44.

324 16 1
                                    

Pov. Danielle

Siedziałam w wannie, otoczona gorącą wodą. Siedziałam, płakałam i jadłam. Kiedy byłam z Niccolo nie mogłam pozwolić sobie na chwilę słabości, bo on też by się złamał. Natomiast teraz, kiedy jestem sama mogę płakać do woli. Choć teraz niestety przerwał mi mój telefon, który nagle zaczął dzwonić. 

-Halo?- mruknęłam próbując opanować oddech.

-Danielle?- usłyszałam jego głos. Zachrypnięty, złamany i cichy- Policja mnie aresztowała. Ale to nie najważniejsze. Moja matka jest w szpitalu, proszę, jedź do niej. Błagam Danielle...

-Nick...?-mruknęłam przerażona, ale ten się rozłączył. 

Drżącymi rękoma odłożyłam telefon na stoliczek obok mnie. Powoli, z początku dość nieefektywnie zbierałam i układałam myśli w mojej głowie. Nick, policja, areszt. Te trzy słowa błądziły po moim umyśle, lecz nie mogły się ze sobą połączyć, by utworzyć logiczną całość. Patrzyłam tępo w jeden punkt przede mną, moje ręce drżały jak galareta, a przez całe ciało non stop przechodził nieprzyjemny dreszcz. Moje oddechy z sekundy na sekundę stawały się coraz bardziej równomierne, a moje serce powoli odzyskiwało swój rytm.

W końcu wyskoczyłam jak poparzona z wanny. Osuszyłam ciało ręcznikiem i założyłam na siebie pierwsze lepsze ubrania. Włosy związałam w bardzo niechlujnego koka, by mi nie przeszkadzały. Wsunęłam telefon do kieszeni i biegiem rzuciłam się do drzwi. Za trzy minuty mam busa w stronę najbliższego szpitala, a ja wiedziałam, że nie mogę się spóźnić. Nawet przez ulicę przebiegłam, zupełnie nie zwracając uwagi na samochody trąbiące na mnie. Koniec końców zdążyłam.

Po kilkunastu minutach byłam na miejscu. Niepewnym ruchem podniosłam się z siedzenia i chwiejnym krokiem ruszyłam w stronę wielkiego, białego budynku. Rzuciłam się do recepcji jak głodne zwierzę na ofiarę. 

-J-ja...-wymruczałam, gdy jedna z kobiet, ubranych w biały kitel postanowiła się mną zainteresować.-...chciałabym spytać, c-co z panią... Beatrice  Di Costanzi?

-Jest pani kimś z rodziny? 

-T-tak...

-Cóż, musiałaby pani spytać jej lekarza prowadzącego. O! Tam jest...-kobieta wskazała dłoń lekarkę, która właśnie wyszła z jednej z sal.

Rzucając ciche 'dziękuję' odsunęłam się od recepcji i jakimś cudem doczołgałam się do lekarki. Spojrzałam jej w oczy i prosiłam spojrzeniem, by odczytała moje zamiary. Byłam tak bardzo zmęczona, ale wiedziałam, że nie robię tego dla siebie. Robię to dla Nicka. Dla niego i jego mamy.

-D-dzień dobry. Co z nią?- spytałam łamiącym się głosem łapiąc kobietę w białym kitlu za nadgarstki- Co z Beatrice Di Costanzi?

-Kim pani dla niej jest?- spytała ze stoickim spokojem.

-J-ja jestem...-bąknęłam-...jestem... synową...

-Cóż...-jej stoicki spokój został jakby zachwiany. Ba, on został całkowicie zdmuchnięty. Zniknął.- Pani teściowa miała rozległy zawał. Nie możliwym było jej urat...

-Nie!- wrzasnęłam na cały szpital, padając na kolana- Nie prawda! Nie prawda! Nie...! 

Wybuchnęłam płaczem.

I'm holding You.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz