48.

317 14 3
                                    

Rok.

Dwanaście miesięcy.

Trzysta sześćdziesiąt pięć dni.

Na aż tak długo ci głupi ludzie chcą rozdzielić moje serce od miłości mojego życia. Słysząc te perfidne słowa poczułam jakby ktoś wbijał w moje serce nóż. Krew wypływająca z niego objawiła się za pomocą łez, które opuszczają moje powieki. Próbuję się jednak uspokoić, bo przecież wiem, że to i tak łaskawa kara. Większość z nich dostała dożywocie, tylko nielicznym udało się otrzymać krótszy wyrok. Mówiąc krótszy mam na myśli dwadzieścia pięć lat w zawiasach, więc rok to wcale nie tak dużo.

-Właśnie idiotko, przestań się mazać.-mruknęłam sama do siebie osuszając łzy chusteczką.

Wyszłam z sali rozpraw i natychmiast zaczęłam szukać Niccolo. Chciałam się z nim jeszcze zobaczyć, bo ponoć musi minąć trochę czasu zanim dostanie zezwolenie na widzenia. Musiałam go jakoś podnieść na duchu, choć sama ledwo się trzymałam. Wreszcie udało mi się go dostrzec. Stał skuty w kajdanki, z policjantem, który rozmawiając z jakimś innym kolegą z komisariatu, i trzymał Nicka za łokieć. Korzystając z okazji podeszłam do chłopaka i położyłam mu dłoń na ramieniu. Przestraszył się, choć wcale nie chciałam go wystraszyć. Widać było, że jest już wszystkim bardzo zmęczony.

-Nick...-zaczęłam, ale nie pozwolono mi skończyć.

-Co pani robi? Proszę się odsunąć i najlepiej wrócić do domu.- bąknął policjant, który nie był jednak wystarczająco bardzo pochłonięty rozmową.

-Proszę, dajcie mi z nim porozmawiać. Pięć minut.-mruknęłam błagalnym głosem.

-Nie ma mowy. To niezgodne z...

-Na litość boską!- włączyłam moje wspaniałe aktorskie umiejętności- Do czego to już doszło w tym kraju? Nie pozwalacie kobiecie w zagrożonej ciąży zamienić słowa z jej mężem?! Czy pan jest bez serca? Już dość mam zmartwień, chce pan żebym poroniła?

-Oh...-zająknął się, ale za sekundkę przybrał na powrót zdecydowany wyraz twarzy- Niech będzie. Pięć minut, ani sekundy dłużej.

-Oczywiście.- powiedziałam dumna z siebie. Przejęłam Nicka odciągając go nieco dalej. Widziałam morderczy wzrok policjanta, ale ten nic nie zrobił.- Nick słonko, jak się trzymasz?

-Jakoś...-mruknął zupełnie bez życia. W jego anielskich oczach również tego życia nie było widać.

-Ej nie możesz się załamywać. Musisz być silny. Wiem, że to trudne, ale pamiętaj, że z tobą jestem. O każdej porze dnia i nocy.- przykucnęłam przed ławką na której siedział i ujęłam w dłonie jego policzki.

-Wiem...-odetchnął-...Danielle, mam prośbę. 

-Jaką? Wal śmiało.

-Proszę cię odwiedzaj moją matkę na cmentarzu. Kupuj znicze i w ogóle. Odpłacę się, obiecuję...

-Dobrze, zgadzam się, ale ja też mam prośbę. 

-Tak...?

-Chcę żebyśmy byli parą Nick. Chłopakiem i dziewczyną.- zobaczyłam w jego oczach słabiutką iskierkę szczęścia i nadziei co na powrót odbudowało moje siły- Zostaniesz moim chłopakiem, Niccolo?

-Nie.- powiedział stanowczo, co cholernie wytrąciło mnie z równowagi.- To nie tak powinno być, Danie. -wziął głęboki wdech- Danielle, czy chcesz zmarnować sobie życie przy takim bandycie jak ja i zostać moją dziewczyną, następnie narzeczoną, aż w końcu żoną?

-ha!- wrzasnęłam trochę za głośno- Chcesz żebym zawału dostała idioto?- pocałowałam go, ale krótko, ponieważ jeszcze musiałam udzielić odpowiedzi- Tak, chcę zostać twoją dziewczyną, narzeczoną, a następnie żoną. Pragnę tego, ale nigdy nie wybaczę ci tego, że nazwałeś siebie bandytą i jebnąłeś o tym marnowaniu życia.

Kurwa, on się zaśmiał. Szczerze się zaśmiał.

I'm holding You.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz