej.
- Przestań pogrywać. - warknął - To już nie ma znaczenia. Nie psuj mi wieczoru. Rzeczy się zmieniły. Jesteś głupcem, jeśli sądzisz inaczej.
- Tak... Rzeczy się zmieniły. Mogę się na przykład chwalić, że Imperator jest moim mężem.
- Ha! Paradne, Ren. To ty jesteś mężem Imperatora. - dopił szampana odstawiając kieliszek. Sięgnął po trzeci. Ren zamknął mu usta pocałunkiem.
- Kiedy tradycja nakazuje oddalić się nam od gości.? - zamruczał
-Pieprzyć tradycje, Ren. Jestem Imperatorem Galaktyki. Tradycja to ja.
- Spiłeś się dwoma kieliszkami szampana? - Hux musiał ratować reputację. Jednym haustem wychylił kieliszek trzymany w ręku.
- Trzema. - Ren prychnął rozbawiony.
- Cóż... W takim razie muszę cię stąd zabrać i spełnić Twoje rozkazy.
-Rozkazy?
- Imperator rozkazał mi pieprzyć tradycje... Skoro sam jest tradycją. - pokręcił głową zrezygnowany - cóż mi pozostaje... - Rudowłosy zaśmiał się opierając na nim.
- Nie wiem jak to się stało, ale jestem niesamowicie pijany i mam męża...
- Zaufaj mi. Twój mąż też nie wie jak to się stało...
Hux nie kojarzył więcej. Co działo się dalej?... Zdaje się, że Ren faktycznie zabrał go z sali i wypełnił rozkazy swojego Imperatora. Ranek nie należał jednak do najprzyjemniejszych.
- Obrączek nie ma, ale zdaje się noc poślubną jest jak najbardziej znana, hm?
Hux skrzywił się ziewając i kładąc głowę na poduszkę.
- Na Arkanis nikt nie ogranicza się tylko do nocy poślubnej, Ren.
- Dobrze wiedzieć. - pocałował go w ramię. Hux jęknął.
-Zostaw. Zaraz umrę... Nienawidzę alkoholu.
- Idź spać Armitage. - rudowłosy zamknął oczy. Kiedy obudził się po raz drugi nie czuł się wspaniale, ale lepiej. Wziął coś na głowę i usiadł przenosząc wzrok na śpiącego Rena. Szarfa leżała złożona na szafce nocnej. Okręcił się powoli na krześle i spojrzał przez okno. Deszcz spływał po szybie. Rudowłosy westchnął podpierając brodę rękami. Usłyszał sygnał od strony drzwi.
-Wejść. - Jego nowy adiutant wszedł do środka ze śniadaniem.
- Dzień dobry, Imperatorze. Zolan kazał przekazać, że chciałby omówić szczegóły koronacji, kiedy tylko dojdziesz do siebie.
Hux prychnął cicho sięgając po kawę.
- Przekaż mu, żeby przyszedł tutaj.

- Tutaj? - adiutant spojrzał na Rena w łóżku. Hux uniósł brew śledząc jego spojrzenie.

- Tak. Uważasz, że jest niezbyt wyjściowy? - Ren uniósł się zirytowany na łokciach.

- Ja?...

- Rozmawiamy o wystroju, Kylo. Leż dalej. Więc jak podporuczniku? - zerknął na niego nadal nie spuszczając wzroku z Rena. Chłopak zawahał się patrząc na rycerza.

- Cóż... prawdę mówiąc Imperatorze... Jest... Bardzo wyjściowy... - wydukał. Hux niemal wypluł kawę, a Ren zaniósł się śmiechem opadając na łóżko. Rudowłosy zacisnął usta.

- Hux nie gotuj się tak. Podporucznikowi podoba się "wystrój". To chyba dobrze świadczy o twoim guście.

- Zejść mi z oczu, podporuczniku. - wycedził.

- Tak, sir! - wrzasnął zestresowany chłopak i prawie wybiegł z pokoju.

- Rozmowa chyba nie przebiegła po twojej myśli. - wyszczerzył się rycerz rozbawiony, narzucając coś na siebie. Hux upił łyk kawy przyglądając się mu. - Hux. - uniósł jego podbródek dwoma palcami.

- Mm?

- Mówiłem do ciebie.

- Wiem. - podał mu kubek. Kylo prze lewitował przedmiot na biurko. Hux przewrócił oczami. - Czasem mógłbyś się nie popisywać, tak dla odmiany. - Ren uśmiechnął się lekko siadając mu na kolanach.

- Nie lubisz zmian. - Ren obserwował zaskoczony jak Hux opiera głowę o jego ramię. Armitage zamknął oczy czując jak rycerz wsuwa mu rękę we włosy.

- Bądź grzecznym mężem i zachowuj się należycie na koronacji. - wymruczał. Ręka Rena zatrzymała się.

- To znaczy?

- Uklęknij.

- Nie ma mowy. - odsunął się. Hux prychnął. - I lepienie się do mnie nie pomoże.

- Idź do diabła. - warknął rudowłosy poirytowany odsuwając się od niego, wziął swoją kawę i zapalił papierosa, brunet objął go rękami za szyję przyglądając się mu. Hux odwrócił wzrok.

- Dopiąłeś swego, Armitage. Jesteśmy równi, bo w końcu tego chciałeś, czyż nie?

- Chciałem cię widzieć w piachu. - dmuchnął w niego dymem z satysfakcją obserwując jak Ren kaszle. - I kiedyś zobaczę. 

Dzień dobry, GeneraleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz